Rozdział dwunasty
Mimo napotkania dużego problemu z umyciem się, jakoś udało nam się to przetrwać. Wystarczyło jedynie nie patrzeć na przezroczystą szybę i było okej. Chociaż za każdym razem, chcąc poprawić się na łożku, mój wzrok wędrował w tamto miejsce. od razu biłem się w policzek, odganiając zbereźne myśli, których jeszcze tydzień temu nie miałem. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że i mnie one również dosięgną. Czy to jest normalne? Koledzy z klubu szkolnego czasem poruszali tematy miłości i tego typu rzeczy, ale starałem się w nie nie angażować. Wtedy było wtedy. Teraz jest teraz, a ja jestem w Love Hotelu z Subaru!
Myśli, że brunet jest tak blisko mnie nie dawały mi spokoju. Nie mogłem przez to zasnąć, dlatego co jakiś czas poprawiałem poduszkę lub pozycję spania. O odwroceniu się przodem do Subaru nie było mowy, więc nie wiedziałem, czy śpi. Miałem wielką nadzieję, że jednak już dawno zasnął. Spanie obok niego w tej sytuacji jest bardzo trudne...
Czym ja właściwie się stresuję? Przecież to nie tak, że pierwszy raz śpię z nim na jednym łożku, czy obok niego... O co więc chodzi? Dlaczego nagle teraz zacząłem się przy nim denerwować? Nie rozumiem tego... Coś się między nami zmieniło? Racja, może Subaru wyznał, że mnie kocha, jednak nie oznacza to, że... Tak... Subaru wyznał mi swoje uczucia, a ja... przyjąłem je, mówiąc że mogę go pokochać... I dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę?! To oznacza, że my ze sobą chodzimy?! Subaru i ja...?! Przez to wszystko nie miałem nawet okazji, aby o tym pomyśleć! Mój mózg tego nie wytrzyma!
- Yasuo - słysząc głos Subaru, od razu zastygłem bez ruchu. Moje nadzieje o tym, że wyższy śpi odeszły. Pojawiła się za to nowa emocja na mojej twarzy. Żal, że nie umiałem zasnąć w 3 sekundy. - Ciągle się wiercisz. Nie możesz zasnąć?
- N-nie...
- Ja też nie mogę...
Poczułem jak Subaru zmienia pozycję, w której leżał, odwracając się w moja stronę. Chcąc, nie chcąc, musiałem zrobić to samo, bo teraz na pewno będziemy ze sobą rozmawiać. W sumie obiecał, że ze mną porozmawia, a ja o tym całkowicie zapomniałem. O czym mamy rozmawiać? Nie wiem. Jednak... jest coś, co chciałem dogłębnie przedyskutować. Mimo, że to zawstydzający temat, jakoś uda mi się o to zapytać! Moja wiara w siebie jest tak duża, jak masa słońca!
- Suba--
- Mogę najpierw ja? Wiem, że mieliśmy porozmawiać na poważnie, ale...
- Jest dobrze. Zaczynaj.
- Okej - moje oczy już przyzwyczaiły się do ciemności i zobaczyłem lekki uśmiech na ustach wyższego. Odwzajemniłem go. - Chciałem Cię jeszcze raz bardzo przeprosić. Tamta sytuacja w lesie...
- Już Ci mówiłem, że przyjąłem twoje przeprosiny.
- Wiem, dalej jednak nie daje mi to spokoju.
- Mam magicznie sprawić, że twoje obawy znikną?
- Niby Ty umiałbyś to zrobić?
- Prowokujesz mnie?
- Może.
Wypowiedziane przez niego słowa mnie wkurzyły, dlatego pocałowałem go, żeby już nic nie mówił. Było mi trochę niewygodnie, leżąc. Subaru chyba to wiedział i swoimi rękami pozwolił mi na sobie usiąść. Pościel zleciała na ziemię, a nasze pocałunki stawały się zachłanniejsze. Nie tylko z jego strony, ale również z mojej. W tym momencie pragnąłem jego delikatnego dotyku. Brunet pozwolił sobie na położenie rąk na moich pośladkach. Ten dotyk był nawet przyjemny. Mimo, że przez ubrania i tak bardzo mnie zadowolił.
Kiedy zabrakło nam sił do całowania, Subaru położył mnie na plecy, odbarowując moją szyję od góry pocałunkami. Nie opierałem się. Coś mi mówiło, że tego nie pożałuję. Nawet, gdy jego kolano naparło lekko na moje krocze, a ja od tego mruknąłem, przez myśl mi nie przeszło, że mogę to zatrzymać.
- Kocham Cię, Yasuo - Subaru powiedział te słowa niespodziewanie, co mnie zaskoczyło. Chwila przyjemności zniknęła i pojawiło się pytanie: Co mu odpowiedzieć?
- Ja... Um...
- Tak, przepraszam... Powiedziałem to bez namysłu.
- Ja... zacząłem się w tobie powoli zakochiwać... Tak myślę...
