Rozdział 4

Naruto stał na cmentarzu i oglądał pogrzeb Danzou. Przynajmniej dzięki temu, że Sasuke go oprowadził nie gubił się więcej i zobaczył, że Konoha to miłe i piękne miasto, nawet wtedy, kiedy panował tu Hiruzen. Danzou mówił coś innego. Twierdził, że przez obecnego Hokage wioska jest zniszczona i nie warta uwagi, co zdecydowanie nie było prawdą. 

Oprócz niego byli tutaj wszyscy z Korzenia i kilka osób z wioski z samym Hokage na czele. Oczywiście kiedy Sakura i Sasuke dowiedzieli się, że dzisiaj odbędzie się pogrzeb osoby, która wychowała Naruto przyszli razem z Kakashim. Chłopiec nie widział w tym większego sensu. Przecież oni nawet nie znali Danzou.

No dobra. Sasuke chciał dowiedzieć się kim był jego opiekun, ale wytłumaczenia dla Kakashiego i Sakury nie miał. Ewentualnie ten ostatni przypadek chciał spędzić czas z Uchihą, ale Kakashi.... Nie. Nie miał pojęcia.

Pogoda jak na ironię nie wyczuwała smutnego nastroju zebranych na cmentarzu i pokazywała się z jak najlepszej strony.

Nikt nie płakał, co zdziwiło trochę Sakurę i Sasuke, lecz gdy zapytali o to Naruto odpowiedział im, że shinobi nie powinni okazywać swoich emocji. Oboje uczyli się tego w Akademii ale… przecież ten człowiek podobno zajął się nimi wszystkimi gdy byli dziećmi! Czy to nie była lekka przesada?

Po ceremonii ludzie powoli zaczęli rozchodzić się w swoją stronę. Zostali tylko ci, których Danzou szkolił osobiście.

W stronę Naruto ruszył Toshiro. Był trochę starszy od Naruto, wysoki i drobny. Ubrany, tak jak każdy na czarno, z niebieskimi jak niebo oczami oraz wielkim, głupkowatym uśmiechem na twarzy i czarnymi włosami.

- Hej, braciszku! - zawołał niebieskooki.

- Braciszku? - zapytał niedowierzająco Naruto - Proszę mnie tak nie nazy.... - chłopakowi przerwał głos dawnego towarzysza, który nic sobie nie robił z jego protestów.

- Jak się trzymasz? Podobno zostałeś geninem. Gratulacje!  - Toshiro westchnął - Ja jestem teraz w ANBU, lepsze to niż cywil, ale wolałbym być jouninem. Swoją drogą, jak się teraz nazywasz? Słyszałem, że masz nawet swoją drużynę.

- Naruto, kto to jest? - odezwał się Kakashi.

- Och, a więc takie wybrałeś imię! Idealnie do ciebie pasuje - wykrzyczał Toshiro.

- Dziękuję, Toshiro-sama. Poznaj moją drużynę, to jest Sakura i Sasuke oraz nasz Sensei, Kakashi. A to jest Toshiro-sama - Naruto jak zawsze trzymał pochyloną głowę.

- Mówiłem ci, że masz się do mnie normalnie zwracać! A poza tym, miło mi was poznać. Tak jak wspomniał wcześniej Naruto, jestem Toshiro, były zastępca Danzou - chłopak starał się zachowywać poważnie. No cóż, Naruto zdziwił się, że niebieskooki nie powiedział jeszcze czegoś głupiego. Nigdy nie zaliczał Toshiro do ludzi mądrych, przynajmniej nie wtedy, kiedy sytuacja tego nie wymagała.

- Nie wiedziałem, że Danzou miał zastępcę - odezwał się podejrzliwie Kakashi. Coś mu nie pasowało w tym wszystkim. Czy Toshiro jako członek Korzenia nie powinien być bardziej poważny?

- Och. Nie, Danzou nie miał zastępcy. Przynajmniej nie oficjalnie. Ale gdy nasz przywódca opuszczał Korzeń to ja dowodziłem i nadzorowałem wszystko.

- Zaraz. Danzou to osoba, która wychowała Naruto? - odezwała się Sakura.

- No, tak. Można to tak nazwać - Toshiro spoważniał odrobinę. Więc te dzieciaki nie wiedziały, że w Korzeniu dzieci są szkolone, a nie wychowywane?

- Więc Naruto należał do Korzenia?

- Cholera - mruknął Kakashi. Wiedział, że to nie najlepszy pomysł, aby zabrać tu tą dwójkę - Posłuchajcie, nie powinniście o tym wiedzieć.

Sasuke uśmiechnął się z wyższością. A więc to była ta cała tajemnica? No, no, nieźle. Naprawdę był zaskoczony. Ale nadal coś mu nie pasowało.... I to zachowanie Naruto, które zmieniało się diamentalnie przy dorosłych... Już wcześniej to zauważył, ale teraz miał niemal namacalne dowody, aby to potwierdzić. Później sobie o tym pogada z Naruto.

- A więc nic o tym nie słyszeliście? Poważnie? Przecież Naruto jest bardzo sławną osobą! W dodatku bardzo zdolną - entuzjazm byłego zastępcy Danzou natychmiast powrócił.

- Przesadzasz Toshiro. Nie jestem ani sławny, ani zdolny. Ty jesteś lepszy - mruknął Naruto. Niebieskooki, to była jedyna osoba dorosła (prawie), do której nie bał się odezwać bez zadanego wcześniej pytania.

- Wcale nie przesadzam - zaprzeczył Toshiro - Poza tym jestem pewien, że gdybyś walczył ze mną na poważnie nigdy byś nie przegrał.

- Chwila, czy Naruto nie ma zakazu na walki z innymi shinobi? - wtrącił się Kakashi.

- I tak, i nie. Jedynymi osobami, z którymi Naruto mógł walczyć byłem ja oraz Danzou. Oczywiście, tylko w ramach treningu. I Naruto mówię...

Rozmowę przerwało pojawienie się dwóch innych ninja. Jeden z nich był wielki i wyrośnięty, drugi był chudy oraz niski. Wyglądali dość podobnie, ten sam obojętny wyraz twarzy, te same brązowe oczy oraz włosy. W Korzeniu nazywano ich okrótnymi braćmi, ale nikt nie miał pewności, co do ich pokrewieństwa.

- Myślałem, że nie przyjdziesz, potworze - odezwał się wyższy.

- Przestań go tak nazywać - Toshiro natychmiast spoważniał - Po co tu przyszedłeś, Eiji? Raczej się nie stęskniłeś za Naruto,  prawda?

- Chyba sobie żartujesz! Nigdy bym się nie stęsknił za demonem. Hmm... - zamyślił się dryblas - Naruto? Tak go nazwałeś? Potwory nie powinny mieć ludzkich imion. To nie humanitarne.

- Przestań. Go. Tak. Nazywać - Tohiro powoli zaczynał tracić cierpliwość.

- Bo co? Co mi zrobisz… sam? - Eiji podniósł rękę chcąc zadać cios czerwonookiemu, wystarczyło, że pokaże kto tu rozdaje karty i sprawa będzie załatwiona. To było czymś w rodzaju potyczki o dominację, a Naruto jak zawsze był kartą przetargową. Zasady były proste, ten, kto będzie miał nad nim większą władzę, wygra.

Naruto stał prosto, nie lubił pokazywać ludziom swojego strachu, zresztą Danzou nigdy by mu na to nie pozwolił, ale inni przez to jeszcze bardziej się nakręcali. Ręka Eijiego zaczęła opadać w dół. Naruto już niemal czuł ból, kiedy nagle Toshiro powstrzymał cios.

- Zostaw go - odezwał się śmiertelnie poważnie.

Naruto podniósł na chwilę wzrok do góry zaskoczony. Momentalnie zrobiło mu się ciepło na sercu. Nigdy wcześniej nikt go nie obronił. Gdyby to zrobił naraziłby się Danzou, a tego nikt nie chciał.

