Rozdział 10
Delfi:
Długo myślałam o tym wszystkim... Jak się okazuje myślenie to też może być męczące czy nawet irytujące zadanie. Naprawdę. Próbuję coś przemyśleć ale za bardzo się martwię, boję, albo uczucia biorą górę. Nic sensownego nie przychodzi mi do głowy i mimo poświęconego czasu wciąż jestem w tym samym miejscu co na początku.
Trochę to śmieszne... Do tej pory miałam odmienny problem. Nie chciałam myśleć, a myśli przychodziły samej. Zwłaszcza wieczorami i późno w nocy. Nie mogłam spać tylko wspominałam wszystkie chwile, gesty, pocałunki i słowa Gastona. Każdą spędzoną razem chwilę Mimo, że chciałam i próbowałam spać, odpoczywać to nie mogłam odgonić myśli. Prześladowały mnie i trzymały przy sobie jak jakieś niewidzialne liny wokół mojego serca. Nie umiałam zapomnieć. Nie umiałam nie wspominać. Nie było dnia gdybym nie tęskniła i nie płakała. Myślenie było uciążliwe i niechciane. Raniło mnie ale nie umiałam wyrzuć Gastona z głowy ani z serca.
To wszystko mi nie minęło. I pewnie nie minie. Nie stało się nic takiego, żaden cud lub katastrofa które wyleczyłby mnie z miłości do Gastona. Nic. Nadal go kochałam. Nadal za nim tęskniłam. Nadal mi go brakowało. Nadal chciałam do niego wrócić... Nadal, nadal i nadal Gaston pojawiał się w moich myślach a moje serce chciało jego miłości.
Ale teraz moje myśli były zmuszone podzielić się na pół. Nie wiem czy im to się podoba czy nie, ale wyboru nie było. Połowa moich myśli, zupełnie bez moich ingerencji, wciąż krążyła wokół Gastona. Za to druga część skupiała się na ciąży i na nienarodzonym jeszcze dziecku. I tu sytuacja była odwrotna. Bo ja chciałam myśleć i znaleźć odpowiedzi na męczące mnie pytania, ale moje myśli i rozum nie chciały ze mną współpracować.
To co mnie spotkało, to co się dzieje i co będzie trwać to bardzo poważna sytuacja. Duża odpowiedzialność. To będzie wymagać ode mnie zaangażowania, uwagi, troski, rozsądku i nie wiem czego jeszcze... Sama nie wiem na co liczę... Na cud który sprawi, że obok mnie pojawi się Gaston... ? Że dzięki niemu będę mogła się z tego cieszyć i odrzucić w kąt smutki i zamartwienia.. ? Że dzięki niemu będę czuła się bezpieczna i spokojna... ? Sama nie wiem, ale tak to wygląda. Kocham go i nie przestanę. Chciałabym by był teraz przy mnie. Był mogła go przytulić, porozmawiać. Wyznać moje obawy i lęki. Poczuć jego wsparcie. Tak bardzo tego potrzebuję... Ale to tylko śmieszne nadzieje zranionego i wciąż zakochanego serca. Nic więcej. To niespełnione potrzeby i marzenia. Gaston już nie jest mój i już mnie nie kocha... Nie pojawi się koło mnie gdy będę tego potrzebować. Nie będzie moim rycerzem który mnie uratuje od smutku czy lęku. Nie będzie moim księciem który zamieni moje życie w bajkę... Nie mogę dłużej o tym myśleć... To tak bardzo boli...
Trzeba wziąć się w garść. Przestań tęsknić albo chociaż to zmniejszyć. Teraz mam inne ważne sprawy na głowie. Już nie chodzi tylko o mnie. Nie mogę być egoistką i myśleć o tym czego ja chcę, o moim szczęściu. W moim brzuchu rozwija się mała istota za którą jestem w pełni odpowiedzialna. To jej dobro i szczęście powinno być teraz dla mnie najważniejsze. Tylko czy ja jestem na to wszystko gotowa ? Czy sobie poradzę z nowymi wyzwaniami które mnie czekają ? Sama... ?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top