Subaru nic nie odpowiedział, jedynie pogłaskał mnie po rumianym policzku. Zaraz potem spojrzałem mu w oczy. On również na mnie patrzył, jakbym wiele dla niego znaczył, bo w sumie tak było. W głowie zaświatała mi myśl. Jesteśmy w Love Hotelu, nasza aktualna pozycja mówiła wiele, jednak... nie chciałem, by działo się to zbyt szybko. Chyba dałem to swoją postawą do zrozumienia Subaru, bo natychmiast położył się spowrotem obok, przytulając mnie. Myślałem, że pójdziemy już spać, ale poczułem jego rękę, wchodzącą w moje spodnie z przedniej strony.
- S-subaru...?
- Spokojnie. Nie zrobię więcej, niż to, okej? - z lekką obawą skinąłem mu lekko głową. Moje spodnie były już opuszczone do kostek, tak samo, jak jego (zauważyłem to dopiero później). Wtuliłem się w niego, pozwalając działać.
Tego wieczoru złamaliśmy obietnicę Subaru, dotyczącą nie wymagania kontaktu fizycznego, ponieważ ja również tego chciałem.
•••
Następnego dnia obudziliśmy się niemal pół godziny przed ustalonym czasem oddania pokoju. W 10 minut pozbieraliśmy z podłogi nasze rzeczy, w 5 umyliśmy jedynie twarze i tak byliśmy gotowi do wyjścia (jak na 4 z matematyki, w tym równaniu było chyba coś nie tak). Facet w recepcji nic nam nie zrobił, nawet jeśli klucz oddaliśmy kilka minut po czasie. Kostka już mnie nie bolała (na całe szczęście) i mogłem normalnie chodzić. Teraz to wykorzystam, bo będziemy iść niemiłosiernie długo.
- Z tego pośpiechu zapomniałem zapytać...
- Hm?
- Z twoją nogą już dobrze?
- Raczej tak. Nie boli, więc jest okej.
- Czyli to jednak ja umiem czarować, ha, ha - Subaru złapał mnie za rękę, a ja przypomniałem sobie wczorajszą noc. Byłem czerwony jak pomidor.
- Głupek...
Jako, iż dalej byliśmy w mieście, musiałem mieć ubrany swój strój maskujący. Znów każdą mijana osoba patrzyła na mnie podejrzanym wzrokiem. Było mi z tym trochę źle, bo przecież wciaż razem z Subaru uciekamy i jeśli stracę ostrożność, ktos może mnie rozpoznać. Chociaż jesteśmy przynajmniej 600 kilometrów od domu, nie oznacza to, że nie szukają nas w całym kraju. Przechodząc obok jakiegoś sklepu z warzywami, siedzący przed nim staruszek czytał gazetę, na której było moje zdjęcie. Ze strachu aż się zatrzymałem, pokazując ukradkiem gazetę dla Subaru.
- Cholera, nawet tu jesteś... - Subaru przeklnął. Chyba pierwszy lub któryś tam raz usłyszałem takie słowa z jego ust. Byłem tym po prostu zaskoczony.
- Nie martwmy się tym na razie...
- Tak, masz rację. Poza tym, niedługo będziemy na miejscu.
- Naprawdę?!
- Ciszej trochę... Myślę, że dojdziemy tam do wieczora.
Podekscytowałem się, że niedługo będziemy na miejscu. Jesteśmy w drodze prawie tydzień, jestem tym bardzo zmęczony, nie wiem nawet jaki jest dzień tygodnia! Chciałbym móc poczuć się choć na chwilę wolny, nie musząc już podróżować. Teraz marzę o wygodnej ławce, szumie morza i przepysznych takoyakach. Oby w miejscu, do którego zmierzamy robili takoyaki.
Wędrówka w słońcu była ciężka. Ostatnio było źle, ale teraz jest gorzej. Po opuszczeniu miasta, słońce nad nami cały czas stawało się gorętsze, powodując, że nawet asfalt stawał się ognisty. Czułem to pod butami. W pewnym momencie nie chciało mi się dalej iść. Bolało mnie wszystko. Płuca, głowa, nogi, ręce, oczy... Zdawało mi się, że widziałem latające żaby... Zmęczenie jest okropne. Minęło dosłownie kilka godzin, gdy doszliśmy na miejsce.
Czułem... czułem się dziwnie spokojny. Nigdy nie byłem w tym mieście, a mimo to obaj dobrze znaleźliśmy drogę na plażę (i to bez mapy). Nie mogłem uwierzyć, że udało nam się tu dojść. Wchodząc na molo, spojrzałem na przepiękny zachód słońca. Czy teraz poznam uczucie zwane wolnością? Jestem pewny, że tak. Z Subaru przy swoim boku na pewno znajdę odpowiedź na wszystko.
- Tu jest prze--
- Yasuo - zwróciłem swój wzrok na bruneta. Wydawał się czymś spięty, dlatego uśmiechnąłem się do niego, dodając mu tym otuchy. Wtedy Subaru-kun klęknął przy mnie na jedno kolano, łapiąc za rękę. Nie wiedziałem, co się dzieje i co mam robić. - Yasuo... Proszę, wyjdź za mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top