Ju-hachi - Koniec misji

Kiedy wysiedliśmy z łódki, Tazuna poprowadził nas przedmieściami do swojego domu. Gdy dotarliśmy, był już późny wieczór, więc córka Tazuny zaproponowała nam kolację. Kiedy zjedliśmy, Kakashi kazał nam iść spać mówiąc, że obejmie wartę na wypadek, gdyby ktoś zamierzał zaatakować dom budowniczego. Nie chcąc się kłócić, zwłaszcza, że mieliśmy jedną nieprzespaną noc w plecy, poszliśmy posłusznie do łóżek. Przebraliśmy się w długie spodnie i bluzki koloru czarnego i właśnie kładliśmy się, kiedy do pokoju wpadła różowowłosa.

To coś chyba było święcie przekonane, że kiedy zobaczymy ją w praktycznie przezroczystej, soczyście zielonej, koronkowej koszulce nocnej i stringach, to się któryś z nas w niej zakocha, a najlepiej obaj...

Ledwie ją zobaczyliśmy i od razu odwróciliśmy się, usilnie starając się zasnąć i nie myśleć o tym czymś, żeby przypadkowo nie dostać ataków mdłości. Po ponad półgodzinie ignorowania Sakury, nawijającej coś po kolei do każdego z nas i usiłującej nas skłonić do spojrzenia na nią, wreszcie udało mi się zasnąć. Wyczuwałem, że Ginrouowi ta sztuka udała się kilka minut wcześniej więc spokojnie poszedłem spać.

~~*^*~~

Obudziłem się w okolicach godziny szóstej rano i szturchnąłem delikatnie Ginroua, żeby także on się zbudził. Cicho, żeby przypadkiem nie obudzić 'różowego potwora' poszliśmy do toalety. Podczas gdy ja myłem zęby, Gin wziął szybki prysznic i się ubrał w swoje standardowe ubrania. Kiedy zaś skończył, on umył zęby, a ja wziąłem prysznic i się ubrałem. Dzięki temu po siedmiu minutach byliśmy już gotowi i mogliśmy wyjść. Najpierw oczywiście porządnie składając i zabezpieczając nasze rzeczy, żeby przypadkiem taka Sakura ich nie dorwała. Kiedy tylko skończyliśmy, skierowaliśmy swe kroki do kuchni, gdzie wyczuwałem czakrę senseia. Kiedy dotarliśmy na miejsce, Kakashi zdziwił się.

-Chłopcy? A co wy tutaj robicie tak szybko? Myślałem, że będziecie spać nieco dłużej, żeby odespać ostatnią noc. A poza tym, w takim razie gdzie jest Sakura? - spytał zerkając na nas znad swojej książki.

-Co do dwóch pierwszych pytań, z rodzicami czasem podróżowaliśmy nawet tydzień bez przerw na sen, więc jesteśmy przyzwyczajeni. Co do Sakury, jeśli chcesz, to idź ją budź sensei, bo my dostajemy najzwyczajniej ataku mdłości, kiedy widzimy, w co ona się znowu ubrała.

-Co? A cóż takiego ona ma na sobie?

-Cieniutką, soczyście zieloną koszulkę nocną i stringi w tym samym kolorze z koronki. W jej mniemaniu wygląda przesłodko, ale nas aż mdli od tej jej słodkości. Cukiereczek normalnie. Ugh... - odpowiedział mu Gin, robiąc przy tym minę sugerującą, że oddałby wszystko, żeby tylko nie musieć więcej oglądać Sakury w takim stroju.

Zaskoczony Kakashi i postanowił sam sprawdzić nasze słowa i przy okazji obudzić kunoichi o różowych włosach. Po minucie usłyszeliśmy tam na górze łomot, zupełnie, jakby Kakashi zaliczył spotkanie pierwszego stopnia z podłogą. Wzięliśmy podane nam przez gospodynię kubki herbaty i zaczęliśmy pić, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem. Już po chwili do kuchni weszła Sakura wyglądająca, jakby chciała zapaść się pod ziemię, a tuż za nią Kakashi, który najprawdopodobniej najchętniej by się załamał. Kiedy Sakura zauważyła mnie i Gina, pijących herbatę, spiekła takiego raka, że przez chwilę się zastanawialiśmy, czy to jej przypadkowo nie zostanie na stałe.

Po śniadaniu skierowaliśmy się na polankę niedaleko domu Tazuny. W domu sensei zostawił swojego klona, żeby w razie zbliżającego się niebezpieczeństwa ostrzegł nas i żebyśmy mogli błyskawicznie wrócić do Tazuny. Oczywiście, ja również nie próżnowałem. Wpuściłem w swojego Kimigana dawkę czakry i idąc, rozglądałem się dookoła w promieniu kilku kilometrów, żeby wykryć ewentualne zagrożenie, zanim stanie się prawdziwym zagrożeniem. Kiedy dotarliśmy na polankę Kakashi usiadł na ziemi i gestem pokazał nam, żebyśmy zrobili to samo.

-Cóż. Pomyślałem, że skoro jesteśmy na misji, to wcale nie oznacza, że mamy sobie odpuścić treningi. Nauczę więc was, jak wchodzić na drzewa bez pomocy rąk.

-Co?! To przecież jest niewykonalne, sensei!

Oburzenie i szok Sakury rozbawiły nas do tego stopnia, że wraz z Ginrouem zaczęliśmy się panicznie śmiać. Po chwili uspokoiłem się, wstałem, podszedłem do drzewa i rzuciłem z kpiną - Och.. Doprawdy, Sakura? To, w takim razie, co to jest?

Skupiłem czakrę w stopach i spacerkiem doszedłem na sam wierzchołek drzewa, po czym odbiłem się od niego i w locie skoncentrowałem więcej czakry, którą zacząłem równomiernie uwalniać jakieś cztery metry nad ziemią, żeby zamortyzować uderzenie o ziemię. Kiedy spadałem z drzewa, Kakashi i Sakura gapili się na mnie, jakby ducha zobaczyli. Zaśmiałem się cicho, co otrzeźwiło srebrnowłosego.

-Z czego się śmiejesz, Kuroi?

-Z waszych min, sensei. Sakurę jeszcze ewentualnie rozumiem, ale ty sensei? Nie wierzę, że też tak nie potrafisz.

-Potrafię, ale zdziwiło mnie, że i wy jesteście w stanie tak dobrze kontrolować czakrę. A chodzić po wodzie też umiecie?

-Hai.

