Rozdział VIII Jakby mi ktoś obciął skrzydła...

10.03.2004 ( mniej więcej)

   Nienawidzę dziennikarzy. Ich szczegółowych pytań, odkrywczych komentarzy no i oczywiście sposobu bycia. Ta ich protekcjonalność, duma, samozachwyt, głód sensacji, niewinna chęć upokorzenia... Jeszcze długo mógłbym wymieniać. Po tym jak telewizja no i gazety ukazały w jakich warunkach mieszkam ja i Monika, myślałem, że już nigdy nie odezwę się do żadnego dziennikarza, ale po tym co przeżył Adam, nie mam prawa narzekać.

   Kilkanaście dni temu, na treningu Adam upadł. Wojtek i ja staliśmy z boku, dla nas ten upadek nie wyglądał groźnie. Taki zwykły błąd przy lądowaniu, zdarza się przecież nawet najlepszym. Kiedy jednak mistrz się nie ruszał, razem z blondynem zaczęliśmy się przemieszczać w stronę barierek, ale panowie z FISu nie chcieli nas przepuścić. Pamiętam, że Wojtek coś krzyczał w stronę naszego sztabu szkoleniowego, którzy pokiwali torbami i gdzieś zniknęli. Też się chciałem jakoś przydać, a blondyn mocno złapał mnie za kurtkę i nie puszczał. Dał mi jasno do zrozumienia, że nie mogę nic zrobić. Razem przyglądaliśmy się ratownikom, którzy zabezpieczali jego kark i kładli na noszach. Z jego głowy ciekła krew, a ja myślałem, że zwymiotuję, ale oczyma nadal towarzyszyłem mistrzowi i wtedy ostatecznie wyrobiło mi się zdanie na temat mediów...

    Dziennikarze nie dali dojść ratownikom do karetki!!! Napierali ze wszystkich stron, z kamerami czy bez. Liczyło się tylko to, aby na żywo zobaczyć co się przydarzyło Adamowi. Miałem ochotę pobiec tam i samemu rozgonić tłum, ale panowie z FISu już przystąpili do akcji.

- Patrz! - usłyszałem obok siebie głos Wojtka i podążyłem wzrokiem za jego ręką. W stronę Adama przedzierał się trener Apoloniusz Tajner. Nie odganiał jednak ciekawych ludzi. Wręcz przeciwnie, zaczął rozmawiać z dziennikarzem i komentatorem TVP Włodzimierzem Szaranowiczem i obaj o czymś zażarcie dyskutowali. Nie mogłem w to uwierzyć. Myślałem, że trener musi dbać o dobro skoczka być dla niego jak kochający ojciec.... A tym czasem...

    Nie, nie będę tego już komentować. Tajner to Tajner, ale nie mogę, nie poruszyć sprawy pana Szaranowicza. To od niego, kibice dostali pierwsze informacje. Oprócz takich nowości, że Adam Małysz, gdyby nie skakał z kaskiem to by mu się głowa roztrzaskała ( dobrze, że akurat skakał  w kasku, bo dla niewtajemniczonych, nasz wielki mistrz wręcz kocha skakać z gołą głową szczególnie w ziemie). To nasz kochany pan dziennikarzyna szczegółowo opisał jak strasznie wyglądała twarz Adama po upadku ( oczywiście zrobił to, w bardzo kulturalny i serdeczny sposób).  A na koniec dodał, że mistrz powiadomił go, że chciałby, aby nowym trenerem został Kuttin. Naprawdę zaczynam wierzyć w magiczne zdolności polskich dziennikarzy, Adam był nieprzytomny przez cały dzień, a ten parę godzin po upadku otrzymał od samego zainteresowanego takie informacje.... Tylko nie wiem dlaczego się dziwi, że Małysz ucieka na widok dziennikarzy... przecież kibice mają prawo wiedzieć o zawodniku wszystko... co je, co pije, z kim śpi, z kim żyje, o czym myśli, czy kocha trenera i najważniejsze czy uwielbia media...

   Od tamtych wydarzeń minął tydzień. Zaczął się bardzo prestiżowy Turniej Nordycki. Pojechałem na niego z Wojtkiem i Marcinem*. Podobno jako jedyni mamy formę i predyspozycję, aby skakać w zawodach pucharu świata. W formie to my jesteśmy, ale do ciasta. Kuźwa kocham, po prostu kocham wiatr w plecy. Nie palę, nawet nie piję od mistrzostw w Planicy, a mimo to klepię bulę... tak, tak. Uda mi się nie spieprzyć skoku treningowego, przebrnę kwalifikację ( albo i nie...), a w konkursie bula... nie wiem jak ja to robię. Czy to presja? Nie sądzę... przecież jestem mistrzem świata juniorów... chyba zdążyłem się już przyzwyczaić do tego całego szumu, otoczki. Jestem drugim polskim zawodnikiem, który przekroczył linię dwusetnego metra, więc w czym problem? Tajner teraz nie ma dla mnie czasu, ale to chyba zrozumiałe, przecież Adam... jego zdrowie jest priorytetem, bo gdy go z nami nie ma wszyscy się źle czują. Ale musimy sobie radzić....

