Rozdział 25

Delfi:

Siedziałam tak już kilkanaście minut. Czas strasznie się dłużył, a w pokoju Ambar panowała okropna cisza. To było nie do zniesienia. Ja i Gaston byliśmy w jednym pokoju a zachowywaliśmy się jakby dzielił na ocean i jakbyśmy się nie znali. Siedzieliśmy z dala od siebie i się nie odzywaliśmy.

Nie miałam pojęcia co zrobić. Jeśli będę milczeć to mogę stracić kolejną okazję by się do niego zbliżyć i pogodzić. A mimo wszystko przecież bardzo tego chcę. Zależy mi na nim i nadal go kocham całym sercem Z drugiej strony jak się odezwę on może być dla mnie nie miły i znowu będę cierpieć... I nie wiem co mam powiedzieć.

Po dłuioch namyśleniach zdecydowałam się jednak zabrać głos. To chyba chłopak powinien wykonywać pierwszy krok, ale cóż... Widać to ja jestem mniej uparta i mi bardziej zależy.

- Gaston... - zaczęłam niepewnie - Może pogadamy ? Ambar inaczej nas nie wypuści.

Chłopak spojrzał na mnie ale nic nie odpowiedział. Już pomyślałam, że znowu zupełnie mnie zignoruje. Jednak po chwili wstał ze swojego miejsca i usiadła na fotelu na przeciwko mnie.

- Okej... - Brunet spojrzał na mnie, ale widocznie nie wiedział co powiedzieć - Ym.. może chcesz soku ? 

Może mi się tylko wydawało, ale on chyba też był zdenerwowany i czuł się skrępowany. Chyba próbował odwlec tą rozmowę. Zamiast się odważyć napił się soku a potem wziął ciastko. Nie wiedziałam co robić.. To było takie krępujące. W końcu także napiłam się łyku soku i wzięłam ciastko.

Nadal milczeliśmy ale chociaż nie siedzieliśmy po dwóch przeciwnych stronach pokoju. To chyba już coś. Ale jak widać to będzie bardzo długa droga...

- Nie wiem co powiedzieć - zaczęłam - Nie chcę się kłócić...

- Ja też nie chcę się z Tobą kłócić - Chłopak delikatnie uśmiechnął się do mnie - Dziwnie i żle to wyszło... To zerwanie, ja z Niną, unikaliśmy się...

- Oboje popełniliśmy błędy - stwierdziłam.

W duchu cieszyłam się bo chociaż zaczęliśmy rozmawiać. Powoli i jakby ostrożnie nadal bojąc się powiedzieć coś źle, ale rozmawialiśmy. Tak bardzo mi tego brakowało..

- Ja... Ym... - wahał się Gaston - Przepraszam Cię... za wszystko co powiedziałem w czasie zerwania, i za to, że Cię unikałem.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się lekko - I ja też przepraszam. Wtedy nas oboje poniosło. Wcale tak nie myślę...

- Ja też nie - powiedział niepewnie Brunet - A więc co teraz ?

- Nie wiem - spojrzałam na niego - Kim jesteśmy dla siebie ? Byliśmy parą... Potem się unikaliśmy...

- Nie chcę się zachowywać jakbym Cię nie znał albo być Twoim wrogiem - wyznał Gaston - Nie umiem tak i nie chcę... Nadal jesteś dla mnie ważna 

- Naprawdę ? - spytałam a w moim sercu na nowo obudziła się nadzieja -  Ja także nie chcę się  z Tobą kłócić ani Cię unikać.. To okropne. Tak wiele przeszliśmy więc powinniśmy chyba umieć się dogadać... być chociaż przyjaciółmi.

Zapadła między nami cisza. Nikt znowu nie wiedział co powiedzieć. Zjadłam kolejne ciastko by jakoś pozbyć się stresu czy zablokować te irytujące myśli... Jednak to był chyba błąd. Na chwilę tak skupiłam się na Gastonie, że zapomniałam, że nadal dokuczają mi mdłości. Po kolejnym zjedzonym ciastku od razu zrobiło mi się niedobrze... I w tej chwili się bałam. Przecież Gaston się wszystkiego dowie...

- Coś nie tak ? - spytał Gaston spoglądając na mnie.

- Wszystko dobrze - uśmiechnęłam się sztucznie - Za chwilę wrócę.

Wstałam z fotelu i poszłam do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i zrobiłam to co robiłam od kilku dni. Zwymiotowałam. To jest takie okropne i męczące. Mam nadzieję, że ten objaw ciąży szybko minie..

Jednak nie tylko to nie miłe uczucie mi przeszkadzało. Był też strach. Bałam się, że Gaston słyszał wszystko i zaraz dostanę od niego pytania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top