67. Wyśmianie i zabawa
Bosz KOCHAM ten art w mediach <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
***Kryjówka Orochimaru. Czas porwania.***
- I tak wam się nie uda. - powiedziała nad wyraz spokojnie Tsunade, która stanęła w lekkim rozkroku i ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma. Patrzyła hardo w oczy Madary. Znajdowali się pomieszczeniu pod ziemią, bo nigdzie nie było okien. Wszystko, co otaczało Sannikę, było zrobione z ciemnoczerwonej skały. Pomieszczenie było bardzo przestronne, ale wysokość sięgała dwóch metrów. - Gdzie Orochimaru? Czy może się już go pozbyłeś?
- Masz cięty język Tsunade. - oznajmił starszy brunet i niósł kąciki ust. Kobieta prychnęła.
- Szkoda, że dziadek cię porządnie nie dobił. - warknęła. Spojrzała na stół i w jego kierunku się udała. Pełna godności usiadła na krześle i założyła nogę na nogę. - Róbcie, co chcecie ze mną, ale i tak nic ze mnie nie wyciągniecie. - dosłownie machnęła na nich ręką. Madara drgnął niespokojnie.
- I tak wszystko z ciebie wyciągnę. - wysyczał.
- Powodzenia. - oznajmiła z sarkazmem w głosie.
- Nic się nie zmieniłaś Tsunade. - z cienia wyszedł wąż. Sanninka odwróciła się, gdyż była zwrócona do niego plecami.
- Orochimaru. Kopę lat wężu. - przywitała się z wyraźnym sarkazmem w głosie. - Szkoda, że cię nie załatwiłam, kiedy miałam okazję.
- I tak byś mnie nie pokonała ze swoją fobią. - odpowiedział, a Senju spuściła wzrok, by inni nie zauważyli jej roześmiania się. Kiedy opanowała się, spojrzała chłodno w wężowe oczy.
- Może i tak, ale teraz. Nie boję się o własne życie, wręcz przeciwnie chcę mi się śmiać, kiedy zostanę uwolniona. - powiedziała, a jej brązowe oczy nie zdradzały, że kłamie.
- Nie wyjdziesz stąd. - odezwał się Tobi.
- Owszem nie wyjdę... Na razie. - zgodziła się z lekkim uśmiechem - Ale za niedługo spotkacie takich przeciwników, że nawet ty, Madara nie dasz rady im. - spojrzała na niego.
- Myślisz, że dwójka gówniarzy mi coś zrobi? - prychnął - Proszę bardzo! - rozłożył ręce. - Nikt tu nas nie znajdzie, bo nikt nie będzie szukał. - Kobieta buchnęła śmiechem i uderzyła otwartą dłonią w stół.
- Im to będzie zbędne szukanie. - oznajmiła w dalszym ciągu się uśmiechając - Po prostu się pojawią i nic z tym nie zrobicie. - Uchiha szybko podszedł do kobiety z włączonym Sharinganem. Blondynka zastygła z wypisanym strachem na twarzy, albowiem Madara rzucił na nią potworne genjutsu. Kobieta została wielokrotnie raniona przez sporą ilość różnej broni. I tak się powtarzało. Kiedy przerwał męczarnie, Tsunade łapała łapczywie powietrze, była cała spocona. - Nic ze mnie nie wyciągniesz. Nic nie jest w stanie ze mnie wyciągnąć tej prawdy. Nawet ty głupc... - nie dokończyła, bo Madara silnym ciosem pięści zwalił Sannikę z krzesła. Kiedy krew z rozciętej wargi padła na dłoń. Orochimaru uśmiechnął się pewny swej racji. Tsunade zaczęła się trząść, ale to nie było spowodowane fobią, lecz śmiechem, który kilka sekund później rozbrzmiał w pomieszczeniu. - Jaka ja biedna. - westchnęła i zaczęła wstawać. Spojrzała na dłoń, po czym podniosła wzrok na niedowierzające spojrzenie jej byłego kopana - Wiesz, komu zawdzięczam to? - zapytała, rozsmarowując krew w palcach. - Takiemu jednemu gówniarzowi, który mnie pokonał w walce na siłę. - powiedziała spokojnie, patrząc w oczy Orochimaru. - Krew już dawno przestała być moim strachem. Właśnie dzięki Naruto, który wraz z Sasuke Uchihą zdobyli niewyobrażalną siłę.
