Rozdział 7
No i mój plan poszedł się jebać. Chciałam zwabić jakiegoś śmierciożercę, ogłuszyć go i odebrać mu różdżkę, ale przenieśli mnie do innej celi. No oczywiście, żeby w życiu za łatwo nie było... Kurwa, znowu on.
-Czarny Pan chce z tobą rozmawiać.
-No to mamy konflikt interesów, bo mi się niespecjalnie chce. Malfoy, zgadza się?
Nie odpowiedział.
-Wyjdź-powiedział, otwierając celę.
Wstałam i spokojnie do niego podeszłam.
-Nie boisz się?
-A powinnam, ponieważ?
-Arogancja nie jest tu mile widziana.
-O, serio?
-Panie Malfoy, Czarny Pan pana wzywa. Ja mam ją zaprowadzić.
-W porządku, Greyback-powiedział spokojnie do kolesia, który dopiero co się pojawił.
A myślałam, że ten cały Avery wygląda jak na sterydach... Ten patrzył na mnie dokładnie tak samo. Help. Zaczynam się bać, a to nie jest u mnie częste uczucie. Ale on ma szpetny ryj. A myślałam, że Bonnie z fnaf'a w wersji bezmordnej miał szpetny... brak ryja.
Szłam w totalnej ciszy z dwumetrowym facetem za plecami, który jeszcze minutę wcześniej patrzył na mnie dość wymownie. Nie no, kurwa, zajebiście. Najlepszy dzień ever. Jeszcze ten cały Voldzio coś ode mnie chce. Kolejny creep, którego wszyscy się boją. Czy mógłby się do mnie dowalić, tak dla odmiany, ktoś normalny? Czemu nie mogę mieć problemów jak typowa nastolatka? Nie wiem, rodzice nie pozwalają iść na imprezę, brak kasy na zajebistą bluzkę czy whatever? Nie, chuj, Niki musi użerać się z jakimiś creepami, którzy nie mają nic lepszego do roboty.
Wyszarpnęłam się mężczyźnie, kiedy zaczął się do mnie za bardzo zbliżać.
-Koleś, łapy przy sobie albo ci je połamię.
Zaśmiał się drwiąco.
-Co ci się stało z zębami?-typowe pytanie, chcę go bliżej poznać, może zostaniemy przyjaciółmi... bo to wcale nie tak, że z nerwów gadam cokolwiek, wcale.
-Jestem wilkołakiem.
-A na poważnie?
-Naprawdę.
-Serio?
-Tak-wyszczerzył się w obleśny sposób, ukazując zęby po części wyglądające jak u wilków.
W końcu weszliśmy do sali pełnej śmierciożerców. Spojrzałam na łysego, beznosego faceta, który zajmował miejsce na początku długiego stołu. Krótka chwila zastanowienia i spojrzałam na gościa, który mnie przeprowadził.
-Okay, zwracam honor, w porównaniu do tego kolesia jesteś całkiem przystojny.
-Severus mówił, że jesteś wyjątkowo bezczelna. Widzę, że nie przesadzał.
-Jak widać. Cześć i co chcesz?
Uśmiechnął się, a ja wzdrygnęłam się mimowolnie. Co jest? Normalnie na nikogo nie reaguję w ten sposób. Wstał ze swojego miejsca i przypatrzył mi się.
-Intrygujesz mnie.
-Ta? I usiłujesz mnie nastraszyć?
-Ty jeszcze zastraszania nie widziałaś, dziecko.
-Tak sądzisz?-uśmiechnęłam się drwiąco.-Zabić mnie nie chcesz, widzę. Informacji ode mnie żadnych nie wyciągnięsz, bo w wakacje dowiedziałam się, że takie coś jak magia istnieje. Każesz mi się domyślać czy powiesz o co ci chodzi?
-Jesteś bardzo wygadana, jak widzę.
-Lubisz stwierdzać oczywiste oczywistości, jak widzę. Możemy przejść do meritum?
-I inteligentna.
-Oczytana. Sprytna. Perfidna. Odważna. Lojalna. Trochę tego jest.
-Widzę.
-Nie dołączę do ciebie, jeśli to o to ci chodzi.
-Mądra dziewczynka.
-Kolejny Kolumb-prychnęłam cicho.
-Kto?
-Odkrył Amerykę. Nieważne. Nie odnajduję się na miejscu sługi.
-Wolisz rządzić? Kim, jak do tej pory?
-Kumplami.
-Gangiem kumpli.
Kurwa. I tak, to jedyny komentarz, który przyszedł mi do głowy.
-Widzę, że odrobiłeś lekcje.
-Dlatego powiedziałem, że mnie intrygujesz. Poza tym zaczęłaś wyjątkowo wcześnie i...
-No. I co w związku?
-Cisza.
-Mhm, na pewno.
-Byłaś kiedyś pod działaniem cruciatusa?
Spojrzałam na niego z miną ,,No weź...". Nie chcę znowu. To zaklęcie jest okropne. Delikatnie ujmując.
