<6>

Midorima wszedł do mieszkania, mając nadzieję zastać względny porządek, jednak to, co zobaczył w salonie przewyższyło jego najśmielsze oczekiwania.

— Co ty... — zaczął, widząc siedzącą na kanapie brunetkę. Wyglądała tak jak zwykle, w luźnej koszulce i czarnych legginsach. Jednak w lewej dłoni zamiast zwyczajowo kubka herbaty trzymała szklaną butelkę. Podpisana była chyba po niemiecku, ale Midorima nie miał zielonego pojęcia o niemieckim.

— Przyniosłam z pracy, chcesz trochę? — zapytała, jak gdyby nigdy nic, wyciągając butelkę w jego stronę. Midorima spojrzał na nią z niedowierzaniem, po czym wziął od niej wino i ruszył do kuchni.

— Co ty...? — zaczęła. — Ej! Czekaj!

Midorima przechylił butelkę nad zlewem i z wściekłością patrzył na niknącą w odpływie szkarłatną ciecz. Dziewczyna sięgnęła po resztkę wina, jednak Midorima odsunął się. Brunetka oparła dłonie na brzegu zlewu i wpatrywała się z niedowierzaniem w jego dno.

— Czy ciebie pojebało?! — wrzasnęła na chłopaka, uderzając go pięścią w tors. Na siedemnastolatku ten cios nie zrobił wrażenia. Patrzył na nią wściekłym wzrokiem i cała siłą woli powstrzymywał się przed przywaleniem jej. — Wiesz ile to wino jest warte?!

— Nie obchodzi mnie to. Dlaczego pijesz?

— To też nie powinno cię, kurwa, obchodzić! — krzyknęła wściekła. — Shintarō, do cholery!

— Nie mów do mnie po imieniu — warknął. Dziewczyna zawyła z frustracji.

— Boże, jaki ty jesteś głupi! Dlaczego to zrobiłeś?!

— Jesteś niepełnoletnia, nie powinnaś pić — wyjaśnił coś, co przecież było oczywiste.

— Jakby cie to w ogóle obchodziło — prychnęła. — Myślałam, że masz mnie w dupie? Przestań się zachowywać jak jakiś pieprzony...

— No, dokończ, śmiało — powiedział, patrząc na nią wyzywająco. Dziewczyna zamachnęła się i uderzyła go w policzek otwartą dłonią.

— Nienawidzę cię — warknęła i ruszyła w stronę wyjścia z domu. Dopiero kiedy usłyszał trzask zamykanych drzwi, chłopak otrząsnął się z szoku i dotknął dłonią twarzy. Zacisnął zęby i rzucił butelkę na stół. Ta tylko potoczyła się po blacie i spadła na podłogę, rozbijając się na drobne kawałki. Chłopak westchnął ciężko i opadł na krzesło przy kuchennym stole. Przeczesał włosy palcami i podparł brodę dłonią. Miejsce, w które go uderzyła pulsowało piekącym bólem. Midorima zacisnął zęby. Po co się wtrącał? Dlaczego miałoby go obchodzić co robi jego współlokatorka? Dopóki nie sprawiała problemów powinien ją po prostu ignorować i traktować jak powietrze. Niepotrzebnie zareagował. Powinien ją zostawić.

Chłopak podniósł się z miejsca i pozbierał szczątki butelki po drogim niemieckim winie. Czuł obrzydzenie od zapachu alkoholu unoszącego się w powietrzu i wyrzucił odłamki szkła do śmieci. Podszedł do okna w salonie i otworzył je, by wpuścić trochę świeżego powietrza. Było już ciemno, lekko padało, a ona jak głupia wybiegła z bloku i zapewne będzie się szwędać po ulicy, w dodatku lekko pijana.

— Kretynka — jęknął cierpiętniczo chłopak, sięgając po kurtkę. Ubrał się nieśpiesznie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Ruszył wzdłuż ulicy. Nie miał pojęcia, gdzie mogła pójść. Plac zabaw? Pobliska rzeka? Sklep całodobowy? Rozglądał się za znajomą sylwetką. Złość mu już przeszła, pozostawiając miejsce czystej irytacji. Skręcił w jedną z bocznych uliczkę i dostrzegł drobną sylwetkę, siedzącą na krawężniku.

— Spierdalaj! — warknęła, gdy tylko podszedł bliżej.

— Wracamy — zarządził chłopak, stając kilka kroków od dziewczyny i wsuwając dłonie w kieszenie bluzy.

— Nie słyszałeś? Spierdalaj — wycedziła przez zaciśnięte zęby.

— Ile wypiłaś? — zapytał.

— Zanim bezczelnie wylałeś moje wino? — prychnęła, patrząc na niego wymownie.

— Ile? — powtórzył spokojnie. Nie mógł pozwolić, żeby wyprowadziła go z równowagi dwa razy w ciągu jednego dnia. I tak zdarzało jej się to zbyt często.

— Jedną trzecią — mruknęła, opierając brodę na podciągniętych do piersi kolanach.

— Stanowisz poważne zagrożenie dla siebie i otoczenia — powiedział Midorima. — Odeskortuję cię do domu.

— Przestań chrzanić. Nic mi nie jest — mruknęła. — I nigdzie z tobą nie idę.

Zielonowłosy westchnął cicho i usiadł obok niej.

— Nie wierzę, że to powiem, ale w takim razie ja też się nigdzie nie wybieram.

Dziewczyna przewróciła oczami.

— Naprawdę myślisz, że mogłabym się upić niecałą połową butelki wina? — prychnęła. — Nie doceniasz mnie.

Midorima zacisnął zęby, ale powstrzymał się od komentarza. Dlaczego po prostu nie wstanie i nie zostawi jej na pastwę losu? Dlaczego tu siedzi jak ostatni debil i czeka na jakąś pijaczkę?

— Idź stąd — mruknęła, chowając twarz w dłoniach. — Czemu nadal tu siedzisz?

— Pilnuję, żebyś nic nie odwaliła — odparł, od niechcenia, nawet na nią nie patrząc.

— Co mam niby odwalić?

— Nie wiem, nie chce wiedzieć — mruknął. Dziewczyna wydała z siebie stłumiony okrzyk i podniosła się do pionu. Zachwiała się lekko. Midorima podtrzymał ją za ramię. Dziewczyna spojrzała na niego wściekle i wyrwała rękę.

— Nie dotykaj mnie — warknęła i ruszyła w kierunku mieszkania. Midorima szedł kilka kroków za nią, uważnie ją obserwując. Rzeczywiście nie wyglądała na pijaną. Szła lekko skulona, zapewne przez zimno, ręce założyła na piersi, ale szła wyprostowana, bez większego problemu.

Weszła do mieszkania i zrzuciła z siebie bluzę, ostentacyjnie zostawiając ją na środku podłogi. Midorima zacisnął usta, wpatrując się w materiał, jednak jego perfekcjonizm wziął górę i chłopak podniósł ubranie i odwiesił na wieszak w holu.

— Dobranoc — warknęła Makishima i zatrzasnęła drzwi do pokoju. Midorima usłyszał dźwięk przekręcanego zamka i przewrócił oczami. Za jakie grzechy?




Hejka! Byłby ktoś zainteresowany jakimiś shotami/shotem/czy innym dodatkiem do którejś ze skończonych przeze mnie opowieści? Tak mnie wzięło ostatnio i mogłabym w sumie coś napisać ^^

Dajcie znać i napiszcie jak tam Makishima z Midorimą XD

Do zobaczenia
~Beth<3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top