36. Niespotykany człowiek

Od drugiego ataku minęło pięć dni. Naruto i Sasuke wraz z Yagurą czekali na wieści od lisów, które mimo długiego czasu nie nadchodziły. Obecnie chłopcy znajdowali się w gabinecie Kage. Słońce dawno już zaszło. Chłopcy z pomocą Bijuu ustalali szczegóły ewentualnych planów ataków i obron.

- Dobra, ja mam dość! - powiedział w pewnym momencie Naruto i zaczął się przeciągać.

- Ja też Naru. - zgodził się z nim brunet i złapał się za zdrętwiały kark od długotrwałego pochylania się nad mapą.

- Yagura, chłopcy mają rację. - powiedział Isobu. - Powinieneś odpocząć.

- Na to wygląda. - ziewnął dyskretnie.

- To my spadamy. - odezwał się blondyn, na co Yagura kiwnął głową. Naruto przeniósł się do mieszkania, ale Sasuke... Cóż przed drzwiami. Karatachi ujrzał tylko pomarańczowy i błękitny błysk. - Znowu ci się nie udało. - zaśmiał się Naruto.

- Morda Pinki. - odgryzł mu się.

- Eh, szkoda szczępić języka. - westchnął i się uśmiechnął w stronę Sasuke. - Przydałoby się pójść spać. - westchnął blondyn. Brunet kiwnął potwierdzająco głową i ziewnął.

- Dobranoc. - pożegnał się z bratem i zniknął w sypialni. Następnego ranka, po śniadaniu, a raczej obiado-śniadaniu, bo wstali grubo po czternastej. Rozmawiali o błahych tematach, które szybko się skończyły.

- To, co robimy? - zapytał Naruto.

- Może pójdziemy do gorących źródeł? - zaproponował Sasuke.

- A wiesz braciszku. - zaczął z uśmiechem blondyn. - Że to doskonały pomysł.

- No co Pinki? - zapytał i błękitne oczy otworzyły się szeroko i radośnie.

- W końcu! Koniec z tym przeklętym kostiumem różowego lisa, dattebayo! - wykrzyknął zadowolony blondyn. Sasuke buchnął śmiechem.

- Szkoda, już koniec z nazywaniem cię Pinki. - westchnął smutny, ale zaraz ponownie się roześmiał. Naruto pokazał mu język i obaj wyszli, udając się na drugi koniec wioski. Po dwudziestu minutach spacerowego chodu dotarli na miejsce.

- Gorąca Róża. - przeczytał nazwę źródeł. - Lepszej nie mieli. - westchnął blondyn i otworzył drzwi. - Ohayo gozaimasu! - przywitał się.

- A witamy, witamy. Panowie na kąpiel? - odezwał się recepcjonista.

- Tak proszę pana. - potwierdził Sasuke.

- Zapraszam. - powiedział i chłopcy zajęli się płatnością, po czym udali się do męskiej szatni. Po kilku minutach znaleźli się w przyjemnie ciepłej wodzie.

- I to jest luksus. - westchnął błogo Sasuke.

- O tak! - blondyn oparł się o skały i zamknął oczy. Po dziesięciu minutach siedzenia i relaksu usłyszeli dziwne sapanie.

- Cóż za piękności. - westchnął z przejęciem jakiś mężczyzna. - Jakie wspaniałe krągłości.

- Podglądacz. - powiedział Naruto w myślach. - Chodź, zabawmy się. - z chytrym uśmieszkiem.

- To może być ciekawe. Wchodzę w to. - odpowiedział mu brunet. Obaj bardzo cicho wstali i ruszyli w stronę mężczyzny. Naruto podniósł trzy palce i zaczął je składać. - Na trzy drzemy się "zboczeniec".

- Stoi. - kiedy ostatni palec opadł, chłopcy wzięli wdech i pochylili się w stronę starszego białowłosego mężczyzny.

- Zboczeniec! - wydarli się i o to nadeszła reakcja łańcuchowa. Starzec sturlał się z wzniesienia, na którym podglądał, a kobiety zaczęły wrzeszczeć i zakrywać swoje kobiece sprawy.

- Wy! Jak mogliście? - powiedział oburzony starzec - Zbierałem materiały do książki.

- No cóż, trudno się mówi. - powiedział blondyn. - Podglądanie kobiet, jest uznawane za zboczone.

- Naruto pięknie powiedziane. - Sasuke buchnął śmiechem.

- Dziękuję Sas. - blondyn skierował wzrok z powrotem na mężczyznę i zmarszczył brwi, widząc jego zdziwioną i zaskoczoną minę.

- Nazywasz się Naruto? - zapytał zaskoczony, pokazując na niego palcem.

- Tak. Kim pan jest? - zmrużył podejrzliwe oczy i cofnął się kawałek.

- Kropka w kropkę Minato. - westchnął starzec, a Uzumaki otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

- Znałeś Tou-chan? - zapytał i zaraz sobie przypomniał coś - Jesteś Jiraiya. Jeden z trzech Sanninów?

- Tak. - odpowiedział z uśmiechem.

- Na Mędrca! - wykrzyknął blondyn. - Aniki!

- Co się drzesz!? - lis pojawił się obok chłopca i spojrzał na starca. - Ciebie się tu nie spodziewałem Jiraiya.

- Kyuubi! Dlaczego jesteś poza pieczęcią? - spytał zszokowany widokiem Bijuu.

- Naruto mnie uwolnił. - westchnął, widząc po raz kolejny niedowierzanie.

- Stop! - wykrzyknął nagle blondyn. - Skoro jesteś Jiraiya, to znaczy, że ty jesteś moim ojcem chrzestnym? - wskazał na niego palcem.

- Tak Naruto. - powiedział i jego wzrok posmutniał. - Chyba nawaliłem z bycia nim. - Naruto zaśmiał się.

- Nie. Miałem Kuramę i Sasuke. Widziałem się z Tou-chan. A teraz rozmawiam z tobą. Nie nawaliłeś. - pocieszył go.

- Ten chłopak tu, tak? - skierował wzrok na bruneta.

- Uchiha Sasuke. - przedstawił się - Towarzyszę Naruto od około sześciu lat.

- Czyli nie byłeś samotny mały? - upewnił się, przenosząc wzrok na błękit.

- Nie. - nagle Sannin pobladł.

- Czekaj, co?! Widziałeś się z Minato?! - wykrzyknął bardzo zaskoczony i aż cofnął się o dobre pół metra. Patrzył z szeroko otwartymi oczami na spokojnego i rozbawionego reakcją mężczyznę.

- Edo Tensei. - wyjaśnił, tak po prostu.

- Cholera, czyli przebudziłeś... - nie dokończył, gdyż zobaczył, jak Naruto uruchamia dojutsu.

- Ile ty masz lat?! - wykrzyknął - Jesteś jeszcze dzieckiem!

- Prawie trzynaście. - odpowiedział spokojnie.

- Z Tsunade się widziałeś? - zapytał szybko.

- Tsunade? - zmarszczył brwi.

- Czyli nie. - westchnął - To twoja matka chrzestna.

- Co? - teraz szok przeszedł na Naruto, który z otępiałym spojrzeniem patrzył na Jiraiyę - Moimi rodzicami chrzestnymi są Sannini. Jeszcze mi nie mów, że Orochimaru, to mój wujek, dattebayo! - wykrzyknął, kiedy pierwszy szok opadł.

- Orochimaru, ten gad?! - zaskoczył tym Sannina. - Spotkaliście go?!

- I walczyliśmy, a on przegrał. - odezwał się Sasuke.

- To, na jakim wy, do cholery poziome jesteście?! - wykrzyknął i przeleciał wzrokiem kilka razy od góry do dołu po chłopcach.

- Poziom prawie Sannina. - wtrącił Kurama z lisim uśmiechem.

- Jak mniemam, ty ich szkoliłeś? - rozbiegane małe oczy zatrzymały się na Kuramie. Lis prztyknął mu. - Kyuubi, wiszę ci podziękowania. - powiedział, co zaskoczyło Bijuu.

- Podziękowania? - powtórzył.

- Opiekowałeś się synem Minato, kiedy ja odszedłem, popełniając największy błąd, więc dziękuję za opiekę nad nim. Naruto. - zwrócił się do chłopca. - Wiedziałem o wszystkim, co postanowił Sarutobi, ale od tego czasu nie byłem w Konosze. Powiedz, co się zmieniło, chłopcze.

- To nie jest rozmowa na takie miejsce, jak tu. - powiedział Naruto, kiedy wyczuł, że ktoś ich podsłuchuje. Dyskretnie wskazał dane miejsce.

- Masz rację. - zgodził się z nim i po kilkunastu minutach cała czwórka znalazła się w mieszkaniu braci. - Więc... - zaczął - Co się wydarzyło pod moją nieobecność?

- Mieszkańcy Konohy traktują mnie jak mordercę i demona. Uciekliśmy z wioski i zamieszkaliśmy w wiosce Okaa-chan. Tam przyzwałem Tou-chan i przebudziłem Kinshigana. Część mocy oddałem Sasuke oraz pokonaliśmy, tego śmiecia Danzo. A teraz jesteśmy tu i zaprzyjaźniliśmy się z Mizukage. W sumie to tyle. - skończył opowiadać w skrócie historię.

- Przepraszam cię mały. Nie powinienem cię opuszczać. Tsunade również. - westchnął smutno i pogłaskał blondyna po głowie.

- Nie przejmuj się Ero-sennin. - powiedział blondyn - Miałem i mam Kuramę i Sasuke. Mimo cierpienia, jakie doznałem. Miałem kogoś, kto był ze mną.

- Wiem młody. - zamilkł i zmarszczył brwi - I nie nazywaj mnie Ero-sennin! - warknął.

- Oj tam, nie przesadzaj Ero-sennin. - zaśmiał się blondyn.

- Ehh. - westchnął i złapał się za nasadę nosa - Lepiej mi powiedzcie, co opanowaliście?

- Władamy czterema naturami chakry. Opanowałem Hiraishin oraz go ulepszyłem. Rasengan również jest na wyższym poziomie. Sasuke, dzięki ulepszonemu Sharinganowi skopiował moje techniki i również z nich korzysta.

- Czyli Sasuke jesteś słabszy od Naruto? - spojrzał na niewzruszonego tymi słowami bruneta.

- Ledwie co. - mruknął zirytowany Uchiha - Zawsze jak walczymy czy rywalizujemy. Zawsze jest remis. - westchnął smętnie.

- Taa. Nikt nie ma przewagi. Dobija nas to powoli. - powiedział Naruto, ale zaraz się uśmiechnął i objął Sasuke ramieniem - Ale dzięki temu tu, kiedyś uda mi się tego drania pokonać, dattebayo.

- Pokonać? Mnie? - prychnął - Nie rozśmieszaj mnie. Chyba ja ciebie Usuratonkachi. - obaj się zaśmiali. Nagle Jiraiya buchnął śmiechem.

- Wygrałem zakład Minato! - wykrzyknął Sannin.

- Jaki zakład, dattebayo? - zmarszczył brwi.

- O to, czy odziedziczysz tik słowny Kushiny. - odpowiedział z szerokim uśmiechem.

- Nie tylko to ma po niej, ale wybuchowy charakter również posiada. - odezwał się Kurama, pojawiając się pod postacią małego liska. Na te słowa Jiraiya zaśmiał się ponownie.

- Cieszę się, że mimo tego, co ci się przytrafiło, jesteś szczęśliwy, Naruto. - poklepał go po ramieniu. - Sasuke tobie dziękuję, że wziąłeś mojego syna chrzestnego pod swoje skrzydła. - brunet uśmiechnął się lekko i skinął głową.

- Dziękuję Ero-sennin. - odpowiedział z uśmiechem.

- Zapewne wiecie też o dziwnym ataku, prawda? - zmienił temat.

- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie.

- Staramy się dowiedzieć kto za nimi stoi. - powiedział Naruto.

- Nimi? I jak? - zapytał zaintrygowany.

- Czekamy na wiadomość od lisów. Były dwa ataki. - wyjaśnił blondyn.

- Skąd wytrzasnęliście zwój?! - zdziwił się.

- Od Kuramy-sana. - powiedział Sasuke z lekkim uśmiechem.

