Rozdział 17

Naruto otworzył najpierw jedno oko, potem drugie. Zabolało. Zamknął oczy i zamrugał nimi kilka razy, aby się przyzwyczaić do otaczającej go bieli.

Był w szpitalu. Znowu.

- Obudziłeś się już, bohaterze?

- Toshiro... Nic ci nie jest? - zapytał słabo przyjaciela siedzącego obok na krześle.

- To nie ja miałem oparzenia na całym ciele - zbulwersował się nastolatek - Kiedy powiedziałeś mi, że masz plan, nie wiedziałem, że polegał on głównie na smażeniu siebie żywcem.

- Nie wiesz, że dziewczyny lubią tajemniczych gości? Chyba wypadłeś z formy - Naruto ukrył swoje rozbawienie pod jedną z "poważnych" masek.

- Taa. Ostatnio siedziałem przy łóżku jakiegoś bachora. Strata czasu, mówię ci.

- Ostatnio? - rozbawienie natychmiast zniknęło.

- No tak. Byłeś nieprzytomny przez jakiś czas.

- Więc... Co się stało? - zapytał ciekawy.

- Oj, no wiesz... Udało się uratować Hokage. Ja zostałem zabrany przez najlepszych lekarzy. Orochimaru zdołał uciec...

- A Danzou i Sasuke? Co z nimi? - powoli usiadł na łóżku.

- I właśnie tutaj sprawa się trochę komplikuje. Danzou również uciekł, ale zanim to zrobił, zdążył zabić Itachiego.

- Nie... - wyszeptał cichutko i opadł spowrotem na miejsce spania - Nie wierzę. To niemożliwe...

- Przykro mi, ale przegapiłeś pogrzeb.

- Gdzie Sasuke? - zamknął oczy, szykując się na wieści o depresji przyjaciela. Pamiętał przecież jak opowiadał mu z dumą o swoim bracie, jak za każdym razem, kiedy go widział, uśmiechał się szeroko...

A teraz to się skończyło. Przepadło i nigdy nie wróci.

- On, tak jakby, uciekł.

- Co to znaczy "tak jakby"? - Naruto gwałtownie poderwał się do pozycji siedzącej przez co poczuł okropny ból brzucha.

- Uważaj trochę. Kiedy wysadziłeś tę barierę oprócz oparzeń miałeś również dziurę w brzuchu, a ona jeszcze się nie wyleczyła - Toshiro westchnął pod wpływem naglącego spojrzenia przyjaciela - Wiesz jaki jest Sasuke, postanowił się zemścić na Danzou i poszedł do Orochimaru.

- Jak to do Orochimaru?! Kiedy? - zdenerwował się poważnie.

- Dzisiaj w nocy - powiedział Toshiro piskliwym głosem i skulił się w sobie - Z tego co wiemy, to przyszło po niego czterech ludzi.

- Idiota - Naruto zaczął wymieniać każde znane sobie przekleństwo.

Powoli zszedł z łóżka i ruszył do wyjścia, trzymając się ściany. Czuł jak przy każdym kroku, rana na brzuchu boli go coraz bardziej.

- Gdzie idziesz? - wystraszony Toshiro podbiegł do Naruto - Powinieneś leżeć w łóżku!

- Idę po Sasuke.

- Nie możesz. Nie w takim stanie. A poza tym musiałbyś się najpierw zapytać Hokage o zgodę, a to może nie być takie łatwe...

- Nie potrzebuje niczyjej zgody.

- W takim razie nie pójdziesz. Nie pozwolę ci - Toshiro stanął przed Naruto, krzyżując ręce na piersi.

Chłopak spojrzał niechętnie na swojego przyjaciela. Wiedział, że w takim stanie nie da rady się mu sprzeciwić. Wzdychając ciężko zgodził się na rozmowę z przywódcą wioski.

- Tylko.... Bo widzisz Hokage... - zaczął były zastępca Danzou.

- Już to mówiłeś. Nie będzie łatwo i tak dalej... - przerwał mu zniecierpliwiony i ruszył szybko do przodu.

- Nie, ty nie rozumiesz...

- Trudno.

- Ale, posłuchaj mnie...

- Toshiro - zaczął Naruto - i tak mnie nie powstrzymasz, rozumiesz?

Kiedy jego przyjaciel zgodził się i spróbował coś powiedzieć, współlokator Sasuke natychmias się wtrącił, nie dając mmu dojść do głosu:

- Dobrze, więc teraz będziesz cicho, tak? Super.

Dalszą drogę pokonali w ciszy. Będąc już na miejscu, otworzył, jak to miał w zwyczaju, drzwi bez pukania i zawołał:

- Idę po Sasuke! - miał się już zawrócić, ale powstrzymał go wzrok Toshiro.

Posłusznie wszedł do gabinetu staruszka, lecz kiedy spojrzał na biurko Hokage, nie siedział tam Hiruzen, tylko jakaś cycata kobieta w jego stroju i kapeluszu.
Zamórowało go. Nie często się to zdarzało, ale... To była dość dziwna sytuacja.

Pierwsza myśl, jaka wpadła mu do głowy, to taka, że blondynka zabiła tego starego pryka i zajęła jego miejsce.

Postanowił się jej pozbyć. Szykując się do ataku wyjął katanę, ale powstrzymał go głos Toshiro.

- Naruto, to nasz nowy Hokage.

- To? - zapytał z pogardą - Przecież ona się nie nadaje. Skąd ją wzieliście? Z pod latarni, czy z klubu dla zboczeńców?

- T-ty... - zaczęła kobieta podwijając rękawy.

- Nie. Poczekaj, Tsunade - odezwał się Jiraiya, którego chłopak dopiero zauważył - Mówiłem ci, że nie możesz dać mu się sprowokować. To ciężki przypadek.

Przyjaciel Kuramy rozejrzał się po pokoju. Był tutaj ten staruch, Toshiro, blądyna i chyba jej sekretarka, albo tak przynajmniej wywnioskował po papierach, które trzymała w rękach.

- Och, nasz wielki pedofil jest lepszy? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem - To twoja kolejna ofiara? Czyli przerzuciłeś się na starsze kobiety?

- Akurat ona jest w moim wieku - przyznał mężczyzna - Po prostu zrobiła sobie dużo zabiegów odmładzających.

- To nie były zabiegi! - wtrąciła się blondyna - Jak się nie znasz, to się nie odzywaj!

- Możecie skończyć tę dziecinadę? - Naruto poczuł już się znudzony tą rozmową - Gdzie prawdziwy Hokage?

- Nie słuchałeś? Ona jest teraz Hokage - przypomniał Toshiro.

Naruto spojrzał sceptycznie na kobietę. Nie wydawała mu się odpowiednia na to stanowisko. Zbyt wybuchowa, przyciągając niepotrzebną uwagę i... Sam nie wiedział. Może to przez Danzou wydawało mu się, że nikt nie nadaje się lepiej na to miejsce niż jego dowódca.

- No dobrze, w takim razie... Idę po Sasuke. Na razie - odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia, machając pozostałym.

- Czekaj! - zatrzymał go głos kobiety - Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać.

- Nie mamy o czym - kontynuował swoją wędrówkę.

- Naruto Namikaze, wracaj natychmiast!

Na te słowa automatycznie się zatrzymał. Cholera, całkiem o tym zapomniał.

- Zwykłe "Naruto" wystarczyłoby całkowicie - powiedział obracając się do reszty.

- Być może, ale taki zwrot jest niezwykle skuteczny.

- Czego chcecie? - zkrzyżował zuchwale ręce na piersi, przez co żyłka na czole Tsunade delikatnie zaczęła pulsować.

- Odpowiedzi - uspokoiła i rozsiadła się wygodnie na krześle - Nie przejmuj się Sasuke. Grupy poszukiwawcze zostały już wysłane.

- Ciekawe kto to? Mężczyźni z śliniaczkami?

- Twoi rówieśnicy - jej postać spięła się lekko.

Punkt dla Naruto.

- Niewiele lepsze rozwiązanie. Równie dobrze mógłbym wysłać gołębie. Miałbym taki sam efekt.

- Dosyć! - blondyna uderzyła rękoma o biórko, co spowodowało pęknięcie desek.

Zwycięstwo.

- Spokojnie.... Mówiłem ci, że nie będzie łatwo - Jiraiya spojrzał na kobietę znacząco.

- Odpowiesz teraz na kilka pytań - powiedziała uspokojona juź Tsunade.

- Jakich?

- Dotyczą one tych kilku lat, które spędziłeś u Danzou...

- Zapomnijcie. Nic nie powiem - przerwał jej przyjaciel Kuramy.

- Naruto... - zaczął Toshiro.

- Nie. Idę po Sasuke.

Chłopak ruszył w stronę wyjścia.

- I nie jestem Namikaze!

Trzaskając drzwiami, pobiegł prosto do głównej bramy Konohy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top