Rozdział 16
Uchiha stanął na arenie. Miał teraz walczyć z Gaarą. Hokage zrobił dla nich wyjątek i pozwolił im przejść do dalszej części egzaminu bez jednej osoby.
Znów to Naruto spowodował taki stan rzeczy.
Sasuke pamiętał tylko, że walczyli z Gaarą i jego drużyną, a potem stracił przytomność. Kiedy się ocknął nie było już nikogo, oprócz zapłakanej Sakury, która trzymała w rękach dwa zwoje, a on miał na szyi coś dziwnego. To "coś" dawało mu moc, czuł to. Nawet miał okazję to przetestować, kiedy wracali do bazy.
Nie ukrywał, że była to dość niecodzienna sytuacja.
Szukali Naruto wszędzie, ale nic nie znaleźli, a drużyna z piasku uparcie twierdziła, że o niczym nie wie.
Potem Sasuke walczył w eliminacjach do ostatniej części egzaminu. Jak się okazało przeszło za dużo osób.
Haruno przegrała, on przeszedł dalej, Naruto nadal się nie pojawił. A teraz, kiedy minęło tak dużo czasu, Uchiha zastanawiał się, czy jego przyjaciel w ogóle żyje.
Jedyny i prawdziwy przyjaciel.
Sasuke widział jak Gaara szykuje się do ataku. On sam spojrzał na trybuny poszukując wściekle czerwonych oczów. Może nie była to odpowiednia chwila, ale nie mógł się powstrzymać. No bo, co jeśli Naruto pojawi się dzisiaj? Jeśli uda mu się przyjść?
- Walkę uważam za rozpoczętą! - wykrzyczał egzaminator.
Gaara użył piasku, a Uchiha zwinnie zrobił unik. Miał mniej więcej plan działania. Kakashi nauczył go nowej techniki. Przez to też spóźnił się na swoją walkę. Ale Sasuke nie zależało na wygranej. Gdyby to coś dało, to mógłby nawet przegrać. Tylko chciał mieć spowrotem Naruto.
Podczas kolejnych ataków Uchiha pokazał, że jest wart noszenia tego nazwiska i wykazał się niezwykłą umiejętnością walki. Gdyby tylko miał wodę... Mógłby się pozbyć tego piasku.
Atakował coraz szybciej i szybciej (przy użyciu sharingana), aż udało mu się wyprzedzić piasek. Widział już to. Naruto tak walczył.
Z boku wyglądało to jak taniec. Pełen gracji, ale też agresji. Wszystkie ruchy były dopracowane, nie było miejsca na pomyłki.
Sasuke znów pomyślał, że to dzięki Naruto jest na takim poziomie. Jasne, Kakashi prowadził ich treningi, ale jego przyjaciel nauczył go więcej.
Gaara zatrzymał się. Spojrzał na Sasuke i uśmiechnął się złośliwie.
- Zabiję cię dzisiaj, a potem skonczę z tym durniem, który mnie zranił.
- O czym ty mówisz?
- Spójrz - pokazał rękę, na której widniało paskudne oparzenie - Zabiję go.
Sasuke zrozumiał, że chodziło o Naruto, jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić Gaara rzucił się na niego, zaczynając kolejną rundę.
I znów: atak, obrona, kopnięcie nogą, uderzenie ręką...
Kiedy Gaara poczuł, że przegrywa wytworzył twardą kulę z piasku, która miała go ochronić.
Sasuke właśnie teraz postanowił użyć swojej nowej techniki. Odchodząc na większą odległość wytworzył chidori. Biegnął prosto na kulę, a będąc u celu przebił ją nową techniką i zranił Gaarę.
Stał tak przez jakiś czas, dopóki nie poczuł bólu w ręce. Wtedy wyjął dłoń i odskoczył na bezpieczną odległość, łapiąc się za miejsce skaleczenia, a za nim wyłoniła się wielka, piaskowa ręka. Kiedy przyglądał się przez jakiś czas kuli, zobaczył przez małą dziurkę jakieś poruszenie w środku.
I oko. Przerażające oko.
Musiał przyznać, że przestraszył się. Po jego ciele przeszły ciarki. Czuł się trochę tak, jak wtedy, gdy Naruto pokazał mu dlaczego ludzie mówią, że jest potworem.
I znów pomyślał o Naruto. Cholera! To nie był najlepszy czas na wspominanie jego przyjaciela.
Kula zaczęła dziwnie falować i rosnąć, zupełnie tak jakby miała za chwilę wybuchnąć. W końcu piasek rozsypał się na każdą stronę, ukazując wycięczonego Gaarę.
~*~
Naruto zobaczył jak Kabuto używa iluzji. Wszyscy zaczęli zasypiać. Tylko shinobi rozproszyli technikę i byli w stanie dalej funkcjonować.
Więc niedługo Orochimaru powinien dać znak innym.
Naruto był przebrany za małe dziecko, a dowódca Korzenia siedzący obok, za jego ojca. Cóż za ironia...
Kiedy poszedł z Danzou tamtego dnia, wszystko się wyjaśniło. Karteczka, którą znalazł podczas tamtej feralnej misji nabrała sensu, a napisał ją właśnie Kabuto. Naruto znał go wcześniej, ale nie wiedział jaki chłopak ma charakter pisma.
Zaczynając od początku. Tamtego dnia, kiedy Danzou rzekomo umarł, tak naprawdę zażył truciznę, która zatrzymywała funkcje życiowe na kilka dni. Co ciekawe, to nie on został pochowany, tylko zrobiona przez samego Orochimaru podróbka. Przez cały ten czas dowódca Korzenia przebywał u naukowca i planował atak na Konohę.
Ich porwanie też miało z nim coś wspólnego. Orochimaru chciał zobaczyć Sasuke i jego reakcje, a Danzou chciał mu przekazać wiadomość. Oczywiście, mógł dać mu tę karteczkę w normalny sposób, ale naukowiec stwierdził, że tak będzie zabawniej.
- Idziemy - stwierdził dowódca Korzenia.
Naruto posłusznie wstał i ruszył za Danzou. Stanęli na dachu, a chwilę później pojawił się Orochimaru w przebraniu Kazekage z Hokage.
- Proszę się stąd odsunąć! - wykrzyczał Hiruzen.
- Nie ma takiej potrzeby - odpowiedział Danzou ściągając swoje przebranie.
Naruto widział jak Trzeci wciąga powieteze ze zdumienia, a jego oczy coraz bardziej się rozszerzają.
- Niemożliwe... Ty przecież nie żyjesz...
- A jednak. Spójrz tylko, żyję i mam się świetnie.
- Chłopczyku, uciekaj stąd! - Hokage znów spróbował.
- On ciebie nie posłucha...
Niespodziewanie na dachu pojawił się Toshiro i Itachi. W tym samym czasie cztetech ninja z dźwięku stworzyło barierę, do której nie dało się wejść, ani wyjść.
- Widzę, że mamy gości - Orochimaru zaśmiał się szaleńczo - Danzou, chyba nie wyszło tak, jak chciałeś.
Podczas kiedy dorośli dalej prowadzili rozmowę, Naruto spojrzał na arenę. Teraz walczyli tam inni shinobi. Wszędzie byli ludzie, zapanował istny chaos. Gdzieś na trybunach udało mu się nawet zobaczyć Kakashiego, ale gdzie był Sasuke...
Znalazł go. Stał na dachu obok. Chyba gonił wcześniej Gaarę, ale teraz stał i patrzył prosto na Itachego. Jego pościg przejęła drużyna Hinaty i jakiegoś grubasa.
Naruto zdjął przebranie i okulary przeciw słoneczne, które do tej pory zasłaniały mu oczy. Spojrzenie Sasuke powędrowało w jego stronę, a na jego twarzy pojawiło się tyle różnych emocji... Szok, zaciekawienie, niepewność, ale najwyraźniejsza była ulga i radość.
Teraz Naruto nie rozumiał. Dlaczego? Czyżby Sasuke na nim zależało? Nawet jeśli większość czasu kłócili się i wyzywali?
Zrozumiał, że tak. Jemu też na nim zależało.
Do rzeczywistości przywołał go silny cios w policzek i ostry głos Danzou:
- Nie słyszaleś, co powiedziałem? Zabij go - wskazał na Toshiro - ja zajmę się Uchihą. A tobie, tak jak chciałeś, zostawiam Hiruzena - zwrócił się do Orochimaru.
Naruto zrobił niepewny krok w stronę swojego "brata" i spojrzał ostatni raz w stronę Sasuke.
- Naruto, nie musisz tego robić, wiesz o tym, prawda? - Toshiro również zrobił krok w jego stronę.
- On ma zakładnika. Będzie tak jak wtedy - kolejny krok.
- Nie, Naruto. Tym razem nie pozwolisz nikomu zginąć - Toshiro coraz bardziej się zbliżał.
- Nie dam rady.
- W takim razie zabijesz mnie. Tego chcesz?
Rozpoczęła się walka. Naruto walczył, jak zwykle kataną, a Toshiro kunaiami.
- Nie. Nie zabiję cię - chłopak uśmiechnął się smutno, odbijając kolejny atak - Dzisiaj zginę.
Cios w brzuch i pojawiająca się powoli krew.
- W takim razie mamy problem, ponieważ ja nie zamierzam nikogo zabijać.
Naruto uderzył z calej siły swojego przeciwnika w nogę.
- Zrobisz to - powiedział ze złością.
Toshiro wyrównał rachunek i kopnął chłopaka w piszczel.
- Nie zrobię.
- W takim tazie ja nie będę walczył - współlokator Sasuke niespodziewanie usiadł na ziemi.
Były zastępca Danzou powtórzył tę czynność.
- Ja będę. Będę walczył z twoim dowódcą i obronię Hokage.
- Nie dasz rady. Ta bariera nie zostanie opuszczona, dopóki nie zginie Hokage.
- Mimo wszystko spróbuję - Toshiro uśmiechnął się promiennie.
Naruto znów spojrzał na Sasuke. Teraz chłopak przyglądał się walczącemu Itachiemu. Gdy zauważył jego wzrok poruszył ustami. Przyjaciel Kuramy, oczywiście, go nie usłyszał, ale wiedział, co Uchiha powiedział.
Pomocy.
Chciał, aby Naruto pomógł w walce Itachiego. A skoro pierwszy raz go o coś poprosił i on zamierzał mu potem to wypominać, to musiał spełnić jego prośbę.
- Wiesz, być może uda się nam wydostać z tąd żywego Hokage - zaczął niepewnie - Ale musisz zająć czymś Danzou. Hokage raczej da sobie radę przez jakiś czas.
- Ten twój plan... Na ile procent obstawiasz, że zadziała?
- Na marne dziesięć - przyznał niechętnie.
Przez chwilę panowała cisza, nie licząc odgłosów walczących ludzi.
- No dobra. To weź się za realizację tego planu, a ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby opóźnić Orochimaru i Danzou - Toshiro wstał, otrzepał się z niewidzialnego kurzu i dołączył do poturbowanego Itachiego.
Naruto natomiast został na miejscu i zamknął oczy. Potrzebował chwili spokoju, aby się skupić.
- Naruto, co ty robisz?! - usłyszał krzyk Danzou - Wstawaj i walcz!
Mocniej zacisnął powieki, tak jakby miało to jakoś pomóc.
- Jesteś taki sam jak twój ojciec! Mogłem cię zabić, kiedy miałem okazję!
Tym razem Naruto otworzył szeroko oczy i natychmiast wstał.
- M-mój ojciec? - zapytał niepewnie - Mówiłeś, że potwory nie mają rodziców!
Danzou przerwał walkę i pozwolił na chwilę odpoczynku swoim przeciwnikom.
- Na początku nie byłeś potworem. To twój ojciec cię w niego zamienił - dowódca Korzenia zaśmiał się okrutnie - A co to? Czyżby było ci przykro? Zabolało cię to, że od samego początku nikt cię nie kochał? Jakie smutne...
Naruto poczuł jak po jego policzku spływa jedna łza, a potem druga i kolejna, i kolejna....
Nie miał w zwyczaju płakać, ale przykre było to, co powiedział Danzou. Naprawdę mógł mieć kiedyś normalną rodzinę? Taką, która by go kochała?
Nie, pomyślał. Oni go nie kochali i nic by się nie zmieniło. Przecież sami zamienili go w potwora. Sami zdecydowali, że nie chcą normalnego dziecka.
- Och, płaczesz? Zawsze ci mówiłem, że Czwarty był do niczego, ale tę jedną decyzję wybrał właściwą. Chociaż ty i tak okazałeś się do niczego.
Naruto otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Czyli to prawda? Ten stary pedofil miał rację? Niemożliwe. Nie uwieży w to.
- Naruto, on kłamie! Twoi rodzice cię bardzo kochali! - wykrzyczał Hokage.
- Zawsze wszystko psułeś - kontynuował Danzou - Pamiętasz tamtą dziewczynkę? Zginęła przez ciebie. A ty myślisz, że uda ci się uratować Hokage? Nawet dziecka nie ochroniłeś.
Nie mogąc już tego dłużej słuchać, Naruto rzucił się na Shimurę. Niestety, na to czekał Danzou. Trzymając w ręku sztylet chciał wbić go w serce chłopaka, ale przed śmiertelnym ciosem ochronił go Toshiro, za co sam oberwał w brzuch.
Walka zaczęła się od nowa. Itachi rzucił się na dowódcę Korzenia, a Orochimaru na Hokage. Naruto natomiast usiadł przy swoim przyjacielu i spojrzał na ranę. Była niebezpieczna, ale nie śmiertelna. Na szczęście.
Chłopak zabrał się za jej opatrywanie, ale przeszkodził mu głos przyszywanego brata:
- Zabierz stąd Hokage, jasne?
- Ale, Toshiro, ty krwawisz...
- Ja nie umieram, okej? Jeżeli szybko to zakończysz, to przyślesz po mnie najlepszych medyków - na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech.
- Idiota - Naruto odwzajemnił gest.
Wstał. Miał zamiar to skończyć jak najszybciej.
Skupiając się na cieple, które go otaczało coraz bardziej podgrzewał temperaturę powietrza wokół siebie. Kiedy poczuł płomienie na swoich dłoniach, powoli zbliżył się do bariery.
Wiedział, co dzieje się z ludźmi, kiedy dotykają ciemnej ściany. Zazwyczaj zaczynali się palić, ale co się stanie, jeśli ta osoba będzie wcześniej w płomieniach? Oczywiście, było to ryzykowne, ale warto spróbować, prawda?
Dotknął bariery i poczuł jak ogarnia go ciepło. Z każdą chwilą stawało się coraz bardziej wyraziste, aż zaczęło pażyć. Naruto starał się zapanować nad ogniem swoimi płomieniami, ale nie szło mu najlepiej. Na jego rękach powoli zaczęły pojawiać się bąble od oparzenia.
- Naruto! - zawołał przestraszony Toshiro - Przestań! Wystarczy!
Gdyby chłopiec mógł, to zaśmiałby się. Było już za późno. Nie mógł się wycofać. Albo wygra i opuści barierę, albo przegra i zginie.
- Młody, co tak słabo? - usłyszał głos swojego puchatego przyjaciela - Tylko na tyle cię stać?
- Jak widzisz, nie jestem wielką bestią, która potrafi wszystko zniszczyć.
- Widzę - powiedział sucho - Ech, zabierz trochę mojej chakry, co?
- Nie przyda mi się. Ja potrzebuje zniszczyć tę barierę, a nie zrobię tego żadną techniką.
- Kto tu mówi o technikