Rozdział 3

Pewien niebieskooki blondyn skradał się w stronę wysokiego muru oddzielającego Konoha-Gakure od otaczającego wioskę lasu. Niespokojnie rozglądał się na wszystkie strony, aby mieć pewność, że nikt przedwcześnie nie powiadomi ANBU o jego ucieczce, co bardzo utrudniłoby mu życie. Na szczęście nikogo nie dostrzegł, a widzi na bardzo dużą odległość i nawet przez budynki. Wszystko dzięki jego specjalnej umiejętności, Kimiganowi. Uspokojony podszedł do muru i wykorzystując swoją czakrę, zaczął się na niego wspinać. Kiedy już był na górze, zeskoczył na drugą stronę muru, używając chakry, aby nie połamać nóg. Gdy znalazł się na dole, odezwał się Kyuubi.

-Naruto...

-Tak, Kurama?

-Teraz idź na północny zachód, w kierunku Świątyni Ognia, dobrze?

-Jasne, aniki - powiedziawszy to, od razu skierował się idealnie w kierunku, który nakazał mu jego starszy brat, jednak po kilku krokach przystanął.

-Dlaczego stanąłeś?

-Bo wpadłem na świetny pomysł!

-Jaki?

-Stworzę kilka klonów i każę im biec w różnych kierunkach. W ten sposób może uda nam się zmylić ANBU i zyskać trochę więcej czasu - powiedział i uśmiechnął się. - Co ty na to?

-Jeszcze pytasz? Do dzieła!

-Kage Bunshin No Jutsu!

Wokół blondyna pojawiło się mnóstwo jego klonów. Prawdziwy Naruto kazał im biec za pomocą chakry w różnych kierunkach. Sam natomiast udał się, skacząc po drzewach, z powrotem w kierunku świątyni ognia.

~~*^*~~

-Wzywałeś, Hokage-sama?

-Tak Kakashi. Sprowadź mi tu, do mojego gabinetu Uzumakiego Naruto.

-Hai, Hokage-sama!

Kiedy za Kakashim zamknęły się drzwi, Sandaime wyjrzał na skały Hokage i powiedział do samego siebie - Cholerni Namikaze... Jak ja was wszystkich nienawidzę! Ale to już długo nie potrwa! Zniszczę cię, Naruto... - powiedział i zacinał pieść na swojej szacie. Po chwili rozluźnił on swoją dłoń. - Tak, jak zniszczyłem twojego ojca i twoich dziadków, tak zniszczę i ciebie. A wtedy.. Wtedy na świecie nie pozostanie już żaden Namikaze. Szykuj się na śmierć, demoniczny chłopcze. Już niedługo cię zniszczę! - powiedział nieco głośniej. - Kiedy tylko wymyślę sposób, by cię zlikwidować, nie biorąc winy na siebie, a na 'przypadek'... Jak w przypadku innych członków twojej rodziny, a ja będę w stu procentach poza podejrzeniami!

~~*^*~~

Naruto biegł z ogromną prędkością po koronach drzew, bardzo szybko oddalając się od Konohagakure. W osiąganiu takiej prędkości pomagał mu zamknięty w nim demon, przez co chłopiec w ciągu jednej nocy przebiegł taki dystans, jaki każdy shinobi byłby w stanie przebiec w ciągu jakichś trzech dni. Niedługo będzie już tak daleko od wioski, że oddziały specjalne ANBU nie dogonią go, nawet jeśli wyruszyłyby właśnie teraz w pościg, co jest dość mało prawdopodobne. Ponieważ prawdopodobnie nikt jeszcze nie wie o jego zniknięciu. Nawet, gdyby teraz pozostał w tym miejscu, oddział specjalny ANBU dogoniłby go za jakieś dwa, góra trzy dni. Naruto może spokojnie pospać kilka godzin dla zregenerowania sił, aby potem z podobną prędkością, w ciągu jakichś dwóch godzin dotrzeć do ukrytej Świątyni Ognia, aby przeprowadzić rozłączenie.

