Rozdział 47

*Kilka godzin wcześniej - noc*


Szczupła postać wisiała bezwładnie na łańcuchach przymocowanych do ścian. Przeraźliwy chłód panujący w podziemiach sprawiał, że ciało młodzieńca co i róż przechodziły dreszcze. Wychudzone ciało nie miało już sił próbować zerwać pętające go kajdany. Niegdyś jasne włosy, teraz ciemne od brudu i zaschniętej krwi. Na jasnej skórze z łatwością można było dostrzec mnóstwo ran i niedawno powstałych blizn. Twarz teraz z rezygnacją skierowana w dół przecinała kolejna rozchodząc się od łuku brwiowego aż po prawy kącik ust.

Widok ten niejedną osobę przyprawiłby o dreszcze i współczucie czy litość. Nie czuł tego jednak w żadnym wypadku mężczyzna odpowiadający za obecny stan chłopaka. Wręcz przeciwnie. Stał on z paskudnym uśmiechem przypatrując się swojemu dziełu. Jego ogony drgały z podniecenia i radości spowodowanej triumfem.

- Pomyśleć, że ktoś taki jak ty miał czelność sądzić, że jest godzien mojego tronu. To żałosne! To JA jestem jedynym władcą tego kraju, a już niebawem świata! - Przeraźliwy śmiech wypełnił obskurną celę znajdującą się w zamku, położonym na najwyższym szczycie gór na północy. Mężczyzna pamiętał dokładnie dzień kiedy rozkazał wybudować właśnie tutaj tą fortecę. Już w tamtym momencie wiedział dokładnie w jakim celu mu ona posłuży. Jako więzienie, które na zawsze będzie trzymać w swym wnętrzu jego wrogów.

Z drwiącym uśmiechem wciąż przylepionym do twarzy odwrócił się od młodzieńca i nie mówiąc już nic więcej odszedł. Każdy jego krok oddalał go od osoby, która mimo swojego opłakanego stanu uniosła teraz głowę i przeszyła plecy znienawidzonego mężczyzny stalowym błękitnym spojrzeniem.

Zmęczenie, ból, głód i pragnienie doskwierały nastolatkowi już od bardzo dawna. Nie wiedział jak długo już tkwi w tym miejscu, był jednak doskonale świadom tego, że dla świata zewnętrznego jest martwy.

Jest martwy dla Hinaty.

Myśl, że ukochana uważa go za martwego bolała na najbardziej pierwotnym poziomie. Świadomość, że teraz zapewne cierpi była jak nóż w sercu. Uzumaki wiedział jednak, że nie może teraz pozwolić, aby emocje nim sterowały. Przez cały swój pobyt w tym okropnym miejscu uczył się. Poznawał rozkład wart strażników, wiedział ilu więźniów mieści się na jego piętrze. Jednym słowem cały czas przygotowywał się do ucieczki. Ani przez chwilę nie zamierzał zrezygnować i się poddawać.

Zagłębiając się w swoim umyśle skierował się  do miejsca, w którym znajdowała się postawiona przez jego oprawcę bariera. Uzumaki nie wiedział jakim cudem Akihiro zdołał postawić ten "mur" na więzi jego i Hinaty. Więzi, o której nie miał pojęcia zanim ta nie została przerwana.

~ Zniszczymy go. - Głos, który blondyn tak dobrze znał dobiegł do niego. Nie będąc nawet odrobinę zaskoczonym spojrzał przez ramię i ujrzał siebie. Pojawił się razem z barierą i wyjaśnił skołowanemu Naruto co się stało. Jak się okazało patrzył na część swojej duszy, która do znajdowała się  we wnętrzu Hinaty. Pamiętał jak nie potrafił wprost uwierzyć w słowa chłopaka, chociaż ten był nim.  Świadomość, że przez tyle czasu nie zdawał sobie sprawy z istnienia jego więzi z granatowowłosą.

~ Na pewno to zrobimy. Byłem ślepy przez tak długi czas... Gdy tylko się uwolnię i znów spotkam z Hinatą już nigdy jej nie zostawię. Nic nas już nie rozdzieli.

~ Aby tak się stało najpierw trzeba pozbyć się Akihiro i przywrócić porządek w tym kraju.

~ Masz rację. Gdy to wszystko się skończy ja i Hinata będziemy mogli wreszcie być razem.

~ Dobrze, więc musimy zaczynać, zaraz będzie zmiana na straży.

