85. Ta godzina

Kurama wrócił w momencie, kiedy Naruto czytał od niego wiadomość, będąc w samych bokserkach.

- Masz wyczucie Aniki. - uśmiechnął się. - Kiedy Chiaki dołączy?

- W odpowiednim czasie. - odpowiedział - Ubieraj się. - Uzumaki raz-dwa założył świeże ubranie ze zwoju. Kaburę z kataną przywiesił przy lewym boku. Poprawił się jeszcze i umył twarz. Przez ten czas Kurama przyszykował blondynowi śniadanie w postaci kilku kanapek. Produkty pożyczył z grządek. Namikaze szybko zjadł i dopił herbatę.

- Ruszajmy. - powiedział po chwili. Lis usłyszał w głosie swojego podopiecznego, że chłopak się martwi.

- Nic nam nie będzie Naru. Wojna owszem jest okropna, ale jesteś silny. Tak samo, jak Sasuke. Poradzimy sobie. Jesteśmy rodziną. - położył na jego barkach dłonie, patrząc mu w oczy.

- Dzięki Aniki. - uśmiechnął się słabo.

- Gotowy? - zapytał ponownie.

- Tak. - odpowiedział pewnie. U boku Kyuubiego ukazała się czarna katana z czerwoną rękojeścią. Sam miał na sobie zwykły strój shinobi, ale różnił się tym, że miał na plecach numer dziewięć. - Uważaj na siebie. - przypomniał, po czym obaj zniknęli. Pojawili się obok Kakashiego. W lesie. Kaszalot widział lekkie obawy wypisane na twarzy nastolatka.

- Naruto. Nie przejmuj się nami, tylko Bijuu. My sobie poradzimy. - oznajmił stanowczo. Blondyn tylko kiwnął głową.

- Kankuro zastawia pułapki? - zapytał go, zmieniając temat.

- Owszem. Powiedział, że zgotuję im wybuchowe powitanie. - Naruto uśmiechnął się lekko. Atmosfera była przytłaczająca. Przepełniona oczekiwaniem, stresem, lękiem. Nie brakowało też determinacji, złości i zaufania.

- Ciężko tu. - westchnął blondyn. On wyczuwa znacznie więcej niż przeciętny człowiek.

- Bez wątpienia. - przytaknął mu Kakashi. Naruto przeleciał Kinshiganem po ludziach. Ujrzał, jak każdy ma na sobie specjalne ochraniacze. Odwrócił się tyłem do nich i spojrzał w kierunku nizin. Zmrużył oczy. Kliknął po sekundzie językiem. - Co jest? - zaniepokoił się.

- Zetsu. - mruknął - Robią to, co zaplanowaliśmy, ale jest ich dość dużo. - westchnął.

- Kazekage da sobie radę z Tsuchikage. - oznajmił i położył dłoń na ramieniu swojego byłego ucznia.

- Wiem to, dattebayo. - powiedział - Pewnie ja i Sas będziemy musieli jakoś skierować nasze siły na Zetsu, tak aby Madara się nie spostrzegł od razu.

- Kolejna gra w teatrzyk powinna wam się udać bez mrugnięcia okiem. - stwierdził i ścisnął go lekko za ramię.

- Masz racje Kakashi-sensei. - uśmiechnął się szerzej.

- Naru? - odezwał się brunet.

- Sas, co jest? - zaniepokoił się lekko.

- Obito zorientował się, że skorzystaliście z jego techniki. Nie jest zadowolony z tego. Wszyscy przeszli? - zapytał.

- Tak. A ty, gdzie jesteś? - starał się go zlokalizować po chakrze.

- Wbiegamy do lasu. Madara jest już na nizinach. - odpowiedział.

- Za ile będziesz?

- Kilka godzin. Każą mi się oszczędzać. Więc pomału. - westchnął w myślach.

- Czekam na ciebie. - uśmiechnął się.

- Dobrze, że zbliża się koniec tej maskarady. - powiedział z ulgą.

- Z kim biegniesz? - spytał.

- Orochimaru i z piętnastoma tysiącami Zetsu. - burknął.

- Więc możemy gadać bez przeszkód? - zapytał.

- Dokładnie. - potwierdził, ale wyczuł, że blondyn się martwi - Naru, czuję twój niepokój. Wyluzuj trochę. Każdy wie, co ma robić. Nie obronisz wszystkich.

