5. Opowieść

- Sasuke, moja historia zaczyna się od momentu mojego przyjścia na świat. - zaczął - A właściwie dzień wcześniej, kiedy Trzeci i Czwarty Hokage wraz ze starszyzną ukryli moją matkę, Kushinę Uzumaki w jaskini nieopodal wioski. Oka-chan była wcześniej Jinchuriki Kuramy. Ciąża spowodowała, że pieczęć osłabła. Mogło to doprowadzić do uwolnienia Kuramy. Namikaze Minato mąż Kushiny, miał...

- Twoim ojcem był Czwarty?! - przerwał mu. - To, dlaczego masz nazwisko matki?

- Nie przerywaj, to się dowiesz. - upomniał spokojnie chłopiec i zaczął od przerwanego momentu. - I miał za zadanie odnowić pieczęć, ale ktoś dowiedział się o miejscu porodu i włamał się do kryjówki. Kiedy się urodziłem, intruz próbował mnie zabić, wtedy Otou-chan rzucił się, by mnie ratować. W ten sposób intruz dostał się do pieczęci. Spowodował, że została złamana. Kurama został uwolniony. Intruz przejął kontrolę nad Kyuubim i rozkazał mu zniszczyć wioskę. Tą osobą był Uchiha Madara.

- Madara?! - zdziwił się - Przecież on od dawna nie żyje.

- Madara był geniuszem i znalazł sposób, by przedłużyć sobie życie. - wtrącił się lis. - Naruto?

- To prawda, co mówi Kurama, ale wracając do opowieści. - powiedział - Otou-chan i Trzeci poszli walczyć z Kuramą. Minato zebrał najlepszych shinobi wioski i zaatakował lisa. Wielu poległo w tym starciu, ale dzięki temu Madara nie mógł już utrzymać kontroli nad lisem. Kiedy Kurama odzyskał władzę nad umysłem, zobaczył jak Otou-chan przygotowuje stół do pieczętowania i wydaje ostatnie rozkazy. Przekazał on władzę Trzeciemu i zamknął siebie, Kuramę i mnie w wielkiej barierze ochronnej. Złożył pieczęcie do techniki pieczętującej, dzięki której zapieczętował część chakry Kuramy we mnie, a drugą w swoim ciele. Zginął z braku chakry. Trzeci uzgodnił z radą, że moje pochodzenie zostanie ukryte pod nazwiskiem Uzumaki. Wiesz, co się stało z klanem mojej matki? - Sasuke kiwnął głową na potwierdzenie - Klan został wybity za ich potężną moc pieczętowania oraz o pokłady chakry. I tak przez sześć lat byłem pomiatany, wyzywany, bity, poniżany. Do czasu pierwszej próby zabicia mnie, gdyby nie Kurama, byłbym martwy. Teraz dzięki jego wiedzy znam wiele technik, dzięki którym mogę żyć w miarę swobodnie. Przykładem jest Omoide no sōsa. Wymyśliłem ją z pomocą Kuramy. Dzięki niej mogę zmienić lub usunąć uczucia i wspomnienia. - chłopiec skończył opowiadać swoją przeszłość - To by było na tyle. Masz pytania?

- Mam jedno. - odpowiedział - Wyjaśnij mi, dlaczego Trzeci i rada tak postanowili?

- Otou-chan chciał, abym był bohaterem wioski, który uratował ją od demona. Sarutobi myślał, że ukrywając moje pochodzenie, będzie mnie chronić. Cóż po części to się zgadza, cały świat shinobi nie wie, że w naszej wiosce jest pojemnik na ogoniastą bestię. - wyjaśnił.

- Rozumiem. - kiwnął głową - Naruto wiem, jak się czujesz i rozumiem twoje zachowanie, jak i teraz zachowanie mieszkańców.

- Czyli nie uciekniesz i zostaniesz? - powiedział, wpatrując się w czarne oczy z obawą i nadzieją.

- Tak. - odpowiedział, delikatnie się uśmiechając.

- Sasuke?

- Hym?