Uzumaki opuścił swą głowę i otworzył oczy rozglądając się po swojej obskurnej celi. Wilgoć i brud zadomowiły się w tym miejscu na dobre. Naruto znał już na pamięć każde pęknięcie i plamę na ścianach, podłodze i suficie. Teraz wpatrując się w kraty, oddzielające jego cele od korytarza nasłuchiwał uważnie kroków nadchodzącego kitsune. Był to mężczyzna w średnim wieku, co u członka jego rasy znaczyło już starość. Kitsune nigdy tak naprawdę się nie starzeli. Umierali wyglądając jak czterdziestokilkulatkowie a ich ciała wciąż były sprawne i sile. Ten konkretny strażnik był niezwykle ważnym elementem w jego planie. Właśnie z jego powodu czekał na tą konkretną zmianę na warcie.

- Wszystko jest już gotowe. - Mocny głos dotarł do uszu nastolatka. Na jego twarzy pojawił się pierwszy od tygodni uśmiech. Doskonale wiedział, że to dzięki temu mężczyźnie będzie miał szansę znów zobaczyć swoich bliskich i był mu za to bardzo wdzięczny.

- Dobrze. Możesz mnie uwolnić? - Pociągnął na kajdany trzymające go przy ścianie, krzywiąc się na ból, który towarzyszył podrażnieniu zdartej skóry.

Daiki szybko otworzył drzwi i podszedł do blondyna rozkuwając jego nadgarstki. Gdy tylko to zrobił musiał szybko podtrzymać Naruto, który osłabiony po długim czasie uwięzienia nie miał siły utrzymać się na nogach. Niebieskie oczy spojrzały na starszego mężczyznę z wdzięcznością.

- Jesteś pewien, że dasz radę to zrobić? Przecież nie masz siły nawet stać.

- Dam, radę muszę tylko na chwilę usiąść aby móc się skupić. - Chłopak spojrzał na ciemnowłosego z determinacją w oczach. - Nie tylko ty przygotowywałeś się na ten moment. Przez cały ten czas odkładałem moc, kumulowałem ją... Dam radę.

- Jak uważasz. Muszę cię teraz zostawić, i uwolnić resztę więźniów. Jestem pewien, że pomogą nam zrealizować nasze cele. - Daiki położył dłoń na ramieniu Uzumakiego i uśmiechnął się lekko. - Powodzenia mój książę. Uczyć ten kraj takim jak był za panowania twojego ojca i spraw abyśmy znów mogli dumnie żyć.

- Dziękuję, obiecuję, że nie zawiodę ani ciebie ani innych.

Naruto spoglądał za pośpiesznie oddalającym się mężczyzną czując jak jego serce wypełnia determinacja. Usiadł na obskurnej podłodze i zamknął oczy wchodząc do swojego umysłu. Nie chcąc tracić już ani chwili od razu podszedł do swojego drugiego "ja". Spoglądając sobie w oczy złapali się za ręce i w jednej chwili Uzumaki poczuł jak jego ciało ogarnia moc. Była ona tak bardzo podobna do tej, którą poczuł tamtego wieczoru w ogrodzie Hinaty. Gdy otworzył swoje jasne oczy nie były one już niebieskie a złote. Całe jego ciało wyglądało jakby pochłonęły je płomienie a ogony dumnie unosiły się za plecami chłopaka.

Opuszczając swoją celę zacisnął dłonie w pięści czując jak ogarnia go gniew. Zamierzał zakończyć to tej nocy. Obiecał sobie, że zakończy rządy Akihiro i właśnie miał zamiar tej obietnicy dotrzymać. Biegnąc korytarzami słyszał odgłosy walki i nierzadko mijał walczących. Z jednej strony pragnął dołączyć do osób, które ryzykowały życiem, a z drugiej nie mógł pozwolić aby Akihiro uciekł. Każda sekunda zwłoki mogła wiele go kosztować. Właśnie z tego powodu z głębokim bólem i poczuciem winy, ale parł do celu...

Dzięki Daikiemu wiedział, gdzie znajdzie mężczyznę odpowiedzialnego za śmierć jego rodziców, porwanie go i przede wszystkim za krzywdzenie jego rodaków. Biegnąc po stromych i długich schodach napotkał trojkę żołnierzy, którzy natychmiast się na niego rzucili.

Naruto nie wahał się ani chwili. Wiedział, że jeśli walka się przeciągnie Akihiro może zbiec. Z determinacją w swoich płonących oczach rzucił się na wrogów. Zdawał sobie sprawę, że musi to zakończyć szybko. Wykorzystując wiatr, który zawsze gdzieś przy nim był zaatakował wszystkich naraz. Dziękując w duchu wujowi za wyczerpujące treningi zabił dwójkę z napastników jednym atakiem. Nie czekając to samo zrobił z ostatnim po czym pobiegł dalej.

Zanim wreszcie dotarł do celu musiał walczyć jeszcze kilkukrotnie co zapewne było sprawką Akihiro, który nie wahał się poświęcać swoich ludzi. Czując wstręt i pogardę do mężczyzny wyważył wielkie masywne drzwi dzielące go od sali tonowej, którą kazał sobie urządzić ten drań.