- Haha. Tak jak mówiłem, sam mi nic nie zrobisz - zakpił dryblas, a shinobi obok przygotował się do ataku.

- Och, nie. Nie jestem sam. Jesteś ślepy, czy głupi? A może cierpisz na oba te przypadki? Obok mnie stoi Naruto, naprawdę tego nie widzisz? - zapytał sarkastycznie były zastępca Danzou.

Cóż, Toshiro miał tę przewagę nad innymi, że Naruto zawsze stał po jego stronie. Nie musiał nic robić, wystarczyło, że ludzie o tym wiedzieli i zawsze zostawiali go w spokoju. Nawet jeżeli wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, iż demon nie może nikogo atakować, to i tak nie chcieli go prowokować. W końcu Naruto był bezwzględną maszyną do zabijania, przynajmniej według nich. A po wypadku, jaki miał miejce jakiś czas temu, nikt nawet nie zbliżał się do czerwonookiego, chociaż były pewne wyjątki....

- Nie zaatakuje. Nie może - powiedział z lekkim przestrachem Eiji.

- Jesteś pewien? Danzou nie żyje, wiesz, co to znaczy? To znaczy, że Naruto sam o sobie decyduje. Może robić to, na co ma ochotę. Jest wolnym Człowiekiem - Toshiro zaakcentował ostatnie słowo i uśmiechnął się na widok twarzy Eijiego. - A co z tobą? Przyszedłeś tu z obstawą? Czyżbyś się bał? Kogoś takiego jak Naruto? - chłopak spojrzał znów na mężczyzn stojących naprzeciwko - Ech, spadajcie stąd, dopóki możecie.

Naruto słuchając Toshiro, przyznał mu rację. Miał dość bycia popychadłem. Nadszedł czas, aby sam decydował o swoim życiu. Koniec z tym co było, od teraz zacznie żyć od nowa. Już nigdy nie pozwoli się tak traktować. Był wolnym c-człowie.... Cholera! Jak miał się zmienić, jeżeli bał się nawet powiedzieć, że jest c-człow.... Achhhh, wszystko przez Danzou! Gdyby nie to, że jego były dowódca nigdy nawet nie zasugerował, że jest taki jak inni, a wręcz przeciwnie, zawsze podkreślał jego odmienność, to może coś by z tego wyszło, ale....

Zdobywając się na odwagę podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy mężczyzn. Przecież miał kogoś, kto go obroni.

- Lepiej go posłuchajcie. Myślę, że nie dacie radę nam dwóm - odezwał się cicho, niebezpiecznie.

Bał się, tak cholernie bał. Ale było w tym coś wyzwalającego. Pierwszy raz, odkąd pamiętał mógł zobaczyć twarze innych ludzi, którzy nie byli jego wrogami, przynajmniej teoretycznie. Widział nawet abrobujący uśmieszek Toshiro! Więc ten koszmar naprawdę się skończył? Do tej pory, nie wierzył w to na sto procent, ale teraz... Może właśnie teraz, coś się zmieni.

- Chodź Isao. A wy... Jeszcze się policzymy. Zobaczycie, to nie koniec - powiedział odchodząc Eiji.

Na twarzy niebieskookiego znów pojawił się głupkowaty uśmiech, gdy obrócił się w stronę Kakashiego, Sakury i Sasuke.

- Wybaczcie im. Są trochę złośliwi. Do tego ta śmierć Danzou… Rozumiecie chyba, prawda? Nie są sobą.

- Naruto, dlaczego on nazwał cię potworem? - odezwał się jak dotąd milczący Sasuke.

Cholera! Czy ten chłopak nie miał własnego życia? Zawsze musiał pytać się o nie swoje sprawy?

- To wy niczego nie wiecie? Och! Naruto, pokaż im! Proszę! Zrób tą sztuczkę z oczami. No dalej! Nie daj się prosić!

Naruto westchnął, lubił Toshiro, jako jedyny traktował go normalnie. Nie tak jak reszta, ale czasem zachowywał się jak dziecko. Toshiro był dla niego tak samo ważny jak Kurama. Przy nim czuł się jakby miał starszego brata, a Kyuubi.... Nie wiedział, czy nie straciłby przy tym życia (w końcu lisi demon nienawidził kiedy ktoś tak mówił), ale również mógłby nazwać go bratem. Oprócz nich dwóch nie miał nikogo innego na świecie.

- Nie, nie zrobię tego - pokręcił głową i prawie natychmiast opuścił wzrok, dopiero w ostatniej chwili powstrzymał się przed swoim odruchem.

- No dalej! Nie bądź dziecinny, nie daj się prosić!

- Nie ma mowy. Do niczego mnie nnie zmusisz. Jestem wolnym czło.... wolną istotą i robię to, co chcę.

- Ale Naruto....! Proszę, proszę,  proszę... - dalej nalegał Toshiro. Czerwonooki mógł powiedzieć tylko jedno:

- Jesteś żałosny.

Kiedy członek ANBU patrzył na niego z załzawionymi oczami, poddał się. Wzdychając ciężko skupił swoją chakrę w oczach i obrócił się w stronę Sasuke. Czuł jak jego zmysły wyostrzają się. Spojrzał na swojego kolegę i zobaczył jak ten cofa się o krok przerażony. Sam natychmiast opóścił wzrok. Co on zrobił? Było mu niedobrze. Spojrzeć w oczy tamtym oprychom i Toshiro to jedno, a spojrzeć w oczy mieszkańca wioski, albo komukolwiek innemu, to drugie. No nie, teraz to już koniec. Przegiął, przegiął na maxa. Szybko wycofał swoją chakrę. Dobra, teraz nie mógł tylko pokazać emocji. Jakoś to będzie, musi być.

- Dlatego nazywają mnie potworem - odezwał się, chociaż nie była to tak do końca prawda.

- Poczekaj, Naruto! Nie widziałem tego! Jeszcze raz! Zrób to jeszcze raz! - wołał niebieskooki.

- Nie - odpowiedział natychmiast chłopiec. Miał już dość wrażeń na dziś.

Sasuke nadal stał w miejscu bojąc się ruszyć. Cały czas miał przed oczami przerażające spojrzenie czerwonookiego. Nie wiedział jak to możliwe, ale czerwień w oczach Naruto przypominała krew, ludzką krew. Nie potrafił tego opisać. Nie wiedział nawet dlaczego tak bardzo się przestraszył, ale jedno było pewne, to nie były oczy człowieka. Jeżeli inni mówili, że był potworem, to było to określenie idealne.

Oczywiście, wszystko to, co usłyszał tylko dowodziło, że to nie koniec tajemnic Naruto.

Drugą rundę cas zacząć.

- No dalej, Naruto. Nie daj się prosić - Toshiro nie dawał za wygraną.

- Nie. Zobacz tylko co stało się z Sasuke, nadal się nie rusza - tym razem nie udało mu się ukryć swojego strachu. On naprawdę się nie ruszał, nie robił dosłownie nic.

- Och, rzeczywiście. Szkoda - powiedział Toshiro zawiedzionym głosem, a potem natychmiast się ożywił - No dobrze. Słuchaj, Naruto, musisz udać się do kwatery Korzenia. Nikt nie może dostać się do gabinetu Danzou, a musimy zdobyć wszystkie dokumenty jakie się tam znajdują. Poza tym, jeżeli się nie mylę ty pomagałeś Danzou ustawić barierę i powinieneś być w stanie wejść do środka, mam rację?

- Mhm. Kiedy mam się tam udać?

- Najlepiej zaraz. No właśnie! Wakako, Mamoru...

- Sakura i Sasuke! Skąd ty takie imiona wytrzasnąłeś? - zapytał niedowierzająco Naruto.

