37. Miłe Pożegnanie
Kiedy nadszedł nowy poranek, czyli w ich mniemaniu godzina jedenasta chłopcy postanowili, że urządzą sobie sparing z Jiraiyą. Po śniadaniu udali się na pola treningowe Mgły.
- Ero-sennin, z kim chcesz się najpierw zmierzyć? - zapytał Naruto, kiedy doszli do pól.
- Nie nazywaj mnie tak! - chrząknął zirytowany - Chciałbym zobaczyć, jak wasza dwójka razem walczy.
- Jiraiya-san, ale to będzie trwało za długo. - odezwał się Sasuke.
- Dam wam pół godziny, dobrze? - chłopcy spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami.
- Niech będzie. - powiedział blondyn i razem z bratem ustawili się na środku pola, a Jiraiya stanął niedaleko i wszystko obserwował.
- Gotowi? - zapytał, na co chłopcy kiwnęli głowami - To zaczynajcie. - Sasuke wyjął shurikeny i dodał do nich trochę chakry, by zwiększyć siłę. Naruto w tej samej chwili chwycił kunai i odepchnął dwie gwiazdki, pozostałe trzy uniknął. Uzumaki rzucił kunaiem, by rozproszyć przeciwnika i dobył kolejny, z tą różnicą, że zaraz po rzucie puścił się biegiem w stronę brata z drugim kunaiem. Sasuke musiał zrobić unik, więc skoczył w górę, robiąc salto w tył i w tym samym czasie rzucił trzy shurikeny. Chłopcy walczyli w ciszy i w bardzo dużym skupieniu. Po kilku minutach walki w ten sposób przeszli do swoich katan. Raz po raz ostrza zmieniały natury, co zaskoczyło Jiraiyę, z jaką swobodą przechodzą z jednej do drugiej techniki. Naruto użył chakry Kuramy, ostrze pokryło się pomarańczową barwą, z kolei Sasuke nie był w tyle, użył tej samej chakry. Moment zderzenia był niesamowity. Sannin poczuł na własnej skórze falę, która powstała, kiedy ostrza dotknęły się. Starzec uśmiechnął się i kiwnął głową. - Uruchomcie dojutsu! - krzyknął w ich stronę.
- Hai! - odkrzyknęli wspólnie i wykonali polecenia. Ich szybkość oraz precyzja wzrosła, że Jiraiya musiał wytężyć wzrok, by zobaczyć ciosy. Chłopcy używali Hiraishina do uników, jak i ataków. Katany chłopców pokryły się ich chakrami, czyli miecz Naruto pokryła złota chakra, a Sasuke srebrna. Odskoczyli od siebie, ku zdziwieniu Sannina, bracia zaczęli składać z dużą prędkością identyczne pieczęcie. - Katon: Gōkakyū no Jutsu! - wykrzyknęli. Dwie ogromne ogniste kule zderzyły się, tworząc wybuch, przed którym Jiraiya musiał się cofnąć.
- Cholera, ile wy macie siły? - powiedział do siebie cicho. Pomału dochodził koniec pojedynku. Chłopcy coraz większą żarliwością atakowali się nawzajem. - Dobra dzieciaki! - krzyknął - Koniec! - Naruto i Sasuke przerwali i z lekkim uśmiechem na twarzy podeszli do Sannina.
- I jak? - zapytał blondyn lekko zdyszany.
- Przyzwoicie. - zaśmiał się. - Teraz chciałbym walczyć z tobą, Naruto.
- Dobrze. - zgodził się. Przeciwnicy ustawili się do walk, z kolei Sasuke odskoczył na bezpieczną odległość.
- Walczymy pół godziny lub do czasu, kiedy jeden z nas nie będzie w stanie dalej walczyć. - powiedział Jiraiya, no co chłopak kiwnął głową. - Na mój znak. - podniósł dłoń - Zaczynamy! - po czym szybko opuścił dłoń. Sannin od razu odskoczył, przed kopnięciem chrześniaka. Mimo swojego wieku sprawnie robił uniki. Chłopiec atakował instynktownie, ale mimo to nie był w stanie zadać oczekiwanego ciosu. Nagle Jiraiya odskoczył i zaczął składać pieczęcie. - Doton: Yomi Numa!*- Naruto zaczął się zapadać w grząskiej ziemi.
- Kuso! - blondyn próbował użyć Hiraishinu, ale nic z tego nie wyszło, a zapadał się coraz głębiej. Nagle wpadł na pomysł i złożył parę pieczęci - Futon: Onko-fu no Jutsu! - Naruto skierował silny podmuch wiatru na błoto. Grzęzawisko zaczęło zasychać, tworząc twardą, popękaną skorupę, ale na tym się nie skończyło. Naruto skierował powietrze między szczeliny i zwiększył ciśnienie, co spowodowało, że wielkie kłęby prochu wzniosły się w powietrze, a sam Uzumaki umknął z pułapki - Niezły ruch z tą techniką Ero-sennin. - powiedział blondyn, który stanął za Jiraiyą.
- Niezły? - starzec się roześmiał - Chciałeś powiedzieć, że wpadłeś w pułapkę! Kai!
- Co? Cholera! - w tej samej chwili wokół blondyna pojawiły się trzy małe ropuchy z dziwnymi, oślizgłymi niebieskimi linami, które związały go. - Szlak! - Naruto próbował się uwolnić, ale tylko bardziej się zaplątywał.
- Nie szarp się, bo bardziej się zacisną. - powiedział Sannin i uśmiechnął się.
- Zaraz zetrę z ciebie ten uśmieszek! - warknął na niego Naruto, ten tylko głośniej się roześmiał, ale zaraz spoważniał.
- Poddaj się Naruto, z tych żabich lin nawet Minato nie uciekł. Na początku. - powiedział i westchnął na ostatnich słowach.
- Skoro tak uważasz. - odpowiedział spokojnie i się uśmiechnął. Ten uśmiech zaniepokoił Sannina, który wyostrzył zmysły, ale w tej samej chwili w miejscu, gdzie stał związany Naruto był... Głaz.
- Co do... - nie dokończył, gdyż zza pleców starca wyłonił się z blondyn z uruchomionym Kinshiganem. Jiraiya zrobił w ostatniej chwili unik, ale został draśnięty kataną w policzek.
- Mówiłem, że zetrę ten uśmieszek. - powiedział blondyn i się wyprostował.
- Szybciej załapałeś niż Minato, to trzeba przyznać, ale nie przewidziałeś jednej rzeczy. Teraz! - ropuchy odpowiedzialne za liny, z niewyobrażalną skocznością. Dopadły blondyna, który był w niemałym szoku, otworzył szeroko oczy.
- Jakim cudem? - szarpnął się.
- To proste, wziąłem poprawkę na to, że jesteś podobny do Minato, który użył bardzo podobnej sztuczki, co ty, ale jemu, to zajęło dwa tygodnie. - wyjaśnił. - Tym razem nie... - nie dokończył, musiał odskoczyć, by uniknąć Rasengana.
- Kuso! - wykrzyknął blondyn i wygramolił się z krateru. - Jak ty to robisz?!
- Wiele lat doświadczenia Naruto. - odpowiedział i natarł na chłopca. Obaj walczyli za pomocą broni. Naruto za pomocą katany, a Jiraiya kunaiem. Blondyn miał przewagę, ale mimo to musiał uważać. W pewnej chwili role się znacznie odwróciły. Ero-sennin cofnął się i przegryzł kciuk. - Kuchiyose no Jutsu! - w kłębie białego dymu pojawiła się wielka czerwona ropucha - Gamabunta!
- Ha?! Jiraiya?! Co ty ode mnie chcesz? - zapytał i wypuścił dym ze swojej wielkiej fajki.
- Pokonać syna Minato. - odpowiedział.
- Naruto? - pociągnął z fajki.
- To wy się znacie? - zdziwił się.
- Już go pokonałem. - odpowiedział pokrywając białym dymem głowę.
- Witaj Gamabunta-sama! - przywitał się z dołu blondyn i pomachał.
- Dzieciaku rozdepczę cię! - westchnął. Naruto uśmiechnął się i również wykonał przywołanie. W czarno-niebiesko-zielonym dymie pojawił się dwuogoniasty lis.
- Kohamaruji! - przywitał się z uśmiechem.
- Naru-chan! - jego pomarańczowo-złote oczy spojrzały w kierunku ropuchy - No proszę, Żabcia. Dawno, żeśmy się nie wydzieli?
- Zamknij swój pysk Lisie! - warknął na niego - Pokonałem cię i zrobię to po raz kolejny.
- Dawaj! - odpowiedział Kohamaruji. - Naru-chan czuję, że wzrosłeś w siłę.
- Tak i mam pomysł. - powiedział.
- Słucham więc? - uniknął ataku katany żaby.
- Jak dobrze potrafisz poruszać się w parze? - zapytał z lisim uśmieszkiem, który bardzo się spodobał Kohamarujiemu.
- Doskonale. - lis uśmiechnął - Łapie. - w tej samej chwili Naruto złożył pieczęcie, to samo zrobił lis, tylko że z tą różnicą, że łapy złożył do modlitwy, a jego policzki nabrały okrągłego kształtu. - Katon: Gōkakyū no Jutsu - z ust blondyna wystrzelił potężny strumień ognia, a z pyska lisa woda. Obie techniki połączyły się i stworzyły ogromną zasłonę dymną.
- Teraz Kohamaruji! - powiedział blondyn i lis wystrzelił jak z procy w kierunku przeciwników.
- W górę Gamabunta! - wykrzyknął Jiraiya. Ropucha odbiła się, ale nie na tyle. Kohamaruji dosięgnął go ogonami i złapał za nogę, po czym cisnął o ziemię. Sasuke stracił równowagę, gdyż ziemia się mocno zadrżała, ale szybciej ją odzyskał. Postanowił się jeszcze kawałek oddalić. Walka dwóch Przyzwańców, tym razem była prawie wyrównana, ale przewagę miał Naruto z Kohamaruji. Raz po raz łączyli techniki.
- Widzę Lisie, że jak mały nie ma pieczęci, to walczysz znacznie lepiej. - prychnął i wypuścił dym z fajki.
- Ha! Przyznajesz, że jestem silniejszy. - zaśmiał się i zamachnął się ogonami, trafiając w bok Bunty.
- Bunta trochę oleju by się przydało. - powiedział Jiraiya, kiedy ropucha obroniła cios.
- Łapię. - odpowiedział i jego brzuch, jak i usta znacznie zwiększyły swoją objętość. Sannin złożył parę pieczęci.
- Katon: Dai Endan! - z ust Jiraiyii wystrzelił ogromny płomień, a z ropuchy olej. Połączenie technik stworzyło ogromny strumień ognia. Kohamaruji wystrzelił w dwie wodne pociski, a Naruto wzmocnił je, a dokładniej zamroził Onko-fu. Ogień rozprysnął się na lodowej tarczy.
- Świetny ruch z tą powietrzną techniką Naru-chan! - pochwalił chłopca i odskoczył na bezpieczną odległość, by ogień ich nie sięgnął.
- Myślałem, że to się nie powiedźcie. - odpowiedział szczerze. - Nie wiem. Zadziałałem instynktownie.
- Bo sam o tym pomyślałem. - przerwał mu.
- Proszę? - zastygł, patrząc uważnie na lisa.
- Sam byłem zaskoczony, ale widać, że mimo naszej krótkiej znajomości potrafimy się zgrać.
- Super, dattebayo! - wykrzyknął blondyn i pogłaskał lisa po głowie. - Wygrajmy to Kohamaruji!
