90. Ranni

***Piątka Kage***

Piątka Kage stała naprzeciw wroga, rozmawiając. Każdy był w stu, nawet więcej procentach czujny i opanowany. Niby spokojna konwersacja, ale nikt nie wiedział, co uczyni dana strona. Każdy zwracał uwagę na najdrobniejsze ruchy po stronie wroga. Tak samo, jak i przeciwnik był czujny, spokojny i pewnym stopniu rozluźniony.

- Widzę Madara, że troszkę jesteś zdezorientowany. - powiedziała z kpiącym uśmiechem Tsunade. - Może ci troszkę sprostujemy sytuację. - Uchiha zmrużył groźnie oczy.

- Ta wielka pisakowa chmura ma uniemożliwić ci widok na pole bitwy. - odezwał się Gaara.

- Podziękuj tym dwóm bachorom. - syknął z satysfakcją Raikage. Madara zwrócił swoje zaskoczone oczy na A.

- Sasuke was zdradził i zabije...

- On nigdy nie był po waszej stronie. - przerwała mu Tsunade z satysfakcją - Sasuke był naszą wtyczką. Twoja strategia była ładnie przekazywana nam. - Madara zacisnął pięści w narastającym gniewie. - Gaara, przekaż Shukaku, żeby pozbył się piasku.

- Jak sobie życzysz Tsunade-sama. - odpowiedział jej Jinchuriki. - Shukaku pozbądź się kopuły. - powiedział na głos, by Uchiha dobrze usłyszał polecenie. Przez kilka sekund nic się nie działo, gdy nagle przez środek piaskowego dachu przeszło wielkie pękniecie i piasek, jak po zjeżdżalni zaczął się zsuwać. Po minucie, pole bitwy zostało odsłonięte. Madara syknął pod nosem wściekły. Ujrzał, jak jego biali żołnierze zostali rozniesieni w pył. Ujrzał tylko niedobitki, które padały jak muchy. Szukał braci, ale oni zniknęli. Nie było ich już od dobrych kilku sekund. Blondynka uśmiechnęła się z satysfakcją. - Oj nie mów mi, że tego nie przewidziałeś? - zakpiła - Sasuke miał pełny wgląd w wasz plan i przekazywał informacje Naruto, który z kolei przekazał je nam. Ułożenie planu było dziecinnie proste. Teraz kiedy twoje wojska będą rozniesione w pył. - z każdym słowem kobiety, Madara wpadał w coraz większą złość.

- Dwójka gówniarzy nie przeszkodzi w wykonaniu mojego planu. Wy zginięcie jako pierwsi. - warknął - Orochimaru zadbał o to...

- Nic, co ludzkie ich się nie ima. - przerwał tym razem Gaara - Eksperymenty Orochimaru nie miały wpływu na organizm oraz na umysł Sasuke. Był całkowicie świadomy. Nawet ty nie mogłeś przebić się przez jego iluzje.

- Skąd... - syknął przez zęby.

- Skąd? - prychnął A - Sam nam powiedział. - syknął i przesunął się delikatnie do przodu. - Znamy twój plan oraz to, że chcesz stworzyć nieskończone Tsukiyomi. - Madara zamarł. Tego się nie spodziewał.

- Ten gówniarz jest jednak sprytniejszy, niż mi się wydawało. - powiedział i uśmiechnął się szeroko. Po czym zaatakował Tsunade. Ona tylko na to czekała i sparowała ciosy. Niestety Madara był dla niej silnym przeciwnikiem i po chwili miał nad nią dużą przewagę. Kopnął ją w brzuch. Blondynka poleciała do tyłu. W tej samej chwili A zaatakował z olbrzymią siłą. Madara sparował ciosy i atakował jednocześnie. Nie minęło parę sekund, a Gaara starał się go złapać w piaskowe liny. Uchiha unikał ich pewnie, jednocześnie chroniąc się przed lawą Terumi, która stanęła z boku i zajęła się składaniem kolejnych pieczęci. Tsunade szybko się pozbierała i z chłodnym spojrzeniem brązowych oczu natarła na przyjaciela jej dziadka. Madara został trafiony wzmocnionym ciosem pięści w twarz, ale nawet ten cios nie zrobił prawie żadnego wrażenia ani szkód, tak jak w przypadku innych Zetsu, których miażdżył w lesie. Blondynka kliknęła językiem, ale ponowiła atak. Przyłączył się Gaara, który z chakrą Bijuu był znacznie szybszy od pozostałych Kage. Tym razem ciosy Kazekage dosięgnęły Madary i posłały go na tworzone przez Tsuchikage skały z ostrymi kolcami. Uchiha obronił się Susano, roztrzaskując je w pył. W tym samym czasie nad głowami walczących przebiegł Chiaki. Tylko Gaara zwrócił na niego krótką uwagę, ale zignorował go, gdyż wyczuł od niego chakrę podobną do braci. Madara rozpoczął natarcie na A, którego szybko odrzucił i wbił w pozostałą skałę, stworzoną przez Onokiego. Szybko przerzucił się na Terumi, która nie zdążyła dokończyć pieczęci. Musiała się obronić przed gradem ciosów. Mizukage nie nadążała i raz po raz obrywała to w twarz, to w brzuch. Kilka sekund później do walki dołączył A, który wygrzebał się ze skały. Natarł na niego, tak samo jak chwilę wcześniej Tsunade. Raikage pokrył się chakrą, zwiększając swoją przerażającą siłę. Pchany gniewem atakował z podwójną mocą. Eteryczna ochrona zaczęła pękać pod silnymi uderzeniami.

- Kazekage! - krzyknął A, zwracając uwagę Gaary, który w okamgnieniu owinął eteryczny szkielet Madary. Siła nacisku piaskowych pnączy była tak duża, że roztrzaskała w pył ochronę. Uchiha umknął w ostatniej chwili.

- Widzę, że zgrałeś się ze swoją bestią. - powiedział.

- Nie zamierzam ci go oddać Madara. - warknął i pojawił się dokładnie przed jego twarzą, uderzając w nią pięścią. Tego brunet się nie spodziewał. Na jego twarzy ukazały się delikatne pęknięcia, które szybko zniknęły. - Madara jesteś słaby. Nie uda ci się nas pokonać. - powiedział już spokojniej. - Naruto i Sasuke pokonają ciebie, są potężniejsi niż ci się zdaje. - w tych słowach krył się haczyk, który Madara odgadł bez trudu.

- To tylko dwójka gówniarzy. - odpowiedział tylko i zaatakował.

***Morze***

Sasuke i Naruto dotarli w momencie, jak Gyuuki posyłał majestatyczną falę w stronę olbrzymiej ilości Zetsu.

- Robi wrażenie. - mruknął Naruto, stając na krawędzi klifu. Obaj podziwiali, jak fala zmywa większą część wroga. Na wzburzonej wodzie ustali tylko niedobitki oraz wskrzeszeni shinobi. Killer Bee walczył z dwójką wskrzeszonych shinobi. Raper świetnie sobie radził z nimi, raz po raz rozcinał ich, swoją oryginalną sztuką kenjutsu. Walka ośmioma mieczami robi duże widowisko oraz ukazuję potęgę walczącego. Naruto aż zagwizdał z podziwem, widząc jak jego przyjaciel obraca się i tanie przeciwnika, który strzelił akurat wiązkami błyskawicy, próbując trafić skaczącego na wodzie Bee. Sasuke za to obserwował poczynania Hidana, który za swój plac zabaw miał spory obszar plaży. Mimo odciętego prawego przedramienia niszczył wroga. Sasuke zaniepokoiło tylko jedno. Mianowicie był on w swojej ulubionej czarnej postaci. Brunet szturchnął brata łokciem.

- Naruto, czy on czasem nie złożył ofiary? - blondyn spojrzał na Hidana.