- Wiem brat, ale martwię się o rodzinę. - westchnął.

- Ja też, ale musisz uczucia usunąć w kąt. Za niedługo będę z tobą i obaj będziemy się wspierać. Kurama podzielasz moje zdanie, prawda? - zwrócił się do lisa.

- Jak najbardziej Sasuke. Każdy się martwi i boi, ale walczą o życie. To jest wystarczająca motywacja do walki. Wszyscy będą walczyć do ostatniego tchu. - odpowiedział.

- Dziękuję wam. - powiedział i odetchnął z ulgą.

- Zawsze do usług Młotku. - Naruto wyszczerzył się. Co nie uszło uwadze Kakashiego, który delikatnie uniósł brew i przekręcił głowę w prawo.

- Jak mi tego brakowało. - mruknął sarkastycznie - Dziękuję Draniu.

- Widzę, że ci lepiej. - powiedział lis - Sasuke, kiedy Madara chce przeprowadzić szturm?

- Kiedy słońce będzie w zenicie. - Kurama odruchowo spojrzał na nie, przez listowie.

- Za pięć godzin, na moje oko. Pewnie wywoła presję. - westchnął.

- Taki ma zamiar. - potwierdził - Ukaże się z paroma tysiącami przed naszym wojskiem. Reszta będzie na górze. - przekazał.

- Nie zaatakują od razu. - blondyn zamyślił się - Chcą podburzyć ducha walki. Sprytnie. - warknął.

- Ale ich to nie złamie. Gaara i Onoki dokładnie wiedzą, co się będzie tam dziać. Ich spokój i skupienie są idealnym lekarstwem na stres żołnierzy. - uspokoił go.

- Nie śmiem się z tym nie zgodzić. - powiedział Sasuke - Mam postój. Zełgałem, że muszę pomedytować. - westchnął - Przyjemnej nikt mnie nie będzie drażnić. Naruto. - zwrócił do brata. - Nasza walka musi się koniecznie przenieść na niziny. Tam będziemy mogli walczyć za pomocą Raiton. Zmienimy Zetsu w popiół. Nasza kontrola żywiołów będzie skierowana na wroga. Niestety musimy przez jakiś moment lekko unieszkodliwić naszych. Dziesięć sekund wystarczy. Będą trochę zdezorientowani, ale Madara jeszcze bardziej. - powiedział.

- Czyli najpierw maskarada i zabijanie wroga z przypadku, tak? - upewnił się.

- Dokładnie. Kiedy Madara zacznie coś podejrzewać. Zrywamy maskę i rozwalamy ich na całego. - w jego głosie było lekkie podekscytowanie.

- To mi pasuję, dattebayo. Co masz jeszcze? - zapytał.

- To jest pierwsza strategia na walki w lesie i nizinach. Resztę będę mówił w czasie. Nie wiem, jak potoczą się walki na innych terenach i z kim będziemy musieli się zmierzyć. Spokojnie mam kilka alternatyw ułożonych. - powiedział.

- Racja. - westchnął. - Mam nadzieję, że nie wyskoczą z samymi Kage.

- Nie mogę obiecać, ale Madara chce tu zrobić rzeź. Chce zmieść wojska z nizin. - burknął.

- Sasuke. - odezwał się lis - Co zamierzają zrobić z morzem i bazami?

- Baza komunikacyjna ma zostać przejęta. Reszta zniszczona. Naruto mam nadzieję, że ukryłeś je dobrze. - zwrócił się do blondyna.

- Tak. Baza komunikacyjna jest nad ziemią. Szpital na tej samej polanie, co Obito się ze mną zmierzył. - brunet uśmiechnął się w duchu. Kiedy zdrajca klanu wrócił do kryjówki, był nad wyraz wzburzony. Nie spodziewał się blondyna w tym miejscu i to o tej porze. Jeden z planów się nie udał.

- Nie był z tego zadowolony. Chciał ukryć Zetsu, by ci w odpowiedniej chwili zabili medyków. mruknął.

- Wiem. Nawet teraz zostało dwoje. Misa-chan ma nich oko. - powiedział.

- Zuch dziewczyna. - pomyślał - Naru? Gdzie jest Itachi? - zmienił temat.

- Stoi parę kroków ode mnie i baczenie przygląda się naszej dwójce. - uśmiechnął się lekko.

- Mam co do niego plan. Osobiście mu go przekażę. - powiedział.

- Idzie tu. - przerwał mu blondyn.

- Naruto. - odezwał się - Jak zaawansowane jest Kuchiyose: Edo Tensei? - blondyn lekko się zdziwił. Nie uszło to uwadze Sasuke.

- Potrzebuję tylko próbki osoby, którą muszę wskrzesić. - odpowiedział.

- Na przykład? - dążył.

- Krew, włos, kość... - wymienił.

- Oko? - przerwał.

- Da się... Itachi, co masz na myśli? - zapytał wprost.

- Mój przyjaciel z dzieciństwa, Shisui posiada potężne Mangekyo. - powiedział.

- Masz jego Sharingana, dattebayo?! - wykrzyknął, czym zwrócił na siebie uwagę. Zaraz się zreflektował. - Mogę szybko... - wskazał na głowę.

- Tak. - Naruto uruchomił dojutsu i szybko zaczął wertować we wspominkach Itachiego. Brunet nie stawiał żadnego oporu.

- Na Złotego! - wykrzyknął, kiedy zobaczył wszystko związane z Shisuiem. - Gość ma moc. - Pokręcił głową. - Aniki, Sasuke, co sądzicie? - lis zamyślił się przez chwilę, a Sasuke zamilkł w myślach, to znaczy, że jest obecny, ale rozmyśla.

- Jego technika. Kotoamatsukami* może nam się przydać w krytycznym momencie wojny.

- Aniki, co masz na myśli? - słowa i ton zaniepokoiły blondyna.

- Kaguya... - zaczął cicho, ale zaraz wziął mentalny głębszy wdech - Kaguya może się jednak przebudzić. Czuję to w swoich dwutysięcznych kościach.

- Czyli to nieuniknione? - zapytał Naruto, który lekko pobladł. - Po cholerę się martwię Madarą, skoro Księżniczka się przebudzi. - nagle szybko potargał włosy - Kuso! Dobra nie myślmy o tym teraz. - warknął - Madara. Madara musi zdechnąć. - powtarzał.

- Braciszku uspokój się. - odezwał się Sasuke. - Zdradzisz mnie. Uspokój burzę emocji. Trochę mnie przytłaczają. - Naruto stanął, jak wyryty i zaczął głęboko oddychać, uspokajając się w ten sposób. Kakashi zaniepokoił się.

- Wybacz. - powiedział - Wybacz. - powtórzył.

- Jest już dobrze. Wracając, połącz mnie z Itachim. - blondyn szybko złapał dłoń Łasicy. - Itachi jak potężne jest to genjutsu?

- Ofiara nie wie, że jest w niej. - odpowiedział mu w myślach.

- Naruto, Kurama. Jeśli Kaguya się przebudzi, to genjutsu może nam ocalić życie. - powiedział - Naruto zapieczętuj teraz trochę chakry.

- Po co? - zdziwił się.

- By w kryzysie przywołać Shisuiego. Lepiej dmuchać na zimne. - mruknął.

- Dobrze Sas. - puścił dłoń Itachiego i złożył je jak do modlitwy. - Potrzebuje jakiegoś pojemniczka, zwoju, przedmiotu... Cokolwiek. - powiedział na głos.

- Ochraniacz. - wskazał pazurem na czoło. - Wątpię, że go zgubisz. - blondyn kiwnął głową i zamknął oczy. Całe jego ciało pokryło się złotą chakrą, lekkimi prześwitami srebra. Uzumaki zmarszczył brwi. Opaska zaczęła lśnić białym blaskiem. Po kilku sekundach białe światło, jak i złota chakra zniknęły.

- Zrobione. - oznajmił cicho i poprawił lekko ochraniacz.

- Świetnie. Powiedz bratu, żeby dał ci to oko. - odezwał się Sasuke.

- Itachi. Sasuke prosi cię, abyś przekazał mi oko. - zwrócił do niego. Brunet kiwnął głową i uruchomił Mangekyo Sharingana. Przez kilka sekund nic się nie działo, ale nagle na ramię Łasicy zleciał kruk. Jego prawe oko było Sharinganem Shusiego.

- O to one. - oznajmił i po prostu je wyjął z ptaka, który zniknął w czarnych piórach. W dłoni trzymał ludzką gałkę oczną. Naruto wziął ją.