Po czym spojrzałem porozumiewawczo na brata i skierowaliśmy swe kroki w stronę jeziorka, do którego z dość wysokiej skałki spadał malowniczy wodospad. Kiedy doszliśmy do brzegu, obaj jednocześnie weszliśmy na powierzchnię wody i zatrzymaliśmy się mniej więcej na środku jeziorka. Skinąwszy sobie porozumiewawczo głowami, pobiegliśmy po tafli wody w kierunku wodospadu, po czym, odpowiednio regulując przepływ czakry, wbiegliśmy po wodospadzie na samą górę i stanęliśmy na głazie leżącym w samym środku strumienia, spadającego do jeziorka pod nami. Znajdowaliśmy się na wysokości jakichś dwudziestu metrów. Zaśmialiśmy się, patrząc na senseia i różową, po czym skoczyliśmy z głazu i po kilku sekundach lotu wylądowaliśmy na widzie.

-Naprawdę dobrze wam idzie. To czego ja was mam uczyć? - spytał podchodząc do nas i zamyślając się.

-Jeśli pozwolisz, sensei, ja trochę potrenuję Gina w kontroli czakry wiatru na nieco wyższym poziomie, a ty możesz nauczyć Sakurę, jak się wchodzi na drzewa za pomocą czakry. I tak musiałbym przekazać Ginowi to, czego uczył mnie otou-san, więc mogę zrobić to równie dobrze teraz. Co ty na to, sensei?

-Zgoda... A co ty będziesz ćwiczył, Kuroi?

-Ja? Ja potrenuję razem z Ginrouem kontrolę.

-Skoro tak. Zgadzam się - powiedział i odwrócił się do dziewczyny.

-Sakura, najpierw musisz zrozumieć, że...

Nie słuchaliśmy dalej, tylko wbiegliśmy z powrotem na wodę i zaczęliśmy łączyć się z wiatrem. Po chwili skinąłem głową bratu i obaj zbliżyliśmy się do wodospadu i, zbliżając do niego dłonie, przecięliśmy go w poprzek. Szóstym zmysłem wyczułem, że Kakashi bacznie się nam przygląda, więc przestałem utrzymywać wodę, pozostawiając to bratu, zaś sam zjednoczyłem się z wodą i już po chwili byłem dość 'oryginalnym' tworem stworzonym z wody. Mój brat zrozumiał, o co mi chodzi, więc skoncentrował się, żeby także zjednoczyć się z wodą, tak, jak uczyłem go na ostatnim naszym tajnym treningu. Udało mu się to bez mojej pomocy i już po chwili on także stał jako wodny posąg na powierzchni wody. Spojrzeliśmy na siebie i obaj 'rozpłynęliśmy się' tak, że woda wyglądała jak w najzwyklejszym w świecie jeziorku. Postanowiliśmy urządzić sobie mały wodny trening w kontrolowaniu żywiołu i już po chwili z tafli wody wychynęły dwie wodne wstęgi.

Jedna - kontrolowana przeze mnie, zaczęła tworzyć w powietrzu imponujący wzór.

Druga - Gina, którego wstęga zaczęła przeplatać się z moją, tworząc jeszcze ciekawsze wzorki. Po kilku minutach postronny obserwator zauważyłby, że wodne wstęgi zaczęły tworzyć w powietrzu obraz wielkiego, rozłożystego drzewa. Stało się tak dlatego, że zaczęliśmy z Ginem współpracować. On tworzył prostsze do zrobienia gałęzie i pień, ja zaś zająłem się tworzeniem z wody cienkich jak papier liści. Kiedy już całe drzewo było gotowe, użyliśmy połączenia z wodą i z powietrzem jednocześnie, żeby zamrozić nasz wytwór. Kiedy już drzewo było całkiem zamarznięte, rozłączyliśmy się z żywiołami i wynurzyliśmy na powierzchnię, żeby zobaczyć nasze dzieło z bliska. Jak się okazało, Kakashi stał i wpatrywał się w nie z zachwytem, podobnie zresztą jak Sakura, która najwidoczniej w minimalnym stopniu zdążyła już opanować wchodzenie na drzewo, ponieważ siedziała na gałęzi na wysokości jakichś trzech metrów nad ziemią i gapiła się zachwycona w nasze dzieło. Przyznam, że wyglądało naprawdę imponująco, zwłaszcza, że w słońcu lodowe listki cudownie się iskrzyły. Nie rozpuszczały się, ponieważ razem z Ginrouem 'zasilaliśmy' je naszą czakrą. Kiedy wyszliśmy na brzeg, Kakashi, który jako pierwszy odzyskał głos, spytał - Chłopcy, jak wyście to zrobili?

-Proste. Kontrola czakry wody i wiatru. Najpierw wczuliśmy się w wodę i pokierowaliśmy nią w taki sposób, że Gin stworzył pień i gałęzie, a ja każdy liść z osobna. Najpierw, jak zapewne zauważyłeś, sensei, drzewo było stworzone z wody. Potem poprzez kontrolę czakry wiatru bardzo oziębiliśmy powietrze dookoła drzewa tak, że bardzo szybko zamarzło na kamień. Teraz teoretycznie powinno się rozpuścić, ale nadal utrzymujemy powietrze wokół w temperaturze poniżej zera, więc nie topnieje.

-Rozumiem... To jest przepiękne.

-Dziękujemy za uznanie, sensei. W końcu, kto powiedział, że trening nie może być sztuką ani zabawą?

-Nikt.

-No właśnie. A wraz z okaa-san i otou-san doszliśmy do wniosku, że trening kontroli czakry żywiołów jest o wiele bardziej efektywny, jeśli przeprowadzisz go w taki, a nie inny sposób - powiedziałem i spojrzałem z uśmiechem na brata.

-Wiesz, sensei, że gdybym chciał, mógłbym najzwyczajniej w świecie podpalić to drzewo i nie rozpuściłoby się?

-Jak to możliwe?

-Jeśli chcesz, mogę to zademonstrować, sensei. Gin jeszcze nie trenował kontroli czakry Katon, więc nie dałby rady tego wykonać, ale ja owszem.

-Jeśli potrafisz. Z chęcią to zobaczę.

-Jasne. Gin...

-Hai?

-Podtrzymuj zimno wokół drzewa, ja zajmę się ogniem.

-Jasne. Nie ma sprawy.

