93. Strata

***Morze***

- Zabrać ich stąd! - zagrzmiał chłodny głos Yagury, który mimo odejścia ze stołka, był uważny za autorytet w swoim i wszystkich krajach. Shinobi bez sprzeciwu go słuchali. Ich zadaniem było przetransportowanie z wody na ląd rannych. Jego przyjaciel nie patyczkował się i nawet nie słuchał swojego Jinchuriki, pozbywając się wrogich zastępów, instynktownie chroniąc również i jego. Fala za falą zmywały, to z plaży, to z samego morza setki Zetsu. Madara miał dobry pomysł, by białe szkarady atakowały z dna. Bijuu musiało mocno na główkach jak uchronić shinobi, przed wystrzeliwującymi kolcami z głębin. Ostatecznie to podpatrzył pomysł od Daruia, który po prostu stał obok C i raz po raz posyłał wiązki błyskawicy w pewne miejsca na wodzie. C był doskonałym sensorem, jednocześnie bardzo dobrze mu się współpracowało z dowódcą. Blondwłosy młody mężczyzna wyczuwał ruchy chakry w wodzie. Tym sposobem umożliwiał, by Darui celował w prawie niewynurzone kolce. Z innej strony wód Gyuuki i Killer Bee z rapowym nastawieniem wykańczał resztkę Zetsu. Kiedy uznał, że wszystko gra ruszył z małą odsieczą do byłego Mizukage i jego Bijuu.

- Gyuuki, zajmij się plażą. - powiedział Isobu i odparł atak pięciu kolców, łącznie z Zetsu, które je wypuściły. Ośmiornica skinęła głową i odwróciła się plecami do starszego brata. Z kolei Killer stanął obok Yagury, pomagając mu walczyć z napastnikami. - Yagura! - wrzasnął, zwracając na siebie jego uwagę. Chłopak pobiegł do niego, kiedy tylko uporał się z wrogiem. Wskoczył na jego głowę, czekając na wyjaśnienia. - Wiem, jak ich skutecznie zniszczyć. Potrzebni będą sensorzy. Muszą wykryć z głębin rozstawione wojska Madary.

- Wiem, kto się nada. - zgodził się z nim i zeskoczył na wodę, biegł w stronę skaczącego blond kucyka i wściekle płomiennego stroju młodej dziewczyny. Yagura szybkim machnięciem laski pozbył się wroga, atakującego kunoichi.

- Dziękuję. - odpowiedziała i spaliła trzech Zetsu. - Yagura-sama co się...

- Potrzebne mi twoje umiejętności sensoryczne. - przerwał jej. Ta tylko kiwnęła głową i rzuciła szybkie spojrzenie towarzyszowi z drużyny. Choji akurat powiększył swoją prawą rękę, wgniatając w ziemię dwóch Zetsu. Chłopak potwierdził, że rozumie. Yamanaka i Karatachi skierowali się z powrotem do wód. Ino w momencie, kiedy stanęła na wodzie, poczuła dużo złowrogiej chakry. Od razu przystąpiła do działania. Tak bardzo się skupiła, że na jej czole ukazały się żyłki.

- Plecami do mnie. - powiedziała szybko. Chłopak zrobił, jak mu kazano. Po sekundzie na potylicy poczuł dłoń dziewczyny, z tym ujrzał obraz sporej ilości wrogów. Szybko przekazał obraz Isobu, który po prostu zanurkował. Dziwiło go, dlaczego nie zrobił tego od razu, mimo swojej ludzkiej formy. Po kilku sekundach ujrzał powstawanie olbrzymiego wiru, w miejscu, gdzie przed kilkoma sekundami stał jego Bijuu. Kolejna chwila pozwoliła zobaczyć, jak z wiru wystrzeliwują Zetsu. Część z nich była już martwa, ale reszta nie za bardzo. Karatachi pojął w mig, o co chodziło.

- Wszyscy strzelać! - wrzasnął na całe gardło. Każdy wolny shinobi strzelał dosłownie każdą techniką charakteru pociskowego. Nawet zdarzyły się parę Ognistych Kul. Killer Bee i Gyuuki również dołączyli do ataku. Nagle Yagura zgiął się w pół. Wir zniknął. Na powierzchnie wypłynął Sanbi. - Isobu! - krzyknął i zaczął biec po wodzie. - Co się dzieje? - zapytał, kiedy podbiegł do Bijuu.

