Ju-roku - Podróż i sprzymierzeńcy
Po kilku minutach koło ucha Kakashiego przeleciał kunai. Stało się to, co przewidzieli Shinobi. Zostali zaatakowani...
~~*Kuroi*~~
Tak jak myśleliśmy, zostaliśmy zaatakowani przez dwójkę shinobi ukrytej mgły, którzy wcześniej ukrywali się w tamtej kałuży. Kakashi wiedział o tym, więc ledwo zauważalnie uchylił się przed nadlatującą bronią. Tazuna i różowe coś z kolei stanęli jak wryci co nas nieźle zirytowało. Jeszcze Tazunę to można zrozumieć, w końcu on nie jest shinobi i zapewne po raz pierwszy widzi taki atak i jest przerażony, ale Sakura? Skoro tak się boi zwykłego ataku, to po co została shinobi? Bo Sasuke uczęszczał do akademii? Bardzo prawdopodobne...
Kiedy kunai minął senseia, uzgodniliśmy, co robić - Gin, ja się zajmę razem z Kakashim tymi ninja, a ty użyj jedności z wiatrem i osłaniaj Tazunę i różową - rozkazałem bratu, który natychmiast to wykonał.
-Hai Kuroi! Ale mimo wszystko staraj się za bardzo nie popisywać i nie wydać.
-Oj... nii-san. Ja miałbym się wydać?
Kiedy zakończyliśmy, w pewnym sensie, rozmowę, mój brat podbiegł do przerażonego duetu i wytworzył wokół nich kopułę, która nie przepuszczała absolutnie niczego ani nikogo, dopóki Gin zasilał ja czakrą. Ja natomiast błyskawicznie ruszyłem w kierunku, z którego rzucono kunai. Domyślając się, że przeciwnicy się ukrywają, aktywowałem właściwości Kimigana i zacząłem rozglądać się za nimi. Wreszcie ich znalazłem.
-Pora się zabawić - pomyślałem, wyciągając z kabury, obłożonej jutsu zwiększającym objętość wnętrza, rozkładanego shurikena i precyzyjnym ruchem rozłożyłem go, uzyskując czteroramienną gwiazdę. Następnie skupiłem się i zacząłem przesyłać do broni swoją czakrę. Kiedy już skończyłem, zacząłem transformować ją w płomienie. Technika ta miała potencjał zniszczenia mniej więcej połowy tego lasu wraz ze zamieszkującymi go zwierzętami. Jednakże ograniczyłem i skoncentrowałem siłę techniki tak, aby spaliła teren wokół wrogów. Według moich obliczeń technika spowoduje zniszczenie wszystkiego w promieniu jakichś dziesięciu metrów, więc poważnie porani lub zabije naszych przeciwników, ale nie dotrze do mojego brata.
Oczywiście to wszystko zajęło mi nieco ponad dwadzieścia sekund, więc wrodzy shinobi nie zdążyli się przemieścić. Z rozmachem rzuciłem w ich kierunku shurikenem, który w trakcie lotu rozsyłał dookoła płomienie, które niszczyły i paliły wszystko, co mijał shuriken. Po sekundzie doleciał do drzewa, w którym ukryli się wrogowie. Wybuch wstrząsnął lasem.
Kakashi, dotychczas szukający wrogich ninja, słysząc wybuch, z mieszanymi uczuciami pędził w moją stronę. Kiedy dotarł na miejsce było już po wszystkim, a ja podnosiłem shuriken. Widok rzeczywiście był dość niezwykły. Teren o promieniu około dziesięciu metrów, a po środku genin stojący nad dwoma wrogimi ninja.
Kiedy tylko Kakashi połączył wszystkie fakty w jedno, błyskawicznie ruszył skrępować przeciwników i przewiązać ich do drzewa. Ci na szczęście nie stawiali oporu. Problemy zaczęły się jednak, kiedy próbował wydobyć od nich informacje na temat, kto i po co ich wynajął. Milczeli jak groby.
Po chwili znudziło mi się to, więc zbliżyłem się do nich, wykonując po drodze znaki, jakich nauczył mnie Yume no Ookami. Kiedy użyłem na nich Jutsu Ubezwłasnowolnienia, ich wzrok stał się lekko zamglony i skierowany w niebo. Wiedziałem, że technika się powiodła, więc zacząłem przesłuchanie, chociaż większość informacji już z bratem wydobyliśmy z ich umysłów, ale Hatake o tym nie wie.
-Kim i skąd jesteście? - spytałem klękając naprzeciw nich.
-Jesteśmy znani pod pseudonimem Braci Demonów z Wioski Ukrytej Mgły.
-Na czyje polecenie nas zaatakowaliście?
-Na rozkaz Gato, który nie chce, aby budowniczy mostów dotarł żywy do kraju Fal.
-Czy, skoro wy zawiedliście, wyśle przeciwko nam kogoś innego? - spytałem lekko zamyślony.
-Hai. Bez wątpienia.
-Kto to będzie?
-Najbardziej prawdopodobnym kandydatem jest Demon z Wioski Ukrytej Mgły.
-Zabuza Momochi?
-Hai - odpowiedzieli jednocześnie. Wstałem z ziemi i spojrzałem na nich.
-No proszę, więc Gato zatrudnia nawet jednego z mistrzów miecza?
-Hai.
-No cóż Kakashi-sensei, chyba tyle informacji nam wystarcza, nieprawdaż?
-Jeszcze jedno... Dlaczego Gato chce pozbyć się Tazuny? - spytał patrząc się na nich.
-Most jest dla mieszkańców kraju Fal jedyną nadzieją na uwolnienie się spod władzy Gato. Ma on w garści całą żeglugę, a jak na razie nie można się tam dostać inaczej niż statkiem czy łodzią... Jeśli Tazuna wybuduje most, ludziom uda się wyjść z nędzy i opowiedzieć innym o terrorze Gato, a on sobie tego nie życzy.
-Rozumiem...
-Co z nimi zrobimy, sensei? - spytałem patrząc się na Jounina. Ten zerknął na mnie okiem i się chwile zastanowił.
-Najchętniej odtransportowałbym ich do więzienia w wiosce, ale jesteśmy za daleko, a nie zostawię was tu samych... Przywołałbym psy, które by ich zaniosły... Jednak nie posiadam żadnego na tyle dużego, by był w stanie zanieść ich dwójkę. A więc musimy...
-To nie będzie potrzebne, sensei - przerwałem nauczycielowi z uśmiechem na ustach.
-Co masz na myśli, Kuroi?
-Nasza okaa-san miała zwój paktu z Wilkami, a ojciec z Kotami, więc przekazali je nam i teraz to my możemy przywoływać te zwierzęta. Dokładnie rzecz biorąc, ja jestem w stanie przywoływać wilki, zaś Gin przyzywa koty. Mogę przyzwać dwa wilki, które przetransportują do Hokage zwój z wyjaśnieniem i naszych więźniów.
-Dobry pomysł, Kuroi.
-Kuchiyose no Jutsu!
Przede mną pojawiły się dwa wilki wielkości mniej więcej koni. Wilk był czerwony ze srebrnym futrem na piersi i łapach, wilczyca zaś była złota, z kolei jej wstawki były czarne.
-Ohayo, Kuroi-chan, Ginrou-chan - powitały nas ludzkim głosem, na co różowa i Tazuna rozdziawili usta i wybałuszyli oczy. Kakashi nieco lepiej to zniósł, ale jego psy ninja też potrafią mówić.
-Ohayo, Akagin, Kimikuro. Mamy do was prośbę... Czy moglibyście dostarczyć tą dwójkę do gabinetu Hokage wraz z odpowiednią notką od nas?
-Hai!
-Kuroi, ale czemu musimy iść do Konohy? Przecież moglibyście ich tylko odtransportować Jutsu przeniesienia? - zapytała cicho się mnie Kimikuro, odciągając na bok.
-Chodzi nam jeszcze o raport... Teraz będąc w wiosce nie wzbudzicie podejrzeń.
-Ah...
-Znajdziecie go w willi Uchiha za obrazem z Ying i Yang... Wystarczy użyć na nim czakry demona - wyszeptałem na co wilczyca kiwnęła głową.
-Hai.
-To połóżcie tych dwóch na naszych grzbietach i lecimy.
Po zakończeniu rozmowy wsadziliśmy uśpionych Shinobi na grzbiety wilków, po czym te, z ogromną prędkością, odbiegły do Wioski Ukrytego Liścia. My zaś ruszyliśmy dalej w kierunku Kraju Fal...
~~*^*~~
Po kilkugodzinnej wędrówce Tazuna i Sakura byli już wyraźnie zmęczeni, więc Kakashi zaczął się rozglądać za miejscem, gdzie moglibyśmy urządzić postój. Kiedy nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca, zlitowałem się nad nim i aktywowałem właściwości Kimigana.
Rozejrzałem się dookoła w promieniu około 5 kilometrów, aż zauważyłem osłoniętą polankę nad jeziorem i wodospadem. Przyjrzałem się wodospadowi i okazało się, że za taflą wody jest całkiem spora, okrągła jaskinia. Była idealna, aby w razie ataku wysłać tam Tazunę i Sakurę.
Podszedłem do lekko załamanego senseia, a kiedy spojrzał na mnie zdumionym bezgranicznie wzrokiem, powiedziałem - Nie patrz tak na mnie, sensei...
-A więc o co chodzi? - spytał się zaciekawiony.
-Możemy przeszukać tereny w tamtym kierunku? - spytałem wskazując miejsce, gdzie ujrzałem polane.
-Tam? A czemu?
-Kojarzę te tereny... Możliwe, że tam jest polana gdzie zatrzymaliśmy się z mamą w podróży.
-Skoro tak mówisz to chyba nie zaszkodzi nam sprawdzić. W którym to kierunku?
