Rozdział 2 "Irytuje mnie sama jego egzystencja."

Wdrażać w życie swój plan Albus zaczął już następnego poranka, kiedy to siłą zaciągnął Rose do stołu Ślizgonów.

Zdziwiona dziewczyna próbowała protestować, ale młody Potter za każdym razem przerywał jej w pół słowa, zbywając ją jakimś komentarzem, co zaczynało doprowadzać rudowłosą do szału. 

- Albus, do cholery, co my wyprawiamy? - szepnęła natarczywie, pociągając za rękaw jego koszuli. Byli już prawie u celu, gdzie czekał na nich równie zdziwiony Malfoy i niesamowicie rozbawiony Zabini, który jako jedyny znał nieco więcej szczegółów genialnego planu Albusa. 

- Już, momencik. - mruknął Ślizgon, usadawiając swoją kuzynkę naprzeciw Scorpiusa. Rose nie była z tego powodu zadowolona, ale nie chciała odstawiać szopek przy obcym stole. Było jej wystarczająco głupio i niekomfortowo. - Napij się herbatki, Rosie. Ty też, Malfoy. 

Blondyn chwycił w dłoń kubek z parującą jeszcze herbatą, po czym obejrzał go z każdej strony, a także powąchał kilka razy, robiąc przy tym wybitnie głupią minę. Kiedy skończył ten dziwny proces, spojrzał na swojego przyjaciela z niepewnością. 

- Na pewno niczego tam nie dolałeś? - spytał, a Zabini zaczął prawie krztusić się ze śmiechu. - Bo jakoś ci nie ufam. 

- Nie, tym razem to zwykła herbata z cukrem. - oznajmił Albus, a żeby dodać swoim słowom wiarygodności wyrwał kubek z rąk Rose i upił z niego łyk gorącego napoju, czego od razu pożałował. - Ał, gorące! 

- Nie spodziewałam się, że herbata, do której zrobienia, wykorzystuje się wrzątek może być gorąca. Dzięki, że mnie ostrzegłeś, Al. - sarknęła Rose, odbierając swój kubek od kuzyna. 

- Dokładnie. - zgodził się z nią Scorpius, a rudowłosa posłała mu mordercze spojrzenie. Blondyn westchnął, a w końcu sam napił się swojej herbaty, uprzednio dmuchając w nią, by nieco się ostudziła. - Dobra, Al, wytłumaczysz nam teraz, co twoja kuzynka robi przy naszym stole? Nie wygląda na to, aby przyszła tu dobrowolnie.

- Bo nie przyszłam. - warknęła Weasley'ówna z oburzeniem patrząc na swojego kuzyna. - Powinnam teraz spokojnie siedzieć przy moim stole razem z Amy, Roxanne, Maksem i Jasperem, a zamiast tego użeram się z tymi przygłupami. 

- Oj, nie marudź tak... - westchnął Albus, który coraz bardziej wątpił w powodzenie swojego planu. 

- To powiedz mi w końcu, po co mnie tu ściągnąłeś. - ostrzegła, grożąc mu palcem. - Bo w innym przypadku naśle na ciebie twoje wielbicielki. 

Albus pobladł gwałtownie. 

Jeśli było coś, czego młody Potter nie lubił, było to przede wszystkim kilkanaście dziewcząt, które non stop nie dawały mu spokoju, chodząc za nim i prosząc się o atencję. I o ile Albusowi nie przeszkadzało zainteresowanie jego osobą, o tyle fanki, które obchodziło tylko i wyłącznie jego nazwisko, mocno dawały mu się we znaki. 

- Dobra, dobra... Już mówię. Wpadłem na świetny plan, by zrobić z was przyjaciół i stwierdziłem, że to się może udać. - powiedział na jednym wydechu, bojąc się, że Rose przerwie mu w pół słowa. - No, więc... Integrujcie się!

Zapadła chwilowa cisza, podczas której Rose patrzyła na kuzyna z niedowierzaniem i zdradą, wymalowaną na jej twarzy, a Victor próbował się nie roześmiać. Nie trwało to jednak długo, gdyż już po chwili mulat zaczął trząść się ze śmiechu, spadając przy tym z ławki, lecz nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Kilka osób, w tym Rose, spojrzało na niego jak na wariata. 

- Um, Albus, wydaje mi się, że twój sposób nie zadziała. - mruknął w końcu Scorpius, rozbawiony całą tą sytuacją. - Zdajesz sobie sprawę, że tu nie wystarczy powiedzieć 'Integrujcie się' i koniec? 

