Rozdział 26

Naruto niechętnie otworzył oczy. Siadając na materacu rozejrzał się po pomieszczeniu. Był w swoim pokoju, ale on sam nie miał pojęcia jak się tam znalazł. Z westchnieniem przeczesując swoje przydługie włosy próbował sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Siedział tak już kilka minut a kolejne fragmenty układanki jaką był jego umysł powoli wskakiwały na miejsce...

Gdy wreszcie przypomniał sobie wszystko zaczęły napływać pytania.

Co on właściwie zrobił?

Jak to się stało?

Co teraz będzie?

- Cholera... To wszystko staje się coraz trudniejsze...

Zrezygnowany, wiedząc, że tym razem nie poradzi sobie sam wstał z łóżka i poprawiając pogniecione ubranie wyszedł na zewnątrz. Od razu skierował się do salonu, gdyż właśnie z tego miejsca docierało najwięcej głosów. Gdy tylko stanął w progu wszelkie rozmowy zamilkły a wiele par oczu skupiło się właśnie na nim. Kurama razem z Itachim oraz Jirayą od razu podeszli do chłopaka.

- Jak się czujesz dzieciaku? - Wuj chłopaka ostrożnie położył swą dłoń na ramieniu blondyna.

- W porządku... chyba. Co z rannym?

- Wszystko z nim w porządku a co do jego napastnika, jeszcze nie zdecydowaliśmy. Musimy też najpierw zbadać całą sprawę... - Jiraya z nietypową dla niego powagą studiował twarz blondyna. - Może przejdziemy do innego pokoju i porozmawiamy?

- Dobrze - Naruto ruszył za trójką będąc pewnym, że nie ma innego wyjścia. Nadszedł czas aby odkryć wszystkie karty.

Szli długim korytarzem, który jeszcze nie był znany niebieskookiemu. Mijali mnóstwo drzwi aby w końcu stanąć przed masywnymi wykonanymi z ciemnego dębu. Gdy przekroczyli próg Uzumaki natychmiast się zorientował, że są w gabinecie. W centrum stało masywne mahoniowe biurko a za nim obity czarną skórą fotel. Przed meblem stały dwa kolejne a w rogu dwuosobowa kanapa. Pod ścianami ciągnęły się regały wypełnione książkami a na podłodze leżał pięknie wykonany dywan.

Kurama zajął jeden z foteli, tak samo zresztą jak białowłosy. Naruto razem z Uchichą usiedli na kanapie. Przez chwilę panowało niczym niezmącone milczenie, które w końcu postanowił przerwać czerwonowłosy.

- Naruto. Czy wiesz może co tam się dokładnie stało?

- Ja... Nie do końca. Gdy przybiegłem zobaczyłem tych dwóch... Udało mi się odciągnąć napastnika, a potem próbowałem zatamować krwawienie. Pamiętam, że w pewnym momencie poczułem ogromny ból, który rozchodził się ze znamienia na resztę ciała.

- Ból? - Jiraya uważnie wpatrywał się w chłopaka.

- Tak od jakiegoś czasu zdarza mi się odczuwać ból w znamieniu... - widząc gromiące spojrzenie Kuramy spuścił głowę. - Nic nie mówiłem bo nie chciałem nikogo martwić. No w każdym razie po dotknięciu rannego zdarzyło się coś jeszcze, nagle wiedziałem o każdej ranie, urazie czy zadrapaniu... Potem gdy otworzyłem oczy widziałem wszystko przez niebieską poświatę a z mojej lewej dłoni wydobywało się światło... Widziałem, jak wszystkie rany znikają.To ostatnie co pamiętam zanim zemdlałem.

- Hmm - trójka towarzyszy blondyna zetknęła między sobą. - Naruto powiedz mi proszę, czy gdy to się stało czułeś coś jeszcze? Proszę skup się bo to bardzo ważne...

- J... Ja chyba tak. W pewnym momencie ból zniknął a zamiast niego poczułem ciepło rozchodzące się po całym ciele. Nie wiem skąd, ale wiedziałem, że muszę przelać to ciepło na tego faceta...

