Rozdział XIX Początek końca
18.11.2006
Zasady w sporcie powinny być jasne i zrozumiałe. Sposób powołania? Sprawiedliwy, klarowny. Niby to wszystko proste, łatwe do zrealizowane, więc dlaczego nie zawsze tak się staje. Sądziłem, że moje problemy ze związkiem się skończyły, że kiedy dostałem możliwość startowania do eliminacji, które miały wyłonić reprezentacje na Puchar Świata, albo Kontynentalny.
Wszystko zaczęło się normalnie. Powiedziano nam, że musimy oddać trzy skoki. Najlepsza szóstka miała wystartować na głównych arenach, a kolejna rozpocząć sezon w pierwszej lidze. Mimo stresu, trudnych warunków, udało mi się zająć czwarte miejsce. Jednak moje nazwisko nie pojawiło się na żadnej liście. Czekałem do końca, w moim sercu rosła złość i frustracja. To nie tak miało być. Chciałem krzyknąć, że przecież nie taka była umowa, że istnieją jakieś zasady, ale zabrakło mi odwagi. Co by to dało? Kolejne problemy, których i tak mi ostatnio nie brakowało? Zacisnąłem zęby. Musiałem być cierpliwy, dalej pracować.
Nie tylko ja byłem zaskoczony, chłopcy mijali mnie, posyłając współczujące spojrzenia, Kruczek stał ze spuszczoną głową jakby czuł się winny i może rzeczywiście był, ale nie mnie było to osądzać.
Usiadłem na trawie, a raczej na igielicie. Dłonią przesuwałem po wilgotnej powierzchni. Tyle lat już skakałem, tyle razy wywracałem się na tym, ale jeszcze nigdy nie płakałem tutaj. Przez jedną chwilę, sekundę wahania, byłem bliski łez. Bezsilność niszczyła mnie od wewnątrz.
W końcu wstałem. Licząc na chwilę prywatności, błogiej samotności, udałem się do szatni. Jednak czekał tam na mnie Kamil, spakował już moje rzeczy i z obiema torbami na ramionach siedział na przeciw drzwi. Promienie słońca oświetlały jego szczupłą twarz, wydawał się przez to, pełen jasności i ciepła.
- Idziemy?-zapytał nagle i przerwał tym samym moje rozmyślania.
Kiwnąłem głową i zabrałem od niego swoją torbę. Wyszedłem przed nim, nie chcąc widziec, ile brakuje mi do ideału. On był zawodnikiem z perspektywami. Młody, w miarę zdolny i wykształcony. Teraz on stał się drugim zawodnikiem w kadrze, nadzieją polskich kibiców. Nienaznaczonym jeszcze następcą Adama. Nie świadomie zabrał mi wszystkie te rzeczy, nie zdając sobie sprawy z ich obecności w swoim życiu.
Bezmyślnie skierowałem się do baru. On szedł za mną jak cień. Nie wymówił przy tym ani jednego słowa. Nie przeszkadzało mi to, po cichu licząc na czyjeś milczące towarzystwo.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, zająłem miejsce przy barze. Zamówiłem przezroczysty trunek i nie zwracając uwagi na Kamila, wypiłem wszystko za jednym razem. Potem był kolejny kieliszek, tym razem chłopak zatrzymał moją rękę.
- Nie możesz. Nie teraz- zaczął. Choć jego oczy były zimne a spojrzenie twarde, jego głos był niepewny. Trząsł się.
-Dlaczego?-zapytałem.
- Zmarnujesz swoją pracę.
Pokręciłem głową i sięgnąłem po napój.
- Nie rób tego. Dla Moniki-poprosił cicho.
- Masz z nią kontakt?-moje serce zabiło szybciej. Tyle dni czekałem na jakieś wieści od niej, ale żadne nie nadchodziły.
- Można tak powiedzieć- po chwili milczenia odpowiedział Kamil.
- Zabierz mnie do niej-poprosiłem.
- Ja... nie mogę.
- Błagam- mój głos łamał się. - Tak długo jej nie widziałem. Mam prawo...
- Dobrze- przerwał mi. - Ale to co zobaczysz... może cię zaskoczyć.
***
Wiatr był silny, pod jego naporem uginały się najsilniejsze drzewa, niebo pociemniało, a świat pogrążył się w ciszy. Szedłem za przyjacielem, mijając znane mi ulice, domy i zabytki. Znałem tę drogę na pamięć. Wiele razy ja, Kamil, Stefan i Monika biegaliśmy tędy. Po drodze, czasami zatrzymywaliśmy się na coś do jedzenia czy picia. Na jedną butelką soku, czy kawałek ciasta składaliśmy się wszyscy, szukając w kieszeniach jakiś drobnych.