-Miałam wątpliwą przyjemność.
-Dzisiaj?
-Owszem. Da się przeżyć.
-O Avadzie myślisz to samo?
Zaśmiałam się całkowicie szczerze.
-Dobre. Zapamiętam.
-Przemyśl decyzję zanim mi odpowiesz.
-Przemyślałam. Nope.
-Nicole czy Niki, jak wolisz?
-Jeśli chodzi o ciebie? Najlepiej by było, gdybyś zamknął ten brzydki ryj.
I'm dead. Ale było warto.
-Zaczynasz mnie irytować.
-Ta?
-Tak. A ci, którzy mnie irytują szybko żegnają się z tym światem.
-Pa pa, świecie-powiedziałam bardzo szybko.
Zmarszczył lekko brwi.
-,,Szybko żegnają się ze światem". Wkurzam cię, więc pożegnałam się ze światem. Szybko, jak sam powiedziałeś.
-I twoi znajomi cię znoszą...
-Nawet nie narzekają.
-Bo się boją.
-Hipokryta. Do potęgi.
-Być może. Jaka jest twoja decyzja?
-To co, do trzech razy sztuka? Czy powinnam się łudzić, że tym razem dotrze?
-Nie. Zawsze mogę się zmusić.
-Jeśli sądzisz, że to coś da-proszę bardzo-wzruszyłam obojętnie ramionami.
-Prosić to ty zaraz będziesz o litość.
-Strasznie oklepany tekst. Nie pokusisz się na oryginalność, Lordzie?
-Crucio.
Chwyciłam oparcie jednego z krzeseł, żeby nie upaść. Zagryzłam mocno wargę, żeby nie zacząć krzyczeć. Czułam, że drżę, a kolana zaczynają się pode mną uginać. Po chwili przerwał klątwę.
-I co?
-Gówno-prychnęłam, czego natychmiast pożałowałam, czując ostry ból w klatce piersiowej.
Zapamiętać: nie prychać po cruciatusie.
-Co teraz sądzisz o mojej propozycji? Kusząca, nieprawdaż?-uśmiechnął się bezczelnie.
-Jak tylko dorwę się do broni, strzelę ci prosto w mordę. Chociaż twojej twarzy już raczej nic nie zaszkodzi.
-Crucio.
Tym razem upadłam na kolana, a z mojego gardła wydarł się cichy jęk.
-Masz dość?-spytał spokojnie, nie przerywając zaklęcia.
-Pieprz się-syknęłam przez łzy, które zaczęły spływać mi po policzkach.
Przerwał klątwę. W końcu mogłam normalnie złapać oddech.
-Mogę cię tego nauczyć.
-Wal się, sama się nauczę-wstałam, szybko wycierając policzki.-Zajebiście, nie ryczałam od kilku ładnych lat.
-Od śmierci rodziców?
Oczy mi się rozszerzyły.
-S-skąd?-zająknęłam się.
-Odrobiłem lekcje, jak sama stwierdziłaś.
-Dobra, moi rodzice nie żyją. Tak samo jak ten, który ich zabił.
-To też wiem. Zabiłaś go, i to tuż przed przyjazdem do Hogwartu.
-Owszem. Coś ci nie pasuje?
-Przeciwnie, jestem pod wrażeniem takiej bezwzględności w tak młodym wieku.
-Z tą wazeliną to możesz wyjeżdżać do początkujących śmierciożerców, może oni się na to nabierają, ale nie ja.
-Naprawdę jesteś inteligentna.
-Wiesz, Nobla za stwierdzanie oczywistości nie dają.
-Czego?
Niki, przyzwyczaj się wreszcie. To są czarodzieje, oni nie ogarną.
-Mugolska nagroda. U was to chyba Order Merlina, nie?
-Tak. Postawię sprawę jasno...-zaczął Voldemort.
-Albo przyjmę twoją ,,propozycję", albo będę umierać w męczarniach. To mnie zabij, nikt się nie przejmie, łącznie ze mną.
-Nie przerywaj mi-powiedział z morderczym wyrazem twarzy.
Stary, takie spojrzenia to ja prezentuję nieposłusznym szczeniakom z podległych mi gangów i szeregowym gangsterom.
-Bo co? Rzucisz na mnie cruciatusa? Zabijesz mnie? Nie boję się.
-A powinnaś.
-Kolejny-przewróciłam oczami.
-Greyback, zaprowadź ją do lochów.
-Tak, panie.
-Nie, no weź, nie ten gość-westchnęłam teatralnie.-Jeszcze raz mnie dotknie, a wybiję mu zęby. Wiesz, że jestem w stanie.
-Severusie.
Wstał bez słowa i podszedł do mnie. Greyback, a Snape-wybór jak między dżumą, a cholerą. Ale Snape przynajmniej nie będzie próbował się do mnie dobierać, zawsze jakiś plus.
-Zaprowadź pannę White do jej znajomych.
Kiedy Snape stanął obok mnie, Voldemort jakoś dziwnie się nam przypatrzył.