~~*^*~~

Szarowłosy, zamaskowany shinobi z lękiem stał pod drzwiami prowadzącymi do gabinetu obecnego Hokage wioski ukrytej w liściach i nie mógł się przemóc, aby zapukać i stanąć przed Sarutobim. W końcu zapukał i usłyszawszy ciche 'proszę', wszedł do gabinetu.

-Aa... To ty, Kakashi. Gdzie Naruto?

-No właśnie, Hokage-sama, z tym będzie mały problem - powiedział cicho Hatake.

-Co? Jaki niby problem?

-Uzumakiego najprawdopodobniej nie ma w wiosce.

-Jak to 'nie ma w wiosce'?

-Przeszukałem całą wioskę i jej okolicę. Kiedy dalej nie znalazłem chłopca, poprosiłem Hiashiego Hyuugę, aby sprawdził za pomocą Byakugana.

-I co?

-Prześwietlił swoim Kekkei Genkai całą przestrzeń wioski i dookoła niej w promieniu ponad 50 kilometrów i nigdzie nie było tego jinchuurikiego.

-Co?! Wezwij mi tu zaraz oddział specjalny ANBU! Niech się tutaj jak najszybciej zjawią!

-Hai, Hokage-sama! - odparł Kakashi wychodząc z pomieszczenia.

-Oj, Naruto, Naruto... - warknął cicho. - To nic ci nie da. I tak cię dopadnę... - mruknął mężczyzna i zaczął pogrążać się w swoich myślach. Po kilkunastu minutach do gabinetu Sarutobiego weszło kilku shinobi w białych płaszczach z maskami zwierząt na twarzach. - Czemu tak długo?!

-Przepraszamy Hokage-sama. Czy coś się stało? - spytał mężczyzna w masce małpy.

-Tak. Mam dla was zadanie. Macie sprowadzić z powrotem do wioski Uzumaki Naruto.

-Tego Demona? - spytał zaskoczony ANBU. - A czemu mamy go sprowadzić do wioski? Przecież wieczorem przez okno widziałem go, jak kładł się spać. Przecież on pewnie jeszcze śpi.

-Właśnie o to chodzi. Jinchuuriki najprawdopodobniej wymknął się w nocy. Uzumakiego nie ma w wiosce ani w jej okolicach. Dlatego macie sprowadzić go z powrotem!

-Hai, Hokage-sama! - wykrzyknęli chórem i zniknęli w kłębach szarego dymu.

-Uzumaki Naruto... Zapłacisz mi za tą ucieczkę..! - zaczął się obłąkańczo śmiać. - Muszę ci przyznać, że bardzo mi pomogłeś, uciekając z wioski. Dzięki temu będę mógł skazać cię na śmierć i wszyscy się zgodzą, że to była obiektywna, sprawiedliwa kara a klan Namikaze zniknie z powierzchni ziemi!

~~*^*~~

-No dobra. Teraz musimy się dowiedzieć, w którą stronę pobiegł ten dzieciak. Inuzuka, niech twój pies znajdzie trop, a my za nim podążymy.

-Hai! Kuromaru, słyszałeś?

-Hai! - odparło zwierzę i zaczęło węszyć w poszukiwaniu tropu, który po kilkunastu metrach rozszczepiał się na dwadzieścia innych, kierujących się w różne strony świata.

-Cholera! I co teraz?

-Dziwne, wygląda na to, że ten demon opanował Kage Bunshin.

-Więc my musimy zrobić to samo, co on.

-Jasne.

-KAGE BUNSHIN NO JUTSU! - wszyscy użyli cienistych klonów i po krótkiej naradzie, oryginały poszły na południowy zachód a pozostałe po wszystkich pozostałych śladach blondyna.