- Ta jest! - odpowiedział i ruszył biegiem na Buntę. Oba Przyzwańce walczyły i żaden nie miał zamiaru odpuścić. Echo walki przywołało kilku shinobi z Kiri, jak i cywilów. Yagura uśmiechnął się lekko i wyjaśnił, że jego sojusznicy trenują.
- Mam pomysł. - powiedział po chwili Naruto.
- Wiem, co ci po głowie chodzi. Dawaj! - blondyn wyskoczył w górę w momencie, kiedy Przyzwańce zderzyli się, blokując swoje ataki. Lis ogonami chwycił ropuchę, uniemożliwiając jej dalsze ruchy. Naruto użył Hiraishinu i znalazł się za ojcem chrzestnym. Przyzwał jeszcze w powietrzu swoją katanę i przyłożył ją do gardła Jiraiyii.
- Wygrałem. - powiedział zadowolony blondyn.
- Masz mnie. - odpowiedział i podniósł ręce w górę.
- Brawo Naru-chan! - wykrzyknął Kohamaruji. - Widzisz Żabciu niełatwo nas pokonać. - powiedział do swojego przeciwnika.
- Zamknij pysk Lisie! - warknął - Jiraiya wracam. Odwiedź nas kiedyś. - zwrócił się do Sannina. - Dziękuję.
- Dziękuję Gamabunta. Odwiedzę. - odpowiedział i zeskoczył razem z Naruto na ziemię. Ropucha zniknęła w kłębie dymu.
- Ja też dziękuję Kohamaruji. - powiedział blondyn w stronę lisa.
- Świetnie mi się walczyło, ale mogę zostać jeszcze chwilkę? - zapytał.
- Jasne, tylko że... - blondyn spojrzał na wielkość lisa.
- Już się zmieniam. - zaśmiał się i w trójkolorowym dymie pojawiła się ludzka postać z zielono-niebieskimi włosami, sięgającymi pasa oraz rażąco żółtymi oczami. - Tak lepiej?
- Tak. - zaśmiał się i obejrzał lisa. Strój był bardzo podobny do kimona Kuramy, z tą różnicą, że zamiast czerwieni i pomarańczy był granatowy oraz jasnoniebieski. Obi było czarne przeplatane złotą nicią. Włosy upiął w niedbały warkocz i przerzucił na prawe ramię. - Sas-chan? - zwrócił się do bruneta, który na zdrobnienie imienia podniósł brew.
- Sas-chan? - powtórzył z lekko wyczuwalnym sarkazmem. Blondyn zaśmiał się.
- Jak mniemam teraz walczysz ty? - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Chyba tak. - odpowiedział i spojrzał na Sannina.
- Oczywiście! - potwierdził - Muszę wiedzieć, czy przyjaciel mojego chrześniaka nadaje się na niego.
- Ero-sennin! - wykrzyknął z oburzeniem Naruto. - Nadaje i to bardzo. - Jiraiya zaśmiał się głośno.
- Sasuke! - zawołał bruneta i wskazał kciukiem na pole. Chłopak kiwnął głową i ruszył truchtem na wyznaczone miejsce. Przeciwnicy przygotowali się do drugiego pojedynku. Zaczęła się podobnie, z tą różnicą, że Uchiha miał uruchomiony Mangekyo Sharingan. Sannin musiał szczególnie uważać na Ninjutsu. Brunet po którymś ataku przygotował niemałą niespodziankę. W pewnym momencie odskoczył i zaczął składać z niewyobrażalną szybkością pieczęcie.
- Doton: Yomi Nuna! - wykrzyknął i pod nogami Jiraiyii powstało błoto, które powstrzymało ruchy Sannina. Zszokowany starzec przez chwilę nie był w stanie cokolwiek zrobić, ale zaraz się pozbierał. Sasuke mimo zaskoczenia nie przewidział, że Jiraiya dokładanie wiedział, jaki jest słaby punt tej techniki i złożył po raz kolejny pieczęcie do przyzwania. Obok niego pojawiła się mała czerwono-zielona żabka.