- Ty szczwany lisie. - zaśmiał się i spojrzał na Kuramę - Miałeś go cały czas przy sobie. Tego to ja się nie spodziewałem. - pokręcił głową na boki.

- Cóż, idiotom nie dam się wpisać. - powiedział i również się zaśmiał.

- Sasuke? - odezwał się w myślach Naruto. - Wyczuwam Miri. Jest niedaleko stąd.

- Co chcesz zrobić? - zapytał spokojnie.

- Ulotnić się na chwilę. - odpowiedział. - Zaraz wracam. - powiedział blondyn. Sasuke przytaknął głową, a chłopak zniknął w pomarańczowym błysku.

- A on, gdzie... - zdziwił się Sannin.

- Chyba coś się stało z lisami tropiącymi. - wyjaśnił Sasuke.

***

- Miri? - zapytał blondyn, kiedy przeniósł się do różowej lisicy.

- Naruto-kun! Jak dobrze, że cię spotkałam. Znalazłam ich. - odpowiedziała.

- Doskonale. Gdzie się znajdują? - spytał i przykucnął.

- Na południu, przy urwisku. Podsłuchałam ich rozmowy. Jest niedobrze. - powiedział i zamerdała niespokojnie kitą.

- Co tym razem? - westchnął.

- Planują atak na Mizukage, dziś wieczorem. - odpowiedziała poważnie.

- Cholera. - przeklął - Wiesz, jak wygląda ich przywódca?

- Tak. Ma ciemnoczerwone włosy i zielone oczy. Posiada spore ilości chakry. Włada dobrze Fuinjutsu.

- Mamy problem. - powiedział blondyn i złapał się za kark. - Chodź, wracamy. - lisica wskoczyła na ramię blondyna, a ten przeniósł się do brata.

- Naruto! - przestraszył się Jiraiya.

- Mamy problem. - powiedział, nie zwracając uwagi na reakcję Sannina. - Atak nastąpi dziś wieczorem na Yagure.

- Cholera, trzeba powiadomić Mizukage. - powiedział Sasuke i wstał z kanapy.

- To nie jest też nasz jedyny problem. - powiedział blondyn i udał się na miejsce brata.

- Prawdopodobnie dowódca tej bandy pochodzi z klanu Uzumaki. - westchnął i usiadł na miejscu Sasuke.

- Co?! - wykrzyknął brunet.

- Miri-chan wytłumacz, proszę. - poleciał lekkim gestem dłoni.

- Hai Naruto-kun. - lisica usiadła na stole i opisała wygląd przywódcy.

- Naruto, Sasuke. Ten przeciwnik może być naprawdę silny. - zaczął lis - Posłuchajcie mnie uważnie. Zwłaszcza ty Sasuke. Naruto będziesz musiał pozwolić Sasuke skopiować Kongo Fusę. To nie tylko zszokuje przeciwnika, ale również bardzo mocno go zdekoncentruje, kiedy zaatakuje. Naruto, kiedy uznasz za dobry moment, użyj łańcuchów, a ty Sasuke, jeśli będzie się stawiał.

- To będzie kolejny efekt zaskoczenia. - powiedział i się nad czymś zastanowił.

- Kurama-san. - odezwał się Sasuke - A może, niech Naruto się przedstawi. Jeśli powie swoje nazwisko, facet zgłupieje. Doda nam to kilka sekund. - zaproponował.

- Braciszku toż to świetny pomysł! - pochwalił go blondyn.

- Też się zgadzam z tym. - powiedział Kurama - Miri. Słyszałaś imię?

- Tak. Rutsu. - odpowiedziała - Cała banda nazywa się Ao no Ookami (Błękitny Wilk).

- Dziękuję Miri. Powiadom braci. - polecił.

- Już to zrobiłam Kurama-sama. - odpowiedziała. Lis skinął głową, po czym przeniósł wzrok na chłopców.

- Chłopcy powiadomcie Yagurę. - nakazał.

- Hai! - Naruto i Sasuke przenieśli się do gabinetu. Jiraiya został z Kyuubim. - Yagura!

- Co się dzieje? - chłopak wstał zza biurka.