~~*^*~~

Pewien niebieskooki blondyn właśnie obudził się ze swojego trzygodzinnego odpoczynku gotowy do dalszej podróży w kierunku świątyni.

-Kyuubi.

-Tak?

-Ale dlaczego właściwie idziemy do świątyni ognia?

-Tam zerwiemy pieczęć, żebym nie musiał w przypadku ataku na ciebie przejmować kontroli nad twoim ciałem, co byłoby dla ciebie bardzo niebezpieczne.

-Ale dlaczego akurat tam mamy zerwać pieczęć? Nie mogę zerwać jej teraz?

-W żadnym wypadku! Nawet nie próbuj! To śmiertelnie niebezpieczne. Jeśli nie czuwaliby nad tobą podczas zrywania pieczęci kapłani ognia, mógłbyś zginąć.

-Dlaczego? To aż tak niebezpieczne, aniki?

-Bardziej niż ci się zdaję Naru. A nie chcę żebyś zginął po zerwaniu pieczęci, więc idziemy do kapłanów.

-Rozumiem... No dobra czyli nie traćmy czasu! - powiedziawszy to wbiegł na drzewo i zaczął biec w tym samym kierunku, co w nocy.

~~*^*~~

Kangae, najwyższy kapłan świątyni wyszedł właśnie na spacer przed świątynię, kiedy z ogromnym zdziwieniem zauważył w ogrodzie siedmioletniego, blondwłosego chłopca o niebieskich jak ocean oczach, jakie mieli tylko członkowie klanu Namikaze. Podszedł do niego.

-Co cię tu sprowadza, chłopcze? - spytał na co blondyn spojrzał na mężczyznę i się lekko uśmiechnął.

-Chciałbym tutaj zerwać pieczęć więżącą mojego aniki.

-Twojego aniki? - spytał dość zaskoczony mężczyzna.

-Tak, Kyuubiego no Kitsune.

-Kyuubi no Kitsune jest twoim aniki?

-Tak. Mówię tak a niego...

-Ah, jak rozumiem, uciekłeś z Konohy, tak? - spytał, na co chłopczyk kiwnął głową. - No dobrze. Skoro chcesz zerwać pieczęć, to nie marnujmy czasu. Chodź za mną.

Kangae poprowadził chłopca do sali, w której zamiast drzwi płonął złoty ogień. Arcykapłan wyciągnął rękę w stronę płomieni, które pod jego dotykiem zgasły, po czym poprowadził Namikaze kolumnadą w stronę ołtarza, za którym wisiało malowidło przedstawiające Lisa o Dziewięciu ogonach. Jak wydawało się chłopcu, ogony przedstawionego demona drgały leciutko i jakby nerwowo, ale uznał to za przywidzenie. Ołtarz był pokryty dziwnymi symbolami, wolny od nich był jedynie fragment w kształcie ludzkiej sylwetki pośrodku. Arcykapłan kazał chłopcu położyć się właśnie w tym wolnym od run miejscu. Kiedy chłopiec miał wątpliwości, w jego umyśle zabrzmiał głos Lisa

-Nie bój się Naruto. Nikt tutaj nie chce cię składać w ofierze, a ten ołtarz jest ku mojej czci i pozwala bezproblemowo przeprowadzić rozłączenie.

-Jak to?

-Widzisz te runy?

-Tak...

-Jest to tekst napisany dawno temu przeze mnie w języku demonów. Gdybyś zerwał pieczęć na tamtej polanie, uwalniająca się z twojego ciała moja chakra rozerwałaby twoje ciało od środka. Te runy kontrolują wypływanie chakry z twojego ciała, przez co proces uwolnienia jest dłuższy, ale chakra, wydobywając się powoli, nie rozrywa ciała nosiciela swoim ciśnieniem, rozumiesz?

-Tak - odpowiedział bratu. - Zaczynajmy... - powiedziawszy to wszedł na ołtarz i położył się na nim. Arcykapłan nakazał mu 'wejść' w głąb umysłu, gdzie znajdowała się klatka lisa i zerwać pieczęć. Ostrzegł go też, że wydostawanie się chakry lisa może być dla niego bolesne i zamilkł, aby chłopca nic nie rozpraszało. Naruto tymczasem dotarł do klatki demona i powiedział:

-Już niedługo będziesz wolny, aniki...

-Tak, Naruto, będę wolny.

-Ale nie opuścisz mnie, prawda?

-Jasne, że nie młody. Pokochałem cię niemal tak mocno jak mojego zabitego syna... I po prostu nie mógłbym cię zostawić samego.

-No dobra, to ja już zerwę tą pieczęć.

-Porozmawiamy jak już będę poza twoim ciałem. Podczas podróży do mojego kraju będziemy mieć mnóstwo czasu na rozmowę.

Kiedy Kyuu skończył mówić, Naruto podszedł do klatki i zerwał pieczęć, która nie pozwalała dotychczas otworzyć klatki. Demon w ludzkiej formie pchnął jedno skrzydło drzwi klatki, po uchyleniu którego Naruto poczuł niewyobrażalny ból, który jakby rozsadzał jego ciało od wewnątrz. W tym samym czasie jednak runy na ołtarzu zaczęły świecić czerwonym światłem a ból ustał niemal całkowicie. Po pięciu sekundach obok chłopca zaczęła pojawiać się czerwona mgła. Kiedy była już bardzo gęsta, skupiła się w jednym miejscu, po czym rozwiała, ukazując czerwonowłosego młodzieńca z czarnymi pasemkami we włosach, które miały czarny połysk. Czerwone, zaopatrzone w pionowe źrenice oczy wpatrywały się z niepokojem w ciało chłopca, które po jakichś pięciu minutach stanęło w złotych płomieniach. Arcykapłan już chciał podbiec do blondynka, ale powstrzymał go jeden gest Demona.

-Nie podchodź. To złoty ogień Namikaze. Naruto będzie teraz wyglądał tak, jak wyglądać powinien.

-Ale jak to?

-Ta pieczęć wpływała na jego wygląd. Powinien być wyższy i nie powinien mieć tych blizn. Znikną jeszcze pozostałe cechy, które powodowała pieczęć. Zmysły co prawda będzie nadal miał bardzo wyostrzone, to akurat się nie zmieni, ale poza tym będzie taki jak powinien być.

Kiedy lis skończył mówić, ogień zaczął się 'wypalać', aż w końcu płonęło tylko miejsce, gdzie znajdowała się pieczęć. Kiedy i tam zgasł, Naruto się ocknął. Kiedy tylko zauważył stojącego blisko Kyuubiego, zeskoczył z ołtarza i rzucił mu się na szyję.

-Aniki!

Lis objął blondynka, który, wykończony po rytuale, zasnął i zwracając się w stronę Kangae'go podziękował mu i szybkim krokiem wyszedł ze świątyni. Chwycił śpiącego chłopca tak, aby było mu wygodniej go trzymać, po czym z prędkością światła ruszył w kierunku swojego kraju, Koku no Yoake* (kraju świtu), a dokładniej do jego stolicy, Hikari Gakure* (Wioska Ukrytego Blasku).

Po trzech godzinach biegu zatrzymał się, ponieważ był już zmęczony po rytuale i biegu. Postanowił rozbić obóz nad napotkanym jeziorkiem. Ułożył on chłopca delikatnie pod drzewem, po czym zebrał drewno na ognisko, ułożył z niego stosik, który podpalił katonem. Ognisko po chwili wesoło trzeszczało, więc demon poszedł nałapać ryb na kolację.

Złapawszy ryby, nadział je na wbite dookoła ogniska kijki i zaczął rozmyślać nad tym, w jaki sposób delikatnie obudzić blondynka. Kiedy ryby były już upieczone, od problemu wybawił go sam chłopiec, którego obudził zapach kolacji. Po spałaszowaniu pożywnych, pieczonych rybek oboje ułożyli się wygodnie i zasnęli, lecz Kyuubi dalej czuwał przez sen.

~~*^*~~

-Jak taki mały bachor mógł dotrzeć tak daleko w mniej niż dwa dni?

-Kuromaru, czemu stanąłeś?

-Trop się urywa, zupełnie jakby ten dzieciak zniknął.

-Kuso! Szliśmy za klonem! Wracamy!

-Hai!

Po czym pobiegli z powrotem po swych własnych śladach.

~~*^*~~

Niebieskooki blondyn właśnie otwierał swoje zaspane oczy i podnosił się do siadu. W momencie jak blondyn się rozglądał usłyszał on głos demona.

-Widzę, że już się obudziłeś, Naruto.

-Hai...

-To dobrze. No to ja idę złapać jakieś ryby na śniadanie, a ty się rozbudź i poczekaj na mnie, dobrze?

-Dobrze, Kyuu.

-Jakby działo się coś złego gwizdnij i zawołaj mnie po imieniu, przybiegnę tak szybko jak tylko się da. Jasne?

-Dobrze. Idź już Kurama... Poradzę sobie.

Kiedy Kyuu poszedł na ryby, Namikaze wstał i zaczął się delikatnie rozciągać, by pobudzić mięśnie. Po chwili, kiedy skończył usiadł przy ogniu i zaczął rozmyślał o tym, jak będzie wyglądała jego przyszłość. Po kilkunastu minutach usłyszał on szelest w zaroślach nieopodal obozu. Nie namyślając się długo blondyn rzucił w tamtym kierunku kunaiem. Po sekundzie zza krzaka wyszły dwie postacie w czarnych płaszczach, na których widniały czerwone chmury.

-Kakuzu, chyba mamy kurwa szczęście..! - warknął po chwili ciszy. - Szliśmy do Konohy po Jinchuurikiego Kyuubiego i proszę. Jeśli się, kurwa, nie mylę, to on we własnej pieprzonej osobie!

-Racja. Młody, idziesz z nami - powiedział mężczyzna z zasłoniętą dolną częścią twarzy.

-A jeśli nie zechcę?

-Zmusimy cię, gówniarzu. Wyciągniemy z ciebie kyuubiego, czy ci się to podoba, czy nie.

Chłopiec nie myśląc długo szybko zagwizdał i nabrał powietrza. - Kurama!

-Co wzywasz koleżkę bachorze? I tak nic ci to nie da.

W tej chwili na polanę wszedł Kyuubi no Kitsune we własnej postaci.

-Kogo my tu mamy? - powiedział zaczepnie mężczyzna. - Czyżbyście mnie szukali?

-Wątpię - warknął popielatowłosy z kosą. - Nasz cel jest w tym gówniarzu.

-Nie byłbym tego taki pewny... - powiedziawszy to, zmienił się w lisa z dziewięcioma ogonami.

Akatsuki z zaskoczenia aż zaniemówili, a w międzyczasie lis wrócił do ludzkiej postaci, co spraiło, że ci otrząsnęli się i zaatakowali Lisa. Kurama nawet nie musiał używać żadnego jutsu, aby unikać ich ciosów i technik. Po jakimś czasie znudziło mu się unikanie ataków, więc postanowił zacząć walczyć na poważnie. Odsunął się od swoich wrogów, złożył pieczęcie i zawołał - Arashi no Jutsu!

Nad wrogami Demona rozpętała się znienacka bardzo silna burza, rażąc piorunami przeciwników. Moc techniki była tak wielka, że bardzo poraniła Hidana, a Kakuzu stracił cztery swoje serca. Widząc to Kyuubi zawiązał kolejne pieczęcie i krzyknął.

-Kazan no Jutsu!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top