Skończywszy mówić, zbliżyłem się z powrotem do pnia drzewa 'wyrastającego' z wody. Kiedy tylko dotarłem, wykonałem kilka pieczęci a wokół pnia drzewa zapłonął ognisty krąg. Połączywszy się z ogniem, w jego postaci pomknąłem, niesiony przez wiatr, poprzez konary lodowego drzewa, tworząc na nich gdzieniegdzie ogniste kwiaty. Skończywszy "dekorowanie" ogniem lodowego drzewa opuściłem się z powrotem na taflę wody i rozłączyłem z żywiołem sprawiając, że ognisty krąg wokół drzewa zniknął, zaś ja wyszedłem z powrotem na brzeg. Spojrzałem z rozbawieniem na różową, która wpatrywała się z cielęcym zachwytem w drzewo, po czym momentalnie spoważniałem. Różowa tak zagapiła się w nasz wytwór, że była tak wychylona na gałęzi, że byłem pewny tego, iż zaraz z niej spadnie. Była tak zawieszona, że zapewne nawet nie zauważyłaby, że spada i mogłaby sobie coś połamać. Mimo, że wręcz wybitnie jej nie lubiłem, nie mogłem pozwolić, żeby w trakcie misji coś jej się stało z tak głupiego powodu jak to. Kiedy moje przypuszczenia się potwierdziły i spadła z tej gałęzi, błyskawicznie pobiegłem w jej kierunku i, wyskoczywszy w górę, złapałem ja w locie i postawiłem na ziemi, kiedy opadliśmy z powrotem.

Natychmiast po tym odsunąłem się od niej w kierunku mojego brata, żeby przypadkowo nie wymyśliła sobie nie wiadomo, czego w tym swoim durnym, różowym łbie. Akurat ten moment wybrała sobie córka naszego klienta, żeby przyjść i zaprosić nas na obiad. Kiedy zobaczyła drzewo na wodzie, stwierdziła z zachwytem.

-Jakie to piękne! Kto stworzył to arcydzieło, Kakashi-san?

-Te drzewo? Kuroi i Ginrou urządzili sobie mały trening żywiołów i wyszło im z lodu takie drzewo.

Na te słowa, szatynka posmutniała.

-Z lodu? Oh.. Jaka szkoda... A miałam nadzieję, że dałoby się coś zrobić, żeby to drzewo nie zniknęło.

Jej zasmucenie mnie rozbawiło. Zbliżyłem się do drzewka, po czym zerwałem z niego listek i zbliżyłem się do kobiety, trzymając go w dłoniach. Kiedy byłem jakiś metr od niej zatrzymałem się.

-Ale, czy ktoś powiedział, że się nie da? - spytałem składając dłonie na lodowym liściu

-Tsuyoi no Jutsu!

Wypowiedziałem nazwę techniki, do której pieczęcie złożyłem, idąc w stronę drzewa. Tak, jak przypuszczałem, listek w mgnieniu oka stał się twardy niczym diament. Za pomocą czakry utworzyłem w jego ogonku niewielką dziurkę, żeby można było przepleść przez nią łańcuszek, po czym wręczyłem go Tsunami i stwierdziłem.

-Nie widzę problemu. Mogę utrwalić całe to drzewo, jeśli pani chce.

Tsunami spojrzała na mnie z nadzieją i skłoniła głowę.

-Jeśli nie sprawiłoby ci to problemu, Kuroi-san, byłabym bardzo wdzięczna. W całej krainie Fal nie ma czegoś tak pięknego jak ono.

-Nie sprawi mi to problemu. A Gin mi pomoże, prawda, nii-san? - spytałem i spojrzałem w stronę brata przesyłając mu moje myśli. - Użyj Sharingana i kopiuj moje ruchy. Ja pokieruję czakrą. Kiedyś i tak musiałbyś się nauczyć tego jutsu, więc czemu by nie teraz?

Jedno spojrzenie na mojego brata wystarczyło mi, żeby się zorientować, że dotarł do niego mój przekaz i że się zgadza. Błyskawicznie aktywował swoje demoniczne Genkai, co rozpoznałem po tym, że wzorek w jego oczach zaczął się obracać. Kiedy już wiedziałem, że Gin nie spuszcza mnie z oczu, żeby skopiować wszystkie znaki potrzebne do wykonania techniki, zbliżyliśmy się do drzewa i stanęliśmy po jego przeciwnych stronach, jednakże w taki sposób, żeby Gin miał dobry widok na ruchy moich rąk. Nieco wolniej niż zwykle zacząłem zawiązywać pieczęcie, a kiedy Ginrou "nadgonił" z pieczęciami tak, że zawiązywał odpowiednie pieczęcie równo ze mną, obaj przyspieszyliśmy do tego stopnia, że zapewne Kakashi nawet sharinganem nie byłby w stanie wszystkich skopiować ani zapamiętać ich kolejności. Po wykonaniu wszystkich 54 znaków obaj jednocześnie dotknęliśmy pnia naszego tworu, wołając:

-Tsuyoi no Jutsu!

Obaj poprzez nasze Kekkei Genkai widzieliśmy, jak nasza chakra przepływa przez drzewo, a każdy jego fragment, przez który przepłynęła nasza chakra, stawał się twardy jak diament.

Kiedy zakończyliśmy utrwalanie naszego dzieła, poczułem coś dziwnego. Zupełnie, jakby coś, na czym mi zależy, było w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Około sekundy zajęło mi zrozumienie, że to Tazuna jest w niebezpieczeństwie. Kiedy tylko dotarło to do mnie, spojrzalem na brata, który też to wyczuł i od razu pobiegliśmy w kierunku, z którego wyczuwałem aurę Tazuny. Kiedy dobiegliśmy na miejsce, okazało się, że stoi tam wręcz cała armia shinobi z grubasem w okularach, którym, jak się domyśliłem był właśnie Gato, na czele. Gestem przekazałem bratu, żeby zabrał Tazunę w bezpieczne miejsce i wrócił, sam zaś posłałem w kierunku Kakashiego impuls czakry, żeby nakierować go w odpowiednie miejsce.

Gin właśnie podbiegał do Tazuny, kiedy wrodzy shinobi rzucili w naszą stronę całą masą kunai i shurikenów. Wyłapałem z demoniczną prędkością wszystkie, które zagrażały mojemu bratu, resztą się zupełnie nie przejmując. W chwili, kiedy Ginrou z Tazuną przenieśli się w miejsce naszego ostatniego postoju, na most wbiegł Kakashi z Sakurą.

Kiedy Hatake ocenił sytuację, nakazał różowej wrócić do domu Tazuny i ostrzec Tsunami i Inariego, wnuka budowniczego. Sam zaś cicho zwrócił się do mnie.

-Kuroi? Gdzie jest Tazuna i twój brat?

-Gin zabrał Tazunę i przenieśli się w bezpieczne miejsce.

-Czyli gdzie?

-Eh... Nie wiem.

-Rozumiem...

Wystarczyło, że przeniósł go odpowiednio daleko... Tam będzie bezpieczny, a my będziemy mogli w spokoju skupić się na walce.

-Pomóc ci z tymi ninja, Kakashi-sensei, czy wolisz sam się nimi zająć? - spytałem odchodząc na bok.

-Jeśli chcesz, ale radzę uważać.

-W takim razie poczekam gdzieś z boku i pomogę ci jak będziesz tego potrzebował - powiedziałem i cofnąłem się o kilka kroków wykonując pieczecie:

-Suiton:Kiri Gakure no jutsu!

Już po kilku sekundach byłem absolutnie niewidoczny dla wszystkich wokół, więc przykucnąłem na poręczy ogromnego mostu, budowanego przez pana Tazunę i obserwowałem walkę. Kakashi radził sobie całkiem nieźle, przynajmniej do czasu, kiedy oberwał w ramię zatrutym senbon. Kiedy trucizna zaczęła działać, kopiujący stracił możliwość korzystania z czakry. Wtedy zeskoczyłem z poręczy i, wciąż pod działaniem 'ukrycia we mgle', podbiegłem do Kakashiego i położyłem mu dłoń na ramieniu, mówiąc - Teraz ja się nimi zajmę, sensei. Odejdź w jakieś bezpieczne miejsce.

-Dasz sobie rade?

-Zaraz przyjdzie tu Ginrou. We dwójkę ich pokonamy.

Kakashi ledwo zauważalnie skinął mi głową i szybko się ulotnił. Wtedy dezaktywowałem technikę ukrycia. Wrogowie najwyraźniej pomyśleli, że 'taki mały genin nic im nie może zrobić', bo zaczęli sobie żartować.

-Ej patrzcie! Kopiujący ninja wysyła dzieciaki, żeby walczyli zamiast niego!

-Taa... Czy on myśli, że ten mały nas pokona?

Nie słuchałem dalszych wypowiedzi przeciwników, skupiając się całkowicie na pewnej technice, której nauczył mnie Osore Hane no Ookami, a która w tym wypadku będzie wręcz idealna, jako podstawa do innej techniki, którą poznałem na treningu z Serenity Hane no Ookamim. Kiedy złożyłem już wszystkie pieczęcie, skierowałem prawą rękę w górę i zawołałem - Osore:Osore Arashi no Jutsu! [mrok:jutsu mrocznej burzy]

Momentalnie niebo zasnuły czarne chmury, zaś czarne błyskawice, odbierające czakrę przeciwnikom, wprowadziły wśród wrogów niezłe zamieszanie. Tylko na to czekałem.

Skoczyłem do góry i rzuciłem w ich stronę kunaiami. Większość odbili. Gdy opadłem na ziemie w bardzo szybkim, jak dla ludzi, tempie pobiegłem w ich kierunku. Bez większego problemu wybiłem jedną trzecią bandytów.

-Pośpiesz się, Gin! - krzyknąłem na brata w myślach.

-Ha! Już się za mną stęskniłeś? - spytał na co zaśmiałem się na głos.

-Z czego się śmiejesz, gówniarzu?! - spytał jeden z shinobi. Odskoczyłem i stanąłem spokojnie na pewnej odległości.

-Pośpiesz się, Gin... Bo sam ich wszystkich zabije - powiedziałem, a po niecałej sekundzie wyczułem czakrę brata.

-Nie pokonasz ich więcej ode mnie.

-Chcesz się przekonać?

-Na trzy zaczynamy - rzucił Gin i ustawił się w pozycji do ataku.

-Raz...

-Dwa...

-Trzy!

Wraz z Ginem skoczyliśmy na zdziwionych bandytów. Zaczęliśmy ich powoli eliminować aż po kilku minutach został sam Gato.

-Ha! Zabiłem ich więcej! - krzyknął granatowooki stając na poręczy po drugiej stronie mostu.

-Zwariowałeś?

-To ilu zabiłeś?

-43! - krzyknąłem dumny w stronę brata.

-Cholera... Czyli mamy remis - powiedział na co prychnąłem. Spojrzałem na ostatnią żywą osobę. Lekko się do niego uśmiechnąłem na co grubas zaczął uciekać. Spojrzałem przelotnie na brata i zaczęliśmy go gonić.

-Będę pierwszy!

-Zapomnij. On jest mój!

-Zobaczymy!

Jednocześnie naskoczyliśmy na grubasa i wbiliśmy mu kunaie w ciało.

-Pfy... Byłeś szybszy o pół sekundy - mruknąłem cicho do brata wstając i wyciągając ostre z brzucha Gato.

-Ha! Wiedziałem - powiedział śmiejąc się i wstając zerknąłem na okolice i westchnąłem.

-Trzeba wracać do Kakashiego - powiedziałem i podbiegłem do Kakashiego, który był już ledwo przytomny wskutek działania trucizny. Szybko wezwałem brata, po czym zająłem się rannym senseiem. Rozciąłem rękaw bluzy Kakashiego w miejscu, gdzie trafił senbon, po czym za pomocą kunaia zwiększyłem ranę, aby mieć większe pole do manewru dla surowicy. W tej samej chwili pojawił się Gin. Szybko wydawałem bratu polecenia.

-Gin, odpieczętuj ze zwoju krwi surowicę A9, krew do uzupełnienia ubytków. Ze zwoju ze sprzętem medycznym odpieczętuj strzykawkę, szmatki, opaski uciskowe i dwie miseczki - powiedziałem na co po kilku sekundach pojawiły się przede mną wszystkie przedmioty.

-Teraz za pomocą suitonu napełnij większą miseczkę czystą wodą, zaś do drugiej wlej surowicę. Podaj mi tutaj te miseczki, opaski i szmatkę. Za każdym razem, kiedy woda będzie zabrudzona, wymieniaj ją na nową.

-Hai.

Gin szybko podał mi wymienione przedmioty. Zamoczyłem jedną z czystych szmatek w wodzie i delikatnie obmyłem ranę senseia. Następnie oddałem miseczkę i szmatkę bratu, a sam za pomocą leczniczej czakry zacząłem ściągać całą truciznę, która zdążyła się już rozprzestrzenić, z powrotem ku ręce szarowłosego. Kiedy już mi się to udało, założyłem senseiowi nad i pod raną opaski uciskowe, aby trucizna nie zaczęła się znów rozprzestrzeniać, następnie włożyłem lewą dłoń do miseczki z surowicą, po czym wyjąłem ją, unosząc surowicę wraz z nią i przyłożyłem do rany, zaczynając powoli wpuszczać surowicę w krwioobieg ręki Hatake. Kiedy miałem już pewność, że cała trucizna została zneutralizowana surowicą, zacząłem za pomocą czakry "wyciągać" ją z niego. Kiedy zakończyłem cały ten proces, ponownie, nową szmatką, zamoczoną w czystej wodzie, obmyłem ranę i, ściągnąwszy opaski uciskowe, zacząłem ją zaleczać medic jutsu. Gdy już po ranie pozostało niewielkie zaczerwienienie, które powinno zniknąć w przeciągu tygodnia, poprosiłem Ginroua o strzykawkę i uzupełniającą krew. Szybko, lecz ostrożnie nabrałem do strzykawki krew, po czym wbiłem igłę prosto w główną żyłę w lewym nadgarstku. Słuchając bicia serca senseia pompowałem uzupełniającą krew w niewielkich ilościach i odpowiednich odstępach czasowych, żeby nie ryzykować spowodowania Arytmii poprzez wzmożone ciśnienie krwi w innych odstępach czasowych niż te wywołane przez kurczenie się komór sercowych. Kiedy uzupełniłem już ubytek krwi Kakashiego, wpuściłem w jego ciało niewielką ilość medycznej czakry, żeby go wybudzić z omdlenia. Kakashi właśnie zdezorientowany otwierał oczy, kiedy usłyszeliśmy zrozpaczony krzyk Sakury.

-Sensei! Nie!

Spojrzeliśmy całą trójką w tamtym kierunku i zobaczyliśmy zapłakaną Sakurę, biegnącą w naszą stronę, a zaraz za nią Tazunę, Tsunami i Inariego, którzy również nie wyglądali na szczęśliwych. Kiedy Sakura do nas dobiegła, padła na kolana i zaczęła szlochać, najwidoczniej nie zauważywszy zdziwionego i całkiem przytomnego spojrzenia Senseia.

-Kakashi-sensei! Ty nie możesz umrzeć! Nie możesz, słyszysz!? Co wtedy będzie z nami, kto nas pokieruje?! Kto pomoże nam stać się prawdziwymi ninja? Proszę, nie umieeeraj!

Mimo całej tej sytuacji, ledwie opanowaliśmy z bratem wybuch śmiechu na zachowanie zielonookiej, zaś Kakashi postanowił zlitować się nad dziewczyną i odpowiedział.

-Jeszcze nie umarłem, Sakura, i raczej w najbliższym czasie nie zamierzam. A co byłoby z wami? Cóż, zapewne dostalibyście nowego senseia. A pokierować cię mogą chłopcy, ponieważ, jak widzę, oni już są wspaniałymi ninja. Głupio przyznać, ale będąc w tym wieku z taką siłą napewno mnie przewyższą już za niedługo.

Różowowłosa momentalnie się uspokoiła i spojrzała na kopiującego oczami wielkimi jak spodki, by po chwili krzyknąć - Sensei! Ty żyjesz!

Ja i Gin pomogliśmy Kakashiemu wstać.

-Tak, żyje. I jak na razie nie wybiera się do grobu, nieprawdaż, sensei?

-Dokładnie. A mogę się dowiedzieć, co się tutaj tak w ogóle stało?

-Możesz, sensei. Po pierwsze, wykończyliśmy tych gości w kilka minut. Po drugie, okazało się, że gdybyśmy odrobinę później skończyli walkę i zaczęli cię leczyć, ta trucizna, która dostała się do twojego organizmu, kiedy oberwałeś senbonem, dostałaby się do serca, i nie miałbym już kogo leczyć.

-Rozumiem...

-Proszę poruszyć ręką i sprawdzić, czy wszystko, z nią w porządku, sensei. Jeśli cokolwiek pana zaboli albo nie będzie pan mógł ruszyć którymkolwiek palcem, będę musiał na nowo otwierać ranę, a lepiej to zrobić od razu niż później walczyć z możliwymi komplikacjami.

Kakashi zaczął bardzo skrupulatnie ruszać każdym palcem po kolei na wszelkie możliwe sposoby. Potem kilkakrotnie zgiął rękę i pomachał nią trochę. Wreszcie uśmiechnął się delikatnie i stwierdził - Dziękuję, Ginrou, Kuroi. Ręka jest równie sprawna, co zawsze i nic mnie nie boli.

-Miło mi to słyszeć, sensei - powiedział Gin uśmiechając się lekko do senseia.

-Poprosiłbym cię o pominięcie tego drobnego epizodu w sprawozdaniu z misji ale zapewne i tak się nie zgodzisz, więc nie będę nawet próbował - powiedziałem na co Sensei zaczął się śmiać i kiwnął głową. - Może wrócimy do domu pana Tazuny? Może tego po mnie nie widać, ale zmęczyło mnie to wszystko i bardzo chętnie bym się zdrzemnął. Zwłaszcza, że nikt nie pozostał przy życiu i pan Tazuna jest już bezpieczny.

Kakashi zgodził się i ruszyliśmy w kierunku mieszkania pana Tazuny, gdzie, wspomagany przez panią Tsunami, zmusiłem senseia, żeby także położył się do łóżka i poszedł spać chociaż na kilka godzin. Wywiązała się z tego niezła kłótnia.

-Ale przecież już nic mi nie jest! Czuję się świetnie! - krzyknął Hatake próbując wstając z łóżka.

-Może i tak sensei, ale nie uzupełniłem ci całej krwi. Musisz iść spać, chociaż na kilka godzin, żeby ubytki krwi zostały zniwelowane.

-Kuroi ma rację, Kakashi-san. Proszę go posłuchać. W końcu, gdyby nie jego pomoc, zapewne nie byłoby pana wśród żywych. A skoro udało mu się pana wyleczyć, to zapewne wie co mówi.

-Ale ja się naprawdę dobrze czuję! Już nic mi nie jest.

-Sensei, albo sam się położysz, albo, chociaż nie mam na to ochoty, osobiście cię uśpię. Chyba, że wolisz zostać przeniesiony do szpitala w Konosze. Tam na pewno cię uziemią na dłużej niż te marne kilka godzin. Wybieraj, sensei.

-Ale...

-Nie ma „ale", sensei! Gato nie żyje, reszta też! Nikt nie zagraża już panu Tazunie. A ty masz iść na kilka godzin spać, bo jak nie, to zaraz zawołam Ginroua i wstrzyknie ci on jakiś środek nasenny i nie będziesz miał nic do gadania! - krzyknąłem. Oczy dwojga dorosłych otworzyły się szeroko w zdziwieniu - pierwszy raz podniosłem głos. - Przepraszam. Też pójdę się trochę przespać, a potem razem z Ginrouem zapieczętujemy ciała... Chyba, że mamy się ich pozbyć. Nam to w sumie obojętne.

W tym samym czasie przesłałem Ginrouowi telepatycznie, żeby przygotował cztery herbaty, w tym jedną z silnym środkiem nasennym - dla senseia. Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł Ginrou z tacą.