- Dziś planują atak na ciebie. - powiedział Naruto - Miri-chan odnalazła ich i podsłuchała ich plan. Grupa nazywa Ao no Ookami. Przywódca nazywa się Rutsu.

- Dziękuję wam. Matsuki! - zawołał swojego doradcę.

- Hai Mizukage-sama? - mężczyzna wszedł od gabinetu z plikiem dokumentów w dłoni.

- Dziś nastąpi atak na mnie. Zawołaj drużyny niech bron...

- Nie rób tego Yagura. Wtedy on się nie pojawi. - przerwał mu blondyn.

- Niech przyjdzie po ciebie. Dzięki temu on wpadnie w pułapkę. - dopowiedział Sasuke. Yagura zastanowił się przez chwilę.

- Zgoda. Matsuki niech dowódcy drużyn pojawiają się co dziesięć minut w parach. Wydam im odpowiednie polecenia. Ci dwaj chłopcy przyjmują główne dowodzenie. Macie się słuchać ich poleceń. Zrozumiałeś? - spojrzał na jonina.

- Hai! - mężczyzna wyszedł i wydał polecenie, by dowódcy zjawili się w gabinecie Mizukage. Chłopcy wyjaśnili plan, opuszczając wątek o pochodzeniu Rutsu. Wie o nim tylko Yagura. Bracia rozstawili drużyny wokół bramy oraz w budynku głównym. Do przewidzianego ataku została godzina.

- Sasuke, pokażę ci Kongo Fusę. - odezwał się Naruto, kiedy wyszli przygotować się na atak.

- Dobrze. - Uchiha uruchomił dojutsu i czekał.

- Kongo Fusa. - wymówił Naruto i za jego placów pojawiły się cztery łańcuchy. - Masz?

- Zobaczymy. - brunet skupił się - Kongo Fusa. - powiedział i za nim pojawiły się dwa łańcuchy, ale zaraz zniknęły. Chłopak sapnął. Poczuł ubytek chakry, ale nie tak duży, jakby się spodziewał.

- Świetnie! - ucieszył się - A teraz skieruj je myślami na to drzewo i owiń je wokół pnia. - chłopak kiwnął głową i zamknął oczy, wyobrażając sobie owinięte łańcuchy, kiedy je otworzył, tak właśnie się stało. - Szybciej załapałeś ode mnie. - westchnął. - Dobrze braciszku. - klepnął go w ramię. - Czuję, że nieźle ci chakry zabiera. - potaknięcie ze strony bruneta, po czym łańcuchy zniknęły.

- Teraz sprawdzimy naszą teorię, co do tego Rutsu. - uśmiechnął się Sasuke. - Naruto? - zapytał, gdyż spostrzegł, że brat marszczy brwi.

- Wyczuwam ich. - powiedział i złapał brata, przenosząc się do gabinetu. - Są przy bramie. Strażnicy mają nic nie robić. - skierował słowa do Mizukage.

- Wiedzą to i nie martw się, Naruto. - uspokoił go Yagura.

- Dobrze, my przeniesiemy się tam i rozpoczniemy plan. - powiedział Naruto.

- Powodzenia. Wróćcie cali. - uśmiechnął się do nich.

- Nie bój się o to. Do zobaczenia. - chłopcy przenieśli się przed bramę, ale tak, żeby ich nie zauważono. Ich chakra została wyciszona już w gabinecie, więc Rutsu ich nie wyczuje. - Idą. - zwrócił się do kapitana drużyny drugiej - Kushimaru Kuriarary.

- Wiem o tym gówniarzu. - warknął.

- Grzecznie mi tu. - upomniał go - Jestem silniejszy, więc nie podskakuj i posłuchaj uważnie. Przywódca jest nasz, reszta wasza. Macie ich tylko ogłuszyć. Nic więcej. Zrozumiano?

- Nie będzie mi byle jaki dzieciak rozkazywał. - syknął.

- A to nie Mizukage wydał rozkaz, by się nas słuchać. - wtrącił się Sasuke z uśmiechem, który bardzo się nie spodobał Kushimaru, który kliknął językiem.

- Kuso! - mężczyzna więcej nic nie powiedział, ale posłuchał słów blondyna.