- To, dlaczego cię nie ratują? - odezwał się Tobi. Senju spojrzała na niego.
- Gdyż zdobywają jeszcze większą moc. Specjalnie na waszą trój... Nie... By chronić tych, których kochają. - poprawiła się z lekkim wywyższającym uśmiechem.
- To, czemu cię nie ratują? - powtórzył Tobi.
- A dlaczego by mieli? - odpowiedziała pytaniem. Tsunade po części kłamała, ale robiła to, po to, aby wiedzieli z kim się mierzą. Kobieta westchnęła - Ułatwię wam to.
- Niby co takiego? - warknął.
- A to Tobi... - podkreśliła jego imię - Że mam na sobie nałożoną pieczęć, którą człowiek... Nawet martwy. - spojrzała na Madarę - Nie jest w stanie jej złamać. Nawet ja nie wiem, w którym miejscu się znajduje. - uśmiechnęła się z wyższością. - Możecie mnie zabić i tak nie osiągniecie upragnionego celu. Madara po raz kolejny zbliżył się i uderzył ją, tym razem Tsunade, obrywając w brzuch. Wypluła sporą ilość krwi. Kobieta padła na ziemię i złapała się za niego. Nikt nie wiedział, że przez ten czas niewidzialny dla oczu ludzkich powstrzymywał śmiech z drwin Tsunade, ale i również chęć wkroczenia, by ratować Hokage. Mitsuhide od wielu dni podsłuchuje i składa raporty Czterem Lisom. Mit podejrzewał, że jakimś cudem trójka sojuszników wie, że ktoś tu jest, ale dziś mimo to miał niezłą zabawę.
- Jest twoja. - warknął brunet i cofnął się. Orochimaru podniósł ją i zaprowadził korytarzem do celi wykutej w skale. Szpieg udał się za Wężem i Ślimaczą Księżniczką.
- Prędzej czy później powiesz nam, gdzie są Bijuu. - blondyna westchnęła.
- Niestety muszę cię rozczarować Orochimaru, ale nawet twoje nędzne sztuczki nic tu nie pomogą. - powiedziała - Nawet jeśli sprowadzicie tu zakładników i tak nic nie powiem. - Uśmiech z twarzy węża zszedł tak szybko, jak się pojawić. Dostrzegł w jej oczach całkowite opanowanie i spokój ducha. Już wiedział, że z niej nie da się wyciągnąć żadnej informacji, ale ukrył to prychnięciem.
- Nie wiesz, co potrafię. - powiedział i odszedł. Tsunade mruknęła coś i usiadła ciężko na kamiennej podłodze. Złożyła kilka pieczęci i na jej dłoni ukazała się zielona chakra. Przyłożyła dłoń do brzucha i zaczęła się leczyć.
- Nic nie wiecie i nie dowiecie się. - szepnęła do siebie. Blondynka rozejrzała się po celi i spostrzegła kilka malutkich pieczęci. Uśmiechnęła się. - Sprytne Orochimaru. - pieczęcie, albowiem pochłaniały chakrę, osłabiając tym samym więźnia. Mitsuhide sprawdził teren, czy nie ma w pobliżu wężowych szpiegów Sannina, po czym po prostu otworzył celę i w kilku susach dopadł Tsunade, zakrywając jej usta.
- Cicho. Jestem przyjacielem Naruto-kuna. - szepnął, będąc niewidzialny. - lis szybko ogonami zamknął celę, po czym ukazał swoją głowę z pionowymi źrenicami i uszami. Brązowooka puknęła delikatnie placem o dłoń z ciemnozielonymi paznokciami. Lis natychmiast opuścił ją. - To ja jestem szpiegiem i to ja się komunikowałam z Yangiem.