Teraz jednak nie było na to czasu. Moje myśli błądziły w okół brunetki. Zastanawiałem się co jej powiem, od czego zacznę, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Musiałem zdać się na szczęśliwy los.
Kiedy w końcu doszliśmy domu dziewczyny, na moją głowę zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Zapukałem do starych drzwi, z których odpadały płaty farby.
- Kto tam?- usłyszałem męski głos.
- To ja - Kamil nacisnął na klamkę.
W drzwiach ukazał się nam Maciek. Wyższy i chudszy niż ostatnio.
- Zapraszam- mruknął i wycofał się w głąb domu.
Poszedłem za nim. W mieszkaniu panował względny porządek. Tylko na ścianach pojawiały gdzieniegdzie zacieki, a przy łazience, pierwsze oznaki grzyba.
Skręciłem z młodym do salonu, obiecując sobie, że przy pierwszej okazji zabiorę stąd Monię. Nie mogła mieszkać w takich warunkach.
W pokoju było ciemno. Żadna lampka czy świeczka nie została zapalona. Musiałem poczekać, aż mój wzrok przyzwyczai się do słabego oświetlenia. Gdy to się stało zobaczyłem dziewczynę, stała przy parapecie, plecami do mnie.
- Część-przywitałem się, ale ona mi nie odpowiedziała. Podszedłem do niej a wtedy ona się obróciła. Nasze spojrzenia spotkały się. Ona pierwsza opuściła oczy.
Mój wzrok powędrował w dół i zauważyłem, że dziewczyna się za okrąglila. Jednak...
- Jesteś w ciąży? - zapytałem.
- Nie widać?- warknął, nie wiadomo, dlaczego wściekły Maciek.
- Ale...- zacząłem
- Będziesz tatą - wyszeptała dziewczyna.
- Nie - pokręciłem głową. Mój wzrok powędrował w stronę Kamila. Jego oczy były wbite w ziemię. - To on.
- Co, ja?- zapytał zaskoczony.
- To twoje dzieło,prawda?- słowa same pchały mi się na język.
- O czym ty mówisz?- tym razem Monika zareagowała gwałtownie.
- Spotykaliście się jeszcze po waszym rozstaniu - powiedziałem. - Zostaliście kochankami.
- Przestań!- Monia podeszła do mnie i szarpnęła za koszulkę.
- Kiedy Kamil poznał Ewę stworzyliście uroczy trójkącik- kontynuowałem.
- Jesteś żałosny- szatyn pokręcił głową.
- Dobrze wam razem było?- zapytałem przez zaciśnięte zęby.
Najpierw zapanowała cisza. Potem usłyszałem szloch dziewczyny, który cały czas stała koło mnie. Zrobiła kilka kroków do tyłu i usiadła na łóżku. Obok niej pojawił się Maciek. Przytulił ją i zaczął coś szeptać. Kamil stał na przeciwko mnie. Jego oczy były lodowate, ramiona miał przygarbione, a usta wygięte w dziwny grymas.
- Nie sądziłem, że jesteś idiotą wysyczał. - Żałuję, że nakłaniałem Monikę do rozmowy z tobą.
Gdy to powiedział wyszedł. Zatrzaskując za sobą drzwi. Zostałem z Monią i Maćkiem. Żadne z nich nie patrzyło na mnie. Cisza była wręcz namacalna. Nie mogłem tego znieść.
- Chciałbym porozmawiać sam na sam z Moniką- wyszeptałem.
Chłopak spojrzał się na brunetkę, a gdy ta pokiwała głową, wstał i wyszedł.
- Przepraszam- zacząłem.
Cisza.
- Ja nie... miałem ciężki dzień.
Brak odpowiedzi.
- Kocham cię.
Ona tylko skierowała wzrok na okno. Jakby tamtędy chciała uciec ode mnie.
- Na litość Boską, Monia. Zostaniemy rodzicami. Nasze dziecko potrzebuje i ojca, i matki.
- Tak?- jej głos spowodował u mnie nieprzyjemne dreszcze. - To szkoda tylko, że nie szanujesz matki swojego dziecka.
I co myślicie? Mam nadzieję, że może być:) Jak odczucia na dwa rozdziały przed końcem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top