- Nie ważne - odparł złośliwie Toshiro - Jeżeli chcecie możecie iść z nami. Założę się, że chcielibyście kiedyś zobaczyć Korzeń. Co wy na to? Idziecie?

- Sasuke, idziemy? - natychmiast zapytała lizusowato Sakura.

- Wszystko mi jedno - powiedział chłopak na pozór obojętnie, który zdążył już się opanować. Był Uchihą, do cholery!

- Chwila. Toshiro, masz pozwolenie Hokage na taką wyprawę? - odezwał się Kakashi.

- No… nie. Nie mam, ale jestem pewien, że jeśli zapytamy się staruszka, to zgodzi się na pewno - powiedział entuzjastycznie członek ANBU.

- W takim razie nie mogę pozwolić, żebyście tam poszli. Przynajmniej dopóki nie będziecie mieli zgody.

- No to kicha… ale poczekaj, mam pomysł! - Toshiro uśmiechnął się chytrze - Kakashi pójdziesz po zgodę do Hokage, a my zaczekamy tu na ciebie i kiedy wrócisz pójdziemy wszyscy razem. To bardzo dobre rozwiązanie, sam to przyznaj!

- Nie do końca jestem do tego przekonany - Hatake w ogóle nie był przekonany. Czy on brał go za głupca?

- No dalej, nie daj się prosić! Nie zaufasz członkowi Korzenia? - słysząc to Naruto prawie się zakrztusił. Ludzie Danzou byli ogólnie znani z lojalności do Konohy i głównie ich mistrza. Mógł to być naprawdę dobry argument, ale... To był Toshiro. Stojąc z głupkowatym uśmiechem na twarzy przed Kakashim nie prezentował się najlepiej.

- Sensei, może pan iść. Obiecujemy, że zaczekamy na pana - Sakura postanowiła wesprzeć niebieskookiego.

Przecież taka okazja zdarzała się raz na milion, a Haruno wiedziała trochę o Korzeniu. Podobno w głównej kwaterze nie było więcej niż dziesięciu obcych ludzi, którzy weszli tam za zgodą Danzou. Reszta osób, która weszła do środka nigdy z tamtąd nie wyszła.

- W porządku, ale zaczekajcie tutaj - mówiąc to Kakashi zniknął w białym dymie. Miał mięszane uczucia, co do tego, ale nie mógł teraz pokazać, że nie ufa swoim podopiecznym.

Toshiro natychmiast obrócił się w stronę Naruto.

- Naruto, jest tutaj? - powiedział szeptem, rozglądając się dyskretnie.

- Nie - odpowiedział równie cicho chłopak, który natychmiast sprawdził okolicę.

- Na pewno? - widząc potakującą głowę Toshiro szybko obrócił się w północną stronę i ruszył biegiem - W takim razie, za mną! Szybko, zanim wróci!

- Toshiro! Właśnie dlatego nie zostałeś oficjalnym zastępcą Danzou! Znów okłamujesz ludzi! - krzyczał Naruto. Zawsze tak było, Toshiro nikogo nie słuchał.

- Cicho bądź i biegnij!

Cała trójka ruszyła za niebieskookim. Biegli najszybciej jak mogli, dopóki nie dotarli do opuszczonego budynku na obrzeżach wioski. Wchodząc do środka Sasuke i Sakura patrzeli na Toshiro jak na idiotę. Że niby Korzeń znajdował się w starym, zniszczonym, opuszczonym budynku?!

Naruto bez słowa minął swoich kolegów z drużyny i podszedł do schowka na miotły pod schodami. Otwierając drzwi wszedł do środka i zaczął szukać maleńkiej dziurki w ścianie. Gdy wreszcie ją odnalazł skierował swoją chakrę do palców, a następnie do dziurki czekając, aż otworzą się ukryte drzwi.

Kiedy wejście zostało otworzone Toshiro zwrócił się do nowych towarzyszy czerwonookiego.