- Dlaczego się ujawniłeś? - spytała cicho.
- Masz o mnie informację. Chciałbym je wymazać Hokage-sama. - poinformował.
- To na co czekasz? - uśmiechnęła się. Lis trochę zaskoczony jej tonem zastygł przez chwilę.
- Mogę też zmodyfikować pieczęć, że nasze rozmowy będą nieosiągalne dla nich. - wskazał kitą na ścianę po prawej. Wskazał kierunek, skąd przyszła Sannika.
- Zgoda. - powiedziała od razu.
- Na której dłonie Kurama-sama nałożył pieczęć? - Tsunade wyciągnęła prawy nadgarstek.
- Tutaj. - Mitsuhide przyłożył do niej wskazujący palcem i szepnął kilka zdań pod nosem.
- Gotowe. - Możesz ze mną swobodnie rozmawiać. A oni nawet nie będą mieli o tym pojęcia. Wybacz Tsunade-sama, ale się nie przedstawiłem. Zwę się Mitsuhide. - lis pokazał się w pełnej okazałości. Ukłonił się delikatnie. Senju była troszkę zaskoczona. Mit miał na sobie czarno-zieloną zbroję i pelerynę. Przy boku była kabura na katanę. Jego czarny warkocz przerzucił na lewę ramię - Pozwolisz Hokage-sama. - wojownik wskazał na miejsce obok kobiety.
- Proszę. - odpowiedziała.
- Dziękuję. Dam znak, kiedy będą się zbliżać. Ja zniknę, ale ty masz...
- Nie znam cię. - przerwała mu z uśmiechem.
- Dokładnie. - na chwilę zapadła przyjemna cisza.
- Jak... - odezwała się.
- Idzie chłopcom trening? - blondynka kiwnęła głową. - Uczą się w zatrważającym i przerażającym dla mnie tempie. Zmieniają się. Spokojnie. - uspokoił ją, kiedy zobaczył zaniepokojone spojrzenie - Ich charaktery nie zmieniły się ani trochę, ale siłą za niedługo dorównają synom Hagoromo-sama. Madara może się pożegnać ze swoim planem. Chłopcy ich powstrzymają.
- Wiem o tym. - odezwała się w końcu. - O to się nie martwię Mitsuhide. - kobieta na moment zamilkła. - Mam do ciebie prośbę. - zwróciła się do niego, a ton był bardzo poważny.
- Słucham?
- Nie pozwól, aby coś się stało Kimisie. To głównie z jej winy. Madara nie mógł interweniować. - powiedziała.
- Tej małej Uzumaki? - zdziwił się.
- Tak. - kiwnęła głową.
- Przysięgam. Powiadomię, kiedy Yang przybędzie. - oznajmił.
- Dzięk... - Mitsuhide zatkał jej usta.
- Orochimaru. - powiedział i zniknął. Minutę później zza ściany wyszedł Wąż.
- Widzę, że jesteś w świetnym humorze. - stwierdził, kiedy spojrzał zrelaksowaną twarz kobiety.
- Byłam... Z chwilą, kiedy zobaczyłam twoją paskudną mordę. - blondynka nie dała po sobie poznać, że w celi znajduje się Mit, który zatkał sobie usta dłonią. Dzięki temu skutecznie powstrzymał śmiech. Prócz tego jego klejnot zagłuszył go. - Ciekawa cela. Twój pomysł? - wskazała czerwonym paznokciem na pieczęcie nad kratami.
- Tak się składa, że tak. - skinął głową - Szybko je spostrzegłaś. Zazwyczaj inni dostrzegają je w przeciągu kilku dni, kiedy są już po znacznej utracie chakry.
- Mnie to nie oszuka. Gdybym chciała, wyważyłabym te kraty. - powiedziała - Oraz usiadłabym sobie w waszej sali narad. - kobieta zrobiła cudzysłów na końcowym zdaniu. - I tak nie mam, po co wychodzić.
- Dokładnie. - zgodził się z nią. - Jakim cudem Naruto-kun pozbawił cię fobii?
