Ni-ju - Początek Miniturnieju!
Pozostali akurat ustalali szczegóły sparingu, więc nie zwrócili uwagi na fakt, że trochę się "zawiesiliśmy", co było nam bardzo na rękę, gdyż nie musieliśmy tłumaczyć powodu naszego zamyślenia. Po kilkunastu minutach, kiedy obgadaliśmy już wszystko i umówiliśmy się na spotkanie na głównym polu treningowym za godzinę, skierowaliśmy się wraz z Sakurą do jej domu, a kiedy już ją odprowadziliśmy, pobiegliśmy do willi Uchiha, żeby zabrać broń. Wcześniej nawet nie zabieraliśmy kabur jako, że zamierzaliśmy zrobić mały trening Jutsu, więc bronie byłyby nam zbędne. Teraz jednak mogły się przydać, więc kabury, potraktowane odpowiednim jutsu zwiększającym ich objętość, przyczepiliśmy do spodni tak, żeby wygodnie móc z nich korzystać. Zabraliśmy ponadto katany. Jako, że nasze katany otrzymane od głów klanów były zbyt charakterystyczne, kupiliśmy, jeszcze w Hikari-Gakure inne, mniej rzucające się w oczy. I to właśnie te ostrza zabraliśmy ze sobą. Spojrzeliśmy po sobie porozumiewawczo, po czym wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się spokojnym krokiem w stronę miejsca umówionego spotkania.
Po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Jako, że do godziny spotkania zostało jeszcze prawie dwadzieścia minut i nikogo poza nami nadal nie było, postanowiliśmy zrobić sobie małą rozgrzewkę. W przeciągu pięciu minut obiegliśmy pole treningowe dookoła kilka razy, po czym kolejne pięć minut poświęciliśmy na ćwiczenie zjednoczenia z żywiołami - ja ze wszystkimi żywiołami po kolei, a Gin z wiatrem, wodą i błyskawicą, bo pozostałych jeszcze nie umiał, a kiedy nadal nikogo nie było, szybko odpieczętowałem katanę i zaatakowałem Gina, który natychmiast sparował skośnie i, wykorzystując sharingana, parował, blokował i kopiował moje ruchy. Całkiem nieźle mu to wychodziło muszę przyznać, a w momencie, kiedy wreszcie pojawili się pozostali, ostrze katany Ginroua ledwo omijało moje gardło. Wykonałem naprawdę oszczędny unik, uchylając się o kilka milimetrów żeby wyprowadzić atak niemożliwy do zablokowania, a cała ta scena wyglądała o tyle niebezpiecznie, że w chwili, kiedy moje ostrze było może o cal od szyi Gina, moja ręka została zatrzymana przez Kurenai. Spojrzeliśmy na nią z udawanym zdziwieniem, na co czarnowłosa oparła ręce na biodrach i spojrzała na mnie z pretensją.
-Chciałeś zabić Ginroua, Kuroi-kun?
-Oczywiście, że nie, Kurenai-san! - krzyknąłem oburzony oskarżeniami kobiety. - Trenowaliśmy walkę i wiem, że Gin czekał na odpowiedni moment z unikiem. Nie trafiłbym go. A, nawet jeśli nie zdążyłby uniknąć ataku, miałem mnóstwo czasu na zatrzymanie swojego ostrza, więc pani interwencja była zbędna.
-Rozumiem...
Najwidoczniej ta rozmowa znudziła Ginroua, bo odkaszlnął znacząco i zapytał - Kurenai-san, czy my nie mieliśmy czasem czegoś zrobić?
-Och, tak, jasne - powiedziała. - Co wy na to, żeby zrobić losowanie, kto z kim walczy? Wtedy będzie sprawiedliwie. Nie mówiąc już o tym, że ten sam system obowiązuje na egzaminie na chunina, więc już byście trochę do tego przywykli.
-Jasne, czemu nie - odpowiedziałem zakładając ręce za głowę.
-Pewnie.
-Mi to pasuje.
-Mi też...
-Nie mam nic przeciwko - kilka osób odpowiedziało, kolejne tylko pokiwały zgodnie głowami, tylko Neji Hyuuga, Shino i, rzecz jasna, Ginrou, wzruszyli tylko lekko ramionami. Na to Kurenai wyjęła z kieszeni notes i długopis, po czym wyrwała z niego 6 kartek, które następnie kunaiem przecięła na dwie połowy. Na otrzymanych karteczkach zapisała numery 1-12, po czym wrzuciła je do wyjętego woreczka. Skinęła na Hinatę, która posłusznie podeszła i wzięła woreczek, po czym podchodziła z nim do każdego z osobna. Ja wylosowałem numer 2, więc walczyłem w pierwszej walce i bylem w 1 grupie, zaś Ginrou miał numer 9, więc prawdopodobnie spotkamy się w walce finałowej. Po minucie Kurenai pokazała nam wykres walk. Tak jak podejrzewałem, Kurenai zrobiła trzy grupy. W pierwszej były numer 1-4, w drugiej 5-8, a w trzeciej 9-12 i wychodziło na to, że zwycięzcy w każdej grupie będą walczyć na zasadzie każdy-z-każdym, czyli czekają mnie cztery walki, chyba, że któreś z nas odpadnie wcześniej, ale szczerze w to wątpię. Rozmyślanie przerwał mi głos Sensei drużyny dziesiątej.
