10.
- Okej, ale dalej nie rozumiem co ma jedno do.. do.. Sasuke?
- Tak?
- Czy ja właśnie zatrzymałam czas?
- Tak! Czy to nie jest świetne?!
***
- Więc, twierdzisz, że uciekła? Tak bez żadnego celu?
- No jasne, że miała jakiś cel! Kto do cholery ucieka bez celu?!
- Dobra, dobra wyluzuj. Powiedziałeś to Hokage?
- No.. no nie..
- Dlaczego?
- Bo to po części moja wina.
- Słucham?!
Czy on musi się tak drzeć? Ludzie w restauracji spojrzeli na nas jak na dwóch dziaciaków. Nie mogłem powiedzieć Kibie, co się wczoraj działo. Dziwie się jeszcze, że nie mówią o tym w telewizji. No bo kto normalny urządza sobie złomowisko w domu w tak nietypowy sposób? Nie widziałem Sakury dwa dni, a już tak bardzo mi jej brakowało. Nie wiedziałem gdzie mogła uciec, z kim i po co. Czuje się jak winowajca, chyba jako ostatni widziałem ją od zaginięcia. Czy zrobiłem coś źle?
Odciągnąłem od siebie złe myśli i powróciłem do rozmowy.
- Powiedzmy, że wczoraj nastąpiła mała sprzeczka, nic więcej.
- Dlacze.. Dobra, nie chcesz, nie mów. Chciałem pocieszyć.
- Nie musisz, ale dzięki stary. Jakoś się trzymam.
- Właśnie widzę patrząc na twoją twarz. Już nie będę wspominać o ręce..
Spojrzałem na nią kątem oka. Zwisała pod stołem jak jakaś bezużyteczna kończyna. Co ja mówie, to jest bezużyteczna kończyna. Nie wiem co Sakura mi zrobiła, ale od tamtego wydarzenia nie mogę nią ruszać.
- Daj spokój to nic takiego. Czysty wypadek przy pracy, kopnął mnie prąd.
Mam nadzieję, że ten idiota uwierzy w tą historyjkę.
- Ja bym poszedł z tym do lekarza, nie wygląda to dobrze.
Uwierzył. Nie wierze.
- Wiesz co? Dobry pomysł. Do jutra Kiba!
- A.. Do jutra.
Gadanie z nim jakoś nie specjalnie poprawiło mi humor, więc go spławiłem. Wybiegłem z restauracji czym prędzej i udałem się w stronę domu. A może pójście do szpitala to nie taki zły pomysł? Dalej nie wiem, co mi dolega a dowiedzenie się tego wcale nie zaboli. No chyba, że wliczymy w to strzykawki. Zacząłem iść w odpowiednią stronę. Tylko co ja powiem pielęgniarkom? Nie mogę ruszać ramieniem, bo moja najlepsza przyjaciółka jest opętana i zrobiła mi dziwne czary mary? Los chciał, że drasnęła mnie w prawą rękę. Teraz wszystkie moje wykonywane czynności wyglądają jak u upośledzonej małpy. Dopiero teraz zauważyłem, ze stoję pod szpitalem. Stwierdziłem, że nie mogę im powiedzieć. W tej sytuacji jest tylko jedna osoba, której mogę zaufać i właśnie do niej się udam.
~~~
- Wejść!
- Witaj Tsunade - sama.
- Naruto? Co cię tu sprowadza?
- To.
Podszedłem do biurka i zarzuciłem obumarłą ręką. Hokage zmierzyła mnie, a później westchnęła. Poczułem ulgę, bałem się, że coś będzie podejrzewać.
No dobra, cofam.
Po chwili kobieta uderzyła pięścią w blat, który połamał się na dwie równe części.
- Uzumaki z kim ty walczyłeś?! Zdajesz sobie sprawę, że to pozostałości po tej cholernej zakazanej technice, którą mają tylko ci cholernie dobrzy ninja?! I którą cholernie trudno wyleczyć?!
Prychnęła.
- Jak w ogóle uda nam się ją wyleczyć. Mogłabym uznać to za cud. Naruto aż tak bardzo śpieszy ci się umrzeć?!
- To nie jest tak, jak myślisz, że jest!
- To jak jest?!
Powiedziała bardziej opanowana i po raz setny wzięła ręce pod brodę. Można u niej zaliczyć to za tik nerwowy. Minęło dokładnie 19 minut kiedy opowiedziałem kage całą tą historię. Uważam, że mogę jej zaufać. Pominąłem tylko to, że Sasuke umie czytać Sakurze w myślach i prowadzić sobie z nią konwersację i jak to się wszystko zaczęło. Nie dość, że Tsunade by dostała szału, to Sakura pobiła by mnie jak worek treningowy.
Sakurcia, przepraszam gdziekolwiek jesteś!
Patrzyliśmy na siebie próbując ułożyć plan w głowach. Plan, jak znaleść pannę Haruno i plan, co zrobić z moją ręką. W końcu Tsunade powiedziała:
- A co jeśli Sasuke zabrał Sakurę?
O nie nie nie, co to, to nie. Nawet mi to przez głowę nie przeszło. Przecież jakby on ją porwał to nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
- Myśli pani? Nie widzieliśmy go od 11 lat, więc może być teraz na końcu świata.
- Równie dobrze może siedzieć w namiocie koło Konohy.
- W sumie racja.
- Dobra, Naruto masz może jakąkolwiek rzecz, która należy do Haruny?
- Ee.. no chyba mam..
Już po mnie. Witaj świecie spalonych buraków.
- Możesz dać ten.. co to jest w ogóle?
- Emm.. bo to jest jej stanik.
- Stanik?
- Stanik. Wiesz takie dwie miseczki, które..
- Okej, okej rozumiem! Więc weź ten.. ten stanik i zanieś go do Kakashiego, on przekaże go Pakkunowi. Powinien ją wywęszyć jeśli nie jest za daleko. Wtedy byłby mały problem.
- Co?! Dlaczego nie możemy po prostu wejść do jej domu i coś wziąć?
- Bo to nie jest zgodne z prawem.
- Trzymanie świni w pokoju Hokage też nie jest zgodne z prawem.
Spojrzałem na Tonton, która smacznie spała na kanapie. Tak smacznie, że mógłbym ją zjeść. Nawet jako sushi.
- Przemilczmy to. Idź do Kakashiego. O tej godzinie powinien być gdzieś na rynku.
- Hola hola! Nie dam mu tego stanika!
- A to niby czemu?!
- Bo to moje!
- Na Mędrca sześciu ścieżek, ile ty masz lat?!
- Osiemnaście!
- Już?
- Tak, nie dziwie się, że nie zauważyłaś. Wyglądam młodo, prawda?
- Nie zmieniaj tematu Uzumaki!
- Dobra!
Po tych krzykach nastąpiła lekko niezręczna cisza, która na szczęście nie trwała długo.
- Okej, dam mu ten stanik.
- Nawet jak byś się nie zgodził to bym go wzięła. Teraz musimy coś zrobić z tą ręką. Pokaż mi ją.
Podwinąłem rękaw i z powrotem zarzuciłem ją na połamaną ławę. Tsunade spojrzała na nią i zaczęła dotykać w różnych miejscach co wyglądało komicznie. Zachichotałem.
- I jak? Czujesz?
- Ile mam jeszcze mówić, że nie. Nic, a nic.
- I mówisz to jakbyś zapomniał odrobić zadania domowego? Wiesz, że to grozi amputacji prawda?
- Przepraszam, co?!
- Mogłeś się domyślić, skoro mie masz w niej żadnego czucia.
- Nigdy nie chciałem zdawać medycyny, więc takie rzeczy mnie nie obchodzą.
- A powinny.
O jakiej amputacji ona mówi? Przecież to niemożliwe, żeby nie mieć na to żadnego lekarstwa.