- Jest. - powiedział Naruto. - Zaczynamy. - Sasuke przeniósł się za czerwonowłosego, a Naruto przed niego. - Witam Rutsu. - powiedział, co zaskoczyło mężczyznę.

- Skąd wiesz, jak się nazywam? - zapytał spokojnie, ale zmrużył oczy.

- To mały szczegół, skąd wiem. - powiedział spokojnie - Bardziej mnie ciekawi, dlaczego Ao no Ookami, tak bardzo chce zabić Mizukage? - przywódca zaśmiał się.

- Nie jestem sam. - oznajmił z perfidnym zwycięskim uśmieszkiem.

- Wiem to. Teraz! - z drzew i krzaków zostały wyrzucone ciała bandy. - Szybko się uwinęli.

- Myślisz, że sobie nie poradzę z dziećmi. - prychnął.

- Ze zwykłymi może tak, ale nie z nami. - uśmiechnął się szatańsko. - Zwą mnie Namikaze-Uzumaki Naruto. Syn Kushiny Uzumaki. - szok Rutsu był ogromny.

- Kłamiesz! - krzyknął i machnął prawą ręką.

- Jestem jej synem. Skoro znasz ją, musisz pochodzić z klanu Uzumaki, prawda? - uśmiechnął się lekko na, to że jego podejrzenia okazały się słuszne.

- A co cię to obchodzi, gówniarzu?! - mężczyzna rzucił się na niego - Kongo Fusa! - Atak łańcuchów Rutsu został zatrzymany przez niewidoczne łańcuchy Naruto.

- Myślałeś, że ich nie znam? - zaśmiał się.

- Jak?! - przywódca wilków odskoczył i zaczął składać pieczęcie.

- Kongo Fusa! - wykrzyknął Sasuke. Dwa łańcuchy owinęły ręce Rutsu.

- Jak to możliwe?! - zaczął się szamotać.

- Pewnie zauważyłeś, że moja chakra jest inna. - powiedział Sasuke - Ale dzięki Naruto skopiowałem tę technikę.

- Skopiowałeś? Jesteś Uchiha! - chłopak kiwnął głową i się uśmiechnął. - Nie można skopiować Kekkai Genkai kogoś innego!

- Ja mogę. - powiedział i w tej samej chwili Rutsu za pomocą swoich łańcuchów wyswobodził się.

- Uzumaki Rutsu nie mamy w planie z tobą walczyć! - wykrzyknął Naruto.

- A czego chcesz? - warknął wściekły.

- Odpowiedzi. - zaskoczył tym słowem mężczyznę.

- Na? - zatrzymał się z atakiem.

- Dlaczego atakujesz i skąd znałeś moją Okaa-chan, dattebayo? - zapytał.

- Kushina była moją kuzynką. - odpowiedział na drugie pytanie - Jeśli chodzi o atak, chodzi nam o pewien zwój z Uzushio.

- Który? - westchnął.

- Zwój do opanowania Kongo Fusy. - odpowiedział po dłuższej chwili Rutsu.

- Da się załatwić. - odpowiedział Naruto z uśmiechem i za pomocą Hiraishinu przeniósł się najpierw do Rutsu, a potem do gabinetu Mizukage. Sasuke uczynił to samo.

- Yagura spokojnie. - uspokoił go - Rutsu-san chce tylko odebrać własność Uzushiogakure.

- Czyli też twoją, co? - uśmiechnął się.

- No cóż. - odwzajemnił uśmiech.

- Zgoda. Co to ma być za zwój? - zapytał starszego Uzumakiego.

- Zwój Kongo Fusy. - odpowiedział automatycznie, zaskoczony.

- Matsuki! - zawołał shinobi.

- Hai? - i zamarł widząc obcego mężczyznę.

- Przynieś zwój ukradziony z Uzushiogakure. - polecił.

- Ale... - zaczął.

- Rozkaz! - warknął.

- Hai. - mężczyzna ukłonił się i wybiegł z gabinetu.

- Dlaczego próbowałeś mnie zabić? - Yagura zapytał wprost przywódcę.

- Po dobroci byś go nie oddał. - odpowiedział tylko.

- Rozumiem. Gdyby nie ta dwójka byłbyś martwy. - powiedział Yagura.