- Na to wygląda. - w tej samej chwili Namikaze uruchomił Kinshigana i zaczął szukać ofiary. Po kilku sekundach odnalazł ją, a raczej jego. Ofiarą był Kisame, który za pomocą swojego żywego miecza zmiatał większą część Zetsu. - To Hoshigaki dał mu swoją krew. Wiedzę maleńką rankę na ramieniu. - powiedział - Nie musimy go za to karać. - w tej samej chwili Naruto wbił katanę prosto w zachodzącego go od tyłu Zetsu. Trafił centralnie w czoło, nawet na niego nie spoglądając. Wzrok skupił na walce Hidana. Właśnie został draśnięty w lewy bok. Sasuke spojrzał na Kisame.

- Interesujące. - mruknął pod nosem brunet. - Hoshigaki nie ma rany.

- Pewnie chodzi o pentagram. - wzruszył ramionami. Wtedy Sasuke wbił swoje ostrze między swoje stopy. Akurat wychodził z niej Zetsu. - Irytujące... - Naruto spojrzał uważniej w ziemię. - Oni siedzą w niej, dattebayo! - wykrzyknął i przykucnął, dotykając jeszcze zielonej trawy. Sasuke wykonał ten sam ruch.

- Myślisz, o tym samym, co ja? - zapytał i uśmiechnął się pod nosem.

- Jeśli myślisz o delikatnym spopieleniu ich, to tak. - skinął głową.

- Doskonale. - uśmiech Uchihy się powiększył. Oparł drugą dłoń i zamknął oczy. Na twarzy ukazało się wysokie skupienie. Blondyn uczynił to samo. - Na mój sygnał. - mruknął i wokół rąk pojawił się biały pierścień ognia. Podobnie było u jego brata. - Teraz. - powiedział i obaj wysłali w głąb ziemi i skał ogień. Przez krótką chwilę nic się nie działo, gdy nagle z ziemi zaczęły wystrzeliwać płomienie oraz zwęglone zwłoki. Zwróciło to uwagę walczących na plaży. Byli z lekka zdziwi tym, co widzieli. Nawet Zetsu spojrzało na głośne wybuchy na szczycie. Po sekundzie ogień zaczął przemieszczać po ścianie klifu, wyrzucając wrogów i odłamki skał. Shinobi odskakiwali na bezpieczną odległość. Przy przepaści stanęli w dumnych pozach i ze zadziornymi uśmiechami na ustach bracia. Wyglądali majestatycznie na tle ognia i dymu. Ich katany połyskiwały w świetle. Po czym po prostu zeskoczyli na dół. - Co tak stoicie? - odezwał się Sasuke do Zetsu. - Chyba nie myśleliście, że zabiję własnego brata. - uśmiechnął się i nie czekając na odpowiedź, zaczął ciąć wroga na kawałki.

- Wzruszyłem się braciszku. - stanął plecami do Uchihy.

- Nie gadaj, tylko więcej tnij. - upomniał go, ale na ustach był szeroki uśmiech.

- Jak macie sobie gadać, to kurwa idźcie i sobie herbatkę żłopcie. - warknął Hidan, który podszedł do braci. - Ja tu kurwa rozpierdalem te białe gówna... I weź, który mi rękę przyszyje, bo mnie wkurwia ten kikut. - machnął im ręką, która trzymał w drugiej. Naruto parsknął cicho śmiechem i za pomocą nici chakry zszył w mgnieniu oka ramię. - W końcu kurwa. - po czym po prostu wrócił do miażdżenia Zetsu.

- Aniki, może się przyłączysz? - zapytał na głos blondyn.

- Nie mogę jeszcze. - warknął - Kumuluję chakrę na Kaguyę. - powiedział.

- Dlaczego? - przeciął dwa Zetsu naraz.