- Zostaniesz moim przyjacielem? - zapytał się cicho, spuszczając głowę zawstydzony.

- Ty jesteś tępy czy ślepy? - mruknął.

- Jedno i drugie. - wtrącił Kurama, by po chwili roześmiać się.

- Czyli mam brać to za odpowiedź twierdzącą? - ignorując Kyuubiego.

- Tak Usuratonkachi. - potwierdził, obracając oczami.

- Juhu, dattebayo! - wykrzyknął z radości. Wystawił dłoń z wyciągniętymi dwoma palcami. Sasuke rozumiejąc gest, powtórzył go, łapiąc za nie i delikatnie ściskając. Obaj szeroko się uśmiechnęli. Kurama widząc to, sam delikatnie uśmiechnął się. Wiedział, że jego ototo znalazł przyjaciela. - Sasuke od teraz jesteśmy przyjaciółmi. - obiecał.

- Jesteśmy. - potwierdził - Naruto?

- Tak?

- Zdajesz sobie sprawę, że nie było nas na zajęciach. - oznajmił.

- Tak, tak. - machnął ręką - Nie przejmuj się, coś wymyślimy. - uśmiechnął się.

- Jak jesteś taki mądry, to powiedz, jaki masz pomysł? - uderzając go po przyjacielsku w ramię.

- Nie popędzaj Sasuke-teme. - zirytował się - Myślę... Już mam! Chodź, pójdziemy do Iruki-sensei i powiemy mu, że zraniłeś się w rękę.

- Naruto, ale ja nie mam rany. - powiedział i westchnął.

- A kto powiedział, że musisz ją mieć? - uśmiechnął się od ucha do ucha. - Podaj dominującą rękę. - Sasuke wyciągnął lewą, a Naruto odwinął bandaż ze swojej i wyciągnął kunai.

- Naruto idioto, co chcesz zrobić?! - krzyknął, patrząc na broń.

- Spokojnie, u mnie rany goją się jak na psie. - wzruszył ramionami.

- Ekhm... - chrząknął lis - A kto ci te rany leczy, aho? - powiedział i puknął go w czoło.

- No ty, ale wiesz jaka sytuacja. Proszę Aniki.

- Aniki? - zdziwił się - Dlaczego?

- Cóż Kurama opiekuję się mną od dwóch lat. Traktuję go jak starszego brata, ale brakowało mi czegoś. Nie wiedziałem czego dokładnie, ale kiedy koło mnie wczoraj usiadłeś. Wiedziałem, że tą rzeczą byłeś ty. Obaj straciliśmy rodzinę. Obaj traktowani jesteśmy jak błoto. Wiemy, jak czuje się drugi. Jesteś pierwszą osobą, która nie uciekła ode mnie. Jestem pewny, że zauważyłeś wczoraj na lekcji, jak Takuma-san rzucił na mnie o wiele trudniejsze genjutsu.

- Tak, miałem przeczucie, że tobie dał coś znacznie gorszego. - potwierdził - Powiesz mi, co to było?

- Tak, ale po tym, jak zrobimy sztuczną ranę. - powiedział i nakłuł sobie nadgarstek, z którego zaczęła płynąć obficie krew. - Sasuke, podejdź tu. - chłopak podszedł i wystawił rękę. Naruto wysmarował go swoją krwią i trochę pobrudził nią ubrania. Na ranę założył bandaż, robiąc opatrunek. - Skończone! Sasuke wytrzymasz odrobinę bólu?

- Co chcesz zrobić? - zapytał niepewnie.

- Spokojnie. Kurama zrobi ci otarcia na kolanach i dłoni.

- Zaboli cię, jakbyś się uderzył o coś. - powiadomił chłopca.

- Dobrze. - na dłoni lisa pojawiła się pomarańczowa chakra. Sasuke stał nieruchomo. Lis podszedł i przyłożył dłoń do kolana. Chłopak spiął mięśnie i zacisnął zęby.

- Boli? - zapytał, przykładając do łokcia.

