Kakashi X Asuma - Wspólne Noce

Link:
http://in-yaoi-naruto-love.blogspot.com/2015/01/asuma-x-kakashi-wspolne-noce.html?m=1

Pocałunek był brutalny.

Ciemnowłosy mężczyzna gryzł i ssał bez opamiętania dolną wargę towarzysza. Zaś jego dłonie spacerowały po bladym, zimnym torsie, co jakiś czas wbijając paznokcie w skórę. Białowłosy się nie opierał. Posłusznie otwierał usta, starał się nie wyrwać, gdy czuł jak palce ranią go stanowczo zbyt mocno.

Zęby wbijały się brutalnie.

Usta zaczęły sunąć po jego szyi, co jakiś czas zagryzając się na nieskazitelnej powierzchni. Czasem zassysały się w wybranym miejscu. Odchylono głowę do tyłu. Było to nieme pozwolenie. "Bierz ile chcesz. Zezwalam. Nie opieraj się."

I Asuma nie zamierzał się opierać.

Bliskość ciał, gorący oddech, ciche jęki. To wszystko go pobudzało, sprawiało, że musiał zaspokoić swój głód. Pożądanie. Miłość. Seks. Krew. Uwielbiał, gdy łóżkowe przygody były ostre. Kochał obserwować jak ciało Hatake drży pod nim, zarówno z bólu, jak i zniecierpliwienia. Uwielbiał momenty, w których wrzaski z prośbą o zaprzestanie, zmieniały się w okrzyki rozkoszy.

"Szybciej... Mocniej... Tutaj... Ahh tak!"

Każda poniedziałkowa i piątkowa noc wyglądała w ten sposób. Brutalne pocałunki, naznaczenia na szyi, siniaki na torsie. Następnie krótkie przygotowanie i szybka, zdecydowana penetracja. Wtedy Kakashi odczuwał ból. Nie potrafił się przyzwyczaić, prosił, by ten przestał. Ale to pobudzało Sarutobiego jeszcze bardziej do działania. Z czasem ból znikał. Pojawiała się rozkosz.

- W poniedziałek mnie nie będzie, mam misję - wyszeptal Asuma, delikatnie liżąc go za uchem.

W pomieszczeniu było duszno. Ich oddechy były szybkie i urywane. Ciepła dłoń ciemnowłosego musnęła męskość Kakashiego.

- Uważaj na siebie, proszę - wydyszał w odpowiedzi, jęcząc z zadowolenia, gdy ręka zaczęła wykonywać szybkie ruchy.

- Będę, jak zawsze - ucałował jego kark. - Kocham Cię.

~-~

Uważał...I CO Z TEGO?!

Nie wrócił żywy. Kakashi padł na kolana. Nie zwracał uwagi na to, że pada deszcz. Przynajmniej łzy, które wypływały spod jego powiek były niewidoczne. Krzyk. Rozdzierający krzyk tęsknoty wydobył się z jego ust. Zacisnął dłonie w pięsci, uderzył w trawę. Wywołało to cichy plusk.

- Cholera - syknął, zagryzając zęby na dolnej wardze. - Też cię kocham. Mocno. Bardzo. Pragnę cię. Czemu musiałeś umrzeć? I mnie zostawić? Zresztą... Nie tylko mnie. Co z twoimi uczniami? Kurwa, Asuma! Jak śmiałes odejść z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że skazujesz mnie na tak wielkie cierpienie?

Oczywiście. Odpowiedział tylko deszcz. I chłodny powiew wiatru.

Został sam.

Powróciły samotne noce.

Skończyły się te wspólne.

Znów będzie leżał sam w tym ogromnym łóżku. I zamiast ciepła, będzie czuł tylko pustkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top