- Ale wy macie problemy... - jęknął chłopak, po czym westchnął, sfrustrowany. - Starałem się, okej?! Moglibyście przestać się wreszcie kłócić i zostać przyjaciółmi, czy coś...

- Po moim trupie, Potter! - prychnęła Rose, która otrząsnęła się już z szoku. Wiedziała, że Albus ma głupie pomysły i że cały czas liczy, że ona i Scorpius wreszcie zaczną się dogadywać, ale nie sądziła, że zacznie knuć jakieś intrygi za jej plecami. - Nie możesz nas zmusić, byśmy się dogadywali, nie rozumiesz? Już nie raz próbowałeś i zawsze kończyło się to fiaskiem. Nigdy, ale to nigdy nie zaprzyjaźnię się z Malfoy'em! Myślę, że on podziela moje zdanie. 

Tuż po tym zdenerwowana dziewczyna ruszyła do swojego stołu, posyłając kuzynowi ostatnie, wrogie spojrzenie, jasno mówiące, że czeka ich później poważna rozmowa na ten temat. 

- Brawo, Al, brawo! - zawołał nagle Zabini, kolejny raz zanosząc się śmiechem. Nikt jednak nie podzielał jego rozbawienia. - Myślałeś nad zostaniem reżyserem albo kimś takim? Bo wyszła ci z tego niezła komedia. 

- A, przymknij się, Victor. - fuknął urażony okularnik. - Chciałem dobrze. 

- Ty zawsze chcesz dobrze, a później wychodzi z tego jakieś bagno. - parsknął mulat. - Prawda, Scorpius?

Malfoy nie odezwał się do końca śniadania, w ciszy trawiąc słowa Rose. 

🌹

Po incydencie ze śniadania Rose nie była zbyt chętna do rozmowy ze swoim kuzynem. 

- Ale, Rosie, ja naprawdę chciałem dobrze! - zawołał Albus, kiedy to wkurzona rudowłosa uciekała przed nim z biblioteki, by jak najszybciej schować się w swoim dormitorium. - Porozmawiaj ze mną, chociaż chwilę!

- Och, no dobrze. - westchnęła dziewczyna, zatrzymując się na środku korytarza. Był środek kolacji, więc nikt się tam nie pałętał, co dawało im możliwość swobodnej rozmowy. - I tak nie mogłabym unikać cię w nieskończoność, a prawda jest taka, że w sumie nie zrobiłeś nic złego. Nieco mnie poniosło, przepraszam. 

Albus ucieszył się na te słowa, bo było mu naprawdę głupio. Nie tak miało to wszystko wyjść. 

- To ja przepraszam, Rose. - oznajmił, poprawiając okulary, które zsuwały mu się z nosa. - Mogłem to inaczej rozegrać. 

- Albo po prostu nie ingerować w naszą relację. - warknęła dziewczyna. - Albus, ja wiem, że czasami ciężko ci balansować między mną, a Scorpiusem, za co bardzo cię przepraszam. Nie będę jednak ukrywać, że za nim nie przepadam. Nie zapowiada się również, bym miała zmienić zdanie. 

- Wiem, wiem... - westchnął, po czym zamilkł, zamyśliwszy się. - Tylko, zastanawia mnie, czemu ty go tak bardzo nie lubisz, co? 

Rudowłosa zamyśliła się. Tak naprawdę nie wiedziała, co spowodowało jej niechęć do owego Ślizgona. Może zazdrość? A może uprzedzenie do Malfoy'ów, które ojciec najwyraźniej przekazał jej w genach? Nie wiedziała. 

- Szczerze? Sama nie wiem. - przyznała w końcu, a Albus westchnął głęboko. - Ale jest w nim coś, co doprowadza mnie do szału. 

- I tylko, dlatego tak go nie lubisz? - spytał z niedowierzaniem. - Naprawdę nie możesz dać mu szansy, Rose? Tak dużo cię to kosztuje?

Dziewczyna przymknęła oczy, odliczając w myślach do dziesięciu. 

- Albus, kuzynie, ja wiem, jak zależy ci na tym, byśmy się przyjaźnili i w ogóle... Ale ja go nie znoszę, zresztą ze wzajemnością. Nie wszyscy na tym świecie muszą się dogadywać. 

- Tylko... Zdajesz sobie sprawę, że Scorpius nic do ciebie nie ma i zawsze to ty robisz problemy? - spytał niepewnie Potter.

To nieco zbiło dziewczynę z tropu. 

Nie wiedziała, że Scorpius jej nie-nienawidził. Ale czy to cokolwiek zmieniało, skoro ona dalej uważała, że blondyn jest strasznie denerwujący?