- Bo czuję w kościach, że ona się pojawi. Kumulując chakrę, zwiększę swoją siłę. Część mojego rodzeństwa to robi. Chomei, Kokuo, Matatabi, Isobu i Saiken. Reszta woli walczyć. - wyjaśnił spokojnie.

- Kokuo-san czasem nie powinien... - zaczął brunet.

- Nie Sasuke. - powiedział - Koń nie jest zagrożony i może w spokoju kumulować chakrę i przesyłać wiadomości.

- Rozumiem. Reszta zapewne siedzi w pieczęciach. - oznajmił

- Tak, ale ich Jinchuriki weszła w tryb Bijuu. - dopowiedział.

- My też możemy w niego wejść? - zapytał Naruto, podekscytowany.

- Oczywiście, że tak... - powiedział spokojnie - Jak ja cię uczyłem idioto!? - warknął już całkiem głośno - Nie wyciąga się wszystkiego z rękawa. - Naruto zmarszczył brwi.

- Mimo mocy, dalej jesteś Młotkiem. - powiedział na głos brunet i pozbawił głowy jednego z białych humanoidów.

- A zamknij się, Draniu. - syknął i zakończył życie trzech Zetsu. Naruto zwrócił uwagę na czerwoną czuprynę. - Spójrz. - wskazał ostrzem na mężczyznę z klanu Uzumaki. - Bee-ochan chyba załatwił tę dwójkę. - Sasuke spojrzał na oddział pieczętujący, który zmierzał nad wodę w stronę Killera.

- Z pewnością. - dzięki ulepszonemu Sharinganowi, widział każdy szczegół na dalekiej odległości. Mianowicie ujrzał, jak w górną część ciała jednego z przeciwników zostały wbite cztery katany. Tors innego był na brzegu, a nogi obydwu wrogów trzymał w dłoniach. Uzumaki po drodze składał pieczęcie i szybko przyłożył do pierwszego torsu. Pokrył się natychmiastowo czarnymi znakami. To samo zrobił z pozostałymi częściami. Powiedział też parę słów do Killera, który kiwnął głową i zaczął biec w stronę niedalekich gejzerów wodnych, tworzonych przez shinobi z Kirigakure. Naruto i Sasuke kończyli czyszczenie części plaży z wrogów. Wszystkie trupy spalali. Shinobi spojrzeli na poczynania braci i robili to samo. W pewnym momencie Naruto wszedł w ogień i wyszedł z niego bez szwanku. Kilku cofnęło się z przerażeniem, ale prócz tych przerażonych byli wśród nich Konoszanie, którzy powtórzyli ruchy blondyna i bez obaw weszli do ognia, paląc swojego wroga, z którym akurat wdali się w walkę. To była reakcja łańcuchowa, kiedy inni ujrzeli poczynania pobratymców, zaczęli robić dokładnie to samo. Bracia uśmiechnęli się pod nosem zadowoleni. Ich oczy spotkały się na sekundkę. W ich spojrzeniu był błysk. Obaj w tym samym momencie pokryli się Białym Ogniem.

- Naruto! - wykrzyknęła Ino i wystawiła dłoń. Namikaze zrozumiał przesłanie. Dotknął ramienia blondynki. Jej ubranie zapłonęło Lisim Ogniem. - Dziękuję. - odpowiedziała.

- Dotknij Chojiego i każdego, który zechcę. - oznajmił. Yamanaka kiwnęła głową i oddaliła się do walczącego towarzysza z drużyny.

- Naru, ruszajmy na południe. - wskazał na gejzery. - Kisame jest poważnie ranny. Killer go ochrania! - wykrzyknął, bo uderzenia ostrzy i dźwięki różnych techniki zagłuszały jego głos. Namikaze zobaczył, jak jego medyczne klony zabierają Rekina do szpitala.

- Dobrze. - odpowiedział, po czym udali się w ów miejsce.