-Przygotowałem herbatę. Dla ciebie sensei, z dwiema kostkami cukru, dla pani, Tsunami-san, z jedną kostką cukru i plasterkiem cytryny, pani ojciec mi powiedział, że taką pani lubi. Kuroi, dla ciebie lawendowa bez cukru, proszę.

Gin podał każdemu odpowiednią szklankę. Środek nasenny był absolutnie bezsmakowy i bezwonny, więc Kakashi nie zorientował się, że pije herbatę z "dodatkiem". Kiedy skończył ją pić, oddał mojemu bratu szklankę i, ziewając, stwierdził - Wiecie co? Może to i racja z tą drzemką? Naprawdę przyda mi się odrobina snu bez martwienia się o was i o klienta. Dobranoc.

Po czym odwrócił się do nas plecami, okręcił kocem i poszedł spać. Zaśmialiśmy się bezgłośnie, a kiedy pani Tsunami spojrzała na nas ze zdziwieniem, wyszliśmy z pokoju na korytarz i wtedy zapytała.

-Z czego się śmialiście, chłopcy?

-Tsunami-san, czy naprawdę sądzi pani, że Kakashi-sensei ot tak po prostu przyznałby nam rację z tą drzemką? Gin dolał do herbaty senseia kilka kropel silnego, ziołowego środka nasennego.

-Środek ten nie ma smaku ani zapachu i jest niewykrywalny, a przy tym działa szybko i jest bardzo silny.

-Wiedziałem, że inaczej nie uda nam się go zmusić, żeby się położył, więc dla jego dobra, musiałem zastosować podstęp.

-Rozumiem, chłopcy. I cieszę, się, że ktoś tak silny i sprytny chroni mojego ojca. Nie zamierzam was potępiać za ten drobny podstęp. Gdyby nie fakt, że nie mamy w domu specyfików tego typu z racji tego, że nasz kraj jest bardzo ubogi, pewnie sama bym mu dolała do herbaty jakiś środek nasenny.

-Dziękujemy, Tsunami-san. My chyba też pójdziemy się przespać. Czy miałaby pani coś przeciwko temu, żebyśmy zapieczętowali drzwi i okna pokoju na czas drzemki? Jakoś nie uśmiecha nam się spanie z ryzykiem, że zaraz do pokoju wejdzie irytująca fanka w postaci Sakury?

Pani Tsunami uśmiechnęła się ciepło i ze zrozumieniem.

-Oczywiście, że nie mam nic przeciwko. A nie sądzicie, że Sakurę też można by przymusowo posłać do łóżka? - spytała na co zaśmialiśmy się. - Hmm... wiecie co? Jeśli zamierzalibyście zostać na dłużej i nie przeszkadzałaby wam obecność Inariego podczas snu, mogłabym was na ten czas przenieść do jego pokoju. Wtedy "fanka" miałaby mniej okazji do zatruwania wam życia i doprowadzania was do białej gorączki swoimi dziwnymi pomysłami, tak jak dziś rano... Sama myślałam, że padnę, jak zobaczyłam, w co ona się ubrała na noc.

-Jeśliby pani mogła... Bylibyśmy bardzo wdzięczni. A co do jej stroju dziś rano, to niech pani żałuję, że nie widziała pani, w jaki strój się odstawiła, kiedy mieliśmy mieć ostateczny egzamin na genina. Opisać go pani?

-Hai...

-Ubrała siateczkowe, jaskrawo różowe rajstopy kabaretki, ledwie zasłaniającą tyłek spódniczkę w różowo-czarną kratkę, do tego bluzkę nad pępek w czarno-różowym kolorze, a tą opaskę, na której ma przytwierdzoną Hitai-ate z symbolem wioski, wymieniła na soczyście zieloną wstążkę...

-Nie zapominaj o tamtym makijażu, Kuroi!

-Och tak! Jakże mógłbym zapomnieć o tym, jakże niezapomnianym, makijażu! Miała na sobie chyba tonę pudru, błyszczyku, cienia do powiek i mascary, czy jak to tam się nazywa... Miała makijaż tak ostry, że zapewne mogłaby robić za czarownicę.

W jednej chwili usłyszeliśmy huk. Rozejrzałem się i nie dostrzegłem Tsunami-san. Zerknąłem w dół i okazało się, że Tsunami-san śmiała się do tego stopnia, że aż się przewróciła. Kiedy pomogliśmy jej wstać, powoli się uspokajając, stwierdziła - Teraz to tym bardziej nie zostawię was z nią w jednym pokoju! Inari ma większy pokój i jest wam wdzięczny za uratowanie dziadka, więc z pewnością nie będzie miał nic przeciwko goszczeniu was w swoim pokoju do czasu, aż zakończycie misję i postanowicie wracać. No, a wy będziecie mieli na noc święty spokój z różową. No dobra, lećcie spać, a ja zajmę czymś Sakurę przez ten czas. Akurat wybierałam się po zakupy, więc może wezmę ją ze sobą..

Gdy tylko skończyła mówić, uśmiechnęła się do nas przyjaźnie i zeszła schodami do kuchni, pozostawiając nas samym sobie. Skierowaliśmy się do pokoju, w którym sypialiśmy i, kiedy tylko założyłem pieczęć blokującą i wyciszającą na pomieszczenie, wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem. Śmialiśmy się do rozpuku, w sumie nawet do końca nie wiedząc, z czego, ale jakoś nam to nie przeszkadzało, przez ponad pół godziny. Kiedy już się uspokoiliśmy, Gin zapytał - Kuroi? Po co tak w ogóle chciałeś się zdrzemnąć? Jakoś nie wierzę, że jesteś, choć trochę, zmęczony?

-Po pierwsze, dla pozorów braciszku. Jak myślisz, czy jakikolwiek człowiek nie byłby zmęczony po ciężkiej walce z wieloma ludźmi i wyleczeniu człowieka, któremu trucizna opanowałaby cały krwioobieg?

-No, niby nie...

-A poza tym, trzeba zapieczętować ciała i porozmawiać z naszymi znajomymi.

-Co? Z kim?

-Zabuza i Haku obserwowali całą tą sytuację, począwszy od walki, aż po wyleczenie kopiującego.

-Ah... Nie zwróciłem na to uwagi.

-Chodź, trzeba zabrać się za ciała i znaleźć Demona Kirgakure z towarzyszem.

Z naszą typową prędkością wyskoczyliśmy przez okno i skierowaliśmy się na most. Kiedy zapieczętowaliśmy ciała, za pomocą Kimigana zlokalizowałem Zabuzę i Haku. Siedzieli na polance, na której rano trenowaliśmy. Po kilku sekundach wyszliśmy z lasu za ich plecami. Nie ukrywaliśmy naszej czakry, więc nasze przybycie ich nie zaskoczyło.

