Pruski błękit w oczach Daneriny
Przychodzisz do mnie, kiedy cię nie potrzebuję i spoglądasz spod półprzymkniętych powiek; twoje spojrzenie emanuje pogardą. Jesteś kimś lepszym, bardziej ambitnym, wyjątkowym - bardzo dosadnie dajesz mi do zrozumienia, że jestem nikim, a potem znów znikasz. Nie ma cię, chociaż szukam twojego towarzystwa, ignorujesz wszelkie prośby o kontakt, odrzucasz połączenia... Ale kto by odbierał głuche telefony? Wiesz, że bez ciebie potrafię tylko milczeć w słuchawkę. Nie płaczę, tego nie robię nigdy - jak mnie uczyłeś.
Kiedy wracasz, już cię nie oczekuję, chociaż błagasz o uwagę, prezentując się w ciemnym garniturze i krawacie o barwie pruskiego błękitu. Jest piękny, piękny jak twoje oczy, ale ty mówisz tylko, że to popularna barwa wśród dyplomatów, barwa władzy, powagi, elegancji. Jedyne piękno, jakie dostrzegasz to piękno twojego głosu, kochasz go bardziej ode mnie. Mógłbyś słuchać samego siebie godzinami, a to przecież przez to najczęściej się rozstajemy. Chcesz, żebym dała ci miliony, miliony słuchaczy, miliony widzów, ludzi, którzy pójdą za tobą i twoim głosem, ale ja nie mogę. Nie potrafię i ty wtedy znów stajesz się zimny, przeczesujesz swoje zawsze ulizane do tyłu włosy. Obrażasz mnie w nieobraźliwych słowach. Znasz się na tym jak nikt inny, za każdym razem przegrywam w starciu, które nie powinno mieć zwycięzcy. Za każdym razem uczę się, by cię nie szukać, nie błagać, nie pragnąć, ale ty niszczysz moją pewność siebie i sprawiasz, że zapominam o wszystkim. Nienawidzę cię - chwilowo, kocham - momentami. Tęsknię za pruskim błękitem i zapachem pasty do twoich czarnych butów, każdą chwilą w twoim towarzystwie, której później nie cierpię. Zabijasz mnie, gdy trwasz przy mnie i gdy znikasz. Boję się, że pewnego dnia nie wrócisz, że nie zobaczę twojego uśmiechu, nie usłyszę twoich rzucanych na wiatr obietnic o pięknej miłości, której nawet nie ma. Że zapomnę, jak wygląda pruski błękit.
Nie zamierzam o tobie marzyć, bo marzenia się spełniają.
W twoim towarzystwie czuję się jak niewolnik, jak szary obywatel w państwie (bez)prawa. Ty jesteś jedynym władcą, jednocześnie opiekunem i dyktatorem mojego serca. Nie wiem, czy to już syndrom Sztokholmski, uzależnienie, przyzwyczajenie, czy po prostu coś nas ciągnie do siebie.
Nie powinnam tego mówić, staram się milczeć - to nas różni.
Ale i tak to powiem:
Tęsknię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top