47. Pain

Nasi Painowie:

1. Tendo - Yahiko

2. Chikushōdō - przyzywanie bestii

3. Gakidō - pochłania chakrę/ninjutsu

4. Ningendō - przeznaczony do Taijutsu wysysa duszę

5. Shuradō - Pan Metalowa Główka

6. Jigokudō - ponownie wskrzeszenia Ścieżek. Genjutsu

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Pain myślisz, że wygrasz z Konohą i mnie pokonasz? - zaśmiał się i zaatakował nagle. Wszystkie Ścieżki rozbiegły się, okrążyły blondyna. Ten tylko się uśmiechnął i dołożył chakry do nóg. W powietrzu złożył pieczęcie. - Katon: Gōkakyū no Jutsu! - w stronę przeciwników poleciała olbrzymia kula ognia. - Co jest!? - wykrzyknął Naruto, kiedy spostrzegł, że Gakidō dosłownie wciągnął technikę. - Kuso! Kage Bunshin no Jutsu! - wokół blondyna pojawiło się ponad pięciuset klonów, każdy trzymał w dłoni olbrzymie shurikeny. - Teraz! - wszyscy rzucili.

- Shinra Tensei*. - na środku koła stanął Pain, który uniósł dłoń. Jakaś fala odbiła wszystkie shurikeny, które trafiły w klony Uzumakiego. Tylko kilka uniknęło. Naruto użył Hiraishinu i uciekł od nich.

- Czyli tak to działa. - powiedział do siebie i uśmiechnął się. Blondyn wylądował nieopodal przeciwników. Zaatakował Rasenganem wzmocnionym naturą błyskawicy, w mężczyznę o długich włosach, on był najbliżej go. Za pomocą Hiraishinu przeniósł się do niego, ale w ostatniej chwili musiał zrobić unik przed czarnym prętem rzuconym przez głównego. W tej samej chwili jego technika została wchłonięta.

- Naru musisz zająć się nim oraz tym od wskrzeszania. Z resztą pójdzie szybko. - odezwał się lis.

- Rozkaz! - pomyślał i wpadł na pomysł, rzucił czerwoną kulkę dymną. - Kage Bunshin no Jutsu. - szepnął i w tej samej chwili klon trzymał oryginał pod postacią Rasenshurikena. Dwa kolejne stworzyły Rasengana. Klon rzucił Naruto, który wyłonił się z czerwonej zasłony dymnej. Oczy Painów skierowały się na technikę. Przed powietrznym Rasenganem stanął Gakidō, w momencie, kiedy już prawie miał kontakt z techniką, Naruto przybrał swoją postać i przytrzymał go. W górę dosłownie parę chwil przed przemianą wyskoczył klon z Rasenganem. Nikt go nie zauważył i uderzył w tylną linię ataku. Przeciwnik, który został trafiony Wirującą Sferą, był Jigokudō, który zajmował się wskrzeszaniem zniszczonych Ścieżek. W miejscu zderzania Rasengana powstał krater, a w środku karteru leżał pokonany. Jego plecy były zmasakrowane, a ich kształt przypominał wir. Oryginał użył Hiraishinu i oddalił się na bezpieczną odległość i uśmiechnął się kpiąco. - Myślisz, że nie będę w stanie cię pokonać? - zapytał drwiąco. Namikaze niepostrzeżenie wysłał w ziemię dziewięć Czerwonych Łańcuchów. W ręce zaczął tworzyć kolejnego Rasenshurikena. Rzucił nim.

- Banshō Ten'in.* - Naruto momentalnie oderwał się od ziemi i poleciał w stronę Paina, ale przed nim stanął Shuradō. Z jego pleców wysunęło się podwójne ostrze i skierowało się centralnie na pierś blondyna, który w tej samej chwili się uśmiechnął.

- Dzięki. - szepnął i anulował łańcuchy, dając szanse Shuradō, by ten mógł go zranić. - Shinra Tensei! - wykrzyknął i obie techniki zniwelowały się. Naruto wylądował z uśmiechem metr przed twarzą Tendō, jednocześnie unikając ataku stalowego ogona.

