<9>

— Widziałeś moją ładowarkę? — zapytała dziewczyna, wchodząc do pokoju chłopaka. Midorima spojrzał na brunetkę i zmarszczył brwi. Ubrana była w spodnie dresowe i bluzę, a włosy miała w totalnym nieładzie. Popatrzyła na niego czerwonymi oczami i pociągnęła nosem.

— Płaczesz? — zapytał, zapominając o zganieniu jej za niezapukanie do jego pokoju.

— Nie — powiedziała, przecierając oczy rękawem.

— No przecież widzę — westchnął zamykając laptopa i odwracając się do niej na krześle obrotowym. — Stało się coś?

— Nic mi nie jest — zapewniła i uśmiechnęła się lekko. — To widziałeś tę ładowarkę?

— Nie — mruknął i wrócił do laptopa. Dziewczyna westchnęła i odwróciła się. — W salonie powinna być moja — dodał po chwili. Brunetka pociągnęła nosem.

— Dziękuję, Shintarō — powiedziała i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Midorima westchnął, po raz kolejny zapominając o upomnieniu współlokatorki, tym razem za użycie jego imienia. Nie miał pojęcia dlaczego płakała i o dziwo... W sumie chciałby wiedzieć. Nie domyślał się jaki mógłby być powód jej smutku, zwłaszcza, że on sam w niczym nie zawinił. Był tego prawie pewien.

Midorima wstał i wyszedł z pokoju, kierując się w stronę salonu. Spojrzał na brunetkę, siedzącą na kanapie i oglądającą jakiś film. Dziewczyna ponownie pociągnęła nosem i jęknęła głucho.

— Nie, Jack, proszę nie umieraj — zachlipała, patrząc w ekran. Midorima wlepił wzrok w dziewczynę i nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

— Czy to jest Titanic? — zapytał, wskazując ekran. Dziewczyna przetarła oczy rękawem i kiwnęła głową.

— Oglądasz ze mną?

— Myślałem, że coś się stało, głupia — warknął. — A ty oglądasz film?

— Od kiedy ty się o mnie martwisz? — zapytała, patrząc na niego pytająco. Midorimę zatkało. No właśnie. Od kiedy?

— Nie martwię się — prychnął, starając się przybrać obojętny ton.

— Yhym — mruknęła lekceważąco i pociągnęła nosem. — Ale jak chcesz, możesz mnie przytulić.

— Podziękuję — powiedział i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając dziewczynę samą z paczką chusteczek i zamarzniętym Leonardo di Caprio.

***

— Shintarō, to jest nagły wypadek — powiedziała, a zielonowłosy zastanawiał się przez chwilę, kiedy tak właściwie podał jej swój numer.

— Nie mów do mnie po imieniu, to raz — powiedział i niemal wyczuł przez słuchawkę jak dziewczyna przewraca oczami. — A dwa, nie mam teraz czasu.

W telefonie zapadła cisza.

— Jesz, prawda? — zapytała dziewczyna. Midorima spojrzał na trzymaną na kolanach miskę zupy fasolowej i westchnął.

— Jestem zajęty.

— Shintarō, uwierz mi, nie chcesz mnie dzisiaj zdenerwować, więc błagam cię na kolanach, weź tę kosmetyczkę z łazienki i przynieś mi do pracy! To sprawa życia i śmierci!

— Matko, co ważnego może być w tej twojej kosmetyczce? Wiza do Stanów Zjednoczonych? Lewy dowód? Karnet na siłownię?

— Nie gadaj tyle, to do ciebie niepodobne. Po prostu to zrób, proszę — powiedziała i zamknęła usta, czekając na odpowiedź chłopaka.

— Nienawidzę cię. Wyślij mi adres — mruknął.

— Jeju, Shintarō, jesteś cudowny, uwielbiam cię, dziękuję — Midorima westchnął, zastanawiając się jak dziewczyna tak szybko z gróźb przeszła do podziękować i pochlebstw.