Wskazałem senseiowi odpowiedni kierunek i zmieniliśmy nieco szyki. Do tej pory z bratem szliśmy na samym końcu, a teraz idziemy obok Kakashiego z przodu. Wolałem nie dać się zaskoczyć, więc ciągle używałem Kimigana, aby widzieć dalej i wyczuwać istoty żywe znajdujące się w pobliżu. Ruszyliśmy w kierunku kraju Fal...
~~*^*~~
Po jakiejś półtorej godzinie byliśmy już praktycznie na miejscu. Byliśmy już tylko jakieś 50 metrów od polanki, kiedy wyczułem bardzo szybko zbliżające się do nas skupisko czakry. Domyśliłem się, że to Zabuza, więc przystanąłem, czekając, aż sensei również zareaguje.
-Kuroi, idziemy... Nie reaguj na to - powiedział szeptem. Zaskoczony jego zachowaniem ruszyłem dalej za nim, ignorując obecność wroga.
-Czemu, Sensei? - spytałem wyrównując z nim kroku. Sensei nawet na mnie nie spojrzał.
-Jest tu w pobliżu jakaś jaskinia? - spytał jak gdyby nigdy nic. Zmarszczyłem brwi i kiwnąłem głową.
-Hai. Z tego co pamiętam to niedaleko jest wodospad i to tam jest jaskinia.
-Udajcie się tam. Zabierzcie Sakurę i Tazunę i nie wracajcie tu - rozkazał. Spojrzałem na niego jak na idiotę.
-A-ale, sense..
-To rozkaz - przerwał mi. Spojrzałem na niego wiedząc co planuje. Przełknąłem głośno ślinę i kiwnąłem lekko głową. Czakra Zabuzy z każdą sekundą się zbliżała. Odwróciłem się napięcie w kierunku jaskini i przeszedłem się kilka kroków.
-Kakashi-sensei...
-Hm?
-Masz wrócić w jednym kawałku! - krzyknąłem i ruszyłem w kierunku jaskini poganiając budowniczego i różową.
-Masz zamiar siedzieć tam w jaskini, kiedy on będzie się narażał dla naszego życia? - spytał mnie w myślach brat. Westchnąłem cicho patrząc mu w oczy. On, nie wiedząc czemu, się uśmiechnął do mnie. - Wiedziałem... Kiedy robimy podmianę?
-W jaskini. Coś się wymyśli...
Gin kiwnął głową. Zatrzymaliśmy się przed wodospadem aby Tazuna i Sakura złapali oddech.
-Za wodospadem jest jaskinia. Zostaniemy tam dopóki Sensei po nas nie przyjdzie - powiedziałem i zacząłem się rozglądać. - Pozbieram trochę drewna i zaraz do was dołączę - powiedziałem i ruszyłem do lasu za patykami.
~~*Ginrou*~~
-Jesteś pewien, że powinien iść samemu? - spytał Tazuna. Spojrzałem na niego poważnym wzrokiem, a ten lekko drgnął. Widząc jego spojrzenie uśmiechnąłem się ciepło i kiwnąłem głową.
-Kuroi jest silny. Da sobie rade - powiedziałem i skierowałem się w stronę jaskini. Usiadłem tam i spokojnie czekałem na brata.
~~*^*~~
-Trochę długo go nie ma... - powiedziałem cicho. Tazuna i Sakura spojrzeli na mnie zdziwieni. - Pójdę sprawdzić co z moim bratem - powiedziałem i wstałem z ziemi otrzepując spodnie z kurzu.
-Ginrou, jesteś pewien? Sam mówiłeś, że da sobie radę.
Spojrzałem na starca i kiwnąłem głową.
-Zaraz wrócę. Nie ruszajcie się stąd - powiedziałem i wyszedłem z jaskini rozglądając się za bratem. Uruchomiłem Demonicznego Sharingana i zacząłem szukać jego czakry. Po kilku sekundach pobiegłem w jego kierunku. Na miejscu dostrzegłem, że naprawdę zbiera patyki.
-A myślałem, że żartujesz - powiedziałem lekko rozbawiony. Brat spojrzał na mnie zirytowany i się wyprostował.
-Gotowy? - spytał na co kiwnąłem głową. Oboje złożyliśmy ręce w pieczęć i stworzyliśmy po jednym klonie. Klon Kuro zabrał patyki i odszedł w kierunku jaskini razem z moją kopią. - Chodźmy - powiedział poważnie Kuroi i pobiegł w stronę senseia. Dotarliśmy na miejsce, lecz zobaczyliśmy tylko Kakashiego, stojącego spokojnie w miejscu. Zerknąłem kątem oka na brata, a ten w pewnym momencie aż wciągnął powietrze ze zdumienia. Natychmiast mnie to zaalarmowało i wyciągnąłem kunaia z kabury.
-Kuroi? Co się dzieje? - spytałem gotowy do ataku.
-Ktoś podąża w ukryciu za naszym chwilowym celem... Ma maskę ANBU, ale nie jestem pewien czy to nie jest pułapka - odpowiedział. Schowałem kunaia i rozluźniłem mięśnie.
-Poczekamy, zobaczymy...
-Racja - powiedział i ukryliśmy swoją obecność, aby nas nie wyczuli. W jednej chwili na polanie pojawił się Zabuza Momochi. Sam... Zaczęliśmy przysłuchiwać się rozmowie jego z senseiem.
-No proszę... Kopiujący Ninja Konohy, Hatake Kakashi, zaszczycił mnie swą obecnością? To dla mnie zaszczyt - ostatnie zdanie powiedział z wyraźnym sarkazmem po czym się ukłonił.
-Demon z Wioski Mgły, Zabuza Momochi... Czego chcesz ode mnie? - spytał się sensei patrząc uważnie na wroga. Zabuza się wyprostował i uśmiechnął się pod bandażem. Zerknął w naszym kierunku i uniósł dłoń.
-Nie ładnie tak podsłuchiwać chłopcy... - powiedział i ktoś nas zaatakował od tyłu, powodując wybuch.
~~*Narrator*~~
Dwoje czarnowłosych chłopców zeskoczyło z drzewa unikając ataku wroga. Doskoczyli do swojego, zaskoczonego, senseia.
-Co wy tu robicie?! - spytał patrząc na młodych shinobi. Bracia uśmiechnęli się i odpowiedzieli jednocześnie.
-Wspieramy cię, sensei.
Hatake otworzył szeroko oczy, lecz po chwili uśmiechnął się ciepło.
-To miłe, ale będziecie mi tylko przeszkadzać. Wracajcie! - krzyknął odsyłając chłopców. Czarnowłose rodzeństwo Namida spojrzało na ich senseia z irytacją.
-Sensei...
-Jesteśmy drużyną...
-I będziemy cię wspierać...
-Do końca.
Szarowłosy uśmiechnął się delikatnie.
-Macie zamiar rozmawiać, kiedy wasz wróg jest w pobliżu? - przerwał im Zabuza. Trójka Konoszan spojrzała na wroga. Kakashi spiął mięśnie.
-Sensei, zajmiemy się jego wspólnikiem - powiedział Kuroi odwracając się w stronę młodego shinobi z maską ANBU.
-Zostawiam go wam, Kuroi, Ginrou - powiedział, a chłopcy uśmiechnęli się do siebie.
-Gin!
-Robi się! - odkrzyknął granatowooki wyciągając z plecaka duży, składany shuriken. Jednym, płynnym gestem rozłożył go nasączając jednocześnie czakrą. Rzucił go w stronę brata, który łatwo go przejął i nasączył czakrą ognia. Rzucił go w stronę wroga.
W tym samym czasie Gin ruszył przed siebie składając pieczęcie w biegu. W jednej chwili skoczył w górę tworząc wyładowanie elektryczne, które posłał w shurikena. Broń w tym połączeniu rozniosła płomienie i błyskawice dookoła wywołując tym samym pożar. Wspólnik Zabuzy wyskoczył w górę unikając ognia. Shuriken nasączony czakrą zaczął szybciej wirować podsycając ogień. Bracia jednocześnie skoczyli do góry i złożyli pieczecie.
-Fūton: Daitoppa*!
-Katon: Gōkakyū no Jutsu*!
Wielka kula ognia została zasilona wiatrem, rozprzestrzeniając się i lecąc z wielką prędkością w stronę wroga. Młody chłopak z maską ANBU złożył dziwną, nieznaną chłopcom pieczęć. Tuż przed nim pojawiła się ściana lodu.
-Lód?
Kuroi wylądował na ziemi i odskoczył do tyłu. Chwilę po nim to samo zrobił Gin.
-Kekkei Genkai?
-Na to wygląda...
-Co robimy? - spytał się jeden drugiego. Bracia spojrzeli po sobie, a potem na wroga. Kuro uruchomił swój limit krwi i przyjrzał się dokładniej chłopcu. Ookami zerknął przez ramię na senseia walczącego z Zabuzą. Przygryzł on wargę widząc, że jego sensei się obija i nie ma zamiaru odsłonić oka.
-Cholera! - pomyślał Kuroi, widząc, że członek ANBU szybko się do nich zbliża. Uniknął on zwinnie ataku lodem i doskoczył do brata.
-Jeśli chcemy go załatwić, musimy się oddalić.
-Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - spytał się Gin. Kuroi otworzył szeroko oczy pacząc na przyjaciela.
-Boisz się? - spytał, przyglądając się postawie brata. Niebieskooki zaprzeczył głową i uniknął kolejnego ataku.
-Możesz odczytywać moje emocje i coś takiego przychodzi ci do głowy? - spytał z nutką irytacji. Czarnowłosy zaśmiał się i podskoczył do góry, unikając tym samym lodu. Opadł na gałąź i odpowiedział: - Jesteś wredny... Ja się tylko o ciebie martwię.
-Taki już jestem...
-Moglibyście przestać mnie ignorować? - wtrącił się wkurzony tworząc smoka z lodu, który zaatakował braci. Namida wylądowali na ziemi obok siebie, a chłopak wykorzystał ten fakt i stworzył lustra z lodu.
-Co to jest? - spytał zaskoczony Kuro.
