<10>
Makishima ciągnęła współlokatora za rękę aż do wyjścia służbowego. Zamknęła za nimi drzwi i westchnęła, czując zimne wieczorne powietrze na odsłoniętych przedramionach.
— Co to kurwa było?! — warknął chłopak, przeczesując włosy palcami w geście frustracji.
— Mnie też bolało nazwanie cię skarbem — splunęła na ziemię i uśmiechnęła się. — Już mi lepiej.
— Nie o to mi chodzi, idiotko! — wrzasnął wściekle. — Wyjaśnij mi wszystko.
— Jezu, chłopie, spokojnie — odezwał się blondyn, stojący niedaleko. — Nie krzycz na nią. Zdradziłaś go czy jak? — zwrócił się do dziewczyny.
— Nawet nie jesteśmy parą — wzruszyła ramionami.
— No to co się pieklisz, stary, zejdź z niej — powiedział, podchodząc do nastolatków. Wyciągnął w stronę chłopaka paczkę papierosów. Midorima pokręcił głową ze wstrętem. Blondyn tylko wzruszył ramionami i zwrócił się w stronę dziewczyny.
— Jiseo? — zapytał. Brunetka wzruszyła ramionami i wyciągnęła jednego. Zapaliła go od zapalniczki mężczyzny i podziękowała skinieniem głowy. Blondyn zgasił swojego, po czym przeprosił i wszedł do środka. Gdy drzwi zamknęły się za nim, Midorima chwycił papierosa w dłoni dziewczyny i rzucił na ziemię, przydeptując butem.
Dziewczyna spojrzała na niego obojętnie.
— Zachowujesz się jak moja matka — oznajmiła.
— Możesz mi się w końcu wytłumaczyć, Makishima?! Kim do cholery był ten facet?!
— Aki, mój szef — powiedziała.
— Twój... Jezu — westchnął zielonowłosy, łapiąc się za głowę. — Nie o niego mi chodziło!
— Aaaa... Mówisz o Jasonie? To Amerykanin, gej, stały klient. Ma w zwyczaju do wszystkich mówić po imieniu. No wiesz... Ameryka — wzruszyła ramionami, siadając na schodku. Oparła przedramiona na kolanach. Midorima westchnął ciężko.
— Dlaczego tu pracujesz? I w ogóle jakim cudem? Przecież jesteś niepełnoletnia.
— Mój brat jest właścicielem. Aki. Ten blondyn — powiedziała beznamiętnie.
— Co? — zapytał tępo. Makishima przewróciła oczami.
— Mój brat, straszny dupek, ale płaci mi normalną pensję. Załatwił mi lewy dowodzik i robotę na czarno. No bo nikt zazwyczaj nie prosi barmana o dowód — wyjaśniła. Chłopak przyłożył dłoń do twarzy i jęknął głucho.
— Już wszytsko rozumiem — powiedział.
— Masz tę kosmetyczkę? — zapytała. Chłopak rzucił przedmiotem w dziewczynę. Brunetka westchnęła tylko.
— Dziękuję.
— Powiesz mi chociaż co tam jest? — warknął. — Twój lewy dowód?
Dziewczyna parsknęła.
— Podpaski — powiedziała. Midorima spłonął rumieńcem. Jak mógł...? Tak intymne, kobiece... Schował twarz w dłonie i jęknął głucho.
— Skończyły mi się, a muszę dzisiaj zostać do rana. Jedną pożyczyłam od znajomej tancerki, ale ile można żebrać — westchnęła.
— Boże...
— Przestań przeżywać — westchnęła i podniosła się. — Chodź. Skoczę do łazienki i zrobię ci drinka.
— Nie będę pić — warknął.
— Może być bezalkoholowy — dziewczyna wzruszyła ramionami. — Robię w tym już trochę czasu, możesz mi zaufać.
— Nie ma mowy, Makishima. Wracam do domu — warknął.
— Dobrze — wzruszyła ramionami. — Wrócę około piątej.
— A szkoła? — zapytał.
— Będę miała jakieś dwie godziny snu — westchnęła. — Muszą mi wystarczyć.
Midorima spojrzał na nią chłodno i ruszył w stronę ulicy.
— Shintarō!
Chłopak odwrócił się jeszcze i spojrzał na dziewczynę. Brunetka uniosła w górę kosmetyczkę.
— Dziękuję.
***
Chłopak długo nie mógł spać. Przewracał się z boku na bok. A gdy choć na chwilę udało mu się usnąć zaraz się budził i znowu leżał wpatrzony w sufit.
Około piątej usłyszał kroki w salonie i nie mogąc dłużej liczyć okien na budynku za oknem, wstał i wszedł do kuchni. Dziewczyna rzuciła torebkę na kanapę w salonie i spojrzała na niego ze zmęczeniem.
— Shintarō... — jęknęła.
— Jesteś pijana? — zapytał chłodno. Dziewczyna pokręciła głową i podeszła bliżej.
— Nie spałam od ponad dwudziestu godzin, jestem po prostu zmęczona — westchnęła i delikatnie się do niego przytuliła. Midorima spiął się automatycznie, patrząc z góry na dziewczynę.
— Makishima, co ty...
— Cii... Po prostu... Pozwól mi tak chwilę... — powiedziała, a głos załamał jej się przy ostatnim słowie. Dziewczyna pociągnęła nosem, mocniej zaciskając dłonie na koszulce Shintarō. Chłopak objął ją, niepewny co powinien zrobić. Kiedy on kiedykolwiek kogoś przytulał?
— Przepraszam — załkała cicho i odsunęła się od chłopaka. — Po prostu... Jest mi tak ciężko, a... Nie mam nikogo... Nie wyrabiam, Shintarō.
Chłopak z trudem zdobył się na to, by przyciągnąć ją ponownie do siebie. Czuł jak jej ciało drży. Czuł jak powoli opiera na nim cały jego ciężar i wkrótce osuwa się na ziemię. Midorima podniósł ją i zaniósł do pokoju. Nie mógł uwierzyć, że to robi. Nie mógł pojąć, jakim cudem się na to zdobył.
Położył ją na łóżku i okrył kocem. Już miał wstawać, kiedy poczuł dłoń brunetki zaciskającą się na jego nadgarstku.
— Dziękuję, Shintarō — uśmiechnęła się słabo. Midorima przełknął ślinę i wyszedł.
***
Nie chciał jej budzić. Zostawił tylko kilka naleśników ze śniadania z karteczką, żeby je sobie odgrzała. W dodatku posprzątał bałagan, który zostawiła w nocy, przez cały ten czas zastanawiając się, co go opętało.
Nawet w szkole nie potrafił przestać o niej myśleć. Dlaczego musi się tak przemęczać i jakim cudem ciągnie to tak długo? Dlaczego tak przy niej zmiękł? Chłopak aż upuścił ołówek, gdy uświadomił sobie, że przez to wszystko nie sprawdził dzisiejszego horoskopu.
Co się z nim dzieje?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top