- Chyba wiesz co robić? - powiedział do żaby, która kiwnęła głową. Jej policzki powiększyły się i po chwili otworzyła usta i wypłynął z nich ciemnozielony śluz, który zaczął skapywać na stopy Sannina. Błoto momentalnie zaczęło się zmieniać w zwykłą ziemię. Kilka sekund później starzec był w pełni wolny. - Sasuke jestem szczerze zaskoczony, że udało ci się skopiować tak zaawansowaną technikę.
- Dziękuję Jiraiya-san. - odpowiedział - Ale to nie wszystko, na co mnie stać. - chłopak przyzwał katanę pokrył ją Amaterasu. Zamachnął się nią i w stronę starca ruszył czarny, ognisty sierp.
- Kuchiyose: Gamaguchi Shibari!* - nagle sierp, jak i sam Sasuke zaleźli się we wnętrzu czegoś. To coś było mięsiste, lepkie i oślizgłe. Najdziwniejsze w tym było to, że płomienie zostały skutecznie powstrzymane. - Lepiej się poddaj Sasuke. Stąd nie wyjdziesz. W tej samej chwili Kurama wraz z Naruto i Kohamarujim oglądali walkę siedząc pod skałą i nagłe zniknięcie bruneta w wielkiej ropusze.
- Co tym razem Ero-sennin wymyślił. - odezwał się blondyn.
- Wypytaj Sasuke, co robi? - odezwał się Kurama, który przyglądał się w milczeniu pojedynkowi swojego Jinchurikiego.
- Dobrze Aniki. Sas? - zapytał w myślach.
- Zajęty jestem. Tu jest obrzydliwie. - mruknął z niesmakiem.
- Czyli słychać. - stwierdził - Sasuke pomogę ci trochę.
- W jaki sposób? - mruknął, obserwując miejsce.
- Przekażę ci moją chakrę. - powiadomił.
- Dobrze. - w tej samej chwili ciało Sasuke pokryło się pomarańczową powłoką. Paznokcie i kły wydłużyły się. Na włosach pojawiły się pomarańczowe pasemka.
- Co jest!? - powiedział zaskoczony Jiraiya. Uchiha zwiększył przepływ swojej chakry na katanę i połączył ją z chakrą Kuramy. Zamachnął się na jedną ze ścian. Efekt był imponujący. Uderzenie, nie tylko stworzyło wyrwę, ale spaliło całą powłokę. Brunet uwolnił się, w momencie, kiedy wyskoczył odwrócił się w powietrzu i posłał srebrno pomarańczowy pierścień w kierunku Sannina. Pierścień zaczął się dzielić na mniejsze, a potem na kilkanaście pocisków. Ero-sennin uniknął kilku, ale trzy go trafiły. Sasuke użył swojej katany, dzięki niej kontrolował pociski. Nagle złapał ostrze i pociski zmieniały się w ogniste liny, które skutecznie powstrzymały starca i związały go.
- Poddaj się Jiraiya-san. - powiedział brunet.
- No dobrze, poddaję się. - opowiedział i Sasuke anulował technikę, tak samo, jak pozbył się chakry Kuramy.
- Ha! A nie mówiłem, Sas zawsze nim będzie. - odezwał się Naruto, pewnym siebie głosem.
- Dobrze, przyznaję ci rację, dzieciaku. - uśmiechnął się - Będę wyruszał w dalszą podróż. - zmienił temat. Naruto odrobinę posmutniał, ale zaraz zagościł na jego twarzy uśmiech.
- Rozumiem. - odpowiedział - Gdzie ruszasz?
- Do Konohy. Dostałem wieczorem wiadomość, że Sarutobi abdykuje i chce Tsunade na swoje stanowisko. - odpowiedział.
- A może ci trochę pomożemy? - uśmiechnął się - Przeniesiemy się do Konohy, a potem wrócimy? - powiedział w myślach do brata.