-Lustra?
-Hai... - powiedział i wszedł w jedno z nich. Bracia spojrzeli po sobie, a po chwili na wroga. - Jeszcze nikt nie dorównał mi szybkości.
-Naprawdę? - spytali jednocześnie, przekrzywiając lekko głowę. Długowłosy zmarszczył brwi bod maską i wykonał pieczęć.
-Gińcie! - krzyknął i zaczął rzucać w nich długimi igłami. Powoli zaczął przeskakiwać z jednego lustra do drugiego. Chłopcy nie ruszyli się z miejsc,a a czarnowłosy zatrzymał się po pewnym czasie.
-To tyle? - spytał chłopak z blond pasemkami. Granatowooki podniósł rękę i pokazał wszystkie igły, które rzucił wróg. Chłopak delikatnie drgnął i przyjrzał się braciom.
-Hm! To jeszcze nic nie znaczy! - krzyknął i ponownie zaczął rzucać długimi igłami w chłopców. Z każdą chwilą przyśpieszał lecz to nic nie dało, bo bracia Namida się nawet nie ruszyli o centymetr. - Kim oni są?! - pomyślał członek ANBU widząc, że nie mają nawet zadrapania.
-Kim jesteśmy, tak? - powiedział złotooki rzucając na ziemię wszystkie igły.
-Demonami? Potworami?
-Na pewno nie ludźmi...
-A więc kim?
-Ciekawi cię to?
Mówili na zmianę, na co czarnowłosy się zatrzymał i spojrzał na nich. Kiwnął lekko głową na co Gin uśmiechnął się podejrzanie.
-Kuroi?
Wymieniony przed chwilą brat kiwnął głową, pozwalając tym samym swemu bratu działać. Granatowe oczy zabłysły niebezpiecznie, a wzór na tęczówkach Ginroua się zmienił. Chłopak aktywował Demonicznego Mangekyou Sharingana.
-Co to?! - krzyknął wróg chłopaków i w przerażeniu zaczął przyglądać się ruchom Gina. Przed chwilą wymieniony w ułamku sekundy znalazł się obok zamaskowanego chłopaka.
-To moje Kekkei Genkai. Chcesz je przetestować? - szepnął mu na ucho na co brunet drgnął. Spojrzał on na granatowookiego i wpadł w jego pułapkę. Został wciągnięty w otchłań swojego umysły, a ciało opadło na ziemię.
-Szybko ci poszło.
-Z głupimi ludźmi zawsze idzie szybko - odpowiedział, uśmiechając się do brata. - To co teraz?
-Idziemy do Kakashiego - powiedział Kuroi biorąc chłopaka. Obaj biegiem ruszyli w kierunku ich senseia. Gdy dotarli na miejsce zobaczyli, że Kakashi przycisną Zabuzę do drzewa i teraz go przepytuje.
-Czyli już po wszystkim, sensei? - spytał się Kuroi rzucając nieprzytomnego chłopaka pod nogi Zabuzy. Kakashi odwrócił się zaskoczony i spojrzał na nieprzytomnego chłopca.
-Całe szczęście, że nic wam nie jest - powiedział wzdychając i wracając do Zabuzy. Jego szeroko otwarte oczy mówią same za siebie, że nie tego się spodziewał. Kakashi zmarszczył lekko brwi, gdy tylko zaczął on się rozpływać.
-Haha! Nieźle chłopcy...! Jestem pod wrażeniem... - powiedział, a już po niecałej sekundzie zmienił się w kałuże. Chłopcy zaczęli się dokładnie rozglądać w poszukiwaniu za wrogiem.
-Mam pomysł! - krzyknął w myślach Kuroi.
-To się nim podziel - odpowiedział Gin w myślach. Kuro wyjaśnił wszystko bratu po czym postanowili to zrobić.
-Sensei, rozdzielmy się! - krzyknął Kuroi. Hatake spojrzał na niego zszokowany, a po chwili schował kunai i odwrócił się w stronę chłopca.
-Odmawiam.
-Nic nam nie będzie.
-W ten sposób będziemy mieć większe szanse, Sensei - powiedział Kuroi. Kakashi zerknął na bliźniaków i zmarszczył brwi.
-Jeśli pójdziesz w stronę wody, to najprawdopodobniej tam go znajdziesz. My tu posiedzimy i ewentualnie naprowadzony go na ciebie.
Kakashi westchnął i kiwnął lekko głową.
-Niech wam będzie... - powiedział zrezygnowany i odbiegł w kierunku jeziora, znajdującego się niedaleko. Niecałą minutę od jego odejścia pojawił się Zabuza. Stanął on na swoim mieczu wbitym w drzewo i spojrzał na nich z wyższością i pogardą.
-Myślicie, że dacie radę przeciwko mnie? - spytał z głową podniesioną wysoko. Kuroi prychnął i zasłonił usta, powstrzymując się od śmiechu. Kątem oka zauważył, że Gin również się cicho śmieje.
-Co was tak śmieszy, gówniarze? - spytał na co wybuchli śmiechem. Gin oparł się o drzewo i zaczął głośno śmiać. - Gnojki! - krzyknął i rzucił się na nich. Bracia odskoczyli, unikając tym samym ataku mieczem.
-Gin! - krzyknął w kierunku brata. Granatowooki wskoczył na drzewo obok brata i kiwnął głową.
~~*Kuroi*~~
Wolałem nie ryzykować, że przeciwnik pozna moje zdolności, więc ponownie, tak samo jak w przypadku braci demonów, użyłem naładowanego płomieniami shurikena. Tak jak podejrzewałem, klon zaczął się śmiać, patrząc na to, co robię z pobłażliwym uśmieszkiem. Kiedy shuriken dotarł do niego, ten nawet nie starał się zrobić uniku, po prostu złapał shurikena w locie. Na ułamek sekundy jego mina zmieniła się w bezgranicznie zdumioną i przerażoną, po czym broń zaczęła emanować ogień, którymi była nasączona. Jako, że klon trzymał shurikena w ręku, cały płomień przyjął na siebie i została z niego para wodna.
Jako, że prawdziwy Zabuza już przymierzał się do ataku, mającego błyskawicznie nas zabić, z demoniczną szybkością rzuciliśmy się na boki, unikając wroga. Kiedy my sobie lecieliśmy, zdezorientowany Zabuza atakował powietrze w miejscu, gdzie przed chwila stał mój brat. Odpadliśmy na ziemie i szybko się pozbieraliśmy. Spojrzałem na zaskoczonego Mistrza Miecza i uśmiechnąłem się.
-Jesteście szybcy...
-Nie.
-To ty jesteś wolny - dodał ze spokojem Gin obserwując, jak widoczna część twarzy Mistrza Miecza zaczyna pąsowieć ze złości i wstydu. Nie czekając na następne nasze słowa, zaatakował nas swoim mieczem, wzmacniając siłę uderzenia czakrą.
Gin spokojnie i z gracją kota unikał wszystkich ataków. Ja z kolei również ze spokojem obserwowałem tę walkę Kimiganem, zauważając, że zabandażowany popełnia bardzo poważny i kosztowny błąd - nie panuje nad emocjami.
Pozwolił, żeby jego wściekłość zapanowała nad nim i jego czakra pod postacią żądzy mordu bardzo szybko i w dużych ilościach emanowała z niego. Po sekundzie można już było wyczuć tego konsekwencje. Wszędzie wokół Zabuzy panowała aura wściekłości, z powodu której przerażenie odbierało przeciwnikom możliwość ruchu. Aby temu zapobiec wraz z bratem zaczęliśmy emitować swoją czakrę.
Kiedy Zabuza przeciął klona swoim gigantycznym mieczem, czym pozbył się go, z wściekłością wymalowaną na twarzy zaczął się rozglądać dookoła. Kiedy nie zauważył Ginroua, ruszył w moją stronę z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy, wyraźnie licząc, że bardzo szybko się mnie pozbędzie. No zobaczymy.
Kiedy znajdywał się już niecałe dwa metry ode mnie zamachnął się swoim mieczem. Jego mina oznaczała, że jest bardzo pewien swojej siły i tego, że wygra. Trochę się przeliczył...
~~*Zabuza*~~
Kiedy okazało się, że zaatakowany przeze mnie chłopak to klon, postanowiłem pozbyć się tego drugiego gnojka, który był z nim. Z dużą prędkością zbliżałem się w jego stronę szykując miecz do ciosu, po którym z bachora zostałyby dwie połówki i masa krwi. Kiedy jednak wyprowadziłem atak w dzieciaka, który dotychczas nawet nie drgnął, on... znikł. Nie było go...
-Czyżby to był klon? Nie... Niemożliwe... Gdyby to był klon, zamiast dzieciaka byłaby chmura dymu! - pomyślałem i dokładniej przyjrzałem się otoczeniu. - Zamiana? Nie... Też Nie. Nie ma tu teraz niczego, co mógłby użyć do zamiany... Jak on to, do cholery, zrobił?!
Zupełnie niespodziewanie odpowiedział mi głos za moimi plecami... - Normalnie.
Obróciłem się błyskawicznie wraz z mieczem, aby przepołowić tego bachora, który, o ile mnie słuch nie myli, jest tuż za moimi plecami, ale kiedy się obróciłem, okazało się, że nikogo tam nie ma... Jak na zawołanie znowu usłyszałem - Za wolno... I ty niby jesteś Jouninem? - powiedział. Spojrzałem na niego gniewni, mając nadzieje, że się przestraszy. - Chyba straciłeś sprawność i siłę przebywając poza wioską, bo nie uwierzę, żeby jeden z mistrzów miecza mgły był taki powolny...
-Ten bachor się ze mnie nabija!
-Owszem... Dopiero to zauważyłeś, Zabuza?
-Cholera! Co się dzieje? Jak?! - krzyknąłem w myślach. Zacząłem się dokładniej przyglądać. - Czy on mi czyta w myślach?