- Okej, teraz posłuchajcie mnie uważnie. Aby wejść do środka trzeba pokonać wiele pułapek. Chyba, że należycie do Korzenia, wtedy można je wszystkie ominąć, ale... To nie takie proste - Toshiro zamślił się na chwilę - Dobra. Dziewczynko złap się mnie mocno, a ty chłopczyku trzymaj się Naruto. Poprowadzimy was.

Czerwonooki spojrzał ukradkiem na członka ANBU, czy on był poważny? Miał doprowadzić Sasuke do głównej kwatery sam? Nawet z więźniami był problem i czasem zdarzało się, że jakiś zginął po drodze. Co prawda w Korzeniu i tak zostaliby zabici, nikt nigdy nie został puszczony wolno, ale...

I dlaczego to musiał być Sasuke?! Wolał tą różową lalkę milion razy bardziej od tego dupka.

- Dobra. Chodźmy - powiedział niechętnie. - Nie oddalaj się ode mnie, Sasuke.

Naruto przeszedł przez drzwi pierwszy, zapalając pochodnie. Za nim ruszył Uchiha, później Sakura i na końcu Toshiro. Uważając na wszystkie pułapki ruszyli schodami w dół.

Szło im całkiem nieźle, dopóki Haruno nie nadepnęła na jedną z cegieł uruchamiających pułapkę. Wtedy sprawa się skomplikowała. Zza ściany wyleciały najróżniejsze rodzaje broni wycelowane prosto w intruzów. Naruto szybko pociągnął Uchihę za sobą sprawnie omijając i manewrójąc Sasuke. Kiedy dotarli do połowy tunelu, nie patrząc za siebie rzucił się w bok pociągając czarnookiego. Nareszcie!

Malutki korytarzyk, w jakim się znaleźli był swego rodzaju tajnym przejściem. Członkowie Korzenia często z niego korzystali, ale dla shinobi bez odpowiedniego szkolenia było to niemalże niemożliwe. Wejście ukryte za potężnym genjutsu, na którego dezaktywowanie nie było czasu po uruchomieniu pułapki, to niebezpieczny pomysł. Trzeba było znać dokładne położenie wejścia, aby nie udeżyć w ścianę, co mogłoby przyniość ze sobą katastrofalne skutki.

Obracając się za siebie Naruto nikogo nie zauważył. Cholera. Mamrotając pod nosem każde znane sobie przekleństwo, pociągnął Sasuke w głąb korytarza. Co ten Toshiro sobie myślał?! Jeżeli zginęło to różowe coś, nie miał zamiaru brać na siebie odpowiedzialności za jej śmierć.

- A co z Sakurą? - zapytał Uchiha.

- Nie wiem. Jeżeli żyje, to spotkamy się w Wielkiej Sali. Chodź.

Ruszyli.

- Członek Korzenia, tak? To jest cała twoja tajemnica?

- Jak widzisz.

- A jednak czuję, że nie mówisz mi wszystkiego.

- Co za dużo, to nie zdrowo. Nie musisz wiedzieć o mnie wszystkiego - zaakcentował ostatnie słowo.

- Może nie muszę, ale jest taka jedna sprawa, która nie daje mi spokoju.... Wiesz może jaka?

- Oczywiście, że nie. Oświeć mnie, geniuszu - powiedział sucho Naruto.

- Dlaczego zostałeś nazwany potworem? Ale tak naprawdę. Bo tamtego wytłumaczenia nie przyjmę.

- Więc zostaniesz bez wytłumaczenia. Chodź.

Po pięciu minutach szybkiego marszu i unikania kolejnych pułapek zanleźli się w głównym korytarzu. Nie marnując czasu Naruto ruszył najbliższą drogą do Wielkiej Sali.

Po dotarciu na miejsce Sasuke cicho gwizdnął.

- Więc to tutaj się wychowałeś? - zapytał na pozór obojętnie.

- Mhmm... - potwierdził Naruto.

