Rozdział szósty

Deszcz odbijał się echem od materiału namiotu, a ja nie miałem co robić. Subaru zabrał ze sobą jakąś książkę, więc pochłonęła go czytania i nawet nie zwracał na mnie uwagi. Leżałem tylko na swoim śpiworze, który dostałem od przyjaciela i od czasu do czasu zerkałem na niego. Nie zauważył tego. Był zbyt zajęty książką. Też chciałbym coś porobić, ale oczywiście nic nie wziąłem. A telefon mi zniszczono...

- Subaru-kun, nudzę się...

- To masz problem.

- Ej, no... Co mogę porobić?

- Zdejmij ubrania i ich pilnuj.

- Ale śmieszne... - kiedy ja dalej leżałem do góry brzuchem na śpiworze, Tanaka-kun wyjął ze swojej torby talię kart.

- Zagramy?

- Jasne!

Na dworze zrobiło się już całkowicie ciemno i tylko światło latarki dawało nam cokolwiek widzieć. O dziwo, myślałem, że będzie gorzej, a jednak jest nawet dobrze. Chodzi mi oczywiście o światło. Nadal uważam, że ta ucieczka jest zła. Nie powiem tego przyjacielowi, bo moglibyśmy się pokłócić. A tego nie chcę...

Gra w karty z Subaru była łatwa. Za każdym razem to ja pozbywałem się większości kart, a brunet miał niezadowoloną minę. Oznaczało to, że nie umiał w to grać, co bardzo mnie zadowalało.

- Słuchaj... Dzięki, że postanowiłeś ze mną uciec - Subaru-kun położył na stertę jedną z kart, ja po chwili zrobiłem to samo.

- Nie mogłem zostawić Cię samego.

- Hm... A twoja dziewczyna nie będzie za Tobą tęsknić?

- Kto? Jaka dziewczyna?

- No... ta ładna blondynka z trzeciej klasy, która zawsze do Ciebie przychodzi na przerwach. Nie chodźicie ze sobą?

- Nie! To tylko przyjaciółka!

- Tak? Co za ulga...

- Proszę? - zwróciłem zdziwiony wzrok na chłopaka i chwilę zastanawiałem się co brunet miał na myśli. - Czemu ulga?

- Nie, nieważne.

- Haru-chan Ci się podoba?

- Nie.

- To kto?

- Nikt.

Szczerze, nie wierzyłem, że Tanaka-kun nie miał kogoś, kogo lubi. Widać to po nim. W swoim życiu widziałem wiele osób, które kogoś lubiły. W gimnazjum wiele razy pomagałem kolegom z ich miłościami i prawie zawsze im się to udawało. Byłem więc wyczulony na tego typu rzeczy. Jeśli brunet kogoś lubi, dowiem się o tej osobie wszystkiego.

- Dziękuję.

- Co? Za co? - Subaru-kun odłożył swoje karty i tym samym przysunął się do mnie bliżej.

- Za wszystko.

To była chwila, kiedy chłopak położył rękę na moim policzku i delikatnie dotknął swoimi ustami moje. Rozszerzyłem oczy ze zdziwienia i szoku, jednak... nie odepchnąłem go. Dlaczego? Sam nie wiem. Po prostu... podobało mi się, więc odwzajemniłem pocałunek. Chwilę potem został on przerwany. Nie z mojej, lecz z winy bruneta.

- Nie odepchnąłeś mnie. Czemu?

- N-nie wiem... Bo po-podobało mi się...?

- Heh - Subaru-kun jakimś sposobem spowodował, że położyłem się na plecy, a chłopak nade mną zwisał. Z tego powodu byłem bardzo zarumieniony. - Jesteś niemożliwy.

Kolejny raz tego wieczoru się pocałowaliśmy, ale tym razem wplątałem we włosy chłopaka rękę. Było mi na przemian gorąco i zimno. Czy ja wariuję?

