60. Kryształowy Władca

Nie wiem czy płakać czy mówić "oooo, jaki kochany" ❤😭

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- I jak? - zapytał Kyuubi, który zjawił się chwilę później. - Powiedziałeś im, co tam się znajduje?

- Nie, po prostu zepchnąłem ich w przepaść. Szkoda, że nie widziałem ich min. - cała czwórka zaśmiała się.

- Jak z tego wyjdą, nie będą zadowoleni. - Noki pokręciła głową i westchnęła. - Wracam, jeszcze wstąpię do Fi-cchi i porozmawiam z nią o inicjacji.

- Dobrze/dobrze. - odpowiedzieli jednocześnie Koha i Rama. Kiedy Noki odeszła rudy lis uśmiechnął się szeroko.

- Myślę, że będą chcieli jeszcze raz. - stwierdził.

- Z pewnością. - potwierdził Koha. Kiedy lisy nabijali się z braci, którzy pochłonięci "lekką" paniką lecieli przez bardzo krótką chwilę w dół, po czym z gorącym wiatrem. Tak, gorącym, bo aż przestali się drzeć na prawo i lewo i spojrzeli przed siebie. Wiatr nakierował ich na oświetlony tunel, do którego wlecieli.

- Sasuke/Naruto! - wydarli się i próbowali złapać się za dłonie albo cokolwiek.

- Co się dzieje!? - wrzasnął blondyn, kiedy ich kity splątały się mocno. Tunel był okrągły i oświetlony pasmami Lisiego Ognia.

- Nie ma pojęcia! - krzyknął w jego stronę - Niech nam ktoś pomoże. - mruknął w myślach i w tej samej chwili kolczyki braci połączyły się i wytworzyły złoto-srebrne nici, którymi przywiązały ich nadgarstki.

- Sasuke, coś ty zrobił?! - wrzasnął.

- Ja nie wiem... Ale one... - mruknął.

- Ratują nas. - w tej samej chwili szybkość spadła i bracia ujrzeli całkiem ładny widoczek. Mianowicie ich oczy ujrzały to, co już wcześniej widziały.

- To jest... - powiedział z szeroko otwartymi oczami.

- Jakim cudem jesteśmy w Świątyni Fiel?! - wykrzyknął Naruto zszokowany. Kamienie z pomocą wiatru postawiły chłopców w części czerwieni. Bez gramolenia się klejnoty wróciły na miejsce, ale nie wszystkie został srebrny i złoty. Oba kamienie podleciały do krawędzi. Pokazały, że bracia muszą skoczyć.

- Wy sobie żartujecie! - warknął po lisiemu Sasuke.

- Już mieliśmy przygodę. Ja dzięki... - w tej samej chwili z tunelu, z którego wylecieli chłopcy, ukazały się dwie kule ognia.

- Co one tu robią? - zdziwił się brunet. Kule minęły braci i poleciały w dół.

- No bez jaj, dattebayo! Sasuke?! - zwrócił się z pytaniem do brata.

- Co ja?! Ja nic nie wiem. - podniósł ręce. Blondyn zaczął krążyć w kółko.

- I co teraz? - zapytał zdenerwowany.

- Może się ich posłuchać? - powiedział nagle Sasuke. Naruto zatrzymał się i gwałtownie odwrócił się do niego.

- Co?! Tam nic nie ma! - wskazał palcem w ciemną przepaść, po czym z powrotem zaczął wydeptywać ścieżkę.

- Ale Koha-san nie bez powodu zapytał o zaufanie. - blondyn zastygł w bezruchu i spojrzał szeroko otwartymi błękitnymi oczami z pionową źrenicą na brata.

- Co masz na myśli? - zapytał i zmarszczył czoło.

- To moje przypuszczenia, ale nie bez powodu Koha-san, by nas zrzucił w przepaść. Skoro mu zaufaliśmy to może im też. - wskazał dłonią na kamienie. Blondyn złapał się sfrustrowany za głowę.

- A pierdole to! - wziął rozbieg i skoczył w przepaść.

- Idioto! - wrzasnął Sasuke i skoczył za swoim lisim bratem, próbując go złapać.

- Jak zginę, to cię zamorduje, Draniu! - wydarł się na bruneta, który z uruchomionym Rinneganem spoglądał na przepaść.

- Naruto uruchom oczy! Szybko! Pięknie! - wykrzyczał poszczególne słowa, kompletnie ignorując groźbę.

- Co... - blondyn uruchomił Kinshigana. - O ja... - ciemność przerodziła się w kolorowo podświetlone skały. Wszystko miało różnobarwną poświatę. - Czad! - bracia rozglądali się na wszystkie strony, zapomnieli na chwilę, że spadają. Kiedy uświadomili to sobie, już szybowali go kolejnego tunelu.

- Naruto, to jest niesamowite! - wykrzyknął rozradowany Sasuke.

- Zgadzam się! - ale wszystko się kiedyś kończy, tak samo, jak tunel przed nimi, który kończący się... Ruchomą ścianą?!

- Sasuke? Nie wiem, jak zwolnić! - ponownie zwrócił się z prośbą o pomoc do brata.

- Mnie się pytasz!? - ruchoma ściana zbliżała się nieprzerwanie. - Zróbcie coś! - Ale kamienie w dalszym ciągu leciały przed nimi i nawet nie śmiały nic robić. Bracia rozdarli się ponownie, kiedy ściana była już tylko kilka metrów przed nimi. Wlecieli w nią i musieli zamknąć usta, bo znajdowali się w... Wodzie?! Zdezorientowani chłopcy popatrzyli na siebie, a potem szybko wypłynęli na powierzchnię. Wypluli wodę zalegającą w płucach i dopłynęli na ląd.

- Co to kurwa było?! - wykrzyknął blondyn nie uważając na słownictwo. Splunął resztą wody na kamień. Obaj byli na czworaka i głęboko oddychali.

- Szkolenie ekstremalne. - odezwał się Kurama z szerokim uśmiechem. Chłopcy zastygli i spojrzeli na stojącego przed nimi lisa. Kyuubi długo nie wytrzymał i ryknął basowym śmiechem, a z nim pozostała trójka. W tej samej chwili dwie kule ognia pojawiły się przed leżącymi braćmi, którzy dopiero w tym momencie otrząsnęli się z szoku.

- Aniki... Może tak byś... - zaczął spokojnie, ale głos owiewał chłodem i zimną furią, a w gardle narastał charkot.

- Co tu się do Jasnego Złotego dzieje?! - wykrzyknął Sasuke i poderwał się na równe nogi, a z nim kula. Zaraz po nim wstał Naruto. Obaj mokrzy, bardzo zdezorientowani i wściekli czekali na wyjaśnienia.

- To był mój pomysł. - odezwał się Kohamaruji - Byliśmy ciekawi, czy z własnej woli skoczycie do kolejnej przepaści. No a teraz przytulcie ogień. - powiedział uśmiechem, wskazując na lewitujące nad ich głowami kule. Miny braci były bezcenne najpierw przerażający, nawet fajny lot, a teraz mają tulić ogień. Albo sobie żartują z nich albo są śmiertelnie poważni.

- Co? - wykrztusili, po kilku sekundach bezruchu.

- Przytulcie ogień do piersi. No już. - nakazał łagodnie Kurama. Chłopcy jak z automatu zrobili to. Sasuke objął niezdarnie dłońmi kule i przyciągnął do piersi. To samo zrobił blondyn. Obie kule wchłonęły się w ich ciało.

- Co do cholery!? - wykrzyknęli. Chłopcy poczuli wyłącznie miłe ciepło w piersi, które szybko rozeszło się po ciele, po czym zniknęło.

- Teraz możecie używać ognia bez wyjęcia go z misy. Bez żadnych pieczęci. Może stać się łagodny i przyjemny albo śmiertelny i niebezpieczny. Wszystko zależy od was i waszej woli. Gratuluję opanowania Lisiego Ognia. - powiedział Kohamaruji i poczochrał wciąż zdezorientowanych nastolatków po mokrych głowach.