- Uwaga! - krzyknął C i spojrzał na powstający portal w powietrzu. Nagle wyszli z niego Orochimaru i zamaskowany mężczyzna w białej masce w spirale i z trzema tomoe. Nieznany shinobi związał kilka pieczęci i z wody wystrzeliły te same łańcuchy, opalając Isobu. Gyuuki zniknął w ostatniej sekundzie do pieczęci. Bee zakazał mu wychodzić. Sam ruszył na pomoc Trzyogoniastemu. Zaatakował łańcuchy, ale te nawet nie drgnęły. Yagura, starał się przyzwać go do pieczęci, ale nie był w stanie, tak jakby coś zablokowało pieczęć i możliwość powrotu. W tej samej chwili Orochimaru ruszył na osłabionego Mizukage. Chłopak uniknął ataku, samemu uderzając. Wodne pociski nie zrobiły żadnego wrażenia na Wężu, który nieprzerwanie atakował. Bee za wszelką cenę starał się uwolnić ze wskazówkami Gyuukiego Isobu, ale łańcuchy w żaden sposób nie chciały ustąpić. Sanbi zaczął coraz bardziej opadać z sił. Jego chakra była wysysana przez te łańcuchy. Wyczuł, że część jego rodzeństwa również ucierpiała. Mimo szybkiego ostrzeżenia Kuramy nie był w stanie uwolnić się. Czuł, jak jego siła wypływa, ale to nie była główna przyczyna. Wyczuwał, jak jego Jinchuriki traci siły z każdym momentem tracenia chakry, tak jakby związał się z nią, nawet o tym nie wiedząc.

- Yagura. - wykrztusił do Bee. Raper spojrzał na za siebie i przeklął soczyście. - Zostaw. Idź.

- Ratuj go! - rozległ się głos Karatachiego, który sparował atak niebieskiego miecza Orochimaru. Sam kopnął go w szczękę, odsyłając kilka metrów dalej. Ruszył z pomocą do przyjaciela. Nagle znikąd pojawił się biało-zielony kolec, który wbił mu się boleśnie w lewe udo, przebijając tętnicę. Krew szybko zaczęła barwić wodę, ale Karatachi nawet nie syknął z bólu. Uparcie biegł do przyjaciela, wyrywając kolec z rannej nogi. W biegu złożył kilkanaście pieczęci i przyłożył do brzucha.

- Nie! - wycharczał, na tyle ile mógł Isobu. Chłopak wiązał swoją chakrę z chakrą Bijuu. Ponownie starając się zapieczętować go. Łańcuch pojawił się znikąd, wgryzając się w lewą nogę Sanbiego. Bijuu uklękło. Killer w dalszym ciągu mocował się z jednym. Mizukage opadł na kolana i wypluł trochę krwi.

- Isobu! - splunął krwią i ponowił bieg. Teraz ważny był jego przyjaciel, sojusznik i druh. Instynktownie uniknął kolejnego kolca, ten tylko musnął mu policzek. Orochimaru tylko czekał na rozproszenie byłego Kage i zaatakował. Bee spostrzegł kątem oka ruch, ale nie był w stanie zareagować. Jeden łańcuch pochwycił go za łydkę, uniemożliwiając skok.

- Wiej! - krzyknął, ale za późno. Miecz przyszył pierś Yagury. Młodemu mężczyźnie pociemniało w oczach, ale zamachnął się laską, trafiając w głowę węża. Do jego uszu doszło satysfakcjonujące pęknięcie kości czaszki.

- Isobu! - krzyknął Yagura i wypluł krew. Ruszył do niego. Chwiał się, ale stawiał pewnie nogi na wzburzonym morzu. Złapał się za ranę wolną ręką. - Nie zostawię cię. - wycharczał i wbił swoją laskę w szczękę łańcucha. Ta nawet nie drgnęła. - Nie pozwolę.

- Yagura. - wyszeptał - Uciekaj.

- Nie! - powiedział z mocą. Kolejny kolec przeszył Yagurę, ale tym razem i Killera. Raper dostał w prawy bok. Syknął, ale nie przerwał próby uwolnienia Bijuu.