- Nie. Trochę szczypie. - powiedział, a na czoło wystąpiły małe krople potu.

- Koniec. - zabrał dłoń, a chakra zniknęła. - Gotowe.

- Super Kurama. - pochwalił go Naruto, oglądając otarcia. - Teraz możemy iść do Iruki-sensei.

- Zgoda. - i razem ruszyli do Akademii.

- To tak... - zaczął blondyn - Takuma przywiązał mnie do krzesła. W tle słyszałem głosy, które mnie wyzywały od najgorszych i tak dalej, ale przejąłem kontrolę nad nim i ukazałem mu jak jego żona wycina mu serce, a syn podcina sobie gardło.

- Brutalnie. - stwierdził - Szacunek.

- Dzięki. - posłali sobie uśmiechy.

- To ja wracam do siebie. - oznajmił po kilku minutach marszu.

- Do widzenia Kurama-san. - pożegnał się - I dziękuję za ten kamuflaż. - podziękował z lekkim uśmiechem na ustach i ukłonem. Chłopak czuł respekt i szacunek do Kyuubiego.

- Nie ma sprawy, dzieciaku. - odpowiedział i zniknął w chmurze dymu.

- Idziemy na nogach czy przenosimy się? - zapytał brunet.

- Jak wolisz, ale ostrzegam, może się zdarzyć, że ludność będzie nas wytykać.

- No to, jak nazywa się ta technika, dzięki której możesz szybko się przemieszczać? - zadał pytanie, zmieniając zdanie.

- Hiraishin. - odpowiedział - To technika ulepszona przez Otou-chan, ale opracował ją Tobirama Senju.

- Rozumiem, dzięki. To lecimy?

- Jasne. - odpowiedział i złapał Sasuke z ramię, teleportując się przed klasę. Zapukał cicho.

- Wejść! - zawołał Iruka zza drzwi. Naruto podtrzymał Sasuke za bok i otworzył drzwi.

- Przepraszamy najmocniej sensei, ale Sasuke miał wypadek. - powiedział, pochylając głowę.

- Naruto, co się stało dokładnie? - zapytał zaniepokojony nauczyciel.

- Naruto widział, jak się potknąłem o kamień. - odpowiedział za niego Sasuke.

- Sasuke-kun, by się potknął o byle jaki kamień! - wtrąciła się Sakura. - To na pewno on...

- Nie wtrącaj się. - warknął Sasuke na nią - Gdyby nie ty i reszta tej zgrai, to bym się nie potknął, uciekając od was i od waszych przeklętych pisków. - powiedział, podnosząc "obolałą" rękę, świetnie udając syknięcie. - To Naruto mi pomógł. - zakończył, Sakura spuściła głowę, by ukryć rumieniec i łzy zbierające się pod powiekami. - Wracając do wypadku. - zwrócił się do nauczyciela. - Naruto mnie opatrzył u siebie w domu.

- Dlaczego nie w szpitalu? - zapytał Umino, patrząc na blondyna podejrzanie.

- Bo... - zaczynał mówić.

- Bo nie chciałem w ogóle pomocy, ale on się uparł. - przerwał mu ponownie Sasuke.

- Teraz jest wszystko w porządku? - upewniał się Iruka.

- Tak.

- Dobrze, w takim razie chłopcy jesteście zwolnieni z dzisiejszych zajęć. Naruto zaprowadź Sasuke do domu. - ostatnie słowa skierował do blondyna.

- Dobrze sensei. Do widzenia. - pożegnał się i wyszedł z brunetem.

- To było genialne posunięcie z tą różową landryną. - powiedział, jak odeszli kawałek od klasy. - To, gdzie teraz?

- Dzięki, może w końcu mnie zostawią. - uśmiechnął się - Idziemy do mnie, jak powiedział Iruka-sensei, żeby później nie było kłopotów.

- Zgoda. - Naruto złapał Sasuke i przeniósł przed wejście do dystryktu Uchiha. - Prowadź panie ranny. - Ukłonił się przed brunetem, powstrzymując chichot.

