Niesamowicie drażliwy temat do rozmowy

Zniknąłem z pola widzenia Kakashiego. Jak mogłem dać się zobaczyć? Toż to jakby popełnić samobójstwo. Siedziałem w koronie drzew nieopodal obozu. Wyciszyłem swoją chakrę. Nie miałem ochoty rozmawiać z Kakashim.

-Musisz bardziej uważać Naruto-powiedział‚ Kurama w mojej głowie.

-Wiem, ale ja chciałem tylko odpocząć od tej przepaski-odpowiedziałem i przeniosłem się do klatki Lisa.

-Musisz się przyzwyczaić do niej bo chyba nie chcesz żeby oni to zobaczyli ?

- Masz rację, ale to jest taki męczące. To jest nie wygodne. To wszystko wina Danzo, gdyby nie jego tortury...tamten facet by nie zginą, a ja bym nie miał‚ tej szramy.

-Naruto, rozumiem cię, ale uspokój się. Na razie nic ci to nie da. Jak nadejdzie odpowiedni czas, sam pomogę ci zniszczyć Liścia.

-Czyli ty naprawdę chcesz mi pomóc ?

-Tak, przez te jedenaście lat widziałem jak cię traktowano i co czułeś. Nigdy nie pozowle, aby te czyny zostały bezkarne.

-Jesteś wspaniały wiesz?

- A ty jesteś pierwszym człowiekiem od którego to słyszę.

-Uważam, że jesteś moim jedynym przyjacielem, przyjacielem któremu mogę zaufać i wiem, że mnie nie zdradzisz. Jesteś moją jedyną rodziną.

-Czy ty nie za bardzo mi ufasz? Przecież jestem najgroźniejszym demon...

-Ty nie jesteś demonem! Po prostu kiedyś za bardzo zaufałeś ludziom! Ludzie są okropni, to oni są demonami!

-Naruto...

-Kurama...poznałem cię w wieku czterech lat. Mogłeś ze mną zrobić co chcesz. Mogłeś przejąć nade mną kontrolę. Przez moje ciało mogłeś zniszczyć Liścia. Nie zrobiłeś tego. Odkąd mnie poznałeś pomagasz mi. Nigdy nie zrobiłeś mi nic złego. Leczyłeś mnie z ciężkich jak i lekkich ran. Dzięki tobie mam oko i w ogóle żyje. To ty ze mną rozmawiałeś. Tylko ty utrzymywałeś mnie przy nadzieji. Więc nie nazywaj się demonem! Jesteś wspaniałym lisem, na którego mogę liczyć w każdej chwili!

Po tych słowach przeszedłem przez kraty i przytuliłem się do jego puchatej łapy. Po chwili spojrzałem na Kuramę.

-Muszę iść...przyjdę niedługo-powiedziałem i wróciłem do rzeczywistości.

Otworzyłem oczy. Nadal siedziałem w tym samym miejscu. Noc ustępowała dniowi. Cudny widok lecz we mnie nic nie wzbudzał. Żadnej reakcji. Wszystko było dla mnie obojętne. Jedyne uczucie jakie znałem to złość. To jedyna cecha ANBU Korzenia. Złość, którą mam wyładować na osobie której szukam.

Przerwałem rozmyślania i wróciłem do obozu. Wszyscy spali. Swój śpiwór zapieczętowałem w zwoju i usiadłem opierając się plecami o drzewo. Użyłem techniki kamuflażu. Obserwowałem tamtą trójkę. Musiałem ich pilnować, aby się wyspali i mieli siły na dalszą drogę. Bo z moich obliczeń wynika, że nie jesteśmy nawet w połowie drogi. Gdy tak patrzyłem na nich wyczułem jakąś obcą chakrę. Byłem gotowy do ataku. Jednak gdy zobaczyłem zbliżającą się osobę zrezygnowałem z ataku. Przy drzewie stał Sai. Mój znajomy i dostarczyciel informacji o Korzeniu. Zdjąłem z siebie technikę i podszedłem do niego.

-Co cię tu sprowadza?- zapytałem

-Mam informacje. Danzo chce cię zabić. Wysłał‚ już za tobą ludzi.

-Czy on jest aż tak głupi? Przecież ja ich zabije bez problemu.

-No niby tak, ale to oddział zamknięty w Korzeniu więc to nie będzie proste.

-Sai wiem, bałbym się gdybym był słaby, jednak ja mam coś co sprowadzi ich na ziemię. Coś czym pokonałem Kakashiego.

-Mam nadzieję, że nic ci nie będzie.

-Spokojnie w razie czego mam Kuramę.

-Dobra będę już wracał.

-Dzięki za informacje!

Cóż Danzo mocno się przeliczył co do możliwości oddziału zamkniętego.

Wróciłem na swoje miejsce. Po kilku minutach wstał‚ Sasuke, po nim Kakashi, a na samym końcu Sakura.