-Co?-zapytałam, marszcząc lekko brwi.
-Nieważne.
-Ważne. O co ci chodziło z tym spojrzeniem?
-Severusie...
Snape chwycił mnie za ramię i siłą wyprowadził mnie z pomieszczenia. Ej no, chciałam jeszcze trochę z nim pogadać. I dowiedzieć się, o co mu chodziło. W ciszy doszliśmy do lochu. Otworzył kratę, a ja weszłam wyjątkowo bez dyskusji (nie przyzwyczajaj się!). Poszedł, a ja spojrzałam na bladych rówieśników.
-Torturowali was-nie zapytałam, stwierdziłam.
-Chcieli się czegoś dowiedzieć.
-Czegokolwiek.
-O wasze ulubione kolory też pytali?-zapytałam ironicznie.-O co konkretnie im chodziło?
-Hogwart, Potter, aurorzy...-wymieniła lekko nieprzytomnie Luna.
Jej chyba oberwało się najmniej, przynajmniej sądząc po jej wyglądzie.
-Czyli standard. Żadnych nietypowych pytań, które byłyby ciężkie do przewidzenia, które zwróciły waszą uwagę?
-Retoryczne się liczą?-zapytał ponuro, lekko zachrypniętym głosem Thomas.
-Też...
-Lestrange zapytała, czy chwaliłaś się, że jesteś sierotą.
-Sucz-syknęłam cicho.
Sms. To wyczucie czasu.
Mark: Żyjesz młoda?
Mark: Tak pytanie retoryczne wiadomo że to o stan tego creepa powinienem pytać
Mark: Trup czy narazie tylko przyszły trup?
Uśmiechnęłam się lekko. Trochę poprawił mi humor.
Ja: Jeszcze nie, ale dzięki za wsparcie moralne.
Ja: Oberwałam smacznym musem.
Jakim, kurwa, ,,smacznym musem"?! Mam tak zajebistą autokorektę...
Ja: Magia autokorekty.
Mark: Domyśliłem się że nie nawalasz się ze śmierciożercami musem
Ja: *cruciatusem
Ja: No, raczej nie XD
Mark: Radzisz sobie?
Ja: Nie wiem...
Ja: Voldzio coś ode mnie chce. Coś=żebym mu służyła.
Mark: Co on samobójca?
Ja: Najwyraźniej. A jak sytuacja z psiarnią?
Mark: Usiłują wydostać się ze swoich własnych bransoletek na oczach 2 tysięcy ludzi
Ja: 👌
Mark: Wiem
Ja: Na yt?
Mark: 2500
Kilkanaście sekund minęło.
Mark: 2650
Mark: Tak yt
Ja: Nieźle.
Mark: 1600 subów
Mark: I co kilkanaście sekund jest jakieś 10 więcej
Ja: Super.
Mark: Chcesz coś?
Mark: Pomocy czy coś?
Ja: Nope.
Mark: Jak sobie hcesz
Mark: *chcesz, tak wiem
Ja: Mark użył przecinka...
Ja: Apokalipsa, gdzie te zombie?
Mark: Móóóóózgiiiiiiiii
Ja: XD
Ja: Napiszę później
Mark: Ok
Mark: WAIT
Mark: Niki zapomniała kropki
Mark: Świecie dokąd zmierzasz?
Ja: ...
Ja: To teraz masz 3.
Ja: .
Ja: I kropkę nienawiści.
Mark: Wysłałaś kropkę
Mark: Serio?
Ja: Owszem. Napiszę później.
Mark: Ok
-Ja pierdolę, korzenie tu zapuścimy.
-Tia. A masz lepszy pomysł?-zapytał trupio-blady chłopak.
-Właśnie, mówiłaś, że masz plan.
-Ale sytuacja się zmieniła i mój plan nie zadziała. Voldemort pilnuje tych debili.
-No, to jego słudzy. To chyba normalne.
-Ale nie do tego stopnia. Oni się nie poruszali, kiedy ze mną rozmawiał. Nie odważyli się nawet drgnąć.
Chłopak tylko wzruszył ramionami.
-Norma.
-Wasz świat jest powalony. Bardzo.
-A mugolski lepszy?-prychnął cicho.-Przecież tam też są przestępcy, z tym, że nie używają magii.
-Może.
W głowie zapaliła mi się żarówka. Przejrzałam sms-y z Markiem zatrzymując wzrok na ,,Domyśliłem się że nie nawalasz się ze śmierciożercami musem". Da fak, Mark? Skąd ty, do cholery, wiesz, że to śmierciożercy?
Ja: Teraz ogarnęłam. Skąd wiesz, że to śmierciożercy?
Błąd. Nie można wysłać wiadomości.
Mój telefon chyba sobie jaja robi.
Brak środków na koncie. Doładuj konto.
No w życiu bym na to nie wpadła.
-Zajebiście, a już myślałam, że gorzej być nie może-wymamrotałam, opierając głowę o zimną ścianę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top