-Witajcie, Ginrou, Kuroi.

-Yo, Zabuza, Haku. I jak się podobała próbka naszych możliwości?

-Doprawdy imponujące Kuroi, muszę to przyznać. Jakiej natury było to Jutsu? Nigdy nie widziałem czegoś podobnego.

-To było jutsu natury Mroku. Znane tylko i wyłącznie demonom i użytkownikom Rinnegana - powiedziałem uśmiechając się pogodnie. Zerknąłem w stronę naszego rówieśnika i podszedłem bliżej. - O Haku... Widzę, że podziwiasz nasze dzieło?

Na te słowa Haku przestał się wpatrywać w lodowe drzewo i spojrzał na nas z niedowierzaniem.

-Wy to stworzyliście? To jest tak.. Tak piękne i szczegółowo wykonane, że aż wydaje się nie być wytworem jakiegokolwiek człowieka...

-Dziękujemy za uznanie, ale to tylko zamrożony i utrwalony wytwór z wody i ognia. Najpierw Ginrou z wody stworzył gałęzie, potem ja dorobiłem liście. Potem obniżyliśmy temperaturę wokół drzewka tak, że błyskawicznie zamarzło, a wtedy ja dorobiłem ogniste kwiaty, a całość utrwaliliśmy pewnym prostym jutsu. Także, to nic nadzwyczajnego. A tak swoją drogą... Co tutaj robicie?

-Po prostu chcieliśmy zobaczyć, czy rzeczywiście pozbędziecie się Gato i ewentualnie wam pomóc, dla przykładu, gdyby się okazało, że jacyś ninja kierują się do domu Tazuny z zamiarem porwania jego rodziny i zaszantażowania go, że jeśli nie przerwie budowy mostu, zabiją jego córkę i wnuka.

-I co? Byli tacy?

-Hai, czterech. Przechwyciliśmy ich tuż za linią drzew. Zginęli, zanim jeszcze się zorientowali, że ktoś ich atakuje.

-W takim razie dziękujemy za pomoc. Może jednak chcecie zostać demonami? Wtedy moglibyście już po przemianie i treningu wrócić do tego świata i dokończyć te sprawy o których wspominaliście podczas naszej ostatniej rozmowy.

-Nie.. Na razie sobie odpuścimy. Może później. No dobra.. Skoro mamy już pewność, że Gato jest martwy, to zabierzemy się za te niedokończone sprawy i rozejrzymy się za tym zapieczętowanym grobem.
Żegnajcie, chłopcy!

-Do zobaczenia, Zabuza, Haku!

Demon mgły i Haku odbiegli na północ, zaś ja i Ginrou w dobrych humorach wróciliśmy do pokoju i postanowiliśmy rzeczywiście iść się zdrzemnąć. Jak ustaliliśmy, tak zrobiliśmy...

~~*Sakura*~~

Właśnie zastanawiałam się, co ze sobą zrobić, kiedy do kuchni weszła pani Tsunami, córka naszego klienta. Postanowiłam się przywitać.

-Ohayo, Tsunami-san.

-Oi, Sakura. Może poszłabyś ze mną na zakupy? Kakashi-san, Kuroi-kun i Ginrou-kun stwierdzili, że dobrze im zrobi mały odpoczynek i poszli spać. Nie przeszkadzajmy im. Co ty na to?

Nudziło mi się, więc poszłam z panią Tsunami na te zakupy. Mijaliśmy wiele obdartych, biednych dzieci i ubogie w towary sklepy. W pewnym momencie poczułam, że ktoś trzyma moją torebkę. Odwróciłam się, gotowa porządnie uderzyć intruza, ale okazało się, że to najwyżej siedmioletni chłopczyk, który spojrzał na mnie proszącymi oczkami z chudą rączką położoną na brzuszku. Zrobiło mi się szkoda chłopca i akurat przypomniałam sobie, że mam w torebce paczuszkę cukierków i kanapkę, której nie zjadłam w drodze do krainy Fal, więc teraz wyjęłam obie te rzeczy i podałam chłopcu. Na widok jedzenia oczy mu się zaświeciły zaś on sam wspiął się na paluszki i pocałował mnie w policzek. Mimo, że wręczając mu kanapkę byłam pochylona, i tak był ode mnie sporo niższy. Spojrzałam ciepło na odbiegającego chłopczyka, a po chwili razem z towarzyszką ruszyłam dalej. Niespodziewanie odezwała się pani Tsunami

-To miejsce nie zawsze tak wyglądało. Kiedyś panowało tu szczęście, gdyż mogliśmy bez przeszkód handlować z leżącym na drugim brzegu morza Krajem Wody. To Gato doprowadził naszą krainę do takiej nędzy. A teraz, dzięki twoim przyjaciołom, nie żyje i znów mamy szansę odzyskać dobrobyt.

-Och... Mam nadzieję, że nie pojawi się tutaj żaden następca tego potwora...

-Ja też... Sakura?

-Hai?

-Mogę ci zadać pewne, dość osobiste pytanie?

-Hai.

-Powiedz mi, dlaczego tak nachalnie narzucasz się braciom Namida?

-Hmm... Nie wiem, czy zrozumie pani moją sytuację.

-Jeśli nie spróbujesz, to się nie dowiesz, kochana.

-Ma pani rację. Wszystko zaczęło się dość dawno temu. W naszej wiosce był bardzo przystojny chłopiec, Sasuke Uchiha, w którym byłam całkowicie zadurzona, podobnie zresztą, jak większość dziewcząt w wiosce. Sasuke był zwykle smutny, zimny i zamknięty w sobie, co jeszcze bardziej zachęcało nas do prób poderwania go - powiedziałam rumieniąc się bardzo na wspomnienia o Sasuke. - Kilka miesięcy temu Sasuke uciekł z Konohy i ślad po nim zaginął, zaś niedługo potem w wiosce pojawili się bracia Namida - przystojniejsi od Sasuke, równie co on tajemniczy i skryci. Od razu się w nich zakochałam, podobnie zresztą jak wszystkie dotychczasowe adoratorki Sasuke i nawet kilku chłopców z naszej wioski. Jednak w żaden sposób nie byłam i nie jestem w stanie zwrócić na siebie ich uwagi.