Panowała cisza. Kakashi co raz na mnie patrzył. Wiedziałem, że będzie chciał drążyć temat, jednak ja mu nic nie powiem. Jeśli będzie taka potrzeba, użyję Yokogana i znów wyślę go do szpitala. Nikt więcej nie zobaczy co jest pod przepaską.

-Dobra dzieciaki, ruszamy, bo nawet w połowie drogi nie jesteśmy-powiedział Kakashi i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Biegliśmy już około dwóch godzin. Między nami panowała grobowa cisza. Widziałem jak przeszkadza ona Sakurze. Dziewczyna ledwo się powstrzymywała się, aby czegoś nie powiedzieć. W sumie to logiczne, to dziewczyna, a te zawsze dużo gadają. Zauważyłem jak Sakura biegnąc zawaliła głową w gałąź. Co za niezdara... pofatygowałem się i w mgnieniu oka znalazłem się przy niej łapiąc ją w ręce, aby nie uderzyła o ziemię. Trzymałem ją w stylu panny młodej. Dziewczyna nie reagowała przez chwilę, ale gdy zaczęła się przebudzać, po trzecio stopniowym spotkaniu z gałęzią mówiła coś strasznie niewyraźnie.

-Co ty mówisz?-zpytałem

-Dziękuję za uratowanie Sasuke-powiedziała, a ja myślałem, że się przesłyszałem.

-Różowiutka, Sasuke cię nie uratował tylko ja-powiedziałem i uśmiechnąłem się emanując czystą złością.

Nie mogłem uwierzyć, że ona pomyliła mnie z tym głupim Uchihą! Ona musi mieć niezłego hopla na punkcie tego chłopaka. Położyłem ją na ziemi i odszedłem od niej. W mojej głowie nadal miałem sytuację z przed chwili. Nie mogłem pojąć tego, że można mnie z nim pomylić.

Po około dziesięciu minutach Sakura była już gotowa do dalszej drogi. Jednak jeśli w zaliczy bliskie spotkanie z drzewem, ja łapać jej nie będę. Niech zrobi to Sasuke, którego tak bardzo pragnie. Chociaż, gdyby mnie nie było tutaj, prawdopodobnie spadłaby na ziemię, robiąc sobie niezłe rany, ewentualnie spadłaby łamiąc sobie kręgosłup. Nie byłaby to wielka strata.

-Sakura, wyjaśnij mi jakim cudem uderzyłaś w gałąź głową?-zapytał sensei

-Nie wiem nawet, chyba się zamyśliłam nad czymś-powiedziała, a ja nie mogłem się powstrzymać, aby nie dodać pięciu groszy.

-Nad czymś, czy raczej nad kimś?-zapytałem

Dziewczyna automatycznie zrobiła się niczym burak. Jej wstyd było czuć na co najmniej kilometr. Kakashi popatrzył‚ na mnie surowym wzrokiem, jednak na mnie to nie wywarło wrażenia. Taki wzrok to nic, w porównaniu z tym co widziałem i jakim wzrokiem mnie obrzucano w korzeniu. Postanowiłem nie być dłużnym, aktywowałem kekkei genkai i złapałem go w iluzję.

-Kakashi-sensei złapałem cię w iluzję, nic nie zrobisz. Spokojnie, nie zaatakuję cię, tylko powiem jedno. Nie strasz mnie wzrokiem, bo to nic nie da. A jeśli komukolwiek powiesz o tym co widziałeś własnoręcznie cię zabiję, a twoja śmierć nie będzie należeć do najprzyjemniejszych-mój głos był‚ lodowaty i bez jakiegokolwiek uczucia.

-Naruto, nikomu nic nie powiem, ale...

-Nie ma żadnego ,,ale"

-Wiem kim był‚ twój ojciec i matka znałem ich i nie rozumiem jakim cudem ty jesteś taki!

Gdy Kakashi wspomniał o moich rodzicach zawładnęła mną żądza zabijania. Doskonale wiedziałem kim oni byli. Kurama mi wszystko powiedział, ale jak on śmie o nich wspominać! Mój ojciec uratował Liścia, pieczętując we mnie Kuramę. Moja matka poświęciła życie, żeby mnie urodzić, co on może o nich wiedzieć! Chakra Kuramy wypełniła mnie. Za moimi plecami pojawiło się dziewięć ogonów.

-Kakashi, nawet nie wiesz jak drażliwy temat dla mnie poruszyłeś-powiedziałem. Mój głos zmienił się, był zmieszany z głosem Lisa.

Teraz już nikt nie był w stanie mnie powstrzymać.

Kakashi stał i wpatrywał‚ się we mnie ze strachem wymalowanym na twarzy. Chyba wiedział co go czeka. Nawet jego marny sharingan nie był‚ tutaj nic warty.

***********************************************************************************************

Nowy rozdział, mam nadzieję, że się spodobał :)

Co się stanie z Kakashim?

Tak jak obiecałam jest w TYM tygodniu :)

Rozdział byłby wczoraj, ale wattpad nie chciał ze mną współpracować i zmienił mi wszystkie polskie znaki w jakieś znaczki i musiałam wszystko poprawiać :(



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top