- Daj mi je. - powiedział Kurama. Blondyn przekazał je lisowi, który podwinął rękaw dresu pół-lisa. - Znam jedną potężną pieczęć z Kraju Złotego Lisa. Wątpię, czy Kaguya ją będzie znać. Złamanie jej będzie dość proste dla ciebie Ototo. Gdyż masz w sobie lisią krew. Zasada jest taka sama jak w zwykłych pieczęciach.

- Dobrze Aniki. - Kyu zaczął pieczętować oko na przedramieniu blondyna.

- Zaboli. - powiadomił go. Po trzech sekundach blondyn jęknął i zacisnął zęby z bólu. Na jego czole pojawiły się krople potu i zmarszczki. - Kończę. - po czym wbił pazur w centrum małego płomyczka, który zaczął pokrywać całe przedramię. Uzumaki syknął. - Koniec. - Naruto odetchnął z ulgą, po czym przycisnął rękę do piersi.

- Bolało. - warknął na niego i złapał się za bolące miejsce. Dopiero po chwili spojrzał na nie uważniej. - Hej co jest, dattebayo?!

- Tak wygląda typowa lisia pieczęć. Płomienie. - wzruszył ramionami. - Dobra. Pamiętaj Gaki. Krew i "Kai".

- Dobra, ttebayo. - podniósł ręce, że zrozumiał.

- Młotek... - westchnął Sasuke.

- A ty się zamknij Draniu. Aż mam ochotę ci skopać dupę. - warknął.

- Powodzenia Młocie. - prychnął.

- Obaj się przymknąć. Sasuke nie rozpraszaj się. - upomniał ich w myślach. Osoby postronne, które przyglądały się z wielką ciekawością na lisa i Namikaze, były z lekka zaskoczone i nie mogły zrozumieć, co się tak naprawdę dzieje. Raz widzieli szerokie uśmiechy, po czym one zmieniły się w grymasy gniewu, które z kolei przemieniły się w strach zmieszany z zażenowaniem. Jednym z takich obserwatorów był Kakashi, który za cholerę nie mógł się domyślić o, co chodzi tej dwójce. Cierpliwość się kończyła, a ciekawość wzrastała, aż w końcu obie przekroczyły granicę i Hatake kaszlnął dość głośno, zwracając na siebie uwagę.

- Wybaczcie, że przerywam tak pasjonujące wydarzenie, ale... - wskazał na mały tłumik shinobi. - My też chcemy wiedzieć, co wy wyprawiacie. - powiedział oskarżycielko. Naruto podrapał się nerwowo po karku.

- Wybacz Kakashi-sensei. - zaśmiał się - Sasuke i Kurama trochę tłumaczyli mi to i owo. - ponownie się zaśmiał.

- Mianowicie? - zapytał.

- Chodzi o walkę i wskrzeszenie pewnej osoby, ale o tym nie mogę na razie powiedzieć. Madara mógłby niechcący wyjąć tę informację.

- Rozumiem. - kiwnął głową. - Naruto, jaki macie plan?

- Nasza walka będzie nad wyraz prawdziwa, ale z tą równicą, że Zetsu będą na naszej drodze padać. Ewentualnie bardzo lekko draśniemy, oczywiście dla niepoznaki naszych ludzi, właściwe ich tylko lekko sparaliżuje. Po dziesięciu sekundach wstaną. - uspokoił tłum, podnosząc na ostatnim zdaniu głos. Shinobi spojrzeli szybko po sobie. - Poczujecie tylko lekkie mrowienie. Nic więcej. - wzruszył ramionami.

- Jakie jest nasze zadanie? - zapytał Hatake.

- Nie dać się zabić. - powiedział Sasuke.

- Nie dać się zabić.

- Jak gdyby nigdy nic. - dążył dalej.

- Jak gdyby nigdy nic. - powtórzył za bratem.

- Zrozumiałem. - skinął głową - Reszta również? - zapytał tłumu. Co rusz ktoś kiwnął głową.

- Shinobi. Na razie nie ma co stać i się męczyć. - podniósł nagle głos Naruto - Wróg zjawi się dopiero za kilka godzin. Powiem, kiedy się szykować. Oszczędzajmy siły. - oznajmił. Po czym usiadł na konarze drzewa, spuszczając nogi w dół, zaplatając je w kostkach oraz machając nimi do tyłu i do przodu. Kurama zmienił się w malutkiego liska i usiadł na ramieniu blondyna. Kakashi przysiadł się, tak jak Itachi obok Naruto.