-Hm... A nie sądzisz, że to właśnie twoja, przepraszam za określenie, nachalność w próbach poderwania ich, nie pozwala ci na nawiązanie z chłopcami swoistej nici porozumienia, z której mogłaby rozwinąć się szczera przyjaźń, a później - w przypadku któregoś z nich, coś więcej? Niczego nie obiecuję, ale wydaje mi się, że jeśli przestaniesz traktować chłopców tak jak dotychczas - czyli w sposób "poderwać za wszelką cenę", oni przestaną tak się od ciebie izolować i stworzycie naprawdę zgrany zespół. A przecież to zwykle z przyjaźni rozkwita najpiękniejsza miłość. Rozegraj to nieco subtelniej, a zapewne ujrzane efekty przejdą twoje najśmielsze oczekiwania...

Jeszcze raz przemyślałam słowa kobiety, która w chwili obecnej stała przy straganie z owocami i wybierała co ładniejsze egzemplarze.

-Czy to możliwe? Czy to przez moje zachowanie bracia Namida traktują mnie z takim chłodem i dystansem? Czy po prostu drażni ich moja nachalność i nadgorliwość? - pomyślałam przyglądając się kobiecie.  - Hm.. Całkiem możliwe, że to właśnie jest powód, dla którego unikają wszelkich kontaktów ze mną poza misjami i treningami. Muszę spróbować się zmienić. Jeśli mam mieć jakieś szanse u bliźniaków, muszę przestać zgrywać słodką idiotkę i wziąć się w garść! - pomyślałam i zacisnęłam dłoń w pieść. - Dziękuję, pani Tsunami...

-Hm?

-Dziękuję za pani radę. Zastosuję się do niej. Może rzeczywiście to właśnie jest powód, dla którego bliźniacy nie chcą nawet ze mną rozmawiać.

-Ach, o to chodzi. Nie musisz dziękować, kochana. Chodźmy. Już zrobiłam zakupy i możemy wracać.

-Hai. Chodźmy.

Powoli, spacerowym krokiem skierowaliśmy się z powrotem do domu pana Tazuny. Podczas gdy pani Tsunami weszła do środka, ja skierowałam swoje kroki na polankę, na której dziś rano trenowaliśmy. Szybko wspięłam się na upatrzoną już podczas treningu gałąź i usiadłam na niej rozmyślając. W końcu doszłam do wniosku, że to, co robiłam, nie ma sensu. Zarówno nadmierne okazywanie swojego przerażenia podczas ataku, jak i zaniżanie własnych umiejętności.

-Przecież na drzewa bez pomocy rąk potrafię wchodzić od dawna, po wodzie także umiem już chodzić po treningach z wujkiem, który jest chuuninem. I po co mi było zgrywanie bezbronnej księżniczki? Tylko drażniłam tym pozostałych członków drużyny.

Po kilku godzinach wróciłam do domu i po kolacji położyłam się spać.

~~*Kuroi. Miesiąc później*~~

Minął miesiąc, odkąd przebywaliśmy na misji w Krainie Fal, zachowanie Sakury powoli zaczęło się zmieniać na nieco mniej irytujące, chociaż niektóre jej zachowania i teksty nadal potrafiły nas dobijać. Podczas tego miesiąca nadal trenowaliśmy. Sakura biegle kontrolowała swoją czakrę, a sensei stwierdził, że z taką kontrolą chakry powinna poprosić jakiegoś medycznego ninja ze szpitala w Konoha o nauczenie podstaw medycznego jutsu. Sakura chyba postanowiła trenować bez wytchnienia, najprawdopodobniej zrozumiała, że w tej drużynie jest niczym piąte koło, ponieważ jeszcze tego samego dnia przyszła do nas i zaczęła mnie prosić, czy nauczyłbym ją chociaż podstaw medycznych technik. Doszliśmy z bratem do wniosku, że dopóki Sakura zachowuje się dość sensownie i chce trenować, trzeba to wykorzystać i się zgodziłem.

Od tego czasu ja, Gin i Sakura chodziliśmy na tajne treningi, podczas których Ginrou zazwyczaj robił za pacjenta, zaś Sakura pod moim przewodnictwem usiłowała go leczyć. Jej postępy były całkiem zadowalające. W przeciągu tygodnia nauczyła się zaleczać powierzchowne rany, zaś pod koniec naszego pobytu tutaj udało jej się wyleczyć zerwane ścięgno Achillesa u pewnego małego chłopca, którego matka przyszła mnie prosić o pomoc, ponieważ nadal wszyscy pamiętali, że to ja byłem w stanie pozbyć się trucizny z ciała senseia. Uzgodniłem z matką chłopca, że leczeniem zajmie się Sakura, zaś ja będę obok i skoryguję wszelkie ewentualne błędy. Tak więc panna Haruno ćwiczyła potajemnie w sztuce leczenia, zaś oficjalnie podczas lekcji z Kakashim trenowała Genjutsu. Ninjutsu miała zacząć po powrocie do konohy, gdzie Kaszalot mógłby sprawdzić jej naturę chakry za pomocą specjalnego papierka.

Wreszcie nadszedł dzień naszego wyruszenia w drogę powrotną. Dzień, kiedy Tazuna-san otworzył oficjalnie nowy most, łączący Krainę Fal zresztą świata. Most, który Tazuna postanowił nazwać „Mostem Braci Namida" i, z tego co mi wiadomo, pomysł ten poparli wszyscy mieszkańcy. Cóż za ironia... Nazwali most imieniem osób, które tak naprawdę nie istnieją...

Kiedy tylko skończyło się przyjęcie pożegnalne, podczas którego wiele osób wręczyło nam drobne upominki, wyruszyliśmy, biegnąc po wodzie, z powrotem w kierunku wioski ukrytej w liściach. Po jakiejś półgodzinie byliśmy już na drugim brzegu wielkiego morza i biegliśmy po drzewach w stronę wioski. Po kilku godzinach biegu urządziliśmy sobie postój w grocie, która służyła nam za schronienie w drodze do krainy Fal. Następnego dnia o świcie wyruszyliśmy w dalszą drogę i już w południe przekroczyliśmy bramę wioski. Wraz z bratem i Sakurą skierowaliśmy się w stronę rezydencji klanu Uchiha, będącej teraz w sumie rezydencją klanu Namida, no ale cóż... Kiedy tam dotarliśmy, zjedliśmy kanapki, które popiliśmy herbatą, po czym wyszliśmy do ogrodu na dalszy trening medycznego jutsu... Kakashi w tym czasie skierował swe kroki do posiadłości głowy wioski...

~~*^*~~

Słowa:6246

Przepraszam za opóźnienie... Tak właściwie, to zapomniałam o tym rozdziale xD

Wiele się tu nie zmieniło ale zawsze coś. ^^

Polecam: Kekkai Sensen

Pozdrawiam: mattex1337

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top