- Co to ma znaczyć?! - wykrzyknął. Blondyn wrócił na swoje po przednie miejsce.

- Oszczędzę ci pytań. - zaczął - Im więcej używasz Rinnegana, tym więcej ja na tym zyskam. A wszystko to dzięki mojemu dojutsu. Zwie się Kinshigan. - powiedział - Kurama, Shinra Tensei nie działa przez pięć sekund. W tym czasie muszę go zniszczyć. - odezwał się w myślach.

- Dobre spostrzeżenie, mały. - pochwalił go.

- Każda użyta przez ciebie technika będzie dla mnie podana jak na talerzu. - powiedział i się uśmiechnął, a Tendō wzniósł się w powietrze, ignorując chłopca. Nagle Chikushōdō wskoczyła na ramię Shuradō. Jej postać była bardzo drobna, co tylko ułatwiło Piątej Drodze wyrzucenie jej z ogromną siłą w powietrze. - Co ty wyprawiasz?! - warknął. Po chwili zniknęli wszyscy prócz Paina. - Uciekasz? - prychnął.

- Teraz poznasz co to prawdziwy ból. - powiedział chłodno - Shinra Tensei! - od Głównego Paina poleciała potężna fala, która po drodze zmiotła młodego Namikaze. Niszczyła kolejne budynki, pozostawiając po sobie kamienie, połamane rośliny i kompletną ruinę.

- Naruto! - wrzasnął Kyuubi i pokrył ciało blondyna swoją chakrą. Dzięki temu chłopak nie doznał poważniejszych ran, ale i tak złamał lewą rękę, kiedy potężny fragment budynku w niego uderzył. Nie tylko ręka ucierpiała, z łuku brwiowego, z ust i prawego uda sączyła się krew.

- Nic mi nie jest Aniki. - powiedział i stęknął z bólu.

- Musisz nastawić rękę. - powiedział. Chłopak z jękiem bólu złożył jedną pieczęć.

- Nastawcie mi lewe przedramię. - powiedział do przywołanych klonów. One od razy przystąpiły do działania. - Cholera! - przeklął, kiedy nastawiły mu kość. Lis od razu rozpoczął leczenie. Krew przestała lecieć, a kość zaczęła się pomału zrastać.

- Wszystko w porządku? - zapytał z troską.

- Tak. - odpowiedział. - Ale... - Naruto używając zmysłów sensorycznych, przeskanował całą Konohę. - Kuso! Wielu shinobi rannych musi...

- Tsunade się tym zajmie. - przerwał mu - Masz na głowie piątkę. - w tej samej chwili blondyn wykaszlał trochę krwi. - Ototo!

- Nic mi nie jest. - otarł wierzchem dłoni usta i pozostałości krwi.

- Masz złamane trzy żebra. Jedno przebiło płuco. - w tej samej chwili pojawił się obok i od razu nastawił je, na co blondyn jęknął z bólu. Jak Kurama to zrobił, od razu zniknął, natychmiast zajmując się gojeniem płuca i żeber kosztem ręki, czyli zmniejszył ilości swojej chakry w niej. - Gojenie zajmie mi około dziesięciu minut. Zajmij go czymś. - powiedział.

- Dobrze Aniki. Dzięki. - odpowiedział w myślach.

***Tsunade***

- Jak mu idzie? - zapytała się blondynka, jednego z klanu Hyuga.

- Naruto walczy. - odpowiedział.

- Ludność?

- Wszyscy w schronach. - poinformował inny shinobi.

- Dobrze. - powiedziała i odwróciła się - Nie ważcie się zbliżać do walki Naruto! - wrzasnęła. Ona i czterech ANBU oraz członek klanu Hyuga stali na dachu. - Kakashi. - obok Senju pojawił się Hatake.

- Zbierz drużyny razem z Shikaku i będziecie w pogotowiu. - rozkazała. - Shizune jak oddział medyków?

- W pełni gotowy. Sakura jest z nimi i kieruje zadaniami. - odpowiedziała.

- Dobrze. - w tej samej chwili wszyscy usłyszeli potężny wybuch. Blondynka odwróciła się w stronę hałasu. - Cholera! Wszyscy uciekać! - wrzasnęła. W ich stronę mknęła potężna fala, a razem z nią wszystko, co stanęło na drodze. Sanninka zeskoczyła z budynku głównego i ruszyła biegiem w stronę bramy. Część shinobi złożyła pieczęcie. Naprzeciwko nich pojawiły się olbrzymia kamienne mury. Sam Kakashi pomógł i postawił siedem dodatkowych. Każda z jego ścian miała wyrzeźbione głowy psów.

- Nie wytrzyma to długo! - wykrzyknął ktoś. - Hokage-sama musisz uciekać. Blondynka kiwnęła głową, wraz z ANBU i resztą shinobi skakali po dachach. Kilka sekund później fala uderzyła w mury, które pod naporem całego gruzu zawalały się jedna po drugiej. Nie wszystko poszło na marne. Ta blokada spowolniła siłę fali, dało to tylko tyle, że było znacznie mniej zabitych, ale i więcej rannych. Sama Tsunade oberwałaby, gdyby nie jej ochrona ANBU.

- Wszystko w porządku Hokage-sama? - powiedziała ANBU w fioletowych włosach.

- Tak. Dziękuję. - westchnęła i uleczyła pierwszego rannego, który jej się napatoczył. - Teraz to jestem wściekła! Jestem Piątą Hokage i nie pozwolę sobie na takie traktowanie mojej wioski i jej mieszkańców! - powiedziała z gniewem i starła swoją krew z rozciętego policzka. - Kuchiyose no Jutsu! - w kłębie białego dymu ukazał się biało-morski ślimak. - Katsuyu!

- Tsunade-sama! - odpowiedziała lekko piszczącym głosem.

- Zajmij się wszystkimi rannymi shinobi. - powiedziała spokojnie, ale wyczuć można było w jej tonie gniew.

- Hai Tsunade-sama. - w tej samej chwili jej wielkie ślimacze ciało dosłownie wybuchło na wiele, wiele mniejszych wersji samej siebie. Każda ruszyła w innym kierunku.

- Kakashi, Shizune lećcie do Sakury. Znajdźcie i sprawdźcie, co się dzieje z oddziałem, oni byli bliżej niż my. Meldujcie od razu.

- Dobrze Tsunade-sama. - dwójka zniknęła.

- Reszta pomaga w odnalezieniu innych. Wasza czwórka. - wskazała na ochroniarzy - Mi pomoże. - Senju wytłumaczyła, że musi wzmocnić techniki lecznicze Katsuyi, poprzez użycie jej własnej chakry. Poinstruowała ANBU, by ci bronili jej, ponieważ podczas tego procesu nie może się ruszyć z miejsca. Po kilku minutach Sannika siedziała w pozycji lotosu, w okręgu z dużą ilością drobnego tekstu, w niektórych miejscach stali w gotowości ANBU. Z ciała Senju unosiła się zielono-niebieska chakra. Jej dłonie były złożone jak do modlitwy. - Słuchajcie mnie uważnie. Niech każdy zbierze się po kilka drużyn. W każdej ma być ktoś z klanu Hyuga albo Inuzuka. Nie wiemy, czy nadejdzie kolejna fala. Musimy jak najszybciej odnaleźć rannych. Katsuyi będzie w każdej drużynie i w razie kłopotów pomoże.

- Tsunade-sama! - odezwała się ślimaczyca. - Naruto-kun został poważnie ranny, ale z tego, co ujrzałam, jego rany bardzo szybko się zasklepiły.

- To Kyuubi. - odpowiedziała - Idź i powiedz mu, żeby nie przejmował się nami i mieszkańcami. Niech skupi się na przeciwnikach. Przy okazji informuj mnie o przebiegu. Tak jak Kakashiego Shizune, Shikaku i Inoichiego. Mają wiedzieć, co dokładnie się dzieje.