- Yagura! - z różowawych oczu poleciały łzy. Chłopak zaczął opadać. Zaczął znikać fragment po fragmencie do głębin wody. Bee złapał go. W szarych oczach znikał blask. Matowiały.

- Dziękuję przyjacielu. Błagam, wybacz mi. - wyszeptał i dotknął policzka. - Fuin. - powiedział ostanie słowo, po czym opadł bezwładnie w rękach Killera Bee. Mężczyzna nic nie mógł zrobić. Stał w części unieruchomiony, nie mogąc do końca się ruszać. Bijuu zawyło głośno z bólu. Raper poczuł prawie niewyczuwalną wiązkę chakry Isobu do martwego już ciała. Bee zachłysnął się powietrzem. Chłopak pieczętuję w sobie niewielką część Bijuu.

- Wybacz, przyjacielu. - powiedział do Sanbiego i zajął się swoim łańcuchem. Klął pod nosem, że z tym poszło mu bez wysiłku. Isobu spojrzał na Yagurę i dotknął jego już ochłodzonego policzka.

- Wygrajcie. - powiedział, zanim zniknął w odmętach wody. Tak samo, jak zamaskowany shinobi i nieprzytomny Orochimaru. Bee kiwnął głową, ale tego już nikt nie widział, prócz Gyuukiego, który zacisnął pięści i zęby, zduszając nagłą pustkę, po starszym bracie.

- Rusz się. Musimy wygrać. Cho, również została przejęta. Poświeciła się za Fuu. Kokuo zaskoczyły. Han już wie. - powiedział głosem wypartym z emocji. Bee zaklął ponownie i wziął Karatachiego w ręce, biegnąc na brzeg. Ujrzał od razu, jak Zetsu skutecznie uniemożliwiły przebicie się do poległych. Killer warknął pod nosem i przybrał częściową formę Bijuu. Jego ciało pokryło się czerwono-czarną chakrą, przeobrażając go w potwora z białymi wielkimi oczami, bez źrenic oraz z paszczą nieprzypominającej ludzkiej. Jego wściekłe pięć ogonów zmiatały dwie trzecie Zetsu, zagradzających przejście. Lisy, które już tam były ochraniały Killera i Yagurę.

- Co z nim? - zapytała Ino, która w ostatniej chwili czmychnęła na ląd.

- Nie żyje. - odpowiedział beznamiętnie. Po czym zwrócił się do dwóch lisów. - Zabierzcie ciało do jednostki medycznej. - powiedział głośno, po czym uklęknął na jedno kolano. - Nie dopuśćcie, by to ciało wpadło w ręce Madary i jego sojuszników. Chłopak zapieczętował część chakry Isobu. - powiedział tak cicho, że tylko lisy były w stanie to usłyszeć. Oba z powagą odebrały ciało i zwiększyły swoje rozmiary, po czym biegiem ruszyły do leśnego szpitala. Nagle w białym dymie pojawiła się ludzka forma Gyuukiego. Jego blada, ale zdeterminowana twarz była przykrym, ale pokrzepiającym widokiem.

- Zajmijmy się resztą tego tałatajstwa. - powiedział spokojnie i wszedł do wody. Wyszedł z niej dosłownie po kilku sekundach. - Koniec. Morze zostało oczyszczone z tego gówna. - chłód w głosie źle wróżył dla wrogów. - Bee zajmij się rannymi, ja muszę zbierać chakrę. Kaguya się przebudzi. - słowa były pełne powagi.

- Kim ona jest? - zapytał ktoś z tłumu.

- To z niej jesteśmy stworzeni. - wyjaśnił - Połączenie dziewięciu chakr przebudzi ją. Właśnie to jest celem Madary. Tylko ten idiota, o tym nie ma pojęcia. - syknął - Spalcie te ścierwa. - wskazał na stertę wyrzuconą przez wodę. Nikt się nie sprzeciwił i zabrał się do pracy.

- Hachibi! - Darui zwrócił na siebie uwagę Gyuukiego - Wracaj do pieczęci już! Nic tu po tobie, jak twoje rodzeństwo znika. - powiedział bez ogródek. Bijuu kiwnęło głową i zniknęło, chociaż i tak miało to zrobić.