- Zadaję sobie sprawę. Potrafię ocenić przeciwnika. A oni są silni. - wskazał na braci.

- To prawda. - potwierdził i spojrzał na stojących z tyłu, pod ścianą chłopców.

- Naruto, prawda? - zwrócił się do blondyna.

- Słucham Rutsu-san? - ich oczy się spotykały.

- Twoje Łańcuchy są na wyższym poziomie, niż moje, ale nie na tyle, abym ich nie wyczuł. Imponujące.

- Jesteś bardzo dobrym sensorem. - uśmiechnął się.

- Wyjaśnicie mi, o co chodzi z tym? - wtrącił zaintrygowany Kage.

- Potrafię ukryć łańcuchy, tak, że twoje oczy ich nie widzą, ale jeśli dobrze wyczuwasz chakrę, to je czujesz. - w tej samej chwili do gabinetu wszedł Matsuki ze zwojem, który położył na biurku i od razu się ulotnił.

- To jest ten zwój. Oddam go, bo i tak nikt nie potrafił z niego korzystać. - powiedział Yagura i podał mu go.

- Dziękuję. - odpowiedział i skłonił się - Chciałbym też przeprosić za zamordowanie dwójki twoich ludzi.

- Dziękuję. - odpowiedział. - Ale warunkiem wypuszczenia cię z Wioski Mgły, będzie przysięga, że nigdy nie zaatakujesz kogoś z Kiri. Jeśli dopuścisz się zbrodni. Ona do ciebie powróci.

- Przysięgam. - potwierdził - Co z moimi ludźmi?

- Rozkazałem ich nie zabijać, więc możecie odejść. - Rutsu ukłonił się i wyszedł, a za nim bracia. Kiedy znaleźli się na dworze, cała trójka skierowała się w stronę bramy.

- Rutsu-san? - odezwał się blondyn.

- Tak Naruto? - spojrzał na rozluźnionego chłopaka, który patrzył przed siebie.

- Odwiedź Uzo, dobrze ci radzę. - powiedział.

- Dlaczego? - zmarszczył brwi.

- Biblioteka jest znowu odkurzona. - zaśmiał się.

- Chcesz powiedzieć, że ją odbudowaliście? - zapytał, będąc z lekka zaniepokojony i zaintrygowany jednocześnie.

- Tak. - potwierdził i ich spojrzenia ponownie się spotkały.

- Naruto, czy byłaby możliwość... - zaczął.

- Jak chcesz, zamieszkaj tam. - przerwał mu - Jesteśmy rodziną. Trzymaj. - podał mu zwój - Jak wejdziesz do wioski, powiedz, że to od Naruto.

- Dobrze, ale dlaczego? - spytał.

- Dowiesz się, jak będziesz tam. - uśmiechnął się. - Do zobaczenia.

- Do zobaczenia mały. Kiedyś będziesz musiał mi opowiedzieć o sobie.

- Ty również. - Ao no Ookami odeszło, a chłopcy przenieśli się do gabinetu.

- Czyli już tu nie wrócą? - upewnił się Yagura.

- Tak. - odpowiedział z uśmiechem - O to się nie martw.

- Dobrze, że skończyło się bez rozlewu krwi i po cichu. - powiedział Kage.

- Tak. - potwierdził Naruto. - A dlaczego posiadałeś ten zwój? - posłał mu lekki zadziorny uśmieszek.

- W momencie upadku klanu, wielu shinobi starało się dostać do Sekretnej Biblioteki Klanu Uzumaki. Słyszano, że Mistrzowie Fuinjutsu posiadali bardzo potężne techniki pieczętujące i nie tylko. - westchnął.

- I to jest prawda, co mówisz. - potwierdził blondyn.

- Czyli plotki i legendy jednak mówią prawdę. - zaśmiał się.

- Na to wygląda. - odpowiedział Naruto i razem z Sasuke się zaśmiali.

- Yagura, my wracamy do siebie. - powiedział Sasuke - Jakby co, wiesz co robić?

- Tak. Do zobaczenia. - pożegnali się. Chłopcy przenieśli się do mieszkania. Postanowili, że spędzą ten czas na graniu w karty i rozmowie z Jiraiyą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top