- Zwykłymi słowami. - odpowiedziała i wstała. Podeszła do Orochimaru i złapała kraty. - Wiem, że walczyli z tobą. Wiesz jaką potęgę w sobie skrywają. Chciałbyś ich na swoje marionetki albo pojemniki. - Wąż milczał przez dłuższy czas. Tsunade prychnęła. - Powiem ci, że twoje pluskwy były skutecznie niszczone przez chłopców. I to cię irytowało. Widzę to. - Senju uśmiechnęła się - Już się nie mogę doczekać waszych min, kiedy chłopcy tu przybędą. Orochimaru nie wytrzymał i złapał Sannikę za poły yukaty. Blondynka tylko uśmiechnęła się.
- Opryskliwość nic ci nie da. Oni nie przyjdą. Umrzesz. - wysyczał w jej twarz. Mitsuhide obserwował to w skupieniu. Tsunade ułatwia mu infiltracje. Z czego był jej wdzięczny.
- Mylisz się Orochimaru. - szepnęła. - Przegraliście w momencie mojego porwania. - nagle Wąż puścił ją i bez słowa wyszedł. Blondynka milczała. Czekała na Mitsuhide.
- Ładnie z nim zagrałaś. - powiedział - Jeśli pozwolisz, muszę cię...
- Idź. Tam bardziej się przydasz. - przerwała mu.
- Dziękuję. - lis otworzył celę - Wiesz, że mogę je zdjąć?
- Domyślam się, ale je zostaw. Będzie wyglądać wiarygodniej. - oznajmiła - Wiesz mi mam całkiem spory zapas. - wskazała palcem na klejnot na czole.
- Racja. - uśmiechnął się lekko - Do zobaczenie Hokage-sama. - lis ukłonił się i odszedł, znikając. Blondynka nawet nie usłyszała jego kroków. Co wprawiło ją w niemały zachwyt i szacunek.
***Kraj Złotego Lisa.***
Chłopcy zostali obudzeni wcześnie rano przez Fiel, która z wielkim bananem na twarzy i w towarzystwie Hany i Yukari w parowały do ich komnaty. Towarzyszki Fi niosły na dwóch tacach pędzle i farbki. Sama lisica była ubrana odświętnie w białe kimono z fioletowymi płomieniami na dole materiału oraz jasnoróżowym obi. Przy boku miała katanę. Włosy miała upięte w koka oraz wplecione jasnoróżowe kwiaty o siedmiu płatkach. Na stopach miała tradycyjne drewniane sandały, które z każdym krokiem stukały.
- Wstawać śpiochy! - wykrzyknęła. Bracia poderwali się na równe nogi z postawionymi na sztorc uszami.
- Kiki-san, dlacz... Fiel-san!? - krzyknął zaskoczony blondyn. - Co tu...
- Jak to co?! Dziś wielki dzień. - podeszła żwawym krokiem do wiszących na specjalnych wieszakach kimonach. - Umyjcie się porządnie. Kiki zaraz przyjdzie ze śniadaniem i ubieramy się w te cuda. - chłopcy pokręcili tylko głowami i w ślimaczym tempie udali się od łazienek. Po piętnastu minutach z pomieszczeń wyszli chłopcy z ręcznikiem przepasanym wokół bioder. Wzięli pobudzający prysznic, po którym obudzeni i odświeżeni podeszli do Fiel. W międzyczasie Kiki przyniosła śniadanie. - Zjedzcie i podejdźcie do mnie. Za jakieś pół godziny przyjdzie Koha z waszym prezentem, więc proszę, abyście odpieczętowali swoje katany i położyli je tymczasowo na łóżku. - chłopcy od razu to uczynili. Przy okazji przyzwali również kabury na nie. - Doskonale. - po kilku minutach pół-lisy zjedli proste śniadanie złożone z kilku kanapek i ciepłej herbaty z kwiatami lawendy. - Który na pierwszy ogień? - zapytała z uśmiechem. - Dziewczęta zajmą się waszym makijażem i fryzurą. Ja z kolei ubiorem. To, co kto pierwszy? - bracia spojrzeli na siebie.