- Ale dlaczego nas zepchnąłeś Koha-san!? - wykrzyknął Sasuke.

- Właściwie to był żart. - wyjaśnił z szerokim lisim uśmiechem.

- Żart!? - wydarli się i zaczęli warczeć. - To jest kpina! Myślałem, że zginę! - obaj wykrzykiwali te same słowa.

- Fajnie było? - powiedział niezrażony gniewem młodych pół-lisów.

- Tak! - warknęli odruchowo i skamienieli.

- Więc możecie jeszcze raz się przelecieć. - oznajmił i wskazał kitą na czerń.

- Co?! - krzyknęli już trochę ciszej niż poprzednio.

- Możecie korzystać z wietrznych tuneli. Lisy z nich korzystają rzadko, głównie dla rozrywki. - wyjaśnił.

- A nasz trening? - zapytał już całkowicie, no może prawie spokojnie Sasuke.

- Trening zakończyliście już wcześniej z obręczami. Troszkę wam adrenalinę podniosłem. A jutro pokażę wam jak połączyć Lisi Ogień z kataną, bez jej uszkodzenia oraz macie trening Fiel i Romą. - powiedział i pogłaskał mokre włosy chłopców, po czym wysuszył ich.

- Juhu! - wykrzyknęli w tym samym momencie, kiedy dotarło do nich, że już po całej nauce.

- Uspokójcie się albo was wrzucę w przepaść. - bracia spojrzeli na rudego lisa i ponownie wrzasnęli zadowoleni. Lis warknął na nich groźnie. Od razu zamilkli i spuścili uszy. - Idziemy, musicie odpocząć przed jutrem.

- Wybacz Aniki, ale to było super, dattebayo! Trochę straszne, ale super. - powiedział rozradowany blondyn i zamerdał ogonami.

- Naruto, gdzie kamienie?! - wykrzyknął Sasuke, a lekki strach zagościł w oczach bruneta.

- Macie je na uszach. - westchnął i zaczął się kierować do wyjścia. Bracia odetchnęli z ulgą i szybko się wysuszyli.

- Kurama, a jak możemy używać teraz Lisiego Ognia? - zapytał brunet.

- Ot, tak. - przed jego pyskiem ukazała się mała kulka ognia. Sasuke zmarszczył brwi i wystawił przed siebie dłoń, myśląc o tym, żeby ogień ukazał się na wierzchu dłoni w postaci kuli. Naruto za to pomyślał sobie o linie z ognia. Nakreślił palcem w powietrzu linie ognia.

- Super, dattebayo! - i odwołał ogień, który dosłownie zniknął. Chłopcy przez całą drogę milczeli, aż w pewnym momencie Naruto potężnie ziewnął, ukazując swoje lekko wystające kły. Cała trójka była już przy pałacu.

- Myć się i do łóżek. - powiedział Kurama. - Dobrze się dziś spisaliście. - pochwalił ich, na co zareagowali podniesionymi na sztorc uszami i szerokimi uśmiechamy.

- Dzięki Aniki/Kurama. - kiedy weszli do niego, skierowali się do komnat, przy których się rozdzielili, życząc sobie dobrej nocy. Bracia w świetnych humorach i zmęczeniu bez zbędnych rozmów położyli się do łóżek. Jak zwykle z nastaniem nowego dnia chłopców obudziła Kiki, która nauczona wtargnęła do ich sypialni.

- Wstawać! - wrzasnęła. Lisica na kitach miała dwie tace ze śniadaniem. Chłopcy w trymiga poderwali się na równe nogi i zakryli uszy.

- Kiki-san! - westchnął zirytowany Naruto i już miał z powrotem rzucić się na łóżko.

- Shikuroma-sama kazał mi was zbudzić. - i cały misterny plan blondyna poszedł się paść na łączce pełnej marzeń sennych.

- Dlaczego, tak wcześnie? - mruknął i ziewnął potężnie. Przy okazji przetarł oczy. Z kolei Sasuke, któremu również się ziewnęło, udał się do łazienki.