- Spokojnie Tako. - powiedział na pocieszenie Bee.

- Martwię się o Kuramę. Nie wiem, co ten idiota zrobi dla tej dwójki. - powiedział - Leć. Zbierzmy się razem.

- Darui! - Bee odezwał się do dowódcy - Jinchuriki zbierają się. - blondyn z tasakiem kiwnął głową, jednocześnie nakazując, by ruszali.

***Niziny***

- Gaara Madara zaatakował Chomei i Fuu. - oznajmił szop wściekły.

- Do pieczęci. - nakazał.

- Nie mogę, muszę się zająć rannymi. - warknął, nie przerywając leczenia. - Lisy same sobie nie poradzą. Ten chuj przebudzi białą zołzę i tam oni będę bardziej potrzeb... Kurwa! Wiej! - warknął. Bijuu zostało unieruchomione. - To ten chuj. - wystękał swoim skrzeczącym głosem.

- Shukaku! - krzyknął zaniepokojony i wystraszony Gaara. Sam stęknął z bólu, a tryb Bijuu zniknął. Chłopak nic nie widział, ale ujrzał, jak Shukaku łapie się za kark. - Shukaku! - ponowił krzyk i owinął instynktownie piaskiem łańcuchy na karku.

- Wiej idioto! - wycharczał i dosłownie zaczął znikać. - Już! Nic mi nie bę... Będzie! Pierdol się Madara! - wrzasnął, ile miał w płucach. Echo poniosło się do wzgórza, ale przez rozgardiasz tam panujący Uchiha tego nie usłyszał. Ichibi zniknął, a próby uwolnienia nic się nie zdały. Gaara oberwał jednym z niewidzialnych dla niego łańcuchów. Tylko piasek uchronił go przed większymi obrażeniami. Szop po raz ostatni spojrzał na niego swoimi oczami. Kazekage ujrzał w nich determinację i skruchę - Pomścij mnie! - warknął i zniknął.

- Gaara! - wykrzyknął Kankuro, podbiegając do niego. Chłopak otrząsnął się i wstał z klęczek.

- Kage. Trzeba im pomóc. - powiedział i skierował się do nieprzytomnych ciał. - Gdzie Temari? - zapytał i podniósł ciała na piaskowych platformach.

- Nie żyje. - piasek opadł lekko w dół, ale zaraz powrócił na miejsce.

- Kto? - zapytał chłodno.

- Zetsu. - oznajmił - Powiedziała, że cię kocha tak jak mnie. Kazała nam się pilnować. - uśmiechnął się.

- Ciało? - wykrztusił.

- Lisy się nim zajęły. Oddały należyty szacunek. - Kage kiwnął głową i obaj wznieśli się na platformach do leśnego szpitala. Miętowe oczy zeszkliły się, ale nie pozwolił łzą spłynąć. Zacisnął mocno powieki.

***Baza Komunikacyjna***

- Shikaku! - odezwał się Yamanaka. - Ino przekazuje informacje. Bijuu znikają.

- Zaczęło się. - oznajmił spokojnie Kokuo. - Nie udało się przekonać Madary. Shikaku, Inoichi zajmijcie w dalszym ciągu komunikacją. Wiem, że Chomei zniknęła. Nie czuję jej wśród naszej więzi. - powiedział. Wszyscy zebrani tam shinobi podziwiali stoicki spokój Bijuu.

- Ktoś jeszcze? - zapytał Shikaku.

- Na razie... Isobu. - zmienił zdanie. Zacisnął pięści. Na chwilę połączył się z umysłem brata. - Yagura... Przeklęty Orochimaru. - syknął - Pojawił się Obito z Orochimaru. - zdławił gniew - Wąż walczy z Yagurą, ale ten doznał poważnej rany. Czuję gniew i bezsilność brata. Bijuu atakowane są dziwnymi łańcuchami. Killer Bee próbuje uwolnić Isobu, ale nic nie rusza ich. Kurama mówi, że katany chłopców są w stanie je przeciąć.

- Nic się nie da zrobić? - zapytał ktoś.