- Ja mogę. - odezwał się Sasuke.
- Dobrze. Ty podejdź do mnie, Naru do Hany. Ona zajmie się fryzurą. - chłopcy westchnęli, ale wykonali prośbę. Kapłanka zajęła się Sasuke, który stanął do wcześniej rozłożonego parawanu w kwiaty wiśni. Lisica podawała mu części garderoby, które miał najpierw założyć. Ozdobną częścią stroju Fiel zajęła się osobiście. Sasuke miał czarne kimono* w srebrne lisy. Ich pozy przedstawiały bieg wśród ognia. Znajdowały się w dolnej części materiału. Obi było ciemnosrebrne, przeplatane złotą nicią. Przy biodrze lisica zwiesiła pustą kaburę z bardzo lekkiego czarnego drewna. Cała była pokryta dekoracyjnymi wyrzeźbionymi płomieniami. Fi kazała, żeby kabury pasowały do pochodzenia chłopców i ich atutów. Fiel cofnęła się, by zobaczyć, jak brunet prezentuję się w stroju. Gestem dłoni poprosiła, by ten się obrócił. - Idealnie wyglądasz, mój drogi.
- Dziękuję Fiel-san. - Sasuke uśmiechnął się.
- Hana? Jak tam idzie fryzura? - spytała, wciąż wpatrzona w Sasuke.
- Prawie skończyłam Czcigodna. - oznajmiła z powagą. Naruto miał wplecione kilka czarnych kryształów, co dodawało błysku. Prócz tego włosy chłopca zostały delikatnie zafarbowane na czarno, ale tylko kilka kosmyków z przodu. - Dobrze. Sasuke podejdź do Yukari, ona zrobi się makijaż.
- A on musi być? - brunet troszkę się skrzywił, na co lisica zaśmiała się
- Spokojnie. Wierz mi, że będziecie wyglądać wspaniale. Zaufajcie mi. - Sasuke westchnął męczeńsko, ale usiadł na krześle.
- Skończyłam Czcigodna. - oznajmiła Hana.
- Pięknie Hana. - pochwaliła. - Chodź do mnie Naruto. A ty Hana zajmij się w międzyczasie jego fryzurą, jak Yukari będzie nakładać makijaż. - śnieżnobiała lisica kiwnęła głową i podeszła do bruneta. Z kolei blondyn zszedł z krzesła i udał się za parawan. Tak jak w przypadku brata ubrał część kimona, a resztą ubioru Kapłanka zajęła się poza nim. Mianowicie na ozdobną część składało się jak w przypadku Sasuke czarne kimono, ale z tą różnicą, że były złote lisy biegnące wzdłuż łańcuchów. Obi było ciemnozłote ze srebrnymi nićmi. Kabura była z motywem wyrzeźbionych łańcuchów. - Doskonale. Yukari?
- Właśnie skończyłam Czcigodna Kapłanko. - odpowiedziała i odsłoniła dzieło. Sasuke miał delikatnie podkreślone oczy złotą farbką. Na skroniach Yukari namalowała płomienie. Usta podkreśliła delikatnie czerwienią. Pod oczami od strony nosa lisica namalowała trzy złote kropeczki.
- Piękny! - pochwaliła, a jej służka kiwnęła głową. Hana wplatała jasnopomarańczowe kamienie. Hana robiła ostatnie poprawki.
- Ja również skończyłam Czcigodna. - Fiel obróciła się w stronę bruneta.
- Sasuke powiem tyle, że dziewczyny mogą zemdleć na twój widok. - pokiwała głową z uznaniem. - Dziewczęta perfekcyjna robota.
- Dziękujemy Czcigodna Kapłanko. - obie odpowiedziały i skłoniły się delikatnie.
- Ja też właściwie skończyłam... I co sądzicie? - lisice spojrzały uważnie na Naruto.
- Jest... - zaczęła Hana, ale umilkła.
- Jest? - zapytała - Dobrze, źle?