- A co dokładnie Shikuroma-sama od nas chce tak wcześnie?

- Będzie na was czekał w Warowni Kohamarujiego-sama, kazał mi tylko was obudzić.

- Dziękuję Kiki-san. - blondyn uśmiechnął się do niej. Lisica odstawiła tace na stoliku i już miała odejść - Kiki-san?

- Tak? - odwróciła się.

- Wiesz, gdzie Kurama? Nie wyczuwam go ani nie słyszę. - zapytał.

- Kuramy-samy nie ma w zamku, jest już razem z Shikuromą-sama i Kohamarujim-sama w Warowni. - odpowiedziała.

- Dziękuję za śniadanie Kiki-san. - schylił lekko głowę.

- Nie ma za co Naruto-kun. - Lisica wyszła z komnaty, a Naruto poszedł do drugiej łazienki. Kiedy przekroczył drzwi, Sasuke wyszedł ze swojej w tym samym momencie. Miał owinięty wokół bioder czarny ręcznik, a drugim wycierał włosy. Podszedł do tacy i wziął kęs kanapki. Ręcznik z włosów położył na ramionach i szybkim ruchem rąk złożył kilka pieczęci, wysuszając się. W tym stanie zaczął jeść śniadanie. Kilka minut później z łazienki wyszedł blondyn, tak samo, jak brat miał ręcznik na biodrach i włosach.

- Hej brat. - Uchiha kiwnął głową i machnął ręką w geście przywitania, bo w ustach miał kawałek lisiego jabłka. Naruto usiadł mokry na łóżku, a tece wziął na kolana. - Zjemy i idziemy, tak?

- Tak. - potwierdził - Ciekawe, co Shikuroma-sama nas nauczy?

- Jak pójdziemy, to się przekonamy Sas. - chłopcy do końca śniadania nie odezwali się słowem, Po skończonym posiłku szybko ubrali i opuścili komnatę, jak i pałac. Biegiem udali się do Warowni. Ciemnoczerwone wschodzące słońce świeciło im w twarz, miło je ogrzewając. Obaj z lekkimi uśmiechami na twarzach skręcili do lasu, kierując się do siedziby Kohamarujiego. Kilka chwil później stanęli przed wrotami, przy których stał czekał jak poprzedniego dnia Obi.

- Witam, czekam na was. - przywitał się w ludzkiej postaci.

- Dzień Dobry. - odpowiedzieli jednocześnie.

- Obi-san, dlaczego za każdym razem widzimy cię w ludzkiej postaci? - zapytał Naruto, a lis zaśmiał się.

- Szczerze, to mi nawet pasuje ta forma. - wzruszył ramionami. - Razem z Mitem mamy parę misji w waszym świecie, obserwacje i tak dalej. Rutynowe sprawy. Musimy wiedzieć co i jak. Nawet żaby z Góry Myōboku czasem sprawdzają co się dzieje u was. - mrugnął do nich. Chłopcy uśmiechnęli się i w trójkę weszli do środka.

- Obi-san? Góra czy dół? - zapytał Sasuke z błyskiem w oczach.

- Tym razem góra. Shikuroma-sama, Kurama-sama i Kohamaruji-sama czekają na was. Zdradzę wam tylko tyle, że wasze prezenty dostaniecie za dwa-trzy dni. - oznajmił.

- Dlaczego? - zmarszczył brwi.

- A tego Naruto już nie zdradzę, bo Fiel-sama mi zabroniła. - przez ten czas pół-lisy i Obi wspięli się na samą górę. - Znacie te wrota? - pokazał dłonią na ciemnozielone wrota z prawej strony.

- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie.

- W nich ćwiczyliśmy Tryb. - odpowiedział Uchiha.

- Zgadza się. A te? - wskazał na wrota z czekoladowego drewna.

- Nie? - powiedział niepewnie.