- Zamknij się Usuratonkachi. - powiedział i ruszył przed siebie.

- Ej! Zaczekaj na mnie! - zwołał za nim. Po pięciu minutach marszu. Uchiha skierował swoje kroki w kierunku największego, szaro-brązowego budynku z grafitowym dachem zrobionym z glinianych dachówek. Odsunął drzwi, ukazując korytarz i parę suwanych drzwi z motywem kwitnącej wiśni.

- Witam w moim domu, Naruto. - powitał gościa z lekkim uśmiechem.

- Przepraszam za najście. - powiedział Naruto, ściągając buty.

- Rozgość się. - odpowiedział, wchodząc do kuchni i wyciągając dwie szklanki - Naruto, na prawo jest salon, poczekaj tam na mnie. Zaraz przyjdę.

- Jasne. - blondyn wszedł do salonu i usiadł przy stole.

- Pijesz zieloną herbatę? - zapytał z kuchni.

- Tak, poproszę. - Sasuke po paru minutach wszedł z naczyniami do pomieszczenia i usiadł obok Uzumakiego.

- Proszę. - podał mu herbatę - Idę się przebrać i umyć. Zaraz wracam.

- Dziękuję. Poczekaj Sasuke, pomogę ci z ubraniami. - wstał i podszedł do niego.

- Dobra. - chłopcy skierowali się do łazienki. Naruto poczekał przed wejściem. - Wchodzisz czy nie? - zapytał.

- Tak, tak. - Naruto otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia. Sasuke stał w bokserkach przy umywalce i mył ręce z krwi blondyna.

- Na muszli położyłem brudne ubrania.

- Dobra, zaraz będą czyste. - Naruto podszedł do wanny i odkręcił kurek. Kiedy ubrania namokły w zimnej wodzie, Uzumaki powiesił je na sznurze.

- Kurama pomożesz? - zapytał na głos.

- O co chodzi? - lis pojawił się w ludzkiej postaci.

- Wywab moją krew, mi to jeszcze nie wychodzi. Nie mam jeszcze tak dobrze opanowanej natury wody. - Sasuke odwrócił się od umywalki i spojrzał na nich z zaciekawieniem.

- Dobrze. - powiedział i złożył parę pieczęci. W jego dłoni pojawiła się kula wody. Kurama nakierował ją na plamę. Kula weszła w pobrudzony materiał, by po chwili z niego wypłynąć. Woda przybrała czerwonawy odcień, a ubranie pozostało czyste, ale wciąż mokre. - Naruto twoja kolej.

- Już wysuszam. Dzięki lisku. - powiedział, składając pieczęcie i zawołał - Futon: Onko-fu no Jutsu. - Sasuke zdziwiony poczuł na skórze delikatny ciepły wiatr. Naruto poruszał lekko dłonią.

- Naruto, co to za technika? - zapytał zaskoczony.

- Mogę dzięki niej regulować temperaturę i szybkość powietrza. - wyjaśnił - Proszę, jak nowe. - powiedział, podając mu ubranie.

- Dzięki. - odebrał i zaczął się ubierać.

- Daj prawą rękę, przed kilka dni będziesz nosił ten bandaż dla niepoznaki. - mówił mu, owijając przedramię.

- Dobrze. - popatrzył na rękę.

- Chłopcy, ja wracam do siebie. Spać mi się chce. - oznajmił i zniknął.

- Jak zawsze. - mruknął pod nosem Naruto. - To, co robimy?

- Mam ochotę trochę poćwiczyć rzuty shurikenami, a ty?

- Chętnie.

- To chodź. - Sasuke wyszedł z łazienki, kierując się do kuchni. Uchiha zaczął odsuwać stół.

- Co ty robisz? - zdziwił się.

- Zobaczysz. - Sasuke pociągnął za uszko i przed oczami Naruto ukazało się przejście, czarnooki zaczął schodzić po schodach w dół. - Strach cię obleciał? - zawołał z dołu. W jego głosie było można usłyszeć kpinę.