Stojąc pośród drewnianych odłamków spoglądał na stojącego na środku sali wroga. Nienawiść wypełniała go od środka niemalże przejmując kontrolę nad chłopakiem. Akihiro z szyderczym uśmiechem przypatrując się nastolatkowi powoli obracał w dłoni rękojeść miecza.

- Zanim cię zabije, powiedz mi kto cię uwolnił? Oboje wiemy, że z tych łańcuchów nie mogłeś się sam uwolnić, odbierają one przecież nam moce. Jesteśmy w nich jak LUDZIE! - Ostatnie słowo było u niego niczym przekleństwo co jeszcze bardziej rozwścieczyło Uzumakiego.

- Nie muszę ci odpowiadać na żadne z twoich pytań. Jedyne co musisz wiedzieć to, że tej nocy zginiesz!

Naruto rzucił się do ataku nie przejmując się bronią w dłoniach Akihiro. Z zawrotną prędkością zadawał ciosy, których mężczyzna nie mógł dostrzec a co dopiero uniknąć. Samemu starając się zranić blondyna wyprowadzał uderzenia, jednak zastraszająca część z nich nie dosięgała chłopaka. Walka wydłużała się, a Uzumaki zauważył, że jego szybkość już nie stwarza takiego problemu przeciwnikowi. Akihiro czując coraz większą pewność siebie odrzucił miecz i sam zaczął atakować za pomocą swojego żywiołu. Już po chwili sala wypełniona była wielkimi skałami i kolcami. Skaliste podłoże stało się śmiertelnie niebezpieczną powierzchnią dla blondyna.

Naruto wiedząc, że jeśli chce wygrać musi to szybko zakończyć, oddalił się od przeciwnika. Skupiając się na otaczającym go powietrzu szybko utworzył wietrzne ostrza, które skierował na Akihiro. Nie czekając ani chwili ruszył za nimi biegiem kierując się prosto na skupionego na uniknięciu ataku mężczyznę. Wyskakując w powietrze przedostał się za przeciwnika, który właśnie uniknął ostatniego z ostrzy. Czując, że to jego jedyna szansa szybko otoczył dłoń wiatrem, który wirował wokół niej z zawrotną prędkością. Biorąc silny zamach przebił serce Akihiro.

Czuł jak ciało mężczyzny tężeje a potem robi się bezwładne, gdy tylko wyjął dłoń opadło bezwładnie na podłogę z głuchym odgłosem.

Naruto patrząc na ciało osoby, która skrzywdziła tak wielu nie czuł nic poza poczuciem wypełnionego obowiązku. Zawsze zastanawiał się co poczuje, gdy wreszcie go zabije. Wyobrażał sobie, że będzie szczęśliwy, dumny czy zadowolony. Teraz jednak gdy dokonał tego czego pragnął od tak wielu lat nie czuł żadnego z tych uczuć.

- To koniec... - Uzumaki osunął się na kolana dysząc z wyczerpania. Jego twarz skierowała się w górę a usta lekko rozchyliły. - Koniec.

Nagle przez wyważone wcześniej drzwi wparował Daiki. Jego twarz wyrażała wiele emocji, ale przede wszystkim szczęście, które jeszcze się zwiększyło gdy zobaczył blondyna. Zaskoczony chłopak spojrzał na strażnika zastanawiając się co się stało.

- Książę! To... Mam... Niesamowitą wiadomość!

- Uspokój się. - Naruto powoli podniósł się z ziemi i stanął naprzeciwko mężczyzny. - Co się stało?

- Twoi rodzice! Król i królowa... Oni żyją!

Naruto poczuł jak cały świat wywraca mu się do góry nogami. Szok i niedowierzanie, ale i szczęście wypełniły jego serce. Szybko złapał strażnika za ramiona przerywając mu potok słów, które wciąż opuszczały jego usta.

- Gdzie... GDZIE ONI SĄ?!


No kolejny rozdział za nami! Jak widzicie Naruto żyje jego rodzice też, więc proszę nie zabijajcie mnie! Wielkimi krokami zbliżamy się do końca tej opowieści, co napawa mnie mieszanymi uczuciami... Ech... Tak jak obiecałam rozdział jest dłuższy, co mam nadzieję was cieszy... Bez tej notki liczy dokładnie 1659 słów. :) Powiem Wam, że niełatwo mi się go pisało. Wiecie pisanie tak ważnego rozdziału z podbitym okiem, bolącą głową i spuchniętą połową twarzy nie należy do najprostszych. ;p Jednak udało mi się go napisać, co niezmiernie mnie cieszy. No dobra trochę się rozpisałam więc jeszcze tylko przepraszam za wszystkie błędy i do zobaczenia!!!

Pozdrawiam

AsunaQ1295

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top