- I pomyśleć, że coś takiego znajduje się pod wioską... - powiedział Sasuke z podziwem, nie ukrywając nawet swoich prawdziwych emocji, jak to robił w większości przypadków. Naruto był inny, w każdym tego słowa znaczeniu. Może to dlatego, że wychował się w Korzeniu? A może dlatego, że w pewien spodób przypominał mu Itachiego?

- Niezupełnie. Aktualnie znajdujemy się poza obszarem wioski. Ale tunele Korzenia są rozmieszczone pod całą Konohą - wyjaśnił Naruto.

- Co to za sala? - Sasuke rozejrzał się po pomnieszczeniu. Wielka kamnata z wąskimi mostami nad, i pod nimi. Niektóre były proste, tak jak ten, na którym stali, a inne poskręcane w istną spiralę. Wyglądało to naprawdę imponująco.

- To jest... Sam nie wiem - zamyślił się na chwilę Naruto - Coś w rodzaju...  Ymm... głónego przejścia. Z tąd można dostać się prawie wszędzie. Gabinet Danzou, sala przesłuchań, sala wymierzania kary, sala treningowa, mieszkania i wiele innych miejsc.

- Mhmm. Korzeń... - Uchiha zastanowił się na chwilę spoglądając na wąskie mosty - Chyba wiem, skąd wzięła się ta nazwa.

- Taa. Nie trudno się domyślić - porwierdził czerwonooki. Skomplikowane konstrukcje podziemne, odłam ANBU, który ukrycie tworzył podstawę ochronną wioski itd. To powinno wszystko wytłumaczyć.

- Naruto, jak silni są ludzie w Korzeniu? - zapytał bez ogródek Sasuke. Musiał dowiedzieć się, kim byli mordercy jego klanu, nawet, jeśli Itachi twierdził inaczej. A mogli nimi być wszyscy.

- Emm... Nie wiem - powiedział Naruto ostrożnie - Zależy o czym mówisz.

- Ale byliby w stanie zabić cały klan? - dopytywał się Sasuke.

Naruto już otworzył usta, aby coś powiedzieć, kiedy do sali wpadł zdyszany Toshiro i Sakura.

- Och! A wy już tutaj? Szybcy jesteście! - wołał z daleka członek ANBU.

- Wiesz, nie każdy jest tak wolny jak ty! - odkrzyczał zdenerwowany czerwonooki.

- Naruto, jak śmiesz? Ranisz moje uczucia! - Toshiro złapał się teatralnie za serce.

- Jakoś to przeżyjesz.

- Ech, jak zawsze troskliwy... Dobra, Kakashi może niedługo się tu pojawić, więc...

- Toshiro-san dlaczego nie zaczekamy na naszego nauczyciela? - zapytała Sakura.

- Ponieważ tak jest dużo zabawniej! I mów mi normalnie, po imieniu.

- Przyznaj się, wcale nie musicie dostać się do gabinetu Danzou. Po porostu chcesz się zabawić - wtrącił się czerwonooki.

- Ale co ty mówisz, Naruto! - zaprzeczył natychmiast członek ANBU - Oczywiście, że musimy się tam dostać. Znów gadasz jakieś głupoty.

- Jak tam uważasz.

- Dobra, nie marnujmy więcej czasu. Chodźcie.

Cała czwórka ponownie ruszyła do przodu mijając po drodze wszystkie korytarze. Gdy wreszcie dotarli na miejsce Naruto spojrzał na drzwi. Może będzie miał okazję dowiedzieć się dlaczego Danzou umarł? Przecież powiedział sobie, że przyjrzy się tej sprawie. W końcu taki dostał rozkaz.

- Toshiro, wiesz gdzie zmarł Danzou? - zapytał.

- W swoim gabinecie.

- A wiesz dlaczego?

- Podobno został otruty. Ale to tylko plotki. Nie wiemy nawet kim mógł być morderca.

- Myślisz, że będę mógł się rozejrzeć?

- Dopóki Kakashi nie przyjdzie, pewnie tak.

- W porządku. W takim razie bierzmy się do roboty…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top