-Co do tego czytania w myślach, to bardzo prymitywne, ale jednak prawidłowe skojarzenie - powiedział ten drugi.
-Ten bachor właśnie się przyznał?! Co za gnojek!
-Dokładnie tak... No to jak będzie, walczymy czy wolisz, żeby zajął się tobą Kakashi?
-Kim wy właściwie jesteście? - krzyknąłem w ich stronę.
-I tak nawet jeśli nie zginiesz, możemy ci wymazać pamięć, więc nie szkodzi jeżeli ci powiemy.
-Oficjalnie mam na imię Kuroi Namida i wraz z bratem, Ginrouem Namida mieszkam w Konoha-Gakure od jakiegoś czasu, ponieważ znaleziono nas poranionych wraz z naszą martwą matką... - odpowiedział jeden z nich.
-Oficjalnie? Rozumiem, że to nie jest cała prawda?
-Prawda jest taka, że gdybyś znał nasze prawdziwe ludzkie personalia, właśnie wpisywałbyś nas do swojej Księgi Bingo.
-Co? - spytałem zdziwiony. - Nie no, teraz to już nic nie rozumiem.
-Jak dla mnie możemy pogadać, ale odkładasz ten miecz minimum na dwa metry od siebie i nie atakujemy się nawzajem - powiedział złotooki. Kiwnąłem głową.
-Proponuję pełne zawieszenie broni na czas rozmowy... - dodał ten drugi, granatowooki.
-No dobra. Ale wy też mnie nie atakujecie?
-Proponujemy zawieszenie broni, więc...
-Dobra, dobra, rozumiem... To co mieliście na myśli mówiąc "prawdziwe ludzkie personalia"? - spytałem rzucając miecz i resztę broni pod drzewo.
-Dokładnie to, co powiedzieliśmy...
-To znaczy? - spytałem siadając na ziemi.
-Eh... Zacznijmy od początku. Sądzę, że słyszałeś o ataku Kyuubiego na Konohę jakieś dwanaście lat temu?
-Hai. I co w związku z tym?
-Najpierw mi powiedz, co tobie jest wiadome w tym temacie - rzekł złotooki siadając wraz z bratem naprzeciw mnie.
-Czy to ma jakieś znaczenie?
-Owszem.
-No dobrze... Kyuubi z nieznanego nikomu powodu zaatakował wioskę liścia, a Czwarty Hokage poświecił swoje życie, pieczętując bestię w nowo narodzonym dziecku ze szpitala, którego rodzice zginęli w trakcie ataku - skończyłem mówić i spojrzałem na chłopców.
-Ogólnie znana i nieprawdziwa historia.
-Jak to? To ty wiesz, jak było naprawdę? - spytałem zaskoczony.
-Hai - odpowiedział złotooki. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem się jego, jakby smutnej, twarzy.
-Powiecie mi?
-Powiemy... Ale najpierw przywołaj tu tego ANBU lodu co nam zbiegł chwile temu.
Otworzyłem szerzej oczy. Miałem szczerą nadzieje, że nie dostrzegą zamiany Haku z jego lodowym klonem.
-Niech będzie.
Podniosłem rękę i dałem znał, żeby do mnie podszedł.
-Kuroi, skoro jesteśmy już wszyscy, powiesz nam, co się naprawdę stało podczas ataku Kyuubiego i czym ten atak był spowodowany? Z twoich wcześniejszych słów domyślam się, że wiesz to wszystko - spytałem się.
-Hai, ale prosiłbym was o przyrzeczenie, że nie będziecie rozpowiadać tego wszystkim dookoła, ponieważ obecnie żaden człowiek poza jednym o tym nie wie. A i to nie o wszystkim.
-Rozumiem. Ale jak możemy to przyrzec?
-Znacie zwój przysięgi? - spytał się granatowooki chłopak. Kiwnąłem głową w odpowiedzi i rzekłem.
-Spisuje się na nim kto i względem kogo coś przysięga, następnie wszyscy podpisują się swoją krwią, przez co przysięgający nie mogą złamać podpisanej przysięgi.
-Dokładnie Zabuza. Tak się składa, że jesteśmy w posiadaniu zwoju przysiąg.
-Rozumiem, że jeśli się na nim nie podpiszemy, nie powiesz nam, co się wtedy naprawdę stało ani kim jesteście?
-Dobrze rozumiesz.
-Na chwilę obecną jesteśmy szpiegami w wiosce liścia, więc nasze dane personalia nie mogą wyjść na jaw, zwłaszcza, że oboje pochodzimy z Konohy i byliśmy w niej dość znani z powodu czegoś, na co żaden z nas nie miał wpływu. Także, jeżeli chcecie poznać prawdę musicie się podpisać w zwoju..
-Teraz macie chwilę na zastanowienie się... Powiedzmy kilka minut.
Kiedy minął już wyznaczony nam czas na zastanowienie, nawet się już nie wahaliśmy. Wolę wiedzieć, co się wtedy działo. Nawet fakt, że nie będę mógł nikomu o tym powiedzieć, tego nie zmieniał. A Haku? Cóż, on zawsze dostosowuje się do moich decyzji i wyraźnie odpowiada mu nieposiadanie własnego zdania, więc nawet nie pytałem o nie, decydując za nas oboje...
-Zgadzamy się na przysięgę i podpis w zwoju...
-Dobrze.
Po czym Kuroi sięgnął do swojego plecaka i wyjął z niego czerwony zwój ze wzorem czarnych płomieni. Musiał zauważyć nasze zaintrygowane spojrzenia ponieważ powiedział - Jak zapewne nie wiecie, bądź wiecie, te zwoje posiadali nie tylko Kage, ale także głowy najpotężniejszych klanów. Potem się dowiecie więcej... - rzekł i położył przed nami zwój.
-Zaczynamy?
-Hai.
Nie miałem nic do stracenia, za to wiele, bardzo wiele, do zyskania...
Ginrou przegryzł kciuk i zwilżył swoją krwią pieczęć lakującą go. Pieczęć natychmiast rozbłysła krwistą czerwienią, po czym oderwała się od zwoju, pozostając jednak na jego końcówce, aby można było później zwój z powrotem zamknąć i zabezpieczyć. Następnie rozwinął zwój przede mną i podał mi czarny atrament i pędzelek, zachęcając bezgłośnie, abym zaczął pisać. Chłopcy w międzyczasie rozmawiali.
~~*Kuroi*~~
-Kuroi? - powiedział Gin, a ja spojrzałem na brata z uniesionymi brwiami. - Masz pewność, że Zabuza i Haku nie mają wobec nas na chwilę obecną złych intencji?
-Na chwilę obecną moja pewność wynosi 99,9% Są zbyt ciekawi, a przynajmniej Zabuza.
-Owszem... Jednak możemy to wykorzystać na naszą korzyść - powiedział na co lekko przekrzywiłem głowę.
-Kakashi został przecież wysłany nad jezioro. Możemy się do niego dostać i użyć na nim Genjutsu...
-...tak aby myślał, że walczył z Zabuzą i rzucił on na niego Genjutsu, tak?
Gin kiwnął głową z lekkim uśmiechem.
-Później zabrać go do jaskini i upewnić się, że nic im nie jest.
-Może się udać...
-Możemy wiedzieć o czym rozmawiacie? - mtrącił się Momochi.
-Chcemy udać się do Kakashiego i rzucić na niego Genjutsu.
-Później zaniesiemy go do reszty i tu wrócimy.
-Macie coś przeciwko? - spytałem na co Mistrz Miecza zaprzeczył głową. - A więc zaraz wrócimy.
Z demoniczną prędkością ruszyliśmy do senseia i rzuciliśmy na niego Genjutsu. Wziąłem go na ręce i teleportowaliśmy się przed jaskinie.
-Kazałem naszym klonom wyjść wcześniej z jaskini na zwiad - powiedział mój brat. Kiwnąłem głową, a nasz mały spektakl się zaczął...
Wbiegaliśmy do jaskini udając zmęczonych i zdyszanych wraz z Kakashim na rękach. Sakura widząc go pisnęła przerażona. Wraz z Ginem położyliśmy senseia na ziemi.
-Co mu się stało?! - krzyknęła wystraszona dziewczyna. Spojrzałem na nią zirytowany i krótko wyjaśniłem sytuacje.
-Walczył z Zabuzą lecz ten złapał go w Genjutsu.
-Trzeba go wybudzić! - krzyknęła różowa. Klęknęła nad nim i chciała użyć 'Kai' aby wybudzić senseia.
-Oszalałaś!? - krzyknął Gin łapiąc ją za rękę. Różowa spojrzała na niego zdziwiona. - Nie wiemy co to za Genjutsu. Jeśli spróbujemy go wybudzić to może to źle wpłynąć na jego psychikę! - krzyknął na co twarz dziewczyny zbladła, a ona sama cofnęła się do tyłu.
-Przepraszam... - wyszeptała zażenowana. Prychnąłem i zerknąłem na ognisko.
-Przyniesiemy wam drewno i jakieś ryby. Zjecie je, a później pójdziecie spać. My będziemy na patrolu więc się nie martwcie - powiedziałem i wyszedłem z jaskini. Tuż za mną wyszedł mój brat i się rozdzieliliśmy. Ja zebrałem drewno a on nałowimy ryb. Po kilku minutach ponownie pojawiliśmy się w jaskini i zostawiliśmy im rzeczy.
-My idziemy na zwiad. Nie wychodźcie z jaskini - powiedziałem przez ramie i wyszliśmy z groty. Szybko skierowaliśmy się w stronę Zabuzy i jego pomocnika...
~~*Zabuza*~~
Kiedy chłopcy odeszli do swojego obozu, sądziłem, że zajmie im to jakieś pół godziny, tymczasem mile się zaskoczyłem. Pojawili się zaledwie po dziesięciu minutach. Wyprostowałem się odruchowo i przesunąłem zwój przysiąg, w którym skończyłem już wraz z Haku spisywać przysięgę, w stronę chłopców, którzy właśnie zdążyli usiąść. Ginrou na znak Kuroiego wziął w dłonie zwój, rozwinął go, zaczynając czytać naszą przysięgę na głos - My, niżej podpisani: Zabuza Momochi, zwany Demonem Wioski Ukrytej Mgły, nukenin tejże wioski i Haku, wydziedziczony z rodziny shinobi Kiri-Gakure, przygarnięty i wyszkolony przez Zabuzę Momochiego, przyrzekamy na naszą krew nie zdradzić zaufania i tajemnic, jakie zgodzą się nam przekazać Kuroi i Ginrou Namida w dniu dzisiejszym i przyszłości. Przyrzekamy nie zdradzić żadnej z ich tajemnic bez ich uprzedniej zgody, nieważne, czy podczas przesłuchania, czy z własnej inicjatywy. Jeśli jednak przysięgi nie dotrzymamy, konsekwencją niech będzie śmierć - Ginrou skończył czytać i spojrzał na swojego brata. Kiedy zauważył potakujące kiwnięcie głową z jego strony, podał mu pergamin, czarny atrament i pędzelek.
Kuroi wziął wszystkie te rzeczy od Ginroua i zaczął pisać - My niżej podpisani: Kuroi Namida, znany także jako Kuroi no Ookami bądź Naruto Namikaze-Uzumaki oraz Ginrou Namida, zwany Ginrou no Neko i Sasuke Uchiha, przyjmujemy przysięgę Zabuzy Momochiego i nieposiadającego nazwiska Haku. Zgadzamy się także na ich postanowienie, wedle którego zdrada tajemnic przez nas im przekazanych równać się ma ich śmierci - Kuroi zakończył pisanie, po czym oddał mi zwój, ale już bez przyborów piśmienniczych, które zapieczętował na powrót w zwoju, po czym ów zwój jego brat spakował do plecaka.
-Sadzę, że zdajecie sobie sprawę, że podpis w zwojach tego typu musi być wykonany krwią osoby, która przysięga bądź przysięgę przyjmuje, więc...
Nie musiał kończyć... Wyciągnąłem z kabury kunai i przeciąłem nim dość lekko skórę na moim palcu. Używając spływającej z rany krwi jako atramentu, napisałem pod przysięgą swoje imię i nazwisko. Kiedy skończyłem, podałem zwój Haku, który powtórzył całą czynność, z tym, że palec zranił wyjętym z rękawa senbon. Oddaliśmy zwój braciom, którzy powtórzyli tę czynność, po czym jednocześnie przyłożyli dłonie do zwoju przysięgi, mówiąc - Przyjmujemy przysięgę.
Wtedy tekst przysięgi wraz z naszymi podpisami zamigotał, po czym... zniknął.
-Spokojnie, Zabuza. Wszystko jest w porządku. To, że tekst przysięgi zniknął jest kolejnym zabezpieczeniem dla nas wszystkich. Nawet, gdyby ktoś dorwał się cudem do rozpieczętowanego zwoju, nie będzie w stanie przeczytać żadnej z przysiąg w nim zawartych.
-Rozumiem. Czy teraz nam wytłumaczycie, co się tak właściwie stało przy ataku Kyuubiego?
-Obiecałem, że powiem, więc powiem...
Wolałem nie prowokować Kuroiego, więc już się nie odezwałem, czekając, aż będzie kontynuował.
-Tak naprawdę wszystko to sięga w czasie o wiele dalej, niż atak Kyuubiego... - zaczął złotooki, lecz po chwili mówili na zmianę z bratem.
-Setki lat temu pewna istota na chwilę przed śmiercią wypowiedziała przepowiednię...
-Mówiła ona o tym, że w Konoha-Gakure narodzi się osoba mająca w swoich żyłach krew wielkiego klanu. Co na dziś dzień automatycznie pozostawia nam trzy klany...
-Namikaze, Uchiha i Hyuuga...
-Wszystkie pozostałe klany nie posiadają Dojutsu, więc się nie kwalifikują...
-A tak się składa, że nasz 'szanowny' Sandaime Hokage gdzieś usłyszał przepowiednię...
-I postanowił nie dopuścić do jej wypełnienia poprzez zniszczenie tych klanów...
Otworzyłem szerzej oczy.
-Aż tak przeraziła go przepowiednia, że postanowił się pozbyć głównych obrońców wioski? Co było tak strasznego w przepowiedni? - wtrąciłem się na co obejrzeć kiwnęli głowami.
-Nie mieściło mi się w głowie, co mogło skłonić przewodnika wioski do czegoś takiego... - powiedział Kuroi lekko spuszczając głowę. - Końcówka przepowiedni mówi, że członek wielkiego klanu zniszczy Konohę i wskrzesi rodziców. Ale wracając...
-Po wielkiej wojnie klanów ocalało jedynie dwoje członków klanu Namikaze...
-Byli to rodzice Czwartego Hokage, Oma i Kimichi Namikaze.
-Jakieś dwa lata później Oma zginęła, rodząc małego Minato...
-Najprawdopodobniej podstawiona pielęgniarka wpuściła do kroplówki truciznę, ponieważ w trakcie porodu nic nie zapowiadało tej tragedii...
-Małym Minato przez 5 lat zajmował się Kimichi...
-Zginął na misji zleconej mu przez Sarutobiego.
-Który posłał jednego shinobi przeciwko pięćdziesiątce shinobi na poziomie Jouninów, mówiąc mu, że to najzwyklejsi, niewyszkoleni bandyci...
-Także to było częścią planu trzeciego, pozbycia się klanu, Namikaze, na razie...
-Młody Minato był geniuszem...
-W wieku 6 lat ukończył Akademię.
-W wieku lat 8 został już Jouninem i kapitanem ANBU...
-W wieku 18 lat na misji w wiosce Wiru poznał Kushinę Uzumaki, zakochali się w sobie, a Minato sprowadził ją do wioski...
-W czasie, gdy Minato był na misji...
-Sandaime wezwał do siebie potajemnie Madarę Uchiha pod pretekstem chęci przyjęcia go z powrotem do wioski...
-Mimo swojej reputacji, Madara ciągle kochał wioskę, której hokage nieomal został...
Obaj chłopcy mówili naprzemiennie i widać było, że obaj idealnie znają tę historię. Mimo tego nadal miałem problem z przyswojeniem sobie informacji, które już zdążyli mi przekazać, a oni raczej dopiero się rozkręcali, jeśli chodzi o szokujące wieści.
-Więc stawił się o umówionej porze w Dolinie Końca...
-Gdzie już czekał na niego Sarutobi z dwójką kontrolowanych przez niego ANBU ukrytych nieopodal...
-Zaatakowali zaskoczonego Madarę i obezwładnili go, wstrzykując mu w żyły specyfik blokujący przepływ chakry, przez co nie mógł wykonać żadnych technik ani aktywować kekkei genkai...
-A Sarutobi zastosował na nim zakazaną technikę pełnej kontroli ciała i umysłu...
-I Madara stał się czymś w rodzaju marionetki...
-Bez własnej woli, ślepo posłuszny...
-Trzeci kazał mu wyeliminować syna Kyuubiego no Kitsune...
-I zadbać, aby ten dowiedział się, że zabójstwo zlecił Hokage Konoha-gakure - powiedział Gin na co w szoku otworzyłem szeroko oczy.
Wziąłem głęboki wdech i krzyknąłem - Że co?! Czemu miałby to zrobić? Chciał zniszczyć wioskę, którą przysięgał chronić?
-Eh... Początkowo zareagowałem tak samo... On nie chciał zniszczyć wioski... Ale to już zrozumiesz, słuchając ciągu dalszego - powiedział Ginrou na co kiwnąłem głową i się wyprostowałem.
-Tydzień później z misji w kraju Wiru powrócił Minato wraz z Kushiną. Ogłosili swoje zaręczyny...
-Miesiąc później zostali małżeństwem. Jeszcze miesiąc później Minato został Hokage...
-Madara w tym czasie był wciąż w trakcie misji, a dokładniej, starał się odnaleźć Orenjiego.
-Orenjiego? - spytał zaskoczony Zabuza.
-Syna Kyuubiego no Kitsune.
-Udało mu się zabić Orenjiego pół roku później...
-A z kolei jeszcze po dwóch miesiącach Kyuubi dowiedział się o "zleceniu" zabicia swojego syna...
-Wściekły nie wziął pod uwagę sytuacji politycznej Konohy...
-A mianowicie faktu, że główny winowajca nie jest już Hokage...
-Nadchodzi 10 października. Minato jest zachwycony, ponieważ jego żona, Kushina, rodzi mu syna.
-Aż przybiega ledwo żywy członek ANBU informując, że w stronę wioski pędzi wściekły Kyuubi...
-Właśnie w tej chwili Czwartemu urodził się syn...
-Minato musiał powstrzymać rozszalałego demona, więc jedyną możliwością było zapieczętowanie go w noworodku...
-Czwarty nie miał innego wyboru, jak tylko zapieczętować Lisa w swoim pierworodnym synu - jedynym tego dnia narodzonym dziecku...
-Minato poświęcił swoje życie, aby za pomocą Pieczęci Żniwiarza zamknąć Lisa w swoim synku...
-Poprosił Sarutobiego, aby jego syn był dobrze traktowany i okrzyknięty bohaterem...
-Ale Trzeci miał inne plany...
-Nikt się nie dowiedział o prośbie Yondaime, a dziecku zmieniono nazwisko...
-Zamiast Naruto Namikaze, nazwano go Naruto Uzumaki...
-Miał się nigdy nie dowiedzieć, że jego ojcem był Czwarty...
-Był szykanowany, poniżany, bity, podtapiany... - powiedział Kuroi nieco ciszej. - W wieku siedmiu lat dowiedział się prawdy, aktywował kekkei genkai, wyćwiczył kontrolę chakry i uciekł z Konohy, przysięgając zemstę...
-Sarutobi posłał za nim ANBU, ale ci nie byli w stanie go złapać, ponieważ lis nauczył go Kage Bushin no Jutsu...
-Naruto dotarł do świątyni ognia, gdzie zdjął pieczęć. Poszedł z Kyuubim do krainy demonów i sam stał się demonem...
-Tymczasem wściekły Sarutobi przerzucił swoje mordercze zapędy na klan Uchiha...
-Hyuuga byli tymczasowo bezpieczni, ponieważ jest z nimi spokrewniony ze strony matki, jednakże nie posiadał kekkei genkai...
-Więc wezwał do siebie geniusza klanu Uchiha, Itachiego - rzekł Gin. -I zastosował na nim technikę wypróbowaną na Madarze... Kontrolowany Itachi zabił swojego najlepszego przyjaciela, ponieważ Sarutobi chciał, żeby jego 'zwierzątko' aktywowało Mangekyo Sharingana.
-Następnie, kilka dni po tym wydarzeniu nastąpiła realizacja planów trzeciego. Jednakże nie wszystko mu się udało...
-Itachi tak bardzo kochał swojego młodszego brata, że nawet pod wpływem techniki kontrolującej nie był w stanie go zabić...
-Więc Sandaime nakazał mu użyć na Sasuke Mangekyo, aby wyryć mu w głowie obraz mordowanej rodziny...
-W jego planach było, żeby załamany chłopak popełnił samobójstwo... - powiedział granatowooki i uśmiechnął się kpiąco. -Ale to wszystko mu się niezbyt udało...
-Co prawda Itachi nadal był kontrolowany, ale Sasuke nie planował samobójstwa, lecz zemstę...
-Dowiedział się, gdzie jest jego brat i chciał go zabić...
-Itachi tak naprawdę chciał umrzeć, nie chciał zranić swojego brata, więc nawet się nie bronił...
-Sasuke już miał zadawać ostatni cios...
-Kiedy został powstrzymany przez Kuroi no Ookamiego...
-Który jak się później Sasuke dowiedział... - powiedział Gin i spojrzał na brata. - Był jego jedynym przyjacielem z dzieciństwa...
-Naruto Uzumakim...
-Wytłumaczyli wraz z obecnym tam Kyuubim chłopakowi, co stało się naprawdę. Na jego prośbę uwolnili Itachiego spod działania kontroli...
-Co potwierdziło ich słowa. Chłopak był zdezorientowany i nie wiedział gdzie jest i co się stało...
-Kiedy usłyszał, że kontrolowany przez Hokage zabił cały swój klan, był załamany. Przekonany, że zabił swojego ukochanego braciszka...
-Kiedy wszystko mu wyjaśnili, zapałał chęcią zemsty...
-Przystał na propozycję dwójki demonów. Wraz z bratem postanowili zostać demonami...
-Aby zdobyć moc...
-Potrzebną, aby zniszczyć Konohę...
-Kiedy odchodzili, zostali zaatakowani przez oddział specjalny ANBU. Młodzi Uchiha byli już pewni, że trafią do aresztu wioski...
-Jednakże Kuroi miał inne plany... Sam jeden pokonał dwudziestkę doborowych ninja i nawet nie dostał zadyszki...
-Kiedy Kuroi zdezorientował wrogów wiedzą, kto ukrywa się pod jaką maską Kyuubi wytłumaczył rodzeństwu specyfikę jego kekkei genkai... - powiedział Kuroi patrząc na swojego brata z rozbawieniem. - Obaj chłopcy byli w szoku, kiedy dowiedzieli się, że dawny przyjaciel Sasuke ma najpotężniejsze kekkei genkai na świecie...
-Tak... - westchnął sharinganowiec. - Po pokonaniu ANBU ruszyli w kierunku krainy demonów, gdzie młodzi Uchiha stali się demonami...
-Sasuke Uchiha stał się członkiem klanu Neko, przybierając imię Ginrou no Neko...
-Zaś Itachiego do swojego klanu zaprosiła Shizen no Raijuu, nadając mu jednocześnie miano Hokuro no Raijuu...
-Jakiś miesiąc po ich przemianie Kuroi no Ookami i Ginrou no Neko otrzymali misję...
-Mieli wkraść się w szeregi shinobi znienawidzonej przez nich wioski...
-Miała im w tym pomóc Akai no Kitsune, narzeczona Kyuubiego, która jeszcze jako człowiek nazywała się Yurei Namida... - powiedział, a nazwisko kobiety utknęło w mojej głowie.
-Namida? Pochodziła z już nieistniejącego klanu Namida? - spytałem zaskoczony tym faktem.
-Nie pochodziła, a pochodzi...
-Ona wciąż żyje...
-Aczkolwiek dzięki swojej nietypowej zdolności została uznana za 'zmarłą' i pochowana na terenie posesji Uchihów w Konoha...
-Żyje i jest pochowana? - wtrąciłem się.
-Tak, żyje. A pochowana była...
-Ale wracając... Kiedy dotarli już do bliskich okolic Konohy...
-Akai i Kuroi 'nieco' zdewastowali niewielką polankę, po czym już wszyscy wypili nietypowy napar produkcji demonów, który powodował pojawienie się na ciele dość głębokich ran...
-Następnie Kuroi i Ginrou użyli niewykrywalnej techniki powodującej pozbawienie użytkownika przytomności na czas kilku godzin, zaś Akai swojej umiejętności zatrzymania akcji narządów wewnętrznych...
-Zostali znalezieni przez wysłany tam oddział ANBU...
-Gdzie współczujący im z powodu 'śmierci' ich 'matki' Hokage pozwolił im zostać w wiosce...
-Kiedy dowiedział się, że rodzice chłopców nauczyli ich "podstaw" bycia shinobi zaproponował im zdanie egzaminu na genina w trybie natychmiastowym...
-I przydzielił ich wraz z Sakurą Haruno do drużyny pod kierunkiem Kopiującego Ninja...
-Po kilku treningach i misjach rangi D otrzymali misję ochrony budowniczego mostów w drodze do krainy Fal...
-No i tak mniej więcej jesteśmy tutaj - zakończyli swą wypowiedz na co ja otworzyłem szerzej oczy.
-Czekajcie, czekajcie... Więc to o was jest tutaj mowa? - spytałem zaciekawiony. Bracia spojrzeli po sobie i westchnęli.
-Wiesz co, Gin?
-Hai?
-A ja myślałem, że Demon mgły jest nieco bardziej domyślny...
-No... Podstawiamy mu gotową odpowiedź praktycznie pod nos, a on jest w szoku i nie wie, o co chodzi...
-Przestańcie! Po prostu chciałem się upewnić, że dobrze was zrozumiałem! - próbowałem się tłumaczyć, chociaż nie za bardzo widziałem w tym sens. Ale trzeba było spróbować...
-No dobra, więc jeden z was jako człowiek nazywał się Naruto Uzumaki-Namikaze, natomiast drugi Sasuke Uchiha, tak?
-Dokładnie.
-Tylko - powiedziałem. - Który to który?
~~*Narrator*~~
-Do tego dojdźcie teraz sami - powiedział Kuroi uśmiechając się przebiegle. Haku i Zabuza zaczęli uważnie rozmyślać nad zdobytymi informacjami, a bracia rozpoczęli rozmowę w myślach. - Uf.. Zmęczyło mnie te gadanie.
-Nie tylko ciebie, nii-san...
-A co? Ciebie też? - spytał zdziwiony Kuro
-Oczywiście... Ale przynajmniej daliśmy im do myślenia.
-Z tym akurat się zgodzę...
-Jak myślisz, zgadną, kto jest kim?
-Na pewno... W końcu im powiedzieliśmy, że Naruto zmienił się w osobę o imieniu Kuroi no Ookami, a Sasuke w Ginroua - powiedział spokojnie Kuro.
-Nie sądzisz, że za dużo im zdradziliśmy?
-Nie... Przecież i tak nie mogą tego nikomu powiedzieć, a może ich to zmieni?
-Zmieni? W jakim sensie?
-Nie wiem, czy zauważyłeś, ale Haku kocha Zabuzę jak ojca...
-A Zabuza traktuje go tylko i wyłącznie jak broń, którą, gdy się zepsuje, można zastąpić inną...
-Dokładnie...
-A jeśli zrozumieją swoje postępowanie, zaproponujemy im przyłączenie się do demonów?
-Taki mam zamiar, aczkolwiek wątpię, czy będą chcieli...
-Najwyżej jeśli się nie zgodzą, wymawiając się niezakończonymi sprawami, możemy im powiedzieć, że jeśli zmienią zdanie, mogą się do nas zgłosić...
-Dokładnie to zamierzałem zrobić... Przydadzą się nam w nich sprzymierzeńcy...
-A sądzę, że już są po naszej stronie...
-Teraz, gdy się dowiedzieli o tym, co naprawdę się stało...
-Na pewno nam pomogą.
~~*Zabuza*~~
Kiedy chłopcy zapowiedzieli, że sobie pogadają, sądziłem, że odejdą kawałek i będą rozmawiać szeptem. Natomiast oni, znowu łamiąc wszelkie stereotypy po prostu usiedli z zamkniętymi oczami... Jak skończą chyba się ich o to zapytam...
-Jak myślisz, Haku, który z chłopców to Naruto, a który to Sasuke? - spytałem cicho chłopaka.
-Moim zdaniem Kuroi to Naruto, a Ginrou to Sasuke...
-Po czym wnioskujesz?
-Mówili, że Sasuke Uchiha stał się członkiem klanu Neko, a jego nowym imieniem było Ginrou no Neko. A imię jednego z braci Namida brzmi właśnie Ginrou..
-Czyli sądzisz, że Ginrou to Sasuke, a Kuroi to Naruto, tak?
-Dokładnie...
-To jak, przedstawiamy chłopakom nasze podejrzenia, czy jeszcze pomyślimy?
-Możemy przedstawić.
