Rozdział 48
Delfi:
To wszystko co się ostatnio dzieje w moim życiu, te zmiany, problemy i wyzwania, są dość nowe, skomplikowane i trudne. Wciąż nachodzą mnie myśli z pytaniem o to, jak będzie wyglądać przyszłość. Czy dam sobie radę, czy popełnię błąd. Czy będę sama albo czy będę dobrą matka. w takim momencie życia to chyba normalne. Można powiedzieć, że znalazłam się w tym jednym z bardziej przełomowych momentów życia. Nie będę już sama, odpowiedzialna tylko za siebie. Będę matką i będę odpowiedzialna za moje dziecko. To niesamowite i piękne. Chciałabym już znać płeć, kupować ubranka a najbardziej przytulić moje maleństwo. Jednak patrząc na to wszystko z drugiej strony to trochę się wciąż boję. Nie wiem jak to będzie...
Jak na razie wiary, że wszystko się uda dodaje mi fakt, że mam przy sobie Gastona. Znowu jesteśmy razem i chyba powoli udaje nam się odbudować to co nasza własna głupota zepsuła ostatnim razem. Krok po kroku, randka po randce, pocałunek po pocałunku na nowo zbliżamy się do siebie i po raz kolejny uczymy się sobie ufać i mówić o wszystkim. Niby za którymś razem to zawsze jest łatwiejsze niż za pierwszy, bo już kiedyś ufaliśmy sobie całkowicie i byliśmy ze sobą całkiem szczerzy. Jednak gdy te uczucia zostaną zranione to nie tak łatwo da się od razu rzucić na głęboką wodę. Zwłaszcza w takiej sytuacji w jakiej jesteśmy teraz.
Ja i Gaston spędzamy razem więcej czasu. Chodzimy na randki, na spacery, rozmawiamy i staramy się nadrobić stracony czas. Poza odbudowaniem świetności naszego związku, innym głównym celem jest dziecko. Nie planowaliśmy tego więc nie jesteśmy przygotowani. Pozostają pytania jak to będzie. Oboje wciąż o tym myślimy i rozmawiamy. Muszę przyznać, że jest o wiele lepiej gdy mogę podzielić się swoimi myślami, obawami i nadziejami z Gastonem. Nie czuję się już tak bardzo samotna. Jeśli wszystko będzie dobrze, będziemy nadal razem, będziemy mogli się wspierać i liczyć na siebie. Razem zawsze jest lepiej.
A co najważniejsze, moje serce nareszcie jest spokojne. Potrzebuje Gastona. Jak tlenu, jak jedzenia, jak wody. On jest dla mnie wszystkim i nie umiem być bez niego naprawdę szczęśliwa. Co by się nie działo nie chce go stracić. Dlatego bez znaczenia jak bardzo byśmy się ranili zawsze dam na kolejną szansę. Nawet gdyby to była już miliona. Wolę popełniać błędy, cierpieć i wybaczać niż by nie było go w moim życiu. Jak by źle nie było, moglibyśmy się kłócić, milczeć, przechodzić przez piekło - co właściwie wiele z tego już było - ale ja bym z niego nie zrezygnowała. Po prostu bym nie potrafiła. Za bardzo go kocham by żyć bez niego. Prędzej nauczyłabym się oddychać bez tlenu niż kochać i być szczęśliwą kimś innym niż on.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top