- Tam jest inna sala treningowa. Zapraszam. - Obi otworzył na oścież olbrzymie drzwi i wpuścił braci do środka. Wystrój był bardzo surowy. Szare, czarne, brunatne skały w różnych kształtach, ale jeden fragment różnił się od innych, mianowicie był rubinowy. Tam właśnie znajdowała się pozostała trójka lisów.

- Przyprowadziłem braci, jak mi kazano Kohamaruji-sama. - ukłonił się pozostałym lisom i pożegnał się ze wszystkimi.

- Witam. - przywitał się Shikuroma. - Dziś ja zajmę się waszym treningiem, ale wpierw Koha pokaże wam, jak połączyć Lisi Ogień z bronią.

- Dobrze Shikuroma-sama. - bracia skinęli głowami i spojrzeli na Kohe.

- Więc przywołajcie katany. - nakazał. Chłopcy natychmiastowo odpieczętowali bronie. Kohamaruji już trzymał swoją. - Świetnie. Formuła jest łatwa i prosta. A więc... - lis podsunął klingę do ust i wymówił głośno kilka słów - Niech Lisi Ogień ogarnie ostrze, dodając jej świętej mocy. - klinga zapłonęła białym ogniem. - To w sumie tyle. Powtórzcie. - chłopcy kiwnęli głowami i przyłożyli do ust ostrza.

- Niech Lisi Ogień ogarnie ostrze, dodając jej świętej mocy. - wymówili w tym samym czasie i tak jak klinga Kohi zapłonęła. - Super/Super, dattebayo!

- Doskonale, a teraz zniszczcie tę skałę. - wskazał na oddaloną o ponad dziesięć metrów brunatny głaz. Chłopcy ustawili się i przyjęli pozycje. Zamachnęli się i posłali dwa sierpy białego ognia. Skała roztrzaskała się w drobny mak i spłonęła, nie zostawiając po sobie śladu.

- Z tym ogniem, nikt nie będzie w stanie was pokonać. - oznajmił Koha. - A teraz oddaję was w ręce brata. Powodzenia. - szepnął i udał się w stronę bramy. Kurama w ciszy przyglądał się krwistoczerwonymi oczyma w swoich podopiecznych. Bracia odprowadzili wzrokiem Kohę, który zniknął za wrotami.

- Dziś nauczę was władać nad lodem i kryształem. Obie techniki wbrew pozorom są podobne do siebie. I też wiem, że ów techniki istnieją w waszym świecie. Kurama mi opowiadał, że spotkaliście użytkownika lodu. - odezwał się.

- Tak Shikuroma-sama. - odpowiedzieli jednocześnie.

- Ale ja was nauczę jak z powietrza stworzyć lód. Z wody również. Podobna zasada jest jak z mgłą. Mgła to są drobne kropelki wody unoszące się w powietrzu. I to powinno wam uzmysłowić, że woda otacza was z każdej strony, ale jest nie zawsze widoczna. Ja pokażę wam jak używać tego żywiołu bez pieczęci. Chociażby w ten sposób. - lis poderwał jedną kitę do góry i zamknął oczy. Nad ogonem ukazał się kula czystego lodu, którą uderzył w czarną skałę obok. Lód rozprysnął się w różnych kierunkach. - Tak to wygląda. Z kryształem jest znacznie trudniej. Mianowicie ni jak go możecie stworzyć. I tu już będę was uczył najpierw pieczęci. - w tej samej chwili Roma zniknął w biało-czarno-brązowym dymie, kiedy ów dym opadł, przed braćmi stanął w pół-lisiej postaci Roma. Miał na sobie całkowicie złote kimono z czarnym obi, w którym błyszczały złote nici. Na stopach miał czarne drewniane sandały. Długi karmelowy warkocz ze złotymi pasemkami przerzucił na lewe ramię. Włosy sięgały prawie bioder władcy. Rysy twarzy były bardzo zbliżone do Kohi i Ramy. Jednym słowem Roma był przystojnym, na oko licząc dwudziestoparoletnim mężczyzną. - Eh, jak wy ludzie możecie być w tej postaci. Strasznie niewygodna. - mruknął - O to są pieczęcie. Uruchomcie dojutsu. Szybciej je zapamiętacie. - nakazał i kilka sekund później bracia byli gotowi. Władca pomału i dokładnie pokazywał piętnaście pieczęci. - Zapamiętaliście? - spojrzał im po kolei w oczy.

- Tak. - odpowiedzieli.

- Dobrze, zatem... - Roma złożył w ułamku sekundy pieczęcie i pochylił delikatnie ciało do przodu, stanął w lekkim rozkroku. Prawą dłoń z czarnymi paznokciami wystawił przed siebie. Z ów dłoni wystrzeliły pociski rubinowego kryształu, trafiając w czarną skałę, w którą wcześniej zniszczył kulę lodu. Pociski wbiły się w nią.

- Łał. - powiedzieli bracia bez tchu.

- Zasada jest taka. - zaczął Roma - Kiedy złożycie pieczęcie, będziecie mogli stworzyć dowolny kształt. Wysłać pociski, jak ja teraz albo stworzyć barierę. - lis powtórzył czynność, ale z tą różnicą, że dłonie w półkolisty sposób uniósł nad głowę. Nakreślił w ten sposób kształt kopuły. I tak właśnie się stało. Roma został zakryty przez kryształową kopułę, której się pozbył tym samym ruchem, tylko że od tyłu zaczynając. - Na przykład tak.

- Po złożeniu tych pieczęci wystarczy, że nakreślimy kształt i pomyślimy o nim? - upewnił się brunet.

- Dokładnie tak. Teraz wasza kolej. Macie zrobić to samo, co ja przed chwilą. - bracia kiwnęli głowami i przystąpili do próby. Obaj szybko złożyli poprawnie pieczęcie i stanęli w delikatnym rozkroku, wystawili dłonie. Sasuke lewą, a Naruto prawą. Celowali w szare stalagnaty. Z ich dłoni wstrzeliły kryształowe pociski, ale co najlepsze różniły się kolorem. Kryształ Naruto podchodził pod pomarańcz, a kryształ Sasuke pod granat.

- Mamy w różnych kolorach! - wykrzyknął z uśmiechem Naruto.

- Dobrze. Teraz kopuła. - nazwał Roma, ignorując wybuch radości ze strony Uzumakiego. Chłopcy ponownie przystąpili do składania pieczęci. Odsunął się kawałek od siebie i nakreśli w powietrzu ten sam ruch, co Shikuroma. Kilka sekund później chłopcy zostali otoczeni kryształowymi kopułami, które zaraz opuścili.

- Widzę, że dobrze wam idzie. Więc brońcie się przed moim ogniem. Jednocześnie macie mnie atakować. Kryształ może przyjąć różne kształty. Może stać się zbroją, ale tak jak z chodzeniem w powietrzu ogranicza was wyobraźnia. Przygotować się. - pół-lisy bez ociągania się i zbędnych pytań przyjęli pozy. - Doskonale. Zaczynać.

- Ja atakuję, ty bronisz na początku, Naruto. - odezwał się.

- Zgoda. - odpowiedział w myślach. Bracia w bardzo szybkim tempie złożyli pieczęcie. Sasuke zaatakował Romę kryształową włócznią. Lis odparł atak, robiąc unik i strzelając w bezbronnego Sasuke kilkoma pociskami. Niestety utkwiły w ścianie postawionej przez Naruto. Obaj szybko złożyli ponownie pieczęcie. Roma uderzył w braci harpunami i rozbił w drobny mak barierę. Chłopcy odskoczyli kilka metrów do tyłu. Naruto postawił ponownie ścianę, ale tym razem zagłębił ją w ziemię. Po raz kolejny złożył pieczęcie.

- Odbij się od moich pleców, Sasuke. Ja go uderzę z podziemi. - polecił.