-No dobra, pora pokazać naszym towarzyszom, że nie jesteśmy głupi i już rozwikłaliśmy zagadkę - powiedziałem i jak postanowiłem, tak też zrobiliśmy...
Zastanawialiśmy się właśnie, jak poinformować chłopców, że już rozwikłaliśmy zagadkę ich dawnej tożsamości, kiedy obaj jednocześnie, jak na komendę, otworzyli oczy i spojrzeli w naszą stronę. Zdumienie tym spowodowane odebrało mi na krótką chwilę zdolność poruszania się i mowę... Musiałem wyglądać śmiesznie ponieważ Ginrou spojrzał na nas rozbawiony i powiedział - Oj nie patrzcie tak na nas... Kuroi wyczuł, że wpatrujecie się w nas, więc zakończyliśmy rozmowę i czekamy na werdykt.
-Ale skąd Kuroi wiedział, że na niego patrzę?
-Za pomocą mojego kekkei genkai mam dużo różnych umiejętności... - odpowiedział tajemniczo chłopak o złotych oczach.
-Rozumiem.. A jak rozmawialiście, przecież nawet nie otworzyliście ust?
-Normalnie... Dla nas to nie problem - powiedział i wzruszył ramionami.
-To była najzwyklejsza telepatia... Zostaliśmy obdarzeni tym dzięki połączeniu naszych umysłów.
-Rozumiem - powiedziałem trawiąc nowe informacje.
-No dobra. To teraz dowiemy się wreszcie, jak nazywaliśmy się jako ludzie?
-Hai... Kuroi to tak naprawdę Naruto Namikaze-Uzumaki, Ginrou natomiast to Sasuke Uchiha.
-Brawo! Gratulujemy - powiedział chłopak o blond pasemkach klaszcząc do tego. - A teraz mamy do was pytanie...
-Tak?
Byłem naprawdę ciekawy, czego dwójka tak silnych osób może chcieć ode mnie i od Haku...
-Co powiecie na sojusz z nami i na zostanie demonami?
-Na czym ten sojusz miałby polegać?
-To bardzo proste... My mamy w was przyjaciół i vice versa, ponadto, wy dajecie sobie spokój z zabijaniem naszego zleceniodawcy, żebyśmy nie musieli z wami walczyć, co zakończyłoby się na pewno naszą wygraną, o ile nie waszą śmiercią... Z kolei my ze swojej strony zrobimy wam alibi, żeby Gato was nie szukał i nie planował was zabić za niewykonanie zadania...
-W jaki sposób macie zamiar to zrobić?
-To proste.
-A nawet bardzo proste...
-Przecież martwego nie będą chcieli zabić...
-Zwłaszcza, gdy znajdą ciała...
-Chcecie nas teraz zabić?! - wrzasnąłem wkurzony. - Co oni sobie myślą?! Że od tak sobie damy się zabić?
-A czy ktoś tak powiedział?
-Przecież powiedzieliście przed chwilą, że martwego nie będą chcieli zabić jeżeli znajdą ciała?
-Jeśli znajdą ciała, które będą wyglądać jak wy...
-Ale..
-Nie ma żadnego 'ale'... Patrzcie.
Kuroi w błyskawicznym tempie wykonał setki pieczęci, po czym bez słowa zranił mnie w rękę i przyłożył ją do ziemi pod moimi stopami. Na ziemi w miejscu przyłożenia pojawił się płonący pentagram. Niewzruszony Kuroi wykonał to samo ponownie, tym razem raniąc dłoń Haku. Kiedy przed nami płonęły dwa pentagramy, Kuroi skinął Ginrouowi i wszedł do pentagramu płonącego przede mną. Ginrou pokiwał głową i stanął w pentagramie Haku...
Nagle zaczęło się dziać coś dziwnego. Ogień tworzący pentagram, w którym stał Ginrou, zmienił kolor na czarny, natomiast w przypadku Kuroiego ogień stał się złoty. Między chłopcami, a ogniem wewnątrz którego stali pojawiło się coś w rodzaju błyskawic. U Kuroiego były czarne, natomiast u Ginroua srebrne. Domyśliliśmy się wraz z Haku, że te błyskawice przenoszą czakrę z ciała chłopców, zasilając ogień. Domyśliliśmy się tego, ponieważ, chociaż Kuroi nie wyglądał nawet na osłabionego, to jego 'brat' oddychał dość ciężko i wyraźnie opadał z sił. Nagle stało się coś dziwnego... Kuroi zaczął emanować chakrą.. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że ta chakra był czarna jak smoła. W tej samej chwili błyskawice się wzmogły i byłem niemalże pewny, że wyczerpany Ginrou zaraz zemdleje, kiedy błyskawice pobierające czakrę w jego ognistym pentagramie zmieniły kolor na czarny... Nie wiedziałem, co to oznacza, zwłaszcza, że błyskawice Kuroiego nie zmieniły koloru... Zastanawiałem się, o co może chodzić, kiedy szturchnął mnie Haku. Nachyliłem się ku niemu i usłyszałem - Zabuza, Kuroi chyba używa Ginroua, jako przekaźnika swojej czakry między sobą a drugim pentagramem...
-Skąd te podejrzenia?
-Ginrou wyraźnie opadł z sił, kiedy błyskawice były srebrne. Kiedy miał już stracić przytomność, Kuroi zaczął emanować chakrę, a błyskawice wokół Ginrou'a zmieniły kolor na taki sam, jak u Kuroiego. A sam Ginrou jakby odzyskał część sił i już nie wygląda, jakby miał zaraz stracić przytomność... Dlatego sądzę, że chłopcy są w jakiś sposób połączeni i Kuroi może przesyłać swojemu bratu swoją czakrę...
-Może i racja.. Ale dowiemy się tego, kiedy już skończą... Aczkolwiek nie mam pojęcia, co oni robią...
-Ja też nie , ale kiedy skończą, dowiemy się zapewne i tego...
Zamilkliśmy, obserwując pentagramy i chłopców wewnątrz nich. Zauważyliśmy pewną prawidłowość... Mianowicie, im dłużej błyskawice pobierają czakrę z ich ciał, tym wyższe są płomienie. Po półgodzinie oba pentagramy wyglądały jak góry stworzone z ognia. Płomienie utworzyły wokół chłopców kokony, zasłaniając ich całkowicie. Nagle kokony wybuchły!
Całą okolicę zalało światło w dwóch kolorach... Czarne, jednocześnie mroczne i świetliste, emanowało z kokonu dotychczas ukrywającego młodego Uchihę. W tym świetle przebłyskiwały czarne i srebrne nitki błyskawic. Natomiast od Naruto emanowało złote światło rozpraszające ogień i czarne nitki błyskawic. Kiedy światło przygasło i nasze oczy zaczęły z powrotem działać jak trzeba, zauważyliśmy dość niecodzienny widok... W miejscach wybuchów światła stali chłopcy, ale nie to było dziwne... Dziwne było to, że pod ich nogami leżały dwa ciała...
Pod nogami Ginrou'a leżało martwe i niesamowicie poharatane ciało Haku. Rozpłakałbym się chyba na taki widok, gdyby nie fakt, że prawdziwy Haku stał tuż obok mnie i ogromnymi oczami wpatrywał się w "swoje" ciało... Powoli przesunąłem wzrok z wyraźnie zmęczonego Ginrou'a, i spojrzałem na drugiego chłopca... Kuroi nie miał nawet zadyszki mimo, że, jak wiedziałem, przez większość czasu tylko on swoją chakrą zasilał oba płomienie, które raczej pochłaniały wręcz przeogromne ilości chakry... Dopiero po chwili spojrzałem w dół. Tak jak sądziłem, leżało tam moje ciało. Spojrzałem na Kuroi'ego z ciekawością, wzrokiem pytając, czy mogę podejść. Kuroi uśmiechnął się ze zrozumieniem i kiwnął głową. Zaciekawiony i zszokowany podeszłem do chłopca, czy też raczej do swojego ciała, leżącego pod jego nogami. Kiedy dotarłem i spojrzałem na nie z bliska, aż się zachłysnąłem... Moje ciało wyglądało, jakby ktoś próbował je pokroić ale mu nie wyszło. Było całe w krwawiących ranach, a najpoważniejszą i zarazem najbardziej krwawiącą raną była ta, przebijająca na wylot "moje" serce.
-Jak ci się to udało?
-To jest dość prosta, aczkolwiek pochłaniająca gigantyczne ilości czakry, technika. Nauczyłem się jej podczas mojego czteroletniego treningu w krainie demonów. Nauczyłem się tam już wszystkiego, czego mogłem przed zyskaniem zwierzęcej formy...
-Rozumiem.. Czy wszystkie demony mają tak ogromne pokłady czakry jak ty?
-Nie, ja mam masę chakry, nawet jak na demona... Jak sami widzicie, mam więcej czakry od normalnego demona, co widać na tym przykładzie, że większość chakry potrzebnej w technice stworzenia pochodziła ode mnie...
-Rozumiem, a czego uczyłeś się w krainie demonów? Oczywiście, jeżeli mogę zapytać?
-Jasne, że możesz. Aczkolwiek nie będę wymieniał wszystkiego, bo by mi miesiąc gadania bez przerwy nie wystarczył. Z taijutsu nauczyłem się poruszania z przeogromną prędkością i precyzyjnych, bardzo silnych ciosów, po żmudnym treningu byłbym w stanie jednym celnym ciosem wzmocnionym czakrą, jak w jyuuken klanu Hyuuga, zniszczyć całą skałę z głowami Hokage...
-Mówiłeś coś o ogromnej prędkości... Jak szybko potrafisz biec?
-Jak każdy demon.. Dotarłbym do ruin Wioski Wiru i z powrotem w kilka minut szybkiego biegu.
-Aż tak szybko?! Niesamowite! Nie mogę w to uwierzyć...
-Udowodnić Ci?
-Ale jak?
-Powiedzmy, wezmę cię na barana i pobiegnę, powiedzmy, do Mgły... Potem wrócimy tutaj...