-Dobrze, więc teraz podajcie mi swoje numery... Lee?
-Mam 12
-Dobrze, Hinata?
-7
-Shikamaru?
-10
-Kuroi?
-2
-Ginrou?
-9
-Neji?
-4
-Sakura?
-5
-Ino?
-6
-Ten-Ten?
-8
-Shino?
-1
-Choji?
-3
-Kiba?
-11
-W takim razie, pierwsza walka... Shino Aburame vs Kuroi Namida. Niech pozostali się odsuną - powiedziała i po niecałej minucie na polance zostałem tylko ja, Shino i Kurenai. Wtedy ta ostatnia kontynuowała wypowiedź. - Walczycie do utraty przez jedno z was przytomności lub poddania się. Żadnych ataków śmiertelnych...! Pamiętajcie, że to tylko turniej, a nie walka na śmierć i życie. Czy to jasne?
-Jak słońce, Kurenai-san. Jeszcze jakieś zakazy odnośnie używanie jakichś rodzai technik lub broni?
-Jutsu powodujące trwały uszczerbek na zdrowiu.
-Rozumiem...
-Zaczynajcie!
Nie czekając, aż Kurenai się ulotniła, odskoczyłem od Shino na bezpieczną odległość, jednocześnie nasłuchując i lustrując okolicę, żeby nie dać się zaskoczyć tym jego robaczkom. Tak jak podejrzewałem, już po kilkunastu sekundach usłyszałem bardzo cichy dźwięk, świadczący o nadchodzących owadach. Podskoczyłem do góry na gałąź drzewa i zacząłem się bezszelestnie poruszać w stronę przeciwnika. W jednej chwili tuż za mną pojawiła się chmara owadów.
-Moje owady potrafią wyczuć innych na duże odległości - wyjaśnił Aburame na co się lekko uśmiechnąłem.
-Może i tak... ale najszybsze to one nie są - powiedziałem odwracając się i w sekundę składając pieczecie do odpowiedniej techniki. - Katon: Gōkakyū no Jutsu!
Wielka kula ognia otoczyła robale spalając je natychmiast. Szybko przeskoczyłem na inną gałąź, znajdującą się za Shino. Wyciągnąłem pięć shurikenów, po czym rzuciłem nimi w pięć punktów tak, żeby powstała figura obejmowała sobą wszystkie owady i ich właściciela, po czym złożyłem kilka pieczęci i ukształtowałem chakrę tak, żeby przereagowała z tą, którą wcześniej umieściłem w shurikenach. W ciągu sekundy shurikeny zostały połączone nicią chakry, a następnie rozprzestrzeniła się ona, zamykając Aburame w barierze. Kiedy Shino zaczął atakować w barierę, w międzyczasie przygotowałem kilka kunaii z notkami wybuchowymi, zaskoczyłem na ziemie i stanąłem naprzeciw bruneta.
-Poddasz się? - spytałem kręcąc na palcu jednym z kunaii. Aburame siedział cicho i jak nie odpowiedział na moje pytanie w przeciągi kilku chwil, rzuciłem w jego kierunku kunaiami. Gdy tylko wybuchły i dym się uniósł, opuściłem barierę i ruszyłem na Shino. Jak opadł kurz, wszyscy w zaskoczeniu ujrzeli, że jedną dłonią trzymam Shino za lewą rękę zza jego plecami a drugą przykładam kunai do jego gardła.
-Wystarczy! Kuroi wygrywa!
Kiwnąłem z uśmiechem w stronę Aburame i wyciągnąłem do niego dłoń. Gdy tylko ją uścisną powiedziałem z promiennym uśmiechem - Jaa...! To była dobra walka, Shino.
-Um... Racja.
Gdy wraz z Aburame zszedłem z pola walki Kurenai wywołała następną parę. Okazało się, że będzie to walka między młodym Hyuuga a Akimichim Choujim. Od razu po rozpoczęciu walki, Choji odskoczył kawałek od Nejiego, a w jego oczach było widać, że się boi, ale nie zamierza się poddać.
-Ninpou: Baika no Jutsu! Konoha Ryuu Taijutsu Nikudan Sensha!