- Macie pomysł na pokonanie Madary? - zapytał Uchiha.

- Okaże się w biegu Itachi. - odpowiedział mu Uzumaki.

- Ważne jest teraz to, że musimy spowolnić Madarę, jak tylko się da. - odezwał się nagle Kurama.

- Co masz na myśli? - zapytał Kakashi.

- Shikuroma przybędzie po południu. Z nim przybędzie armia lisów. Nasze siły miażdżąco wzrosną. - wyjaśnił.

- Aniki, ile Babcia Noki ma lat? - spytał szybko pół-lis.

- Niewiele młodsza od Kaguyi. - odpowiedział od razu.

- Więc ona zna najlepiej jej moc. - Nagle lis zeskoczył na kolana blondyna.

- Na Mędrca Sześciu Ścieżek! - wykrzyknął - Naruto jesteś genialny! - złapał go małymi łapkami za ramiona. - Że wcześniej na to nie wpadłem. Idiota ze mnie. - warknął - Muszę się dostać do Kraju Złotego Lisa. Noki nie będzie walczyć. Jest na to za stara i za woln...

- Doprawdy? - odezwał się nowy głos, przepełniony irytacją. - Dziękuję Kurama za wiarę. I tak zgadzam się z tobą. Jesteś idiotą. - zgodziła się z nim.

- No-Noki-sama. - wyjąkał Kurama ze strachem w oczach, jego uszy szybko położyły się, a sam schował się za blondynem.

- Babcia Noki! - wykrzyknął blondyn i zeskoczył na ziemię. Złożył niski pokłon błękitnej lisicy. Kobieta była w swojej oryginalnej formie, tylko że zmniejszonej do wielkości konia. Lisica potarmosiła czuprynę Naruto łapą i uśmiechnęła się do niego z czułością, ale jej twarz na powrót przybrała maskę gniewu.

- Długo mam czekać Ra-chin? - odezwała się chłodno.

- Proszę o wybaczenie! - wykrzyknął i ukłonił się przed nią. Prawą łapę wystawił do przodu. Był w swojej oryginalnej, ale pomniejszonej formie. - Ja tylko... - w tej samej chwili oberwał łapą z bransoletami.

- Jeszcze raz zwątpisz we mnie, a utrę ci te dziewięć kit i nawet Hago-cchi cię nie pozna. - warknęła. Uszy rudego lisa położyły się po głowie, a kity zawinęły pod tułów. Była to oznaka strachu, pokory i szacunku. - Mam wrażenie, że do ciebie dotarło Ra-chin.

- Tak Noki-sama. - wyszeptał.

- I przestań mnie tak nawyzywać Baka-Rama. - lis pochylił się jeszcze bardziej na widok uniesionej łapy, gotowej do uderzenia. Ale ona tylko poczochrała go po rudej głowie. - Mimo dwóch tysięcy lat, dalej jak z dzieckiem. - westchnęła. Wszyscy przyglądali się tej scenie z rozdziawionymi ustami. - No zamknijcie te nieszczęsne buźki. - zwróciła się do tłumu. Niektórzy zrobili to z głośnym uderzeniem zębów o siebie. - No tak lepiej. Jak pewnie usłyszeliście, zwę się Noki. Mój baka synek mnie tu wysłał, żeby osobiście dostarczyła pewne wieści. Naru-chin, gdzie twój brat?

- Obecnie po stronie wroga. - odpowiedział.

- Aha... - a potem zdzieliła Uzumakiego po głowie. Chłopak złapał się za nią i syknął z bólu - Jakim cudem na mojego Złotego?!

- Wtyczka i to bolało, dattebayo! - rozmasowywał swoją głowę.

- Bo miało boleć! - warknęła, a Naruto skulił się pod jej tonem. Lisica to zauważyła. - Jakie to upierdliwe. - pokręciła głową i westchnęła. - Jesteś jeszcze za młody i nie odróżniasz mojej aury, tak dobrze. Ty akurat masz się mnie nie bać, nie licząc tego rudego idioty. - wskazała na niego pyskiem.

- No wybacz Stara... Babciu Noki. - poprawił się szybko na mordercze spojrzenie różowych oczu.