***Leśny Szpital. Kilka godzin po rozpoczęciu pierwszych***

- Zetsu! - wykrzyknęła Kimisa i wskazała na leśną ścianę. - Od zachodu! - po czym zeskoczyła na ziemię i stanęła przed nadchodzącymi humanoidami. Za jej plecami ukazały się czarne łańcuchy. Przyjęła pozę do ataku i czekała. W tej samej chwili z namiotu wyszła błękitna lisica.

- Wyczułam ich w tym samym momencie skarbie. Spokojnie. Żaden tu nie wejdzie... Dziwne... - zmarszczyła brwi, a uszy delikatnie opadły - Czy oni potrafią się zmieniać? - minutę później z lasu wyszedł ranny shinobi z Iwagakury.

- To nie człowiek. - szepnęła Kimisa.

- Pomocy... - wyszeptał ranny i na dowód wypluł krew. Z namiotu wyszła Shizune z niepokojem wypisanym na twarzy.

- Co się dzieje? - spytała.

- To nie człowiek. - szepnęła Misa jeszcze raz - Pozbędę się go. - już miała ruszać, ale blondyn ją złapał za ramię.

- Nie. Czekaj. - powiedział to dość głośno, czym zaskoczył resztę. - Spójrzcie. Wodzi wzrokiem po terenie. Nie widzi i nie słyszy nas. - wszyscy spojrzeli uważniej na twarz oszusta. Faktycznie nie skupiał wzorku na jednym punkcie czy człowieku. On szukał oznak życia.

- To, co robimy? - zapytała brunetka.

- Jeśli go dotkniemy. Reszta będzie wiedzieć. - poinformował chłopak. - Cholera. Misa czujesz?

- Tak. Nie wygląda to dobrze. - Uzumaki zacisnęła pięści.

- Idzie z nimi człowiek. - powiedział Naruto.

- Tylko człowiek jest w stanie zauważyć nas od razu. - stwierdziła Kushina, która wycierała mokre dłonie w fartuch. - Przyszykowałam wodę. - wytłumaczyła i wskazała na jeziorko.

- Jest problem. Zetsu trzyma bardzo rannego, ale przytomnego mężczyznę. Przekroczą barierę za trzydzieści sekund. - poinformował kobiety Naruto.

- Chyba nie mamy wyjścia. - odezwała się Shizune. - Wpuście ich. Będziemy musieli walczyć.

- Dowódco. - zwróciła się do brunetki Noki - Zajmuj się rannymi. To samo tyczy się Sakury, Kushiny i Akashiego.

- Ale... - zaczęła.

- W tej chwili jestem z was najpotężniejsza. - przerwała Shizune - Kimisa i jeden klon mi pomoże.

- Dobrze. Dziękuję. - kobieta wróciła do namiotu, a z nią pozostali.

- Kimisa, tu raczej czarne się przydadzą. - powiedziała do niej. Kilka sekund później ciałko dziewczynki zasłoniły czarne łańcuchy. Ostre zakończenia skierowała w stronę stojącego oszusta. - Naruto, idź na tyły. - blondyn dodał chakry do nóg i po prostu przeskoczył namiot. - Uważaj na siebie i ludzi.

- Rozkaz, dattemasa. - po czym ruszyła na wyłaniającego się ze ścienny drzew Zetsu z rannym człowiekiem. Mężczyzna nawet nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, kiedy jego rzekomy towarzysz padł martwy, przeistaczając się w prawdziwą formę. - To wróg. - powiedziała tylko i posłała kolejne dwa czarne łańcuchy na kolejnych przemienionych shinobi, udających rannych. Noki zabierała rannych i dzięki swoim kryształom przeniosła do środka. Prócz tego rozesłała je do innych części polany. Kamienie zanosiły rannych shinobi do namiotu, gdzie resztą zajmowali się medycy. Z lasu wyłaniało się coraz więcej wrogów. Zetsu coraz bliżej podchodzili do namiotu. Nagle rozległ się potężny, dziecięcy krzyk. Noki spojrzała tam i z ulgą odetchnęła. Nic jej się nie stało, ale dziewczynka wpadła w furię i miażdżyła wrogów, jak łupinę orzecha. Jej krwawa kurtyna włosów latała na prawo i lewo. Jakiś Zetsu drasnął ją w policzek. Lisica mimochodem posłała leczniczą chakrę do dziewczynki, regenerując jej stracone siły. Ta z wielkim mrożącym krew w żyłach uśmiechem zwiększyła szybkość śmiercionośnych łańcuchów. Nagle na środku pojawił się Itachi, Konan i klon. Ci byli w lekkim szoku, widząc walkę.