- Nie, już idę. - po tych słowach zaczął schodzić. Sasuke czekał na dole schodów w korytarzu. - Co to za miejsce? - zapytał, stając obok przyjaciela.

- Sekretna sala ćwiczeń, nawet Hokage nie wiem, że istnieje. Tu ćwiczono nasze techniki. Nikt tu nas nie znajdzie, ściany są zmieszane z chakrą i dają iluzję, którą nawet Byakugan nie przejrzy. - wyjaśnił.

- Super! - powiedział, rozglądając się na boki.

- To jeszcze nie wszystko. - Uchiha odsunął jeden z parawanów. - Witam w sali treningowej numer jeden. - oznajmił sarkastycznie. Na ścianach po lewej i prawej stronie od wejścia wisiała różnorodna broń. W głębi sali były wywieszone tarcze i kukły oraz dwa pieńki. Sasuke podszedł do ściany i wziął dwa zestawy shurikenów. - Proszę. - podając jeden z nich Naruto.

- Dzięki, ale może mała rozgrzew...- Sasuke spojrzał na blondyna, jak na idiotę. - Dobra, wybacz.

- Ile kółek wokół sali?

- Dziesięć? - Sasuke kiwnął głową i ruszył truchtem, Naruto zaraz do niego dołączył - Sasuke zastanawia mnie jedna rzecz?

- Jaka?

- Dlaczego pokazałeś mi to miejsce?

- Bo ty zdradziłeś mi swój sekret z Kyuubim. Szczerze byłem zaskoczony. Podejrzewam, że nasz rocznik nie wie, że ty jesteś Jinchuriki.

- Rozumiem. I tak to prawda nasz rocznik i chyba wcześniejszy też o tym nie wie, ale wiesz, jacy są rodzice, jak mnie zobaczą, to mówią dzieciom, żeby się do mnie nie zbliżały i tak dalej. - obaj zamilkli po tych słowach. Sasuke rozumiał dokładnie, co miał na myśli blondyn, więc nie było po co drążyć tematu. Z kolei Uzumaki wiedział, że brunet go rozumie. Po dwóch ostatnich o krążeniach chłopcy ustawili się około sześć metrów od tarcz. - Sasuke, może mały zakład? - zaproponował, poruszając sugestywnie brwiami.

- O co? - zainteresował się.

- Jeśli wygram, stawiasz mi ramen. - odpowiedział.

- Aż tak bardzo go uwielbiasz? - podniósł jedną czarną cienką brew do góry.

- Uwielbiam, dattebayo! - odpowiedział z bardzo dużym entuzjazmem.

- Jeśli ja wygram, nie jesz go przez trzy dni. - Stanął w wyzywającej pozie z rękoma skrzyżowanymi na piersi i lekko rozstawionymi nogami. - Co ty na to?

- Stoi. - zgodził się, prawie dotykając czoła Sasuke swoim. - Nie przegram, dattebayo!

- Mamy po sześć shurikenów i trzy rundy. - oznajmił - Policzmy trafione shurikeny i ogłosimy zwycięzcę. Wygrywa ten, który będzie miał dwa zwycięstwa na koncie.

- Ja będę liczył. - pojawił się przed chłopcami w swojej lisiej formie Kurama.

- Dobrze. Dziękujemy. - zgodził się Sasuke. Chłopcy ustawili się przodem do tarcz.

- Na mój sygnał. - powiedział, a chłopcy ustawili się w pozie do rzucania - Rzucać! - i shurikeny poleciały jeden, po drugim i wbijały się w tarczę. Kurama podszedł do tarcz. - Pierwsza runda Sasuke.

- Kuso... - mruknął Naruto.

- Czyżbyś nie chciał ramenu? - prowokował go Sasuke, podchodząc do celu, by wyjąć gwiazdki.

- Zamknij się Sasuke-teme! - warknął - Jeszcze cię pokonam! Zobaczysz. - i sam podszedł do swojej tarczy.

- Przygotować się. Rzucać! - kolejna fala shurikenów poleciała. Kurama podszedł do celów - Druga runda. Naruto.