- Hai Tsunade-sama! - mały ślimak odpełznął.

***Naruto***

- Naruto-kun! Naruto-kun! - do blondyna podpełza Katsuyu.

- Kim jesteś? - zapytał mało uprzejmie.

- Należy do Tsunade, imbecylu! Nazywa się Katsuyu. - upomniał go. - Ona zajmuje się leczeniem i odnową chakry.

- Przepraszam za ton. - uśmiechnął się przepraszająco - Kurama wytłumaczył mi, kim jesteś.

- Nie szkodzi. Tsunade-sama prosiła, żebym ci towarzyszyła na polu walki. - wyjaśniła.

- Żeby mogła koordynować akcje u siebie? - zgadł i się uśmiechnął.

- Tak Naruto-kun. - potwierdziła - Prosiła, byś nie przejmował się mieszkańcami i zajął się walką.

- Dziękuję. Zapewne ty zajmiesz się leczeniem ich wszystkich? - zgadł.

- Hai. - przytaknęła.

- Przekaż, proszę Babci, że ze mną wszystko gra i dokopie temu dupkowi. - powiedział zirytowanym i chłodnym tonem.

- Hai! - zgodziła się.

- Wejdź mi na ramię Katsuyu-san. - Naruto schylił się, podnosząc i umieszczając ją na ramieniu. - Wejdź mi do bluzy. Nie wiem, czy będziesz w stanie się utrzymać na ramieniu.

- Dobrze Naruto-kun. - ślimaczyca schowała się pod bluzą.

- Aniki druga runda. - pomyślał z sarkazmem.

- Dokładnie. - warknął zirytowany. W tej samej chwili w miejscu, gdzie stał Pain, z powrotem znalazły się pozostałe Ścieżki. Naruto przeniósł się w ich stronę.

- Pain jesteś głupcem! - wykrzyknął blondyn - Myślałeś, że tym jesteś w stanie mi coś zrobić! - warknął i jego Tęczowe Oczy zabłysły gniewem. - Nie sprawiasz mi tym bólu. Tylko ośmieszasz siebie. Konoha to miejsce, które szanuje, a ty je zniszczyłeś. Ludność jest dla mnie mało ważna. - ostatnie zdanie było prawdą, ale również kłamstwem. Uzumaki owszem szanował wioskę i mieszkańców, ale z tą różnicą, że nie oddałby za nich życia, jak jego ojciec i matka. Robił to tylko i wyłączenie dla szacunku rodziców i miejsca, które pozwoliło mu przeżyć. Tendō zmrużył oczy. - Dzięki tym oczom mam te same możliwości co twój Rinnegan, więc jesteś na przegranej pozycji od samego początku byłeś. A jeśli chodzi o wszystkie Bijuu, to nigdy ich nie znajdziesz, gdyż będziesz martwy. - gdy to mówił, ponownie schował dwanaście Czerwonych Łańcuchów w ziemi, które posłał w stronę Shuradō. Blondyn postanowił pozbyć się najmniej znaczących Ścieżek, tym samym nie chciał marnować Lisiego Trybu Mędrca. - Powiem tyle, że kolejny z was zdechnie. - w tej samej chwili z ziemi wystrzeliły łańcuchy i owinęły Shuradō, po czym zmiażdżyły go. - Tym razem poprawie to, co mi się nie udało poprzednim razem. Amaterasu! - resztki ciała zostały spalone w popiół. - Aniki jak gojenie?

- Już prawie. Dobre posunięcie z Kongo Fusą. - pochwalił - Daj mi jeszcze dwie minuty.

- Co teraz zrobisz? - zapytał z wyższością. Naruto dokładnie obserwował każdy najdrobniejszy ruch Ścieżek, jego dojutsu nie spuszczało wzroku z Tendō. Stali tak minutę, kiedy nagle przed szereg wysunęła się Chikushōdō, złożyła pieczęcie.

- Kuchiyose no Jutsu! - blondyn, zmarszczył brwi, kiedy przed nią ukazał się potwornie wielki nosorożec z Rinneganem w oczach.

- Naruto odwołaj klona! - wykrzyknął Kurama. Blondyn dezaktywował Kinshigana, jednocześnie odwołując klona w Uzushiogakure. W ostatniej chwili złapał olbrzymie zwierzę i rzucił nim w powietrze. Jego ryk było słychać na kilka kilometrów. Nosorożec zniknął, ale Naruto miał złe przeczucia. - Naru czas na nas. - powiedział stanowczo lis. Kiedy ujrzał, że Chikushōdō ponownie składa pieczęcie.

- Zgoda. - odpowiedział w myślach. - Pain! Skoro pragniesz Kyuubiego?! To go masz! - wykrzyknął blondyn i przegryzł kciuk. - Kuchiyose no Jutsu! - Naruto przyłożył do ziemi dłoń. Pole walki spowiły trzy olbrzymie chmury dymów. Jedno było czarno-fioletowo-różowe, drugie białe, a trzecie zielono-niebiesko-czarne. Blondyn stał na głowie Kuramy. Naruto obrócił się w stronę Kohamarujiego. Jego Tryb Mędrca po kilku sekundach zniknął.

- Kto ośmielił mnie przyzwa... A to ty Naru-chan! - zaśmiał się gardłowo Kohamaruji.

- Witaj Koha-san. - uśmiechnął się do niego. Później odwrócił się do trzeciego lisa albo raczej pięknej lisicy - Ty zapewne jesteś Fiel-san?

- Tak. Miło mi cię w końcu poznać. - uśmiechnęła się czarno-fioletowo-różowa lisica. Pierwszy kolor zdobił jej tułów i cześć głowy. Drugi był na kicie i uszach, a róż na łapach i końcówce kity. - Witaj Rama. - przywitała się z rudym lisem. Jej głos był bardzo delikatny i miły dla ucha, że można go było słuchać godzinami.

- Witaj Fi. Bierzemy się za nie! - powiedział - Naruto, wiesz co robić?

- Hai! - w kłębie białego dymu wyłoniły się kolejno dwugłowy pies, bawół i zdeformowany ptak. Każde z nich miało Rinnegan i czarne pręty. Widok tych bestii obrzydził Naruto, który zmarszczył brwi.

- Oni są wasi. Miłej zabawy. - powiedział z uśmiechem i za pomocą Hiraishinu, przeniósł się przed Chikushōdō, która zaskoczona potężnym uderzeniem pięści w brzuchu, poleciała ponad sto metrów za pozostałe ścieżki. - Teraz zabawa się zacznie. - powiedział z jadem i chłodem w głosie. Na blondyna ruszyła dwójka, Gakidō i Ningendō. Uzumaki przez dziesięć minut ostrożnej walki, ostrożnej, gdyż Gakidō z każdym dotykiem odbierał mu chakrę. Kiedy walczył kataną Ningendō, udało mu się odciąć prawe ramie, ale kosztem rany, a dokładnie przeszytego na wylot pręta, które tkwi w lewym barku. Namikaze się tym nie przejął i walczył dalej. - Tak ich nie pokonam! - krzyknął do lisa.

- Myśl, ja jestem zajęty! - w głosie Kuramy można było usłyszeć nutki zadowolenia. Nasz rudy lisek cieszył się ze starcia z dwugłowym psem. Fiel z kolei zajęła się ptakiem, a Kohamaruji bawołem. Cała trójka radziła sobie doskonale, przy okazji świetnie się bawili. Na ich pyskach, jeśli ktoś przebywa dużo czasu z lisami, jest w stanie rozpoznać uśmiechy, a nie tylko ostre zębiska.

- Widzę. - zaśmiał się i sparował jednocześnie dwa ciosy. W lewej ręce stworzył Rasengana i uderzył w nim w ziemię. Celem tego była ucieczka blondyna i kolejny atak. Naruto posłał Kongo Fusę w stronę Gakidō. - Aaaa! - wykrzyknął Naruto i od razu odwołał je. Jego chakra została gwałtownie pochłaniana. - Cholera! - przeklął, jego Lisi Tryb się skończył. Odskoczył od Ścieżek i ponownie uruchomił Kinshigana. Nagle wpadł na pewien pomysł. - Aniki...

- Wiesz, że to ryzykowne? - przerwał mu. - Jeśli...

- Wiem, ale jeśli on to zrobi przegra i to z kretesem. - uśmiechnął się w myślach. - Tylko muszę pokonać tego z długimi włosami. - westchnął. - Razem są mocni.

- Użyj Shinra Tensei... - nie dokończył, gdyż nagle dwugłowy pies podzielił się na dwa mniejsze i jeden z nich ugryzł Kuramę - Cholera! To bolało psie! - warknął na głos i czterema ogonami chwycił kundla, który z wyskoku próbował go ugryźć, drugi szykował się na atak ziemi, ale ten również został schwytany w pozostałe ogony. - Leżeć psie! - ponownie warknął - Naruto...

- Wiem, o co ci chodzi. Dzięki Aniki. - Naruto przeniósł się pomiędzy Gakidō i Ningendō, którzy jednocześnie zaatakowali. Namikaze tylko na to liczył, uniósł dłoń w kierunku Gakidō - Shinra Tensei! - Trzecia Ścieżka została odrzucona dobre sto metrów od blondyna. Uzumaki stworzył Rasenshurikena, którego rzucił w stronę długowłosego, którego uprzednio chwycił Kongo Fusą. - Katon: Gōkakyū no Jutsu! - wykrzyknął Naruto i w stronę Powietrznego Shurikena poleciała ognista kula, która spotęgowała siłę powietrznej techniki. - Sayonara! - warknął w stronę przeciwnika. W tej samej chwili zjawił się Gakidō. - Czas na ciebie. - powiedział i dobył katany, którą pokrył swoją złotą chakrą. Zamachnął się nią. W stronę Ścieżki poleciała niewidzialna fala, którą ku rozczarowaniu blondyna została również pochłonięta. Nagle zza pleców Naruto pojawił się Tendō który przebił jego bark, tym samym unieruchamiając go. Gakidō chwycił go. - Idealne wyczucie Pain. - powiedział w myślach.

- Przegrałeś Namikaze-Uzumaki Naruto. - powiedział Tendō, lecz chłopak go zignorował. - Kyuubi jak i wszystkie Bijuu będą moje. - mówił dalej, a nasz blondynek zamknął oczy i skupił się na pochłanianiu Energii Naturalnej. Dosłownie znieruchomiał w objęciach wroga. Po niecałej minucie ciało Trzeciej Ścieżki zaczęło się zmieniać. Jego twarz pokryła się zgniłym pomarańczowym futrem, a kończyny stawały się coraz mniejsze i przebierały kształt łap. Blondyn zwiększył ilość pochłanianej Energii i kilka sekund później zamiast Gakidō stał mały lis z oklapniętą kitą.

- Zabij go. - powiedział Kurama, czym zaskoczył blondyna - Nie może zostać przy życiu, później ci wyjaśnię. Nie miej żalu do niego, wiem, jak traktujesz wszystkie lisy, ale on tak naprawdę nim nie jest. Więc zrób to. - powiedział stanowczo, ale łagodnie.

- Dobrze Aniki. - blondyn z determinacją w oczach jednym, szybkim cięciem uśmiercił lisa, który zmieniał się w kałuże zielonkawo-pomarańczowej mazi. Chłopak zmarszczył brwi i nos, gdyż zapach był obrzydliwy. Połączenie zgniłego mięsa oraz zgniłych jaj. Namikaze za pomocą wody zmył resztki Gakidō.

- Widzisz. Nie był nim. - uspokoił go lis.

- Dzięki. - powiedział i wziął głęboki wdech, po czym zwrócił się do Tendō. - Niełatwo mnie pokonać. - powiedział ozięble i uniknął ataku pręta.

- Banshō Ten'in! - wykrzyknął Pain.

- Shinra Tensei! - obie techniki zderzyły się o siebie i powstał mały wybuch w ich miejscu.

