Rozdział 8

-Nad czym tak rozmyślasz?-zapytał jeden z krukonów.

Nawet nie starałam się zapamiętać ich nazwisk. Nie będę z nimi gadać, więc po co?

-Nie twój interes-wymamrotałam, nie przerywając wgapiania się w sufit.

-Co się stało?-zapytała Luna.

Nie mogłam się zdecydować, lubię ją czy mnie wkurza... A może jedno i drugie?

-Nic.

-Możesz mi zaufać.

-Z zasady nie ufam nikomu-oprócz mojego gangu-dodałam w myślach.-Ale nic się nie stało. Myślę, co mogą, czysto teoretycznie, z nami zrobić.

-Zabić, torturować... Jak dużo czasu potrzebujesz, żeby to ogarnąć?-ktoś, nawet nie chciało mi się odrywać wzroku od sufitu, żeby na niego spojrzeć.

-Dużo, a teraz się zamknąć-przymknęłam oczy.

Podobam się co najmniej dwóm śmierciożercom-źle. Voldemort chce, żebym mu służyła, a jego słudzy obrywają cruciatusem-bardzo źle. Skończyła mi się kasa na koncie-TRAGEDIA. Uśmiechnęłam się lekko. Mój system wartości jest tak bardzo zajebisty...


Mark: I jak sytuacja?


Włączyłam internet i weszłam na messengera. Mark nieaktywny, bo i po co? Żaden z chłopaków też. Kpiny? Weszłam na yt i w ostatni filmik. Od razu zeszłam do sekcji komentarzy.


BRAK KASY NA KONCIE. MESSENGER. NOW.


Banowaliśmy ludzi, którzy nie potrafili poprawnie używać capslock'a, więc miałam nadzieję, że chłopaki zobaczą mój komentarz. Pół godziny później Mark stworzył grupę ,,Nasz Gang".


Mark: Ban.


Ja: Skąd ta kropka nienawiści?


David: Co jest?


Thomas: Właśnie?


Ja: HELP


Ja: Cholerne SOS.


Mark: Jesteś ranna?


Ja: Nie.


Ja: Skąd wiedziałeś, że to śmierciożercy?


Mark: To dobrze


Mark: Potrzebujesz czegoś?


Ja: Nie. Ignoruj. Mnie.


Ja: Odpowiedz.


Mark: Nie.


Ja: Bo?


Mark: Bo nie.


Ja: ...


Mark: Znowu 3 mordercze kropki?


Ja: Owszem.


Ja: Okay, później się dowiem. A teraz HELP.


David: Jak się tam dostać?


Ja: Myślę, że pan Nie-Wiem-O-Co-Chodzi-W-Magii będzie wiedział.


Mark: Nie jestem magiczny.


Ja: Mam ci wierzyć, ponieważ?


Mark opuścił/a grupę


Dodałeś/aś Mark do grupy


Ja: Okay, nie mów.


Ja: Ale nie strzelaj fochów.


Ja: To moja działka.


Mark: Czego potrzebujesz?


Ja: Broni.


Ja: I was.


Thomas: Słodko...


Alex: Mark


Mark: Co?


Alex: Przestań się wściekać.


Mike: Urocze, Niki, a teraz o co ci chodzi?


Mark: Nie wsciekam się i dołączam się do pytania


Ja: Namierzcie moją komórkę i sprawdźcie jak się tu dostać.


Mark: JAK to kluczowe słowo


Ja: Mark, do cholery.


Ja: Ogarnij się, człowieku.


Ja: Kombinuj.


Mark wysłał zdjęcie. Jakaś księga. Zbliżyłam zdjęcie. Teleportowanie obiektów żywych... Wyszczerzyłam się.


Mark: Masz.


Ja: I tak mnie kochasz.


Ja: Mimo kropki nienawiści.


Mark: Jak brat-owszem.


Ja: Mi amor... nie mam różdżki.


Mark: To ją zdobądź.


Nie musiałam go widzieć, żeby wiedzieć, że po przeczytaniu mojej wiadomości przewrócił oczami.


Ja: Dobra... Coś wymyślę.


Ja: Dzięki.


Schowałam komórkę. Różdżka, różdżka... Jak ja mam, kuźwa, zdobyć tu różdżkę?! O, cześć, idioto, może ty mi w tym pomożesz?-pomyślałam, widząc Avery'ego zbliżającego się do krat. Machnął różdżką, a po naszej stronie pojawiło się kilka butelek wody. Zbliżyłam się do niego kuszącym krokiem.

-Hej.

-Czyżbyś zmieniła zdanie?

-Aha. Wciąż zainteresowany?-wymruczałam.

-Jasne-otworzył kratę, a ja wyszłam z celi.

-Gdzie idziemy?