   Musimy, a tego nie robimy. Ani ja, ani Wojtek, czy Marcin, nie przebrnęliśmy do trzydziestki. Chłopaki nie przekroczyli 110 metrów, a ja... nie doleciałem nawet na setny metr. Lecąc, czułem jakby mnie ktoś podciął, urwał pod moimi nartami ciągłą taśmę. A przecież to tylko wiatr w plecy, więc dlaczego czuję się taki ciężki... Próbowałem porozmawiać na ten temat z trenerem, ale on obiecuje, że zajmie się tym później. Mówiłem o tym Wojtkowi, ale on twierdzi, że to normalne, że on też czuje nacisk wiatru, ale... chyba to jednak nie to. Marcin twierdzi, że mogę być chory, ale przecież o siebie dbam, a przynajmniej się staram... Dlaczego kiedy potrzebuję porad mistrza, jego nie ma!!!

***

   Około dwudziestej do naszego pokoju zapukał Jane (Ahonen). Widać było, że jest już lekko wstawiony, ale jeszcze nie bełkotał.

- No wreszcie was znalazłem... Wy nie wiecie ile to się człowiek nabiega, aby zaproszenia rozdać... Eh w każdym bądź razie jesteś zaproszeni na małą balangę z okazji rozpoczęcia się Turnieju Nordyckiego...  No to, że impra tak się zasadniczo rozpoczęła to zapraszam za mną.

   Marcin i Wojtek bez wahania wstali z łóżek, ja za bardzo nie wiedziałem co mam robić. Z jednej strony miałem doła przez konkurs i wiedziałem, że alkohol to nie jest dobry pomysł... raz skakałem i dziękuję za tę wątpliwą przyjemność. Ale przecież nie skaczę jutro, a jeżeli nie przeholuję to pojutrze w kwalifikacjach nie będę miał żadnych problemów. Procenty do tego czasu zdążą ,,wyparować". Za cztery dni koniec sezonu, więc...

- Idziesz małolat czy nie? - Wojtek spojrzał się na mnie pytająco.

- Idę, idę mruknąłem i powlokłem się za starszym kolegą, chociaż wiedziałem, że będę tego później żałować...

***

   Pokój Ahonena i jego kolegów był znacznie większy od naszego. Chłopaki poprzesuwali łóżka i stolik blisko ściany, aby zrobić jak najwięcej miejsca dla tańczących, okna były dokładne zasłonięte, a muzyka przyciszona na tyle, aby można było zaszaleć, a jednocześnie trenerzy, dwa piętra niżej niczego nie słyszeli. Marcin od razu podszedł zaczepiać panienki, Wojtek klapnął na kanapę razem z Jane, a ja od razu podszedłem do barku (czyli długi drewniany stół). Obsługiwał go nie kto inny jak Hari Olli. Uśmiechnął się do mnie i wyciągnął wysoką szklankę.

- Dzisiaj pijesz?- zapytał płynnym angielskim.

- Chyba tak... mamy jutro wolne, więc... -zacząłem się tłumaczyć, ale blondyn tylko podniósł brew. Zapomniałem, że to ostatnia osoba, której miałbym się tłumaczyć. W życiu nie wypiłem tyle alkoholu co on przez tydzień. No cóż... facet ( w tej sprawie) był moim idolem....

- No mój drogi. Czego się napijesz? Może ,,Przystojnego Blondyna"?

-Czego? - nie zrozumiałem.

- No drinka mojego pomysłu. Jane go po prostu pokochał, a wiesz? On się zna na rzeczy.

- To dawaj stary. Jestem za poznawaniem nowych smaczków - zgodziłem się.

      Po chwili ze szklanką w ręku zacząłem się kręcić. Oprócz całej ekipy Finów, Austriaków no i nas, znaleźli się także Anders Bardal i Noriaki Kasaji, a także panie do towarzystwa. Usiadłem na jednym z krzeseł i zacząłem przypatrywać się pozostałym. Chyba już tylko ja i Thomas nie byliśmy wstawieni. Takie uroki imprezy u zawodników z Finlandii...