- Rosie, proszę... - mruknął Al, dając jej kuksańca w bok. - Nie możesz zrobić dla mnie wyjątku i chociaż udawać, że go tolerujesz? 

Rudowłosa westchnęła, czując się pokonana. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nawet jeśli zaprzeczy Albus nie odpuści i w końcu postawi na swoim. 

- Och, zastanowię się. - burknęła, wymijająco. - A teraz daj mi wreszcie spokój, bo zaraz nie zdążę na kolację. 

Albus uśmiechnął się szeroko, przytulając mocno niższą od siebie kuzynkę. Chłopak wciąż żywił nadzieję, że Rose i Scorpius jeszcze staną się przyjaciółmi. 

Gdyby wtedy wiedział, jak daleko zajdzie jego plan. 

🌹

Leżąc wieczorem w swoim dormitorium Rose zastanawiała się, czy kiedykolwiek zazna jeszcze spokoju.

Jej przyjaciółki od ponad godziny prawiły jej wykłady na temat tego, że Albus miał rację; że Malfoy wcale nie jest taki zły; że jest uprzedzona... A ona miała już tego dosyć, ponieważ jedyne, czego teraz potrzebowała była duża dawka snu. 

- Rose, kochana, wiemy, że jesteś uparta i w ogóle... - zaczęła Roxanne, siedząc na swoim łóżku i piłując swoje długie paznokcie. - Ale Scorpius serio nie jest taki zły, a już na pewno dużo różni go od jego ojca. No, może z wyglądu są prawie identyczni, ale...

- Tak, tak, zrozumiałam... - jęknęła Rose, po czym zakryła dłońmi twarz. - Jestem uprzedzona, on jest cudowny i powinnam dać mu szansę. A jeśli ja nie chcę? Nie macie nikogo, kto po prostu was irytuje, nawet bez powodu? Nikt? Zero? Bo u mnie tak właśnie jest ze Scorpiusem. Irytuje mnie sama jego egzystencja. 

Rose nie uważała, żeby w życiu czegokolwiek jej brakowało, a już na pewno nie Scorpiusa Malfoy'a w roli jej przyjaciela. 

- Ale... - zaczęła Megan, lecz rudowłosa dziewczyna przestała już udawać, że ta cała pogadanka ją nie denerwuje i zaczęła jawnie okazywać swoją niechęć do wszystkiego, co mówiły. 

- Nie ma żadnych ale! Dajcie mi po prostu święty spokój, dobrze? Tylko o tyle proszę. Nic więcej. - burknęła, w duchu bardzo ciesząc się, że była już umyta i przebrana w piżamę. Dzięki temu mogła po prostu zasłonić kotary swojego łóżka i oznajmić, że idzie spać, co właśnie zrobiła. - Dobranoc. 

- Dobranoc, Rose... - westchnęła Amy, zmartwiona postawą przyjaciółki. Blondynka była bardzo empatyczną osobą i przykro było jej z powodu zachowania rudowłosej. Panna Longbottom postanowiła porozmawiać z dziewczyną na spokojnie, kolejnego dnia. Liczyła, że może to cokolwiek da. 

Amy nie wiedziała jednak, że Rose wcale nie poszła spać, a jedynie leżała, oddychając głęboko, próbując się uspokoić i odgonić niechciane łzy, zbierające się w kącikach jej oczu. Wszyscy wymagali od niej, by na siłę kogoś polubiła. A kiedy teraz o tym myślała, doszła do wniosku, że może faktycznie mieli rację z tym, że mogłaby mu dać chociażby jedną szansę. W końcu Scorpius nigdy nic jej nie zrobił, a kiedy zastanawiała się nad tym dłużej, nie mogła nawet przypomnieć sobie momentu, w którym blondyn zaczął ją tak denerwować... Było tak, jakby już od dziecka miała zakodowane w głowie, że Malfoy jest zły i koniec. 

Rose poczuła się dziwnie, więc prędko odgoniła od siebie niechciane myśli; nie miała ochoty martwić się Scorpiusem Malfoy'em tuż przed snem. 

Los jednak postanowił spłatać jej figla, sprawiając, że to właśnie owy blondyn przyśnił jej się tej nocy. Siedział w pustej sali, na jednym z krzeseł i patrzył na nią wyczekująco, jakby chcąc usłyszeć jej decyzję. 

A Rose wiedziała już, że jej sumienie nie da jej spokoju, dopóki nie zdecyduje się dać Ślizgonowi szansy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top