— Nie przesadzaj, wisisz mi przysługę — mruknął.

— Oczywiście, nie ma sprawy, tylko pospiesz się, proszę. Muszę lecieć, do zobaczenia! — zawołała i rozłączyła się.

Zielonowłosy spojrzał z westchnieniem na telefon i wsunął go do kieszeni jeansów. Wszedł do łazienki i już po chwili znalazł małą, czarną kosmetyczkę w pandy. Powstrzymał irracjonalną chęć zajrzenia do środka i ruszył w stronę wyjścia z domu. Sprawdził telefon i zmarszczył brwi, patrząc na wysłany przez dziewczynę adres. To było niedaleko. Powinien trafić bez problemu.

Chłopak zamknął za sobą drzwi mieszkania i wsunął dłonie w kieszenie, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji zabije swoją współlokatorkę za wyciąganie go z domu o dziewiątej wieczorem.

***

Jeszcze raz spojrzał na adres na komórce i na budynek przed sobą. Musiała coś pomylić. Nie mogła przecież... Pracować w klubie nocnym.

Midorima jęknął w duchu i skierował się do wejścia. Popatrzył na ochroniarza przy wejściu i wyprostował się. Zielonowłosy był od niego dużo wyższy, wyglądał poważnie w okularach, a jednak obawiał się, że facet może poprosić go o dowód. Tak się nie stało. Mężczyzna zerknął na niego obojętnie i przepuścił go bez słowa.

Kiedy Midorima znalazł się w środku odetchnął z ulgą, a jednocześnie miał ochotę uciec. Tłum tańczących i krzyczących ludzi. Półnadzy tancerze i tancerki w dwóch częściach klubu. Wielkie pomieszczenie jakby dzieliło się na męskie i żeńskie. Midorima zerknął niepewnie na tancerki po prawej, ale nie dostrzegł tam współlokatorki. Czyli jednak nie tańczyła. Chłopak odetchnął z ulgą i wmieszał się w tłum kobiet w damskiej części. Starał się unikać wzrokiem nagich męskich ciał, wyginających się na tej części sceny. Szukał wzrokiem bordowych końcówek, znajomej sylwetki.

— Hej, chłopczyku, zgubiłeś się? — usłyszał przy uchu męski głos i wzdrygnął się. Spojrzał na mężczyznę, stojącego za nim z drinkiem w dłoni. Facet uśmiechał się lekko, a zielonowłosy był pewien, że nie jest już trzeźwy.

— Nie — odparł Midorima.

— Też lubię tę część — uśmiechnął się. — Ci tam — wskazał głową scenę. — Strasznie mnie kręcą.

Zielonowłosy spojrzał z przerażeniem na mężczyznę, nie mając pojęcia jak zareagować. Wtedy poczuł czyjeś ręce na biodrach.

— Tu jesteś, skarbie! — uśmiechnęła się Makishima, kładąc mu dłonie na torsie. Ubrana była w czarne jeansy i tego samego koloru koszulę. Włosy związała, a w pasie miała przewiązany, również czarny, fartuch.

— Ohoho, czy to moja ulubiona barmanka? — zaśmiał się facet.

— Nie da się ukryć — uśmiechnęła się Makishima. Midorima spojrzał na nią z przerażeniem.

— Wybacz, chłopcze, nie pomyślałbym, że jesteś hetero — zaśmiał się mężczyzna.

— Że jak?! — zawołał zielonowłosy. Dziewczyna wbiła mu dyskretnie łokieć w żebra.

— Wspaniały drink, Jiseo-chan — uśmiechnął się mężczyzna, podnosząc kieliszek.

— Bardzo się cieszę — odparła dziewczyna i pociągnęła za ramię zielonowłosego. — Będziemy uciekać. Do zobaczenia!

— Paaaaaa! — zawołał jeszcze mężczyzna, zanim nastolatkowie zniknęli w tłumie.

Czuję się jak Polsat XD

I jak? Spodziewaliście się tego po Jiseo?

~Beth 💙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top