   Zanurzyłem usta w błękitnym drinku. Nie wiem co Hari tam dodał, ale na pewno 90% to wódka i to piekielnie mocna... Skrzywiłem się, ale piłem dalej. Z każdym łykiem ( choć cholernie paliło...) napój wydawał się smaczniejszy... Poszedłem po następnego i jeszcze jednego. W końcu stwierdziłem, że nie mogę więcej, bo jeżeli nawet film mi się nie urwie to rano przywita mnie straszny kac. Poszedłem więc do stołu z przekąskami. Nie było tego wiele, bo jak wszystkim wiadomo skoczek musi trzymać wagę, ale był z czego wybierać. Wziąłem kilka paluszków i trochę chipsów. Po krótkim namyśle poczęstowałem się także ciastem i... poczułem pragnienie. Naprawdę szukałem, ale znalezienie, w pokoju Finów, do picia czegoś innego niż alkohol graniczy z cudem. Co z tego, że trenerzy ich kontrolują... przecież sami potrafią się zapić...

    Usiadłem koło nawalonego Wojtka. Na mój widok uśmiechnął się i mocno mnie przytulił. Potem zaczął opowiadać jak to bardzo mnie kocha, a ja poczułem dokładnie to samo. Co z tego, że na skoczni mi nie szło? Przecież świat jest taki piękny i ludzie są piękni, wszystko jest cudowne... Szkoda czasu na smuteczki... lepiej wypić....

***

   Nie wiem jak rano znaleźliśmy się z chłopakami we własnym pokoju. Ostatnie co pamiętam to jak ja, Wojtek, Marcin, Jane i Hari oblewaliśmy to, że mamy cudowne dziewczęta, chciałem nawet zadzwonić do Moniki, ale chyba numery mi się pomieszały...

    Gdy tylko się obudziłem oprócz potwornego bólu głowy i brzucha zauważyłem, że w naszym pokoju jest też trener... Tajner siedział na krześle po środku pokoju. Nie wyglądał nawet w połowie tak słodko jak Łukasz Kruczek... i był z tysiąc razy bardziej wściekły niż Łuki...

   Wojtek i Marcin już byli na nogach. Widać było, że już ich ochrzanił. Musiał czekać na mnie, bo chłopcy przesłali w moim kierunku współczujące spojrzenia. Dopiero, gdy wyszli z pokoju zrozumiałem, że sprawa jest bardzo poważna...

- Czy ty myślałeś, że jako najsławniejszy, młody skoczek w Polsce masz jakieś specjalne względy w mojej drużynie? -zapytał lodowatym głosem, którego Kruczek nigdy nie używał nawet wtedy, kiedy był na nas naprawdę wściekły. - Nie... To dziwne, bo się tak zachowujesz. Nie dość, że nie spełniasz naszych oczekiwań, to jeszcze pijesz, imprezujesz....

- Nie spełniam waszych oczekiwań?! Czy ja jestem machiną do wygrywania? - krzyknąłem. - Moim zadaniem na ten sezon było zdobycie medalu podczas konkursu indywidualnego na mistrzostwach świata juniorów i to zrobiłem... reszta to bonus.

- Nie wiem w jakich stosunkach byłeś z trenerem Kruczkiem, ale ja nie pozwolę, aby zawodnik na mnie krzyczał. Wracasz do Polski dzisiaj wieczorem...

- Słucham?

- To co słyszysz...

- Ale...

- Albo spakujesz się w tej chwili, albo prezes i media dowiedzą się o twoich wczorajszych wybrykach... A tak to zostaniesz odesłany z powodu słabych wyników i radzę ci tak to załatwić...

  Pokiwałem głową. Byłem wściekły... na siebie, na Jane, na wszystkich. Przez jedną głupotę kończyłem ten sezon w taki sposób... Byłem przekreślony u Tajnera... jeżeli nie będę mu posłuszny to i u prezesa.... Wrzucałem ubrania do walizki nie patrząc w jakiej kolejności. Nagle zobaczyłem wśród rzeczy Wojtka ( tak, tak kiedy nie ma mistrza to tak jakby nasz porządek zostaje zachwiany) zauważyłem małą piersióweczkę. Wiem, że nie powinienem tego brać, ale gdy tylko Tajner zniknął włożyłem do walizki. Na małej kartce z notatnika napisałem ,,Odkupię" i wyszedłem z pokoju.

I oto kolejny rozdział... pisałam go długo i nie mogłam się zdecydować na jedną wersję. Koniec końców powstało to coś i mam nadzieję, że się podobało.

Chciałabym jeszcze podziękować za wsparcie i że jest was tyle... dziękuję...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top