- Nie gniewam się. - uśmiechnęła się do niego. - A teraz ważna sprawa... Kto tu jest dowódcą?

- Mifune-sama. - odpowiedział od razu Kakashi - Ale obecnie zastawia pułapki, więc ja dowodzę.

- Świetnie. Czyli nazywasz się Kakashi. - mężczyzna kiwnął głowa. Lisica podała mu zwój. - To od mojego wnuka, Kohamarujiego. Dołączy do was. Dzięki temu was znajdzie. Reszta pisze w zwoju.

- Dziękuję Noki-sama. - skinął lekko głową.

- Drobiazg Złociutki. - jej oczy lekko zalśniły - Twarzyczkę to ty masz ładniutką, ale po co ją kryć?

- Jakoś tak wyszło. - podrapał się za tył głowy i schylił ją. Wbrew pozorom lisica wywierała pewien respekt, nawet u zwykłego człowieka.

- Yhym... Szkoda. - westchnęła - Chłopcy, to dla was. - podała im zielony zwój. - W nim jest trochę o Kaguyi. Przeczytajcie go we trójkę. Dobra pora się zabawić.

- Ale... - odezwał się cicho Kurama.

- Ra-chin nie przerywaj. Wiem, że się martwisz. Dlatego zostałam przydzielona do niejakiej Kimisy Uzumaki. - wyjaśniła.

- Misy-chan!? - wykrzyknął Naruto. - Ona...

- Ma potencjał. Kiri mi szepnął. - mrugnęła do niego.

- Dobra, jest cała twoja Lisia Babciu. - podniósł ręce wysoko nad głowę.

- Dziękuję. - uśmiechnęła się - Ra-cchi, gdzie jest mój mały Chiaki?

- Chiaki będzie bawił się na tyłach. - uśmiechnął się po lisiemu.

- Szkoda. - westchnęła - Dobra, ruszam do Kimisy. Ra-cchi, Naru, jak was zobaczę w lecznicy rannych. Oberwiecie. - warknęła. Obaj stanęli na baczność i przełknęli głośno ślinę - Przekaż Sa.

- Dobrze, dattebayo. - powiedział z lekkim uśmiechem. Lisica potarmosiła ich po czuprynach i dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. - Łał. - wymsknęło mu się. - Jakby jej tu nie było.

- Ma szereg doświadczeń. - mruknął Kurama i odetchnął z ulgą. - Była straszna. - wyszeptał i potrząsnął głową. - Masz fart gaki.

- Wiem. - uśmiechnął się szeroko, na co Kyu warknął.

- Dobra, a teraz proszę o lekkie sprostowanie. - odezwał się Kakashi - Kim była ta potężna lisica?

- To tak jakby moja babka. - odpowiedzi jemu Kyu. Szarowłosego zatkało, że aż zaniemówił. Nie tylko on był skamieniały, ale reszta shinobi również. Jakoś to do nich nie mogło dojść, że Wielki Dziewięcioogoniasty Demon kaja się przed innym lisem. - Przyjaźniła się z moim stwórcą. Długa historia. - zakończył temat.

- Jednymi słowy Babcia pomoże nam wygrać. - powiedział Naruto. Nagle usłyszeli dźwięk łamania gałęzi i szelest listowia. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Blondyn rozpoznał chakry - Spokojnie, to Kankuro ze swoim oddziałem.

- Kakashi pułapki rozstawione. - oznajmił od razu Kankuro, kiedy przybył.

- Dziękuję. - skinął głową.

- Są doskonale ukryte i prawie niewykrywalne. - odezwał się Mifune. Był ubrany w tradycyjną wojskową zbroję samuraja. Była w kolorze ciemnej zieleni. - Teraz wystarczy czekać na wrogą armię.

- Masz racje Mifune-sama. - zgodził się z nim Kakashi.

***

Naruto siedział w pozycji lotosu i wyciszył się, sprawdzając otoczenie. Na jego ramieniu przysiadł drozd. Obaj siedzieli tak kilka godzin. Obaj oczekują. Obaj odpoczywają. Kurama również nie próżnował i medytował razem z Uzumakim. Siedzieli naprzeciw siebie z zamkniętymi oczami. Kakashi rozmawiał cicho z Mifune, kiedy nagle Kyuubi i Namikaze poderwali się na równe nogi. Drozd wzbił się w powietrze i odleciał.

- Już czas. - oznajmili jednocześnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top