- Dobrze Czcigodna, tylko... - zamknęła usta.
- Podejdź i popraw. - poprosiła uprzejmie i przepuściła Hanę.
- Obi troszkę jest za nisko. - oznajmiła i troszkę je poluzowała, po czym podciągnęła, mocniej zaciskając.
- Faktycznie! Dziękuję Hana. - lisica ukłoniła się i wróciła na miejsce. - Naruto do Yukari. - blondyn usiadł na krześle i zamknął oczy. Yukari zrobiła mu identyczny makijaż, tylko malunek na skroniach przedstawiał trzy cieniutkie łańcuchy zakończone grotem. Kolory również były inne, mianowicie były srebrne. Lisica skończyła w idealnym momencie, gdyż właśnie do komnaty zapukał ktoś. - To Koha, ma dla was prezent. - oznajmiła i zaklaskała. - Koha wchodź! - przez drzwi wszedł lis z dwoma katanami owiniętymi w białe płótno i związane czerwonym sznurkiem.
- Witam. - uśmiechnął się. Chłopców zdziwił jego widok, a dokładnie jego ubiór miał na sobie białe kimono w zielone płomienie na dole materiału oraz drewniane sandały. Jego żółty kamień migotał na zawieszony na srebrnym łańcuchu. - Fi spisałaś się, tak samo, jak twoje pomocnice. Winszuję. - skłonił głową do lisic, które odpowiedziały tym samem.
- Dziękujemy Koha. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Gratuluję chłopcy. - powiedział gość i wręczył im katany. - Niech wam służą w czynieniu dobra. Mam dla was ostatnią lekcję. Posłuchajcie mnie uważnie. Prawdziwą odwagą nie jest zabicie wroga, lecz podarowanie mu życia. Pamiętajcie o tym. - Koha pogłaskał ich po głowie.
- Dziękujemy Koha-san! - odpowiedzieli jednocześnie. - Będziemy pamiętać. - chłopcy złożyli niski ukłon, po czym odwiązali sznureczki. Naruto jako pierwszy odwinął płótno. Jego oczom ukazała się czarna rękojeść ze złotym zdobieniami oraz dzwoneczkami zawieszonymi na złotym sznurku. Ostrze było czarne z wygrawerowanym srebrnym lisem.
- Piękna. - szepnął blondyn i z uwielbieniem wpatrywał się w lisa, jak się okazało, posiadającego dziewięć ogonów. Katana Sasuke była przeciwieństwem broni Naruto. Jej ostrze było białe ze złotym dziewięcioogoniastym lisem. Rękojeść była czarna ozdobiona srebrem, również z niej zwisały na srebrnym sznurku dwa dzwoneczki.
- Zgadzam się z tobą braciszku. Jest piękna. - powiedział równie mocno wpatrzony w broń, jak Naruto. Lisy zaśmiały się.
- Cieszy mnie to. - oznajmił Koha. - Fiel, czekam na was w sali tronowej. - siostra kiwnęła głową.
- Chłopcy katany do kabur. Wyjaśnię wam parę rzeczy. - zaczęła, a Koha i lisice opuściły komnatę. - Mianowicie. Kiedy Roma wypowie wasze imiona i nazwiska, wy podejdziecie do niego i dobędziecie katan. Tam będą ze dwa, trzy schodki. Ostrza macie je trzymać w ten sposób. - Fiel wyjęła z kabury miecz i jedną dłonią trzymała ją za rękojeść, na drugiej umieściła płasko ostrze, zwrócone ostrzejszą stroną od siebie. Chłopcy wykonali ten sam gest. - Dokładnie tak. Kiedy to zrobicie, Roma skropi ostrze swoją krwią i je poświęci. Wy w tej chwili klękacie na jedno kolano. Prawe. - podkreśliła - I pochylacie głowy. Roma wygłasza przysięgę. Potem on sam was pokieruję, co macie robić. Wiwat i uczta. - uśmiechnęła się. - Coś nie rozumiecie? - spytała. Chłopcy spojrzeli po sobie i pokiwali przecząco głowami. - No to dobrze. Ubierajcie. - wskazała dłonią na drewniane sandały. Bracia podeszli i ubrali je na gołe stopy. - Gotowi?