- Nie. - powiedział dobitnie Kokuo - Kilku z nas udało się uchronić, ale Chomei, Isobu są na straconej pozycji. - nie owijał w bawełnę. Mówił, jak jest. - Przegrupujcie się. Ruszajcie na niziny. Tam wojska będą znacznie bardziej potrzebne. Juubi się przebudzi. - Shikaku kiwnął głową i ustawił się razem z Inoichim przy maszynie. Kilka sekund później Kokuo zachwiał się i znieruchomiał.

- Shikaku-san! - krzyknął jeden z shinobi.

- Mają mnie. - stęknął - Zignorujcie mnie i róbcie swoje. Nie pomożecie mi. Bez Hana nic nie zdziałam... - łańcuch złapał go za szyję. Ręce odruchowo powędrowały na nią. - Już! - krzyknął i ponaglił działania ludzi. Bijuu mocowało się z łańcuchem, by choć trochę go poluźnić, ale on trzymał mocno. Czuł, jak jego chakra jest wysysana z ciała wprost do łańcucha i posagu. - Shikaku przegrupuj ludzi, niech się pomieszają. - charknął - Bijuu niech będą razem ze swoimi Jinchuriki. - coraz trudniej wypowiadał słowa - Miejcie wiarę. - powiedział do ludzi - Han wybacz mi. Walcz przyjacielu. - powiedział w myślach, po czym po prostu zniknął. Shinobi poczuli brak obecności Bijuu, który dzięki swojemu rodzeństwu był w stanie szybko przekazać informacje, tyczące się wojsk wroga. Odczuli ten brak.

- Jak kazał Kokuo-san, przegrupowujemy się. - powiedział, przerywając niemiłe napięcie. Zdecydowany głos Nary ocucił ludzi i każdy wrócił do swojej pracy. Inoichi usiadł na jednej z poduch i połączył się z maszyną, składając dłonie do modlitwy. Tak jak w przypadku jego córki na czole ukazały się żyłki.

- Gotowe. - oznajmił. Shikaku już siedział i czekał obok przyjaciela. Ten przyłożył dłoń do jego potylicy. Nara zaczął przekazywać informacje i zadania, do głów shinobi. Wszyscy bez sprzeciwu zaczęli się pomału przegrupowywać. Dowódcy wykrzykiwali rozkazy, a żołnierze raz-dwa zaczęli je wykonywać. Shikaku nakazał, by połączył się z Naruto i Sasuke.

- Chłopcy, jak sytuacja? - spytał.

- Do dupy. - odpowiedzieli jednocześnie. Przed nimi posag krzyczał wniebogłosy i przeistaczał się w masę skał i czerwieni.

- Shinju się budzi. - oznajmił Naruto z pogardą.

- Uważajcie. - ostrzegł ich Sasuke.

- Będziemy. - odpowiedział Nara.

***Minato***

Blondyn biegł w głąb lasu, szukając znajomej chakry. Obok niego podążała trójka uzbrojonych lisów.

- Dokąd podążamy? - zapytał jeden z nich.

- Słyszałem od was, że wyczuliście dziwną jaskinię, ale nie mieliście czasu tego sprawdzić.

- Co masz na myśli? - w głosie lisa można było usłyszeć urazę.

- Nie mam na myśli nic złego. - zaprotestował od razu - Chodzi mi o Orochimaru. Musi być w pobliżu, by stosować technikę Kuchiyose.

- Jak go pokonasz, skoro jesteś ożywieńcem? - zapytał fioletowy lis.

- Nie ma nade mną żadnej władzy. To mój syn mnie wskrzesił. I w każdej chwili ja sam mogę odejść. - odpowiedział spokojnie i przeskoczył na kolejną gałąź.

- To tu. - oznajmił nagle drugi z lisów. Cała trójka zatrzymała się kilka metrów od dobrze ukrytego wejścia.

- Okrążcie ją i nadstawcie uszu. Dam sygnał. - powiedział blondyn. Lisy kiwnęły głowami i rozeszły się. Mężczyzna od czekał minutę. - Teraz. - powiedział półgłosem. Cała trójka pojawiła się w wejściu. Lisy wystawiły ostrza na przednich łapach i ogonach. Minato miał w rękach swoje kunaie.

- Zajmij się intruzami. - usłyszeli głos Węża - Namikaze już był całkowicie w środku.

- Orochimaru. - przywitał się. Sannin nie był zaskoczony widokiem intruzów, ale osoby, która stała przed nim. Spodziewał się zwykłych shinobi, ale nie byłego Czwartego Hokage i lisów.

