- Kochanie - zaczęła brunetka, wchodząc do salonu, gdzie na kanapie siedział zielonowłosy koszykarz. Kobieta podeszła do niego od tyłu i pocałowała go w szyję. Oparła przedramiona na oparciu sofy i uśmiechnęła się, podając mu niewielkie pudełko.

- Mam dla ciebie szczęśliwy przedmiot - powiedziała.

- Kupiłaś mi herbatę różaną? - zapytał, otwierając pudełko, jednak zamiast oczekiwanej herbaty, znalazł w środku parę małych dziecięcych bucików. Wpatrywał się w nie przez chwilę, po czym spojrzał na żonę nierozumiejącym wzrokiem.

- Po co mi to? - zapytał. Kobieta parsknęła śmiechem.

- Przyda ci się za dziewięć miesięcy, tatusiu - powiedział i pocałowała go szybko w usta. Midorima patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Nie żartuj sobie ze mnie - powiedział poważnie.

- Nie żartuję - odparła kobieta równie pewnie. - Nie cieszysz się? 

Mężczyzna patrzył na nią tępo, nie wiedząc, co właściwie ma o tym myśleć.

- Jiseo, czy ja się nadaje na ojca? - zapytał z powątpiewaniem. Brunetka uśmiechnęła się delikatnie i usiadła obok niego.

- Shintarō, skarbie... Oboje kompletnie nie nadajemy się na rodziców.

- Coś w tym jest - przytaknął, a kobieta pocałowała go w usta.

- Ale damy sobie radę, tak? - zapytała z uśmiechem, trzymając jego twarz w dłoniach. Mężczyzna uśmiechnął się lekko.

- Oczywiście, że tak.

***

Takao patrzył oniemiały przez szybę na niemowlęta leżące w szpitalnych łóżeczkach. Co chwila otwierał i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz w końcu zacisnął wargi i pokręcił głową.

- Ta... Przejebane - mruknął stojący obok Shintarō, zakładając ramiona na piersi.

- Jakim cudem nie wyszło wam to w USG? - zapytał cicho czarnowłosy, wlepiając wzrok w nazwisko na jednym z łóżeczek.

- Jiseo kazała lekarzowi siedzieć cicho, bo chce mieć niespodziankę - prychnął. - No tego to się raczej nie spodziewała.

Takao przeniósł wzrok na spokojne twarzyczki niemowląt.

- Ale będę ojcem chrzestnym? - zapytał nagle czarnowłosy.

- Którego? - prychnął Midorima, a Takao zachichotał.

- Tego planowanego - uśmiechnął się.

- Nie wiem, które było planowane! - warknął Shintarō, a widząc minę przyjaciela, poprawił okulary, ukrywając uśmiech.

- Nie no... Trojaczki to super sprawa... Trzy razy więcej miłości - powiedział Takao. Zielonowłosy jęknął cicho na myśl o tym, co go czeka i westchnął, patrząc na uśpioną twarz jedynej córki.

- Shin-chan? - zaczął cicho Takao i pokręcił głową z niedowierzaniem, gdy ten tylko na niego spojrzał.

- Hm?

- Ty jak już strzelasz, to tylko za trzy.

C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top