- Kuchiyose no Jutsu! - w kłębie białego dymu ukazała się wielka stonoga z wielkim, czarnym kolcem w bitym przez środek paszczy.

- Kuso! - blondyn uniknął ataku. Natychmiast pokrył się chakrą Kuramy i zaatakował stawonoga. Jeden potężny cios z pięści w głowę stwora wbił go w ziemie, po czym znieruchomiał i zniknął. - Aniki przyda mi się twoja pomoc z nią! - wykrzyknął na głos.

- Zajęty jestem... - zaczął, kiedy pies nagle drgnął.

- Rama idź. Przetrzymam je w bańce. - odezwała się zdyszana Fiel, gdyż walka z ptakiem troszkę ją zmęczyła.

- Dziękuję Fi. - lisica kiwnęła głowa i zrobiła koło w powietrzu, po czym dmuchnęła. W stronę jednego z psów poleciała olbrzymia bańka. Mieniła się wszystkimi kolorami tęczy, w jej środku blondyn dostrzegł delikatne przeładowania żółtej błyskawicy. Bańka pochłonęła psa i w momencie został rażony prądem. Druga bańka była biało-srebrna. Z zewnątrz przypominała lustro, ale pomarańczowo-czerwone przebłyski, które ukazywały jej niebieskie, ogniste wnętrze, zaskoczyło blondyna. Kiedy i ona pochłonęła psa, zaczął się palić, ale nie spalać. Obie bestie zwijały się w agonii, ale nic nie było słychać. Kurama uśmiechnął się z tego widoku i podbiegł do Naruto, po drodze zmienił się w człowieka. Jego strój był typowy dla jonina, z tą różnicą, że posiadł na plecach dwie katany, które właśnie dobywał. Obie miały czarne ostrze, które zapłonęło białym ogniem. Rękojeści z kolei były czarno-pomarańczowe. - Podaj mi swój miecz. - Naruto podniósł ostrze i dotknął nim katany lisa. Jego ostrze zapłonęło tym samym ogniem. - Zajmij się Painem. Ja nią. - wskazał głową. Naruto kiwnął głową i ruszył do ataku, tak samo, jak Kurama. Walka rudego lisa była przesądzona. Chikushōdō i jej Rinnegan nie były w stanie nadążyć z unikami i raz po raz została cięta. - Koniec z tobą. - warknął, a jego krwiste oczy zapłonęły wściekłością. Kurama wykonał ostatnie cięcie. Jej martwe ciało padło na ziemie. W dłoni lisa pojawił się biały ogień, który upuścił na ciele Chikushōdō, które zaczęło płonąć, obracając się w jasnożółty popiół. - Zabiłem ją. - powiedział cicho.

- Dzięki Aniki. - pomyślał - Pain zostałeś sam. - powiedział z szyderczym uśmiechem. Nas jest czwórka. Wybieraj. Umrzyj albo giń. - zaśmiał się. Tendō odskoczył od blondyna. W tej samej chwili wszystkie przyzwańce znikły w białym dymie. - Kurama chyba zrobi się nieciekawie. - pomyślał,

- Odwołaj klona. - blondyn dezaktywował Kinshigana i przeszedł w Tryb Mędrca. - Zabawa dopiero się zacznie. - powiedział i stanął obok chłopca, ku jego zdziwieniu Fiel i Kohamaruji również przybrali ludzkie formy. Zielony lis miał tym razem długie czarno-niebieskie włosy zawiązane w kucyk oraz z opuszczonymi po bokach twarzy zielonymi kosmykami. Fiel ze swoimi różowo-fioletowymi włosami zaplecionymi w długi warkocz i z kwiatem wiśni wpiętym u nasady fryzury. Stanęła po lewej stronie chłopca, Kohamaruji za, a Kurama po prawej. Stroje były wręcz identyczne jak czerwonowłosego. Niebiesko włosy dobył swojej, równie niebieskiej katany z czarnym ostrzem, a lisica ciemnofioletowej z białym ostrzem. - Pain przegrałeś. - powiedział...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top