- Do namiotu! - krzyknęła Noki i spaliła na popiół sześciu Zetsu. Żaden wróg nawet jej nie dotknął. Błękitna Kapłanka stała cały czas w jednym miejscu, niszcząc białe szkarady. Klon zniknął z rannymi i pojawił się w lecznicy.

- Konan-san do Uzushio. - powiedział na wstępie - Zatamowałem krwawienie. - Medyk z Suny zabrał kobietę, a Sakura zajęła się Itachim. Podała mu ziołowy napar, który wypił od razu. Otworzył szerzej oczy. W smaku był słodki i przyjemny. Na dodatek rozgrzewał wnętrze, regenerując siły. Haruno wprowadziła chakrę do środka i natychmiast zaczęła leczyć złapane żebra.

- Sasuke-kun byłby wściekły. - powiedziała i zaczęła owijać ranę bandażem. - Kości złożyłam, ale musisz zaczekać pięć minut, póki zioła nie zadziałają do końca. - Uchiha kiwnął głową i lekko chwiejnym krokiem oparł się plecami o ścianę namiotu.

***

Kimisa z obawą patrzyła, jak wnoszą Itachiego do środka. Mimochodem skupiła się na chakrze Uchihy i odetchnęła z ulgą, kiedy wyczuła działanie ziół. W tej samej chwili rozkojarzyła się i została trafiona w prawe ramię. W ostatniej chwili cofnęła je i ostrze zrobione z ręki Zetsu tylko po nim przejechało. Przeciwnik długo nie pożył, bo został zmiażdżony przez dwa czarne łańcuchy. Zielonym uleczyła małą rankę i rzuciła się z jeszcze większą zaciętością w wir walki. Na jej drodze pozostawały tylko trupy. Nikt by nie pomyślał, że sześciolatka z taką precyzją i zdecydowaniem zabijała przemienionych w ludzi Zetsu. Nagle stanęła i owinęła czarne łańcuchy wokół ciała, chroniąc się przed atakami. Przyczyną tego ruchu była bardzo ważna dla niej chakra. Na widok rozciętego boku, z którego kapała w bardzo dużej ilości krew oraz kilku ran na ciele Kimisie odeszły z twarzy czerwone rumienienie, zastępując je bladością i strachem.

- Kisame-nisan! - krzyknęła i wbiła w ziemię brązowe łańcuchy, odbijając się od nich, poleciała do rannego. - O nie... on zaraz... - z oczu poleciały łzy. W tej samej chwili do nich zbliżył się Zetsu. Misa szybko owinęła go czarnym łańcuchem i zmiażdżyła. Kiedy ofiara padła na ziemię, zielone łańcuchy przebiły ciało Rekina.

- Kimisa... - wypluł krew na bok - Wyliże się.

- Cicho bądź dattemasa. - warknęła przez zęby i skupiała się na leczeniu i niszczeniu. Żaden wróg nie był w stanie się przedrzeć przez determinację, wściekłość i strach Kimisy.

- Skarbie, przepuść mnie. - powiedziała łagodnie Noki. Czarne łańcuchy od razu opadły. Lisica szybko przebiegła wzrokiem po rannym. - Wyliże się i zaraz stanie na nogi. - pocieszyła ją i pogłaskała szybko potargane czerwone włosy. Misa podciągnęła nosem i wstała, robiąc miejsce.