-Jak zamierzasz trafić idealnie w to miejsce z wioski mgły?
-Normalnie.
-To znaczy?
-Po własnych śladach, czy raczej tropach...
-Nie mówisz poważnie, co?
-A niby dlaczego nie?
-Przecież po własnych tropach mogłoby wrócić zwierzę, noe człowiek...
-Zapomniałeś chyba, Zabuza, że ja jestem demonem. W połowie jestem wyjątkowo potężnym człowiekiem, a w połowie moje geny należą do wilka... A wilki, jak wiesz, mają bardzo czuły węch. Jako demoniczny wilk mam wyjątkowo czuły węch... Jakieś 100 razy czulszy od człowieka.. Jestem w stanie wywąchać wszystko dookoła - powiedział na co otworzyłem szerzej oczy. Nagle odwrócił głowę na bok i rzekł:
-Na przykład... 700 metrów na południowy wschód od nas znajduje się puma. Najprawdopodobniej polująca, ponieważ kilka metrów od niej znajduje się łania...
-Ty to na serio masz węch!
-Nie zaprzeczę... Ginrou z racji, że jest w klanie Kota ma zwinność na bardzo wysokim poziomie. Jest lepszym atletom ode mnie - powiedział śmiejąc się pod nosem na co jego brat uderzył go w ramie. Naruto spojrzał ponownie na mnie. - To jak, masz ochotę na małą podróż do mgły i z powrotem?
-Pewnie.
-Ok. Gin, Haku, zostańcie tu... Za jakieś pięć minut będziemy z powrotem.
Wsiadłem Kuroiemu na plecy, a ten błyskawicznie wskoczył na drzewo nieopodal. Kiedy Kuroi biegnąc, nabierał prędkości, poczułem, jak jego czakra przytwierdza mnie do niego. Biegł tak szybko, że nie byłem w stanie rozróżniać kształtów mijanych przedmiotów. Widziałem jedynie zamazane, zielone smugi... Po jakiejś minucie biegu Kuroi zaczął zwalniać.. Sądziłem, że woli uważać albo się zmęczył, ale okazało się, że po prostu byliśmy już jakieś 100 metrów od Kiri-gakure. Kiedy Kuroi się zatrzymał, zszedłem z jego pleców i, stojąc na ziemi, przyglądałem się mojemu dawnemu domu.. Kiedy już się napatrzyłem, po jakiejś minucie, spojrzałem na Kuroi'ego z prośba w oczach. Zrozumiał.. W następnej chwili znów siedziałem mu na plecach, podtrzymywany przez jego czakrę i mknęliśmy przez las z powrotem z chyba jeszcze większą prędkością niż ostatnio, o ile to w ogóle jest możliwe. Po kilkudziesięciu sekundach byliśmy już bardzo blisko polany, z której wystartowaliśmy. Sądziłem, że też zwolnimy i zatrzymamy się tuż przed polaną, ale Kuroi miał zgoła inne plany. Trzy metry przed polaną wyskoczył na jakieś czterdzieści metrów w górę, zaczął się obracać w locie ze mną nadal przyczepionym do jego pleców. W końcu wyprostował się w pozycji pionowej i zaczęliśmy spadać.. Trochę się bałem, ponieważ taki upadek na nogi nawet mi sprawiłby nie lada kłopot, nie mówiąc już o tym, że mógłbym sobie połamać nogi lub nawet kręgosłup, gdybym nie miał szczęścia.
Kuroi natomiast nie bał się ani trochę, mimo, że podczas obracania podwoiliśmy wysokość, na jakiej się znajdowaliśmy i, zamiast na wysokości 20 metrów, byliśmy już ponad 40 metrów nad ziemią. Kuroi dotykając stopami ziemi ugiął nieznacznie kolana, co jakimś cudem całkowicie zamortyzowało uderzenie. Haku aż podskoczył, kiedy spadliśmy tuż obok niego, natomiast Ginrou nawet nie drgnął, widać było, że już wcześniej wyczuł obecność brata.
-160 sekund, Kuroi...Opuściłeś się...
-Zabuza przez dokładnie minutę wpatrywał się w mury wioski, więc odejmij 60 sekund..
-Czyli równa setka...
-Więc się nie opuściłem.
-No niech ci będzie...
Kiedy oni tak debatowali ja opadłem na ziemie obok Haku.
-Ah! No właśnie! Zabuza, zdecydowaliście już, czy chcielibyście przystać na naszą propozycję zostania demonami?
-Na razie chyba nie.. Mamy dużo spraw, i osób, do załatwienia w tym świecie..
-Spoko... Jakbyście zmienili zdanie, wystarczy, że przyjdziecie do nas. Propozycja jest ciągle aktualna.. A poza tym, jakbyście zostali demonami, moglibyście tu wrócić i załatwić te "sprawy"...
-Zapamiętamy...
-Okej, a tymczasem nie pchajcie się ludziom Gato i jemu samemu pod oczy. Przynajmniej, dopóki ich nie zabijemy... Co niedługo nastąpi.
-Hai.
-W razie, jakbyście mieli kłopoty, zapraszamy do nas...
-Nawet, jak musielibyście się ukrywać, nikt nie szukałby nukeninów Kiri w zamieszkanej willi na obrzeżach Konohy, więc moglibyście nawet u nas pomieszkać przez jakiś czas.. W willi klanu Uchiha jest cała masa tajnych przejść i pomieszczeń - powiedzieli na co się lekko uśmiechnąłem. Spojrzałem na Haku i z powrotem na braci.
-Dzięki za propozycję. Może skorzystamy, ale nie teraz. Dziękuje za wszystko, co dla nas zrobiliście... Jeśli będziemy w stanie, odwdzięczymy się!
-Nie trzeba. Miło nam było was poznać i porozmawiać..
-Aczkolwiek jest coś, co moglibyście zrobić - odezwał się Ginrou, rzucając Kuroi'emu przelotne, znaczące spojrzenie. Ten chyba w mig pojął, o czym mówi jego brat.
-Tak?
-Widzicie, w Konoha znajduje się wprawdzie grób Yondaime, a z pewnych źródeł wiemy, że ciała zarówno jego, jak i jego żony i pozostałych Hokage, znajdują się w zabezpieczonej przez Sandaime grocie poza wioską Liścia... Przepowiednia mówi, że dzięki kekkei genkai wskrzeszę rodziców, więc muszę odnaleźć tę grotę. Ale jednocześnie nie mogę wraz z bratem na długo opuszczać wioski, więc mam problem... Mógłbym wprawdzie wykiwać Sandaime i dać sobie i Ginrouowi misję poza wioską. Ale w końcu zacząłby coś podejrzewać, gdyby ktoś zlecał misję i upierał się, że mam na nią iść ja i mój brat i nikt więcej ani nikt inny...
-Rozumiem, że chodzi o to, żebyśmy w czasie podróży wraz z Zabuzą rozejrzeli się za grotą ukrytą pod potężnymi pieczęciami i genjutsu, tak? - dopytał się Haku.
-Hai, ale jeśli ją znajdziecie, nie próbujcie tam wchodzić, tylko prześlijcie nam współrzędne, a my zajmiemy się odpieczętowaniem.
-Rozumiem... A w jaki sposób mamy wam to przekazać?
-Aaa! Właśnie! Zapomniałbym!
Kuroi zaczął grzebać w swoim plecaku, o czym wyjął mały, złoty zwój i podał go mi. Rozwinąłem go i zauważyłem, że jest to zwój przywołania ze znakiem Ookami na środku. Spojrzałem niepewnie na Kuroiego.
-Jak zapewne zauważyłeś, jest to zwój przywołania. Jeśli będziesz miał coś nam do przekazania, wystarczy, że skropisz zwój odrobiną swojej krwi, a przyzwiesz jednego z wilczych demonów. Zwój jest, że tak to ujmę, wielokrotnego użytku... To znaczy, że kiedy już przyzwiesz wilka, zwój będzie wciąż aktywny, i przy następnej okazji będziecie mogli znowu przyzwać wilka.
-Rozumiem - powiedziałem i schowałem zwój. Spojrzałem na niebo. - Zbliża się świt...
-Fakt... Powinniśmy się na razie pożegnać. My musimy wracać do obozu, trzeba przywrócić przytomność Kakashiemu, wy natomiast musicie się stąd ulotnić, ponieważ musimy wmówić senseiowi, że was dobiliśmy wraz z nim i muszą zobaczyć ciała, żeby przypadkowo nic o tym, że żyjecie, nie trafiło do uszu Gato.
-Dobrze... Żegnajcie, Ginrou, Kuroi.
-Mam nadzieje, że się szybko spotkamy!
-Żegnajcie!
~~*Kuroi*~~
I tak zaczęła się nasza znajomość z Zabuzą Momochim i Haku... Znajomość, która miała zakończyć się śmiercią którejś ze stron, zanim się w ogóle zaczęła. A jednak, teraz mamy sojusz i pomogliśmy sobie nawzajem... Oni pomogą nam znaleźć miejsce ukrycia ciała moich rodziców. My pomogliśmy im w uwolnieniu się spod władzy Gato, dzięki czemu są wolni i mogą robić, co chcą... Ale teraz pora wracać do obozu obudzić Kakashiego i po śniadaniu wyruszyć w stronę Krainy Fal.
-Ciekawe, jakie jeszcze niespodziewane zdarzenia czekają nas w trakcie tej misji... - pomyślałem wskakując na drzewo i przemieszczając się w stronę jaskini. - Musimy uważać, żeby nie zdradzić Kakashiemu, że wiemy coś, czego wiedzieć nie powinniśmy...
~~*^*~~
Słowa:9275
~~*^*~~
Uhuhuhuh...! Wreszcie koniec... Rozdział mega długi i tak szczerze to nie bardzo chciało mi się go edytować ^^'
Polecam: Mahoutsukai no Yome
Pozdrawiam: KrystianGarlicki6
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top