- Jestem za. - również się uśmiechnął. Kurama westchnął głośno. Bracia zaśmiali się cicho.
- Z czego się śmiejecie? - zapytał starzec.
- Wszystko masz spakowane? - zapytał blondyn, nadal się szczerząc.
- Tak. - odpowiedział z wahaniem i wskazał mały tobołek z wielkim zwojem przy skalę, gdzie wcześniej siedzieli.
- Świetnie. Sas? - wskazał na bagaż.
- Jasne. - chłopak teleportował się prawie przy plecaku. Wziął go i przeniósł się z powrotem, tym razem idealnie obok brata.
- A teraz Ero-sennin. - Naruto podszedł bliżej niego. - Zaraz będziesz w... - w tej samej chwili Uzumaki złapał Sannina i zniknęli w pomarańczowym błysku, to samo zrobił Sasuke. - Konosze. - dokończył z wielkim uśmiechem. Zdezorientowany Jiraiya uchylił lekko usta, gdyż cała trójka stała przed bramą Wioski Liścia. Kohamaruji zaśmiał i zniknął w swoim dymie, wracając do domu.
- Jak to możliwe!? Przecież my byliśmy oddaleni o kilkaset kilometrów! - wrzeszczał. Te krzyki sprowadziły strażnika.
- Co tu się dzieję?! - wykrzyknął.
- Wybacz Kotetsu-san. - powiedział blondyn.
- Ach, to wy. - westchnął, ale zaraz się uśmiechnął - Cześć chłopcy. - wzrok skierował na starca.
- Jiraiya-sama! - wykrzyknął zdziwiony.
- Witaj. Ta dwójka mnie tylko podrzuciła. - odpowiedział na kilka pytań, które zapewne nasunęły się Kotetsu.
- Rozumiem. - odpowiedział z lekkim uśmiechem i wrócił na swoje miejsce.
- Dobrze Ero-sennin, my wracamy. - odezwał się blondyn.
- Dziękuję Naruto, Sasuke. - odpowiedział. - Wpadnę do was. - powiedział.
- Zapraszamy. - odezwał się z uśmiechem Sasuke.
- Dzięku... Właśnie! - wykrzyknął Jiraiya. - Przypomniałem sobie. Posłuchaj mnie Sasuke. Jak podróżowałem po małych wioskach w Kraju Ziemi słyszałem coś o klanie Uchiha i Itachim. - onyksowe oczy otworzyły się szeroko.
- Kiedy to było? - zapytał szybko, a w głosie było słyszeć nutkę radości.
- Miesiąc temu. - odpowiedział. - Mam nadzieję, że coś pomogłem.
- Bardzo pomogłeś Jiraiya-san. - odpowiedział z szerokim uśmiechem - Dziękuję. Naru?
- Już się biorę do roboty. - blondyn stworzył sześć klonów i przyzwał trojaczki. Wyjaśnił im zadanie. - Ero-Sannin, gdzie mniej więcej wtedy byłeś?
- Chyba na zachód od głównej wioski. - odpowiedział.
- Słyszeliście? - lisy i klony puściły się biegiem, po chwili zniknęły w lesie. - Dziękujemy za informację. My już znikamy.
- Dobrze. Na razie dzieciaki. - Sannin pogłaskał ich po głowie i się uśmiechnął, po czym zniknęli. Jeden w pomarańczowym, drugi w ciemnoniebieskim błysku.
- Sas w końcu jakiś ślad! - powiedział zadowolony i podekscytowany blondyn.
- Tak. Nareszcie jest trop mojego brata. - odpowiedział równie zadowolony. Czarne oczy zabłysnęły radością.
- Mam nadzieję, że tym razem nam się uda. - oznajmił.
- Liczę na to Naru. Wracajmy, robi się późno. - Sasuke spojrzał na już zachodzące słońce.
- Chodźmy. - zgodził się z nim i obaj po raz kolejny użyli Hiraishinu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top