- Tak, ale czy możemy się przejrzeć? - spytał Sasuke.
- Ach! Zapomniałam! - lisica w kilku susach dopadła, leżące na łóżku wielkie lustro, które Hana stworzyła. Fiel postawiła je naprzeciwko braci, którzy wybałuszyli oczy.
- Niby widzieliśmy siebie nawzajem, ale... Robi wrażanie. - oznajmił brunet i dotknął białego kryształka we włosach.
- Fiel-san, ale ta szminka... - mruknął Naruto.
- Nie zmywa się tak łatwo. Jest w niej chakra. Zmyje się, kiedy ją wchłoniecie. - wyjaśniła blondynowi. - Skoro jesteśmy gotowi, to idziemy. - Fiel odłożyła lustro na łóżko.
- Fiel-san? - odezwał się blondyn.
- Co tam Naru? - spojrzała niego.
- Ładnie wyglądasz. - powiedział i schylił delikatnie głowę, zakrywając rumieniec. Kapłanka uśmiechnęła się szeroko.
- Dziękuję Naruto. - podeszła do niego i ucałowała go we włosy. Sasuke zachichotał pod nosem z zażenowanego brata. Blondyn warknął cicho na niego. - No nie bić się. Przyjdzie na to czas później. No idziemy. Ruchy, ruchy. - ponagliła ich, a chłopcy szybko ubrali drewniane, czarne sandały i wyszli z komnaty, udając się do czekających na nich Kuramę i Kohę.
- Aniki! - wykrzyknął blondyn i podbiegł do rudego lisa, który miał bardzo podobne kimono, jak Koha i Fi, mianowicie różnił się tylko kolorem płomieni na dole. Płomienie było krwisto-pomarańczowe. Obi było kremowe. Tak jak wszyscy miał zawieszoną katanę przy boku.
- Wyglądacie wspaniale. - pogłaskał ich po głowie - Fi spisałaś się. - pochwalił ukochaną. - I pięknie wyglądasz, ale brakuję ci jednego drobnego drobiazgu. - Kurama podszedł od tyłu do Fiel i zawiesił na jej szyi czerwone serduszko.
- To, dlatego chciałeś mój klejnot. Jest śliczne. Dziękuję skarbie. - lisica odwróciła się do Ramy i ucałowała go w policzek. Bracia uśmiechnęli się szeroko. Kohamaruji westchnął i pociągnął chłopców, by ci szybciej ruszyli, pozostawiając w tyle zakochanych.
- Czy... - zaczął Naruto.
- Nic nie mówcie. - szepnął - Niech mają swoją chwilkę. - pół-lisy kiwnęli głowami i wyszli z pałacu. Kiedy to zrobili, Rama przyciągnął bliżej ukochaną i złożył na jej malinowych ustach słodki pocałunek, który od razu odwzajemniła. Kurama dotknął jej policzka, a drugą ręką gładził delikatnie jej plecy. Fi też nie próżnowała i oplotła ramionami kark lisa, wplatając dłonie w rozpuszczone czarno-czerwone włosy przyozdobione żółtymi kryształami oraz przednie kosmyki były związane z tyłu w mały warkoczyk. Raz mocniej, a raz słabiej je ciągnęła. Rudy lis przerwał pocałunek, ale złożył kolejny na jej czole, po czym spojrzał z miłością w jej oczy, które miały identyczny wyraz.
- Kocham cię. - wyszeptała.
- Ja ciebie też. - odpowiedział i położył czoło na jej, po czym ruszyli do wrót, trzymając się za dłonie. Kiedy przeszli przez nie Fi spojrzała w oczy Kohi, który uśmiechnął się do niej. Całe towarzystwo w miłej ciszy ruszyło do Świątyni. Kapłanka muskała raz po raz dłoń Kyuubiego, ale w końcu on złapał za nią i całą drogę przeszli, tak właśnie się trzymając.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top