•••

Obudziłem się dość wcześnie. Słońce prześwitywało przez materiał namiotu i było skierowane centralnie na moją twarz. Z niezadowoleniem otworzyłem oczy. Chciałem się podnieść, ale coś mi to unimożliwiało. Spojrzałem na swoje biodra, na których znajdowała się czyjaś ręka. Należała ona do Subaru (bo do kogo innego?). Początkowo byłem zdziwiony, dlaczego tak jest, jednak potem przypomniałem sobie co wczorajszej nocy robiliśmy. Fala czerwieni zalała moje policzki i wcale nie zamierzała zniknąć.

Wtem, naszła mnie ochota na siku. Delikatnie zdjąłem z siebie rękę chłopaka i wyszedłem z namiotu niemal niesłyszalnie. Trawa była mokra, tak samo jak wszystko dookoła. Znalazłem jakieś ustronne miejsce i właśnie tam postanowiłem się odlać. Po skończonej czynności chwilę wpatrywałem się przed siebie, a potem poczułem, jak coś oplata mnie w pasie, dlatego krzyknąłem ze strachu.

- Dzień dobry - za sobą usłyszałem głos Subaru. Z jednej strony cieszyłem się, że to tylko on, ale byłem także na niego zły.

- Jaki dobry?! Kto pozwolił Ci mnie przytulać?!

- Ja.

- To się nie liczy!

Tanaka-kun przez jakiś czas nie miał zamiaru mnie puścić i musiałem pozwolić mu pozostać w takiej pozycji do czasu, w którym mnie nie zostawi. Trwało to kilka minut, a po tym zaczęliśmy się zbierać. Szybko i sprawnie schowaliśmy namiot, potem ruszyliśmy w drogę. Szliśmy bokiem drogi, tak, aby samochody mijające nas po drodze nie przejechały naszych młodych ciał. Znaczy, żeby mnie nie przejechały, bo jakoś nie miałem dużo ostrożności w głowie...

Zegarka nie miałem, więc nie mogłem sprawdzić, która godzina. Po słońcu mogłem jednak stwierdzić, że mogła być jakaś druga po południu. Nie byłem do końca pewny, ale coś mi mówiło, że mam rację.

- Yasuo, jesteś może głodny? - jakiś czas później, gdy dotarliśmy do kolejnego miasta, Subaru-kun zaprowadził mnie do baru, gdzie sprzedawali ramen. Na samą myśl o tym byłem głodny.

- Jeszcze jak...

- Chodźmy do środka.

Oczywiście, że byłem głodny. Od wczoraj nic nie jadłem, a ciepły ramen obudzi moje zmysły. Jedna porcja kosztowała 550 yenów*, więc jako dobry człowiek zapłaciłem za obie, aby zrekompensować się Subaru. Na początku był temu przeciwny, ale powiedziałem mu, żeby oszczędzał swoje pieniądze. Moich i tak było mało, a Tanaka- kun posiadał dużą kwotę, na którą posiliłby się każdy złodziej. Dlatego tym bardziej trzeba być ostrożnym.

- Smakowało Ci? - Subaru-kun po zjedzonym posiłku zaprowadził mnie na ławkę przed jakimś sklepem i podarował mi pełną butelkę wody, którą zapewne niedawno kupił.

- Tak! Było przepyszne!

- Cieszy mnie to. Yasuo, moglibyśmy o czymś porozmawiać?

- O czym?

- O wczorajszym zajściu - brunet chwycił mnie (bez pozwolenia) za ręce i patrzył głęboko w oczy. Zarumieniłem się przez to.

- Ja... - nie zdążyłem odpowiedzieć, bo przed moimi oczami przeleciała pusta puszka po piwie.

- Pierdolone pedały!

Okazało się, że to jakieś dresy, którym nie odpowiadało, że sobie... rozmawialiśmy. Rzucali w naszą stronę obelgi oraz puste opakowania po jedzeniu. Czułem się z tym źle...

- Yasuo, schowaj się gdzieś.

- Co? Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie...

- Spokojnie. Nauczę ich tylko szacunku - Subaru pewnym krokiem podszedł do stojących nieopodal dresów i walnął jednemu z pięści w nos. Czuję, że czekają nas duże kłopoty...

__________

*jakieś 16,50 zł

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top