Pociągnął mnie gwałtownie za ścianę i zaczął przesuwać dłońmi po moim ciele. Nie przywal mu, Niki, później mu przypieprzysz...-pomyślałam, całą siłą woli, powstrzymując się od zrobienia tego. Kiedy już prawie miałam jego różdżkę... zamarł i mruknął.

-Wzywa mnie.

Czy to są, kurwa, jakieś jaja?!

Wprowadził mnie do celi i polazł. Romantyk, kurwa.

-Fuck-krótko podsumowałam moją obecną sytuację.-Bardzo fuck.

-Co ty chciałaś...?-zapytał totalnie zdezorientowany gryfon.

-Zabrać mu różdżkę. Ten cały Voldemort, albo ma tak zajebiste wyczucie czasu, albo... nie jest taki głupi, jak myślałam-usiadłam na podłodze.

Kilka minut później Snape zszedł do lochów.

-Jeśli chodziło ci i to, żeby go zabić, brawo.

-Auć-skomentowałam elokwentnie.-To nie był mój cel, ale do rozpaczy mi daleko.

-A co chciałaś uzyskać?

-Nie twój interes-wzruszyłam ramionami.

-Zdobyć różdżkę?-cholerny legiliment uśmiechnął się drwiąco.-Najpierw wypadałoby wiedzieć jak z niej korzystać, nie sądzisz?

-O mnie to ty się lepiej nie martw.

Na moich kolanach pojawiła się moja różdżka. Dzięki. Wredny z ciebie nietoperz, ale w sumie jesteś spoko-pomyślałam. Powstrzymał się od prychnięcia. Snape poszedł. Tak po prostu. Voldemort nie uzna tego za podejrzane? Oby nie. Wait, jakie ,,oby nie"? Co mnie obchodzi życie Snape'a? Schowałam różdżkę najbardziej dyskretnie jak mogłam.

-Dał ci różdżkę?-szepnęła do mnie Luna.

-Tak, ale nie okazuj, że to wiesz, chyba że masz ochotę zobaczyć egzekucję w wykonaniu śmierciożerców.

-Jasne. Co teraz?

-Teraz to ja muszę przestudiować pewną księgę. Mam interesującą mnie stronę w telefonie.

-Co to ,,telefon"?

-Wytłumaczę ci na spokojnie, jak już wrócimy do Hogwartu.

Wyciągnęłam komórkę i zaczęłam powtarzać w myślach odpowiednie zaklęcie. Po kilku minutach teorię już znałam. Weszłam na grupę na messengera.


Ja: Weźcie broń.


Ja: Odbezpieczoną.


Mark: Ja już


Thomas: Też.


David: O co chodzi?


Ja: Ja pierdolę... BROŃ W RĘKĘ.


Patrick: Gotowy


Mike: Wszyscy jesteśmy gotowi, Niki.


Luke: Dajesz, Niki, tylko postaraj się nas nie pozabijać, ok?


Ja: Postaram się 😉


Przymknęłam na moment oczy i wymówiłam cicho formułkę zaklęcia, wykonując odpowiedni ruch różdżką. Moi zdezorientowani kumple pojawili się przed kratą obładowani pistoletami.

-Cześć, chłopaki.

Mike podszedł do kraty i otworzył ją wytrychem. Wyszłam jako pierwsza.

-Rzucają klątwy, więc uważajcie.

-Co ty taka blada?-zapytał Mark.

-Cruciatus, mówiłam. A raczej pisałam. To co, idziemy?

-Jasne.

-A... wy może lepiej tu zostańcie.

Moi rówieśnicy zgodzili się na to bez gadania.

-Mark, Luke, wchodzicie ze mną. Jak już będziemy w środku, użyję tego zaklęcia jeszcze raz, a reszta otoczy śmierciożerców.

-Okay-zgodzili się od razu.

-Cholera, tęskniłam za tym-wyszczerzyłam się.-Za mną.

Weszłam przez otwarte drzwi do sali pełnej śmierciożerców. Voldemort spojrzał na mnie i na moich kumpli z szokiem wypisanym na twarzy, co było dość zabawnym widokiem.

-Avada...

-Cicho, Tom-powiedziałam słodko, wiedząc, że po tym zdaniu zatka go na tyle, że nie dokonczy formułki uśmiercającego.

Rzuciłam szybko zaklęcie, a moi kumple otoczyli śmierciożerców, mierząc do nich z pistoletów.

Mark tak po prostu chamsko wyrwał Voldemortowi jego różdżkę, korzystając z chwilowego mindfuck'a, i szybkim ruchem skuł go kajdankami, które, jak sądziłam, wcześniej zwinął psiarni.

-Na kolana-powiedziałam spokojnie, a Jack i Luke zmusili Voldemorta do uklęknięcia. Uśmiechnęłam się uroczo.

-Luke, kamera.

Zaśmiał się cicho i wyciągnął komórkę.

-To co, zabawimy się, Lordzie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top