Choji, już w formie "żywego czołgu", kręcąc się z dużą prędkością, zaszarżował na Nejiego, który stał spokojnie, z aktywowanym Byakuganem, obserwując jego ruchy. Kiedy Choji był już jakiś metr od niego, Neji zaczął się obracać, całym ciałem wypuszczając chakrę, po czym stworzył dookoła siebie kopułę energii.
-Kaiten!
Odbity od "Obrotu Nieba" Choji został odrzucony w górę, gdzie prędkość jego wirowania zaczęła zauważalnie się zmniejszać. Kiedy spadł na ziemię, impet uderzenia zachwiał jego techniką, przez co obroty zostały na ułamek sekundy wstrzymane. Ten ułamek sekundy, z wręcz niewykonalną dla człowieka precyzją, wykorzystał młody Hyuuga, trafiając go Jyuukenem w Tenketsu w okolicy miejsca, gdzie była ukryta głowa Akimichiego, a które uniemożliwiało mu dalsze wykonywanie techniki, więc już po sekundzie na ziemi siedział Choji już normalnych rozmiarów z oczami wyglądającymi prawie jak te spiralki ja jego policzkach. Walka została rozstrzygnięta na korzyść Hyuugi, ale to było oczywiste.
-Sakura, Ino. Teraz wasza kolei!
Kiedy już Choji zwlókł się z polany, Kurenai wywołała dziewczyny. Jednocześnie wyczułem, że biegnie tutaj nasz sensei, zapewne zaniepokojony natężeniem chakry.
~~*^*~~
Ta walka jak na razie trwała zdecydowanie najdłużej i było widać, że dziewczyny znają się świetnie i wiedzą, czego mogą się spodziewać po tej drugiej. Jednak Sakura miała dzięki nam pewnego asa w rękawie, którego jak na razie nie wykorzystywała, pozwalając Ino dojść do wniosku, że może to wygrać. Po jakichś dwudziestu minutach Sakura nadepnęła na żelazną żyłkę, upuszczoną wcześniej celowo przez Ino. Z tego, co zauważyłem, nitka była specjalnie dostosowana do bycia przewodnikiem chakry i w tej samej chwili, kiedy Sakura na nią stanęła, metalowa żyłka, teraz już otoczona chakrą blondynki, owinęła nogę zielonookiej.
-No to już po niej... - wypowiedział znudzony Shikamaru. Spojrzałem porozumiewawczo na brata, a ten na mnie i cicho się zaśmialiśmy. W tym momencie Ino wypowiedziała nazwę techniki swojego klanu.
-Ninpou: Shintenshin no Jutsu!
Próbując przesłać swoją duszę w ciało Sakury, żeby zmusić ją do poddania się, prawą dłoń Sakury otoczyła chakra, zaś w lewej trzymała kunai. W ciągu niecałej sekundy zneutralizowała chakrę w trzymającej ją nitce, którą natychmiast przecięła kunaiem i odskoczyła w bok, unikając techniki Ino. Jako, że Ino po użyciu techniki była bezbronna, Kurenai ogłosiła zwycięstwo Sakury, która natychmiast podbiegła do mnie i Gina i usiadła przy nas, dziękując mi cicho za nauczenie jej tej techniki. Stwierdziłem, że nie musi dziękować, kiedy na środek polanki wyszła Ten-Ten i Hinata.
Młoda Hyuuga od razu aktywowała Byakugana, zaś Ten-Ten wyskoczyła w górę, zasypując granatowowłosą gradem broni. Najwidoczniej Hinata całkiem sporo ćwiczyła w tajemnicy przed innymi, bowiem kilka salw broni szatynki sparowała Obrotem Nieba. Po kilkunastu minutach dalszej walki, zmęczona Hinata stwierdziła, że się poddaje bo straciła za dużo chakry na Kaiten. Zwyciężczynią została obwołana szatynka, a ja z rozbawieniem obserwowałem szok i niedowierzanie na twarzy kuzyna Hinaty. Po chwili rozpoczęła się walka między Shikamaru, a Ginrouem, więc ponownie skupiłem się na tym, co się dzieje na polanie.
Muszę przyznać, że Ginrou radził sobie naprawdę świetnie, bezbłędnie przewidując, jaki atak i kiedy wykona Nara. Po jakimś kwadransie, kiedy Shikamaru był już nieźle zirytowany faktem, że nie udało mu się ani razu złapać granatowookiego swoim cieniem, razem z wyżej wymienionym wymieniliśmy rozbawione spojrzenia, po czym Gin celowo pozwolił złapać się cieniom Shikamaru. Kiedy czarnowłosy był już pewny swojego zwycięstwa, Gin wykonał kilka pieczęci tworząc pewną, dość niebezpieczną technikę, polegającą na stworzeniu wokół siebie okręgu z błyskawic.
