- Mamo, sok! - zawołał Katsuki, podbiegając do kobiety. Jiseo podała mu mały kartonik, który chłopiec opróżnił kilkoma łykami.

- Wyrzuć od razu - powiedziała, a czarnowłosy pokiwał tylko głową, wrzucił kartonik do najbliższego śmietnika i udając samolot, podbiegł do czekającego przy huśtawkach ojca. Jiseo przeniosła wzrok na Takao, który uczył Kae dryblingu i mimo że dziewczynka ledwo trzymała w dłoniach ogromną pomarańczową piłkę, uśmiechała się delikatnie i z uwagą słuchała słów wujka.

Yun siedział razem z Makoto na karuzeli i rozmawiał z rudowłosą dziewczynką, trzymającą w dłoni pluszowego wieloryba. Najwyraźniej znaleźli wspólny język. Albo oni, albo ich wypchani przyjaciele.

Jiseo cieszyła się chwilą spokoju. Miała na oku najmłodszego syna, a reszta była pod pewną opieką dwójki koszykarzy. Popołudnie idealne.

- Czy możemy w końcu pójść na boisko? - idealną ciszę przerwała środkowa z rodzeństwa. Stojący za nią Takao, oparł piłkę o biodro i poprawił z uśmiechem czarne włosy.

- Muszę spadać, Ji-chan - powiedział. - Moja żona mnie zabije - zaśmiał się, oddając Kae piłkę. - Dokończymy trening innym razem, dobrze, królewno?

- Dobrze - przytaknęła cicho dziewczynka.

- Mamo, chcę do domu - mruknął Yun, przecierając oczy i ziewając cicho. Obejmował bobra jedną ręką, drugą zasłaniając usta. Jiseo wzięła chłopca na ręce, a ten wtulił się w jej ramię, dbając o to, by Makoto było wygodnie.

- Zaraz pójdziemy - obiecała. Takao pogłaskał dzieciaki po głowie i machając odszedł w stronę domu. Kae odmachała mu i przycisnęła piłkę do piersi.

- Shintarō! - zawołała Jiseo, a zielonowłosy przerzucił sobie przez ramię, śmiejącego się, najstarszego chłopca i podszedł do żony. Katsuki chichotał cicho, opierając głowę o ramię ojca.

- Idziemy? - zapytał cicho mężczyzna, mierzwiąc włosy córce.

- Ja i Yun na pewno - powiedziała, zerkając na śpiącego już chłopca. - Ale Kae chciała iść na boisko.

Dziewczynka pokiwała głową.

- Katsuki? - zapytał Midorima, a chłopiec jęknął cicho.

- Padam - powiedział, machając luźno puszczonymi rękami. - I nie chcę iść na boisko - prychnął. Kae przewróciła oczami.

- Złaź, chłopie - powiedział Shintarō, delikatnie dźgając chłopca w bok. Malec wybuchnął śmiechem i zsunął się z ramion ojca, miękko lądując na ziemi.

- To była najlepsza zabawa na świecie, tato! - powiedział, unosząc dłonie w geście zachwytu. - Jesteś super!

Koszykarz uśmiechnął się lekko i pogłaskał chłopca po głowie. Ten tylko zaśmiał się ponownie i złapał mamę za rękę, ciągnąc w stronę domu.

- Widzimy się potem - uśmiechnęła się Jiseo do męża i ruszyła z synami do mieszkania. Kae westchnęła cicho i skierowała się w stronę boiska do koszykówki.

- Dokąd to? - zapytał Shintarō, podchodząc do córki i łapiąc ją za rękę. Dziewczynka nie odpowiedziała. Mężczyzna pozwolił jej prowadzić, sprawdzając jak dobrze jego córka pamięta drogę. Tak jak się spodziewał, trafiła bez problemu.

***

- No rzucaj - powiedział ciepło, przytrzymując kolana córki. Dziewczynka siedziała na jego ramionach, próbując wycelować idealnie do kosza, a gdy jej się to udało, uśmiechnęła się lekko.

- Ładnie - pochwalił ją mężczyzna i ostrożnie schylił się po piłkę, uważając, żeby dziewczynka nie zsunęła się z jego pleców.

Shintarō usłyszał za sobą kozłowanie i zmarszczył brwi.

- Kopę lat, Midorima - usłyszał i parsknął cicho.

- Aomine - mężczyzna poprawił okulary i spojrzał na dawnego przyjaciela. Granatowowłosy uniósł lekko kącik ust, ciągle kozłując piłkę w lewej dłoni.

- Witaj, śliczna. Jak masz na imię? - spytał dziewczynki, podchodząc bliżej.

- Midorima Kae - odparła nieufnie, patrząc na mężczyznę spod przymrużonych powiek.

- Wdała się w ojca - uśmiechnął się. - Nie wiedziałem, że dorobiłeś się córki.

- I dwóch synów - odparł Midorima, podając Kae piłkę i stając przodem do kosza. Dziewczynka zerknęła podejrzliwie na Aomine i wycelowała.

- Już trójka? Jaka częstotliwość? Robisz jedno co dwa lata? - zaśmiał się, przerzucając piłkę do drugiej ręki.

- Trzy na raz - sprecyzował Midorima i poklepał córkę po kolanie, pocieszając po nieudanym strzale. Aomine parsknął śmiechem.

- Zawsze celowałeś w trójki, mam rację? - zaśmiał się, rzucając do kosza. Kae zrobiła naburmuszoną minę i założyła ramiona na piersi, widząc strzał granatowowłosego koszykarza. Shintarō przewrócił oczami.

- Jakoś tak wyszło - westchnął. - Zbieramy się? - zapytał córki, a gdy ta pokiwała głową, pomógł jej zejść i wziął ją na ręce. Dziewczynka wtuliła się w jego szyję, rzucając Aomine wściekłe spojrzenie.

- Ktoś tu za mną nie przepada - mężczyzna uniósł kącik ust, patrząc na brunetkę.

- Jaki ojciec taka córka - Midorima wzruszył ramionami i wyminął koszykarza. - Trzymaj się, Aomine.

- I nawzajem - odparł tamten. - Powodzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top