- Minato. - powiedział i złapał się za złamaną szczękę.

- Widzę, że ktoś tobie dołożył. - odezwał się z wrogim uśmiechem lis. Pionowe źrenice skierowały się na zielonego lisa. Wąż prychnął i jednym ruchem szczęki nastawił sobie kość. Nawet się nie skrzywił. Było słyszeć tylko chrupnięcie.

- Były Mizukage. - odpowiedział. Minato obserwował każdy ruch Orochimaru, a jego towarzysze otoczenie. Nagle zielony lis wyskoczył do góry i przeciął w poprzek Zetsu.

- Nie z nami takie numery. - powiedział, kiedy wylądował - Nie oszukasz nas. - drugi fioletowy lis przemieścił się nieznacznie w tył do ściany. Kitą dotknął jej, posyłając w Orochimaru słup skały. Sannin nawet na to nie zareagował i uderzył w przeciwną, wbijając się nią. - Teraz. - powiedział spokojnie. Minato zaatakował. W okamgnieniu złożył kilkanaście pieczęci. Lisy unieruchomiły Orochimaru, który nawet nie zdążył zareagować. Za plecami blondyna ukazała się postać Shinigami. Sztylet w zębach, czerwone paciorki w ręce.

- Nie zrobisz tego! - wykrzyknął Wąż.

- Zrobię. - przez pierś Namikaze przeszła ręka i chwyciła duszę Saninna. - Twoje techniki, jak i życie przepadną. - warknął złowrogo, przybliżając się do twarzy wściekłego węża. - Moi synowie pokonają Madarę i Shinju. Obito, już dawno przepisał cię na stary. Byłeś ich marionetką. - syknął. Wąż nie spodziewał się takiej wściekłości po zawsze opanowanym Minato. - Fuin. - powiedział przez zęby.

- Nie! - wykrzyknął i zaczął się szarpać, ale lisie techniki nie pozwoliły nawet poluźnić niewidzialnych więzów. Eteryczna postać pożarła całą duszę i chakrę Węża. Bezwładne ciało opadło. Puste oczy patrzyły się w nicość. Eteryczny wojownik zniknął, nie pozostawiając po sobie żadnej pieczęci. Nie było to konieczne, skoro użytkownik był i tak martwy. Minato zachwiał się lekko.

- W porządku? - zapytał fioletowy lis. Drugi spalił ciało.

- Tak. Wbrew pozorom, technika Wskrzeszenia odbiera mi chakrę i muszę ją zregenerować. - uśmiechnął się do lisów - Dziękuję za pomoc. - Nagle lisy stanęły w pozycjach bojowych przed osłabionym Yondaime. - Co... - Nie dokończył, bo ujrzał portal, z którego wyłonił się Obito.

- Dziękuję za pozbycie się problemu. - odezwał się.

- Obito. - stwierdził, czym zaskoczył mężczyznę - Mój syn o tobie wspomniał. Miło spotkać swojego ucznia. - mimo dużego zaskoczenia, zachował spokój i obojętny wyraz twarzy pod maską, jak i w oku, gdzie dosłownie przed sekundą pojawił się błysk ów zaskoczenia.

- Czyli mnie poznałeś. - stwierdził i stanął przed swoim mistrzem.

- Parę rzeczy dowiedziałem się o tobie. Między innymi od Kakashiego i Naruto. - odpowiedział i stanął prosto.

- Zabił Rin. - wypluł pierwsze słowo.

- Wiem. Sam mi o tym powiedział. - spokój w głosie drażnił Uchihę. Minato zrobił krok w przód. - Nie pokonam cię, ale mogę przekonać, że to, co robicie, przyniesie tylko światową klęskę. Nie rób tego. Odwołaj posąg.

- Skąd... - zaczął.

- Nie jestem głuchy na chakrę. Sam miałem w sobie Bijuu. Wiem, co siedzi w tobie. Nie rób tego Obito. Przyniesie to tylko śmierć. - mężczyzna prychnął, po czym cofnął się, składać pieczęcie. Jego ręka zniknęła w portalu i pojawiła się przy czole blondyna. On nawet nie drgnął - Nie zapieczętujesz mnie. - Obito cofnął dłoń, ale nie na tyle szybko. Namikaze złapał ją i umieścił znacznik, który przemieścił się na stopę. Uchiha wyrwał się od razu.