- Naruto ja naprawdę nie żartuje, możesz stracić rękę.
- To niech pani załatwi jakiś medycznych ninja czy coś.
- Nie mamy takich medyków, którzy potrafią wyleczyć coś z zakazanych technik!
- To dlaczego ich tego nie nauczysz?! Przecież wiadomo, shinobi liścia będą mieli do czynienia właśnie z nimi!
- Bo nie umiem tego zrobić?! Myślisz, że wszyscy są idealnymi ninjami? To niemożliwe! Nikt nie jest idealny!
- A Hokage akurat powinien! A teraz wybacz idę poszukać wioski, która mi pomoże!
- Szczerze?
- Okłam mnie.
- Powodzenia.
I zatrzasnąłem drzwi.
~~~
Minęły dokładnie trzy godziny, kiedy powoli w oddali było widać Wioskę Mgły. Podróż była bardzo męcząca. Życie bez jednej ręki jest trudne, totalnie nie umiem utrzymać równowagi. Zawinąłem sobie ją w bandaż myśląc, że to coś pomoże, ale było tylko gorzej. Jedynym plusem było to, że nie latała mi na wszystkie strony.
Wchodząc do wioski poczułem w powietrzu dziwną atmosferę, i nie, to nie była mgła. Na ulicach można było zliczyć przechodniów na palcach, sklepy były pozamykane, a dzieci chowały się w ciemniejszych ulicach. Po długich oczekiwaniach znalazłem mój upragniony szpital.
~~~
- Nie możemy pana przyjąć.
- Z jakiej racji?!
- Przyjmujemy tylko naszych mieszkańców, przykro mi.
- Od kiedy takie coś wprowadzono?
- Od zawsze, a teraz proszę, niech pan opuści szpital.
- Słucham?
- Grzecznie proszę, chyba, że chce pan mieć do czynienia z ochroną.
- Bardzo chętnie na nich poczekam.
Poszedłem do poczekalni, która znajdowała się po lewej stronie za szklanymi drzwiami. Po drodze rozejrzałem się dookoła. Oprócz tej suki za ladą to nikogo nie było. Jadłem sobie w spokoju batona kiedy ni stąd, ni z owąd do recepcji wbiegł człowiek krzycząc coś zachrypniętym głosem, przez co ledwo go zrozumiałem.
- Idą tu! Idą tu, chowa..
- Zamknij się staruchu.
Po chwili usłyszałem jak najprawdopodobniej ten sam człowiek upada na podłogę. Schowałem się za automatem do napojów i podsłuchiwałem dalszą rozmowę.
- ..chowajcie się. A żeby cię wysłali do piekieł.
- Piekło to ja mam tutaj.
Można było usłyszeć jakby nóż chowany do pochwy. Napastnik zrobił parę kroków i powiedział.
- Witam drogą recepcjonistkę, można prosić o ustąpienie komputera?
- P-przykro mi.. n-nie mogę dawać danych szpitala ludziom z poza personelu.
Strach tamtej kobiety czułem ma własnej skórze.
- A co, jak tu pracuję?
- Nie widywałam pana tutaj.
- Doprawdy?
- Tak.
Mężczyzna tak głośno westchnął, że nawet ja to słyszałem. Nie wiem co się dalej stało, ale recepcjonistka zaczęła krzyczeć.
- Sasuke, zostaw ją.
Znam ten dziewczęcy głos. Czy to.. Sakura? Ale zaraz..
Sasuke?!
__________
Halo żyje! Przepraszam za tą długą przerwę nie wiem co we mnie wstąpiło, ale bardzo żałuje. Jakby ktoś pomyślał to NIE KOŃCZĘ TEGO OPOWIADANIA!
Jeszcze ;) Zakończenie bedzie jeszcze juhuu daleko. Coś czuje, że przez tą cholerną przerwę straciłam wspaniałych czytelników. Jest ktoś tu jeszcze? Dajcie znać!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top