- Osłaniam was. - powiedziała i stanęła plecami do nich. Jeden zielony łańcuch pozostawiła w ciele Kisame. Osłoniła też ich kamienną ścianą, zrobioną za pomocą brązowych. Stała i czekała na ruch Zetsu. - No dalej! - warknęła - Boicie się sześciolatki? - prowokowała ich. - Zniszczę was, dattemasa. - po czym posła trzy czarne łańcuchy na przeciwników. Chyba jako pierwsi mieli obawy przed tym dzieckiem. Niszczyła, nie miała litości.

***

Noki warczała pod nosem przekleństwa i za pomocą nici chakry zszywała organy wewnętrzne Rekina. - Jakim cudem dałeś się tak rozpłatać?! - warknęła na niego, a jej płynne i stanowcze ruchy dłoni szybko zszywały rany. - Wypij to. - nakazała. Rekin popatrzył na nią troszkę bardziej przytomnym wzorkiem.

- Niby co? - zapytał niemiło, w tej samej chwili przyleciał drewniany kubek z parującym zielonkawym płynem. - O kurwa! - wymsknęło mu się.

- Pij. - kubek podleciał do ust Hoshigakiego. - No pij. - warknęła i spojrzała na kubek, który zaczął się przechylać, wylewając na siłę do ust płyn. Kisame wpierw się lekko zachłysnął, ale przełknął napar. - Lepiej?

- Jak ty... - zaczął.

- Moje kryształy. - przerwała mu. - Wiesz, że nie masz sporej ilości skóry? - powiedziała.

- Kończ zszywanie mnie, bo Misa potrzebuję pomocy... - kaszlnął i splunął krwią.

- W tej chwili bardziej bym martwiła się sobą. Ona niesie śmierć tym przybłędom. Musi cię bardzo lubić, ale coś mi się wydaję, że ty ją też. - mruknęła i kliknęła językiem, widząc, że pęknięta wątroba ponownie zaczęła krwawić.

- Zwykły gówniarz. - prychnął i syknął pod nosem, bo odwrócił gwałtownie głowę w bok, tym samym pociągnął lekko za ranny bok.

- Nie wierć się, filecie. - warknęła - Muszę ci pokryć żywe ciało sztuczną skórą. Nie pytaj. - uprzedziła go. - Nie ma czasu na tłumaczenie... Skończyłam. Doskonale. - oznajmiła, kiedy ujrzała o odcień jaśniejszy kawałek skóry, stworzony z samej chakry. Kisame zastygł w bezruchu. Ból zniknął, a jego chakra, jak i energia wracała. Hoshigaki zaczął pomału wstawać.

- Kim ty do cholery jesteś? - zapytał i podniósł Samehadę, która nawet nie drgnęła. Odpoczywała, by nie tracić energii, którą dostała od swojego współtwórcy.

- Moje uszy i kity nie są jednoznaczne? - zapytała z sarkazmem.

- Wiem, że jesteś lisem, ale żeby zszywać organy... - zaczął.

- Jestem w wieku Mędrca Szczęściu Ścieżek. - Kisame zachłysnął się powietrzem. Lisica westchnęła i klepnęła go mocno między łopatkami. - Idź do niej, ale daj ranie się zagoić do końca. Zero zbyt gwałtownych ruchów. - Rekin kiwnął głową i wyszedł ze skalnej ochrony Kimisy. Spojrzał uważnie na tren i wypatrzył w dymie czerń przeplataną czerwienią włosów swojej małej podopiecznej. Chwilę popatrzył, jak niszczy Zetsu. Nagle ujrzał jak jeden z nich rusza na Uzumaki, ale ta przebiła go łańcuchem w piersi. Nawet na niego nie spojrzała. Jej gwałtowne ruchy rąk kierowały kekkei genkai, jakby to były ruchy pędzla malarza na płótnie.

- Kurwa! - syknął, kiedy zobaczył, jak jeden z Zetsu przełamał się przez obronę dziewczynki...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top