- Dobra. - brunet cofnął się o krok i wbiegł na plecy, odbijając się od nich. W tym samym momencie Naruto położył dłonie na skalnej podłodze. Posłał kryształ w kierunku Romy. Sasuke wystrzelił serię pocisków. Jednocześnie z podziemi, jak i z góry Roma był atakowany, ale połączony atak nic nie wskórał. Lis stworzył tarczę, która objęła całą rękę, przy czym wyskoczył w tym samym momencie w górę, unikając ciemnopomarańczowych szpikulców wysunięty z podłoża. Bracia przez całą krótką walkę mieli uruchomione dojutsu.

- Jestem zaskoczony. - zaczął, kiedy wylądował i pozbył się tarczy. - Jesteście bardzo z sobą zgrani w walce. Musiałem się obronić przed podwójnym atakiem. Kurama widać, że nie próżnował we wszystkim. Przez połączone umysły nie jestem w stanie za bardzo przewidzieć waszych ruchów, ale w dalszym ciągu jesteście trochę za wolni dla mnie. Na tę chwilę zakończyliście trening kryształu. - zaskoczył braci tymi słowami, którzy spojrzeli na niego zdziwieni - Cóż macie młode umysły, pełne pomysłów. Już sami będzie w stanie dopełnić tę technikę. Z czasem wystarczą tylko te trzy pieczęcie. - Shikuroma podniósł jedną dłoń, składając palce.

- Widzieliśmy, jak Haku używał jednej dłoni. - odezwał się zdziwiony blondyn, podobieństwem.

- Haku? - spytał Roma, gdyż słyszy to imię pierwszy raz.

- Użytkownik lodu, z którym zmierzyli się w dzieciństwie. - odezwał się Kurama.

- Rozumiem. Wy też będziecie zaraz to ćwiczyć. - odparł.

- Teraz? - zdziwił się Sasuke. - Ale...

- Przed wami jeszcze opanowanie lawy i piasku. - przerwał, tłumacząc.

- Ale Naruto już włada piaskiem i lawą. Nie tak jak nasz przyjaciel Gaara, ale... - zaczął Sasuke, ale zaraz mu przerwał Roma.

- W jakim stopniu to potrafisz? - zapytał blondyna.

- Jak jestem na pustyni, to potrafię wzlecieć na platformie z piasku, strzelać pociskami i parę innych rzeczy.

- Całkiem dużo. - Roma złapał się za podbródek i zamyślił się przez chwilę. - Kontrola?

- Muszę się skupić na jedynej, bądź dwóch rzeczach, żeby je poprawnie wykonać. - wyjaśnił.

- Dobrze. Kto cię uczył? - zapytał.

- Shukaku i Gaara. - odpowiedział.

- Shukaku? Starszy brat Kuramy? - zdziwił się - Ten zadufany w sobie szop nauczył się władania piaskiem? - bracia zaśmiali się cicho.

- Ten sam. - potwierdził z uśmiechem.

- Kurama, które z Bijuu włada lawą? - zwrócił się do Kyuubiego.

- Son Goku i jego Jinchuriki - Roshi. Naruto brał od niego przez krótki czas lekcje. - Roma kiwnął głową, że rozumie.

- Chłopcy tego nauczycie się w waszym świecie. Kurama masz coś przeciw? - spytał lisa.

- Żadnych. Mogą się uczyć od nich. - odpowiedział, kiwając jednocześnie lekko głową.

- Chłopcy? - zwrócił się do nich.

- Nie mamy. Dziękujemy. - odpowiedział za blondyna Sasuke.

- Świetnie, idziemy. Pora na trzecie wrota. Podejrzewam, że Obi nie zdradził wam nazw, prawda? - stwierdził.

- Tak, Shikuroma-sama. - potwierdził Uzumaki.

- Ta sala to sala Wytrwałości. - machnął lekko dłonią w powietrzu, nakreślając teren - Zielone wrota, to Sala Spokoju albo Wyciszenia. Niebieskie wrota zawierają salę Cierpliwości. - wytłumaczył - Wszyscy stanęli przed ciemnogranatowymi wrotami z niebieskimi fragmentami. Shikuroma otworzył je i wszedł środka, za nim wszedł Kurama i bracia. Oczom chłopców ukazała się...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top