Przez chwilę panowało milczenie, każdy zdawał się być pogrążony we własnych myślach. Naruto zamknął na chwilę oczy i oparł się wygodnie o oparcie. Jego umysł co i róż na nowo odtwarzał niedawne wydarzenia. Wszystko zdawało się odtwarzać niczym zapętlona płyta. Nic nie rozumiał z tego co stało się kilka godzin temu i był przez to coraz bardziej niespokojny.

- Naruto. Chyba wiemy co się tam wydarzyło. - Uzumaki natychmiast spojrzał na poważną twarz swojego krewnego. - To co nam powiedziałeś upewniło nas w naszych podejrzeniach. Powiedz mi czy słyszałeś, że wśród kitsune zdarzają się tacy, którzy mają wyjątkowe zdolności?

- Tak, słyszałem.

- Więc wszystko wskazuje, że i ty posiadasz wyjątkową umiejętność... W dodatku bardzo rzadką i potężną. Naruto, jesteś Uzdrowicielem... Możesz uleczyć każdą ranę, czy śmiertelną chorobę. Twój dar jest jednym z najwspanialszych jaki można otrzymać.

Naruto siedział wpatrując się we własne dłonie. Ciężko było mu pojąć znaczenie wypowiedzianych właśnie słów. To wszystko wydawało się takie nierealne...

- Ale... dlaczego otrzymałem taką umiejętność?

- Na to pytanie nie możemy udzielić ci odpowiedzi. Sam musisz ją znaleźć - Jiraya posłał blondynowi uspokajający uśmiech. - Nie martw się jestem pewien, że wkrótce znajdziesz odpowiedzi na wszystkie nurtujące cię pytania.

Jeszcze kilka minut spędzili w gabinecie rozmawiając na różne tematy. Jednak młody książę nie potrafił się na niczym skupić wciąż na nowo odtwarzając rozmowę. Myśl, że potrafi uleczyć każdego była niczym sen. Od zawsze pragnął chronić innych i teraz będzie mógł to robić jeszcze skuteczniej.

Na twarzy niebieskookiego pojawił się szeroki uśmiech.

*Trzy tygodnie później*

Naruto siedział pod jednym z drzew a jego pusty wzrok skanował otoczenie. Wszędzie widział trenujących jak co dzień jego towarzyszy. On jednak nie miał ochoty na trening... Od momentu, w którym otworzył tego dnia oczy nie chciał z nikim rozmawiać, ani spędzać czasu. Wiele się zmieniło odkąd odkrył swój dar. Rannemu mężczyźnie udowodniono niewinność, a jego oprawca został surowo ukarany. Co do blondyna spędzał on jeszcze więcej czasu na treningu szermierki, walki w ręcz i kontroli wiatru. Oprócz tego zawsze znalazł czas aby studiować stare księgi i dowiadywać się czegoś o swej umiejętności.

Dziś zapewne dzień spędzałby dokładnie tak samo a wieczorem rozmawiał kilka minut z Hinatą, ale wszystko było inaczej... Tego dnia Naruto nie nienawidził z całego serca... Był to dzień jego osiemnastych urodzin i... śmierci jego rodziców. Najchętniej wymazałby ten dzień z pamięci, ale to równoznaczne byłoby z wymazaniem pamięci o rodzicach. O nich blondyn nie chciał nigdy zapomnieć, o tym co zrobili aby go chronić i o tym, że go kochali...

- Ehh... - blondyn oparł głowę o pień szerokiego dębu przy którym siedział i spojrzał w górę. Promienie słońca prześwitywały przez gałęzie i liście tworząc piękny obraz. Naruto zdawał się jednak tego nie dostrzegać jego wzrok był pusty, pozbawiony blasku i życia.

Nie był pewien jak długo siedział w tym samym miejscu i w tej samej pozycji. W pewnym momencie zrozumiał, że nie wytrzyma tak dłużej. Nie wytrzyma sam... Poderwał się na nogi i nie zastanawiając się nawet przez chwilę co robi ruszył przed siebie. W jednej sekundzie pojawiła się na nim tak dobrze już znana powłoka z wiatru a on sam gnał z zawrotną prędkością w stronę Konohy.

W stronę Hinaty...

W stronę jego serca i duszy...

Hejka! Oto obiecany rozdział! Liczy bez tej notki dokładnie 1013 słów... :D Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Jak zawsze sorka za wszystkie błędy.

Pozdrawiam

AsunaQ1295

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top