- Jakim cudem? - zapytał.

- Tylko Naruto może używać Kuchiyose: Edo Tensei bez żadnych skaz. - wyjaśnił - Ta technika została stworzona przez mój klan. Przypadkiem ją odkryłem. - wzruszył ramionami - Odpuść Obito. Madara cię manipulował, przez te lata.

- To on mi dał dom nad głową i uczył. - warknął.

- Jesteś gotowy umrzeć w kłamstwie? - zapytał nad wyraz spokojnie.

- Kłamstwie? - prychnął - Co ty niby wiesz o planie.

- Właściwie to wszystko. Wiem, co się wydarzy, kiedy przebudzicie Kaguyę.

- Kaguyę? - słowa zaskoczyły Uchihę.

- Widzę, że ani ty, ani on nie wiecie, co zrobicie. Przebudzicie pierwszą osobę, która użyła chakry. Ta kobieta wyssie chakrę z każdego żyjącego człowieka na tej ziemi. - jego głos stał się twardy i beznamiętny. - Nikt nie przeżyje tego. Wieczne Tsukuyomi, to tylko podstęp stworzony przez osobę zewnątrz. Hagoromo odkrył spisek i napisał zwój, w którym mowa jest o tym. Jedynym problem jest osoba, która zmieniała treść zwoju, ta w naszym świecie. Madara jest święcie przekonany, że rzucając iluzję, zapanuje nad światem, a sam stanie się pojemnikiem, w którym odrodzi się Księżycowa Księżniczka. Kaguya Otsutsuki. - Obito z każdym słowem coraz bardziej wątpił w słowa swojego senseia. Logika i plan Madary był nieskazitelny. Idealny, by coś nie udało.

- Łżesz. - warknął.

- Nie mów, że cię nie ostrzegałem Obito. Lisy nie są tu bez przyczyny. To one pomogą z uwolnieniem ludzi z iluzji. - powiedział i wskazał na nie.

- Kłamiesz! - krzyknął i zdarł maskę, ukazując pełną blizn twarz. Blondyn nawet nie drgnął.

- Ten człowiek nie kłamie. - odezwał się zielony lis - Wszystko, co powiedział, jest szczerą prawdą. Jesteście głupcami, że tak postępujecie. Omotała was fałszywa tablica i idea na niej wypisana. - lisy warknęły złowrogo.

- Nie radzę nawet ich przywoływać. - syknął fioletowy lis, wskazując na prawo od siebie. Obito był zaskoczony.

- Jakim cudem wiesz? - zapytał.

- Lisy od dawien dawna są czczone jako istoty o możliwości wykrycia drgań chakry. Nawet szczeniak jest w stanie wyczuć to. Hagoromo-sama przesiadywał u nas wiele lat. Nauczył się od nas wielu rzeczy, które w tej chwili korzysta ród Uzumaki. - odpowiedział.

- Co?! - wykrzyknął i cofnął się o krok.

- Sensorzy. - wyjaśnił Minato, nagle jego oczy otworzyły się szeroko. - Kimisa. - lisy potwierdziły skinieniem głowy.

- Kim ona jest? - spytał opanowany.

- To ta ruda dziewczynka, która zatrzymała was w gabinecie Tsunade. - powiedział blondyn.

- To dziecko? - prychnął.

- To dziecko posiądzie siłę i chakrę godną lisa. Będzie niezwyciężona w ludzkim świecie. - powiedział zielony lis dumą w głosie. Ciesz się, że jeszcze żyjesz. - na pysku lisa ukazał się kpiący uśmiech.

- Zginiecie. - powiedział i zniknął.

- Tchórz. - powiedział fioletowy lis i rozluźnił się. - Bezpiecznie.

- Dziękuję. Wracajmy na niziny. Shikaku nakazał przegrupowanie. - lisy kiwnęły głowami i cała trójka wybiegała z jaskini, zawalając ją po drodze.

- Minato-san za mną. - powiedział zielony lis i wskoczył do nory. Blondyn poszedł w jego ślady i zanurkował w niej bez strachu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top