- O tak, dattebayo! - wykrzyknął i wystawił Sasuke język.

- Naruto uspokój się. - upomniał go lis. - Została jeszcze trzecia runda. Przygotujcie się. - Chłopcy wyjęli ostatnie shurikeny - Gotowi. Rzucać. - poleciały i tak samo lis podszedł, by zobaczyć zwycięzcę. - Remis.

- Co?! - zawałował z niedowierzaniem Uzumaki - Sprawdź jeszcze raz, na pewno wygrałem, Kurama.

- Jak nie wierzysz, to sam podejdź. - Naruto, jak i Sasuke ruszyli do tarcz. Obaj spojrzeli po swoich i przeciwnika tarczach, po czym otworzyli szerzej oczy ze zdumienia.

- Wszystkie shurikeny trafiły w środek tarczy. - powiedział Sasuke, wciąż wpatrując się z niedowierzaniem w cel.

- Dogrywka! - zawołali obaj w tym samym czasie i spojrzeli na siebie wilkiem.

- Jak chcecie... - westchnął, machając dziewięcioma ogonami. - Na miejsca. Gotowi. Rzucać! - jeden po drugim wbijały się w tarcze, Kurama podszedł i sprawdził efekt rzutu. - Znowu remis. - tym razem chłopcy nie trafili po jednym w środek.

- Nie, to niemożliwie! - zawołał Sasuke - Przecież ja...

- Sasuke, widzę dobrze i mówię, że jest remis. - przerwał.

- Jeszcze raz! - zawołał Naruto. I tak przez dwie godziny rzucania, żaden nie mógł przejąć nad drugim przewagi. Chłopcy kolejny raz trafili z tym samym rezultatem.

- Podaję się. - zawołali, padając na drewnianą podłogę sali z wyczerpania. Spojrzeli na siebie, by po chwili głośno się zaśmiać. Tarzali się po podłodze przez kilka minut.

- Koniec tej dziecinady i może byście tak posprzątali po sobie. - upomniał ich - Wstawać!

- Dobra... Już dobrze. - odpowiedział Naruto, ledwie łapiąc powietrze do płuc - Posprzątamy.

- Już się bierzemy do roboty. - dopowiedział Sasuke i oboje znowu buchnęli śmiechem, ale zaczęli sprzątać. Po piętnastu minutach sala była posprzątana, shurikeny znalazły się z powrotem na ścianie z bronią.

- Głodny jestem. - oznajmił Naruto i w tej samej chwili zaburczał brzuch Sasuke. Chłopiec zarumienił się lekko.

- Ja w sumie też. - dodał, drapiąc się po policzku. Wyszli, zamykając klapę w podłodze i zakrywając ją bambusową matą oraz przysuwając stół. - To, co jemy?

- Mogę w sumie coś upichcić. - powiedział spokojnie.

- Co na przykład?

- Mogę? - wskazał na lodówkę.

- Jasne. - kiwnął głową. Naruto otworzył ją i postał chwilę, oglądając zawartość.

- To tak... Mogę zrobić udon albo wieprzowinę w panierce z babusem i ryżem. - zaproponował.

- Stawiam na wieprzowinę. - uśmiechnął się.

- Dobra. Kage Bunshin no Jutsu! - zawołał. - Leć na bazar. Kup ryż i bambus. - powiedział, rzucając mu portfel żabkę - I użyj henge. - replika kiwnął głową i zniknął w chmurze dymu.

- Żaba? Ty tak serio? - Naruto wzruszył ramionami.

- No co? Słodka jest. - powiedział, wyciągając z lodówki potrzebne produkty do dania. - Dobra, Sasuke przygotuj dwa talerze. Jedno z jajkiem, a drugie z panko (taka specjalna panierka, używana w Japonii).

- Dobrze. - gdy chłopcy krzątali się po kuchni, przygotowując posiłek usłyszeli dzwonek do drzwi.

- Sasuke, popraw bandaż. - chłopak od razu to uczynił i w tej samej chwili Naruto ruszył do drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top