Wszyscy obserwatorzy patrzyli z niedowierzaniem, jak błyskawice oplatały cień Nary, odrywając go od ziemi i używając jako przewodnika do jego twórcy. Lekko spanikowany Shika natychmiast cofnął technikę, mając nadzieję uniknąć błyskawic, ale jakoś mu to nie wyszło, bowiem Gin w momencie, kiedy odzyskał władzę nad własnym ciałem, uśmiechnął się kpiąco i wyciągnął dłoń w kierunku przeciwnika, zaciskając ją w pięść. Błyskawice pomknęły prosto w pana Jakie-To-Wszystko-Jest-Upierdliwe, otaczając go barierą tak, żeby nie miał szans się wydostać, a co dopiero dalej walczyć.
Kiedy Kurenai ogłosiła zwycięstwo mojego brata, ten dezaktywował połączenie, powodując rozwianie się bariery wokół Shikamaru, który stał, opierając ręce na kolanach i dysząc ciężko. Podczas gdy Ginrou pomagał przeciwnikowi wrócić na trybunę, ja spojrzałem w koronę drzewa nade mną i zapytałem - I jak ci się podobała próbka zdolności mojego brata, Kakashi-sensei?
Wszyscy spojrzeli na mnie, jak na idiotę, a przynajmniej do momentu, kiedy z drzewa nade mną zeskoczył wyżej wymieniony, trzymając rękę na karku.
-Muszę przyznać, że całkiem imponujące. A swoją drogą, od kiedy wiesz, że tutaj jestem? Przecież ukrywałem swoją chakrę.
-Nie zdążyłeś nawet tu dotrzeć, sensei... Wyczułem cię, kiedy przechodziłeś przez pole treningowe naszej drużyny.
-Rozumiem... A, czy na pewno branie udziału w tym turniej akurat dziś to dobry pomysł? W końcu jutro musicie być wypoczęci przed drogą do Suny.
-Wiemy o tym, Sensei... Co nie zmienia faktu, że akurat o naszą kondycję nie musi się sensei martwić, a Sakura się oszczędzała podczas walki - powiedziałem patrząc w między czasie na Sakurę.
-Zauważyłem...
-Więc, może pozwoli sensei, że wrócimy do turnieju, bo jakoś nie uśmiecha nam się sterczenie tutaj do północy, żeby rozegrać wszystkie walki.
-Jasne.
Jako, że sensei przymknął się i usiadł koło nas na ziemi, Kurenai wywołała ostatnią początkową parę, czyli Kibę Inuzukę i Rocka Lee. Kiba wraz z Akamaru wyszli na polanę jak cywilizowani ludzie, jednak Lee oczywiście w międzyczasie najwyraźniej uczył się latać, bowiem wyskoczył na wysokość jakichś siedmiu metrów, po czym opadł na lekko ugięte nogi, od razu zrywając się do biegu i próbując zaatakować Kibę za pomocą Konoha Reppuu, przed którym Kibie udało się uskoczyć i zaatakować za pomocą Gijuu Ninpou: Shikyaku no jutsu, połączonego z Juujin Bunshin. Lee uniknął ataku, a zdezorientowany Kiba oberwał atakiem Konoha Senpuu, który odrzucił go na najbliższe drzewo.
Wiedziałem, że uderzenie z takim impetem o twardy pień jednego z drzew stworzonych przez Mokuton: Jukai Koutan przez pierwszego Hokage, skończyłoby się dla Inuzuki połamanymi kośćmi lub jeszcze gorszymi obrażeniami, więc błyskawicznie się zerwałem i złapałem go, zanim w nie uderzył. Zauważyłem zdziwienie na jego twarzy, kiedy ostrożnie położyłem go pod drzewem i za pomocą Medic Jutsu zacząłem leczyć jego obrażenia z walki. Kurenai patrzyła na to ze zdziwieniem, jednak ogłosiła, że ze względu na fakt, że zająłem się obrażeniami Kiby, chwilowo wstrzymuje turniej jako, że miałem znowu walczyć jako pierwszy. Wszyscy odetchnęli i widać było, że są trochę zmęczeni i cieszą ich dodatkowe minuty odpoczynku. Kiedy zaleczyłem już Kibę, wziąłem na ręce Akamaru, który był już w swojej psiej postaci i jego obrażenia były pewnie bardzo dokuczliwe, ze względu na to, że był taki mały.
Kiedy zaleczyłem już białego psiaka, położyłem go obok Kiby i, kątem oka zauważając wdzięczność w oczach Inuzuki, nawet nie bawiąc się we wstawanie, wyskoczyłem w górę i do tyłu, spadając na ręce i odbijając się na nich, stanąłem luźno na środku polany, odzywając się swobodnie.
-Możemy zaczynać?
~~*^*~~
Słowa:2209
~~*^*~~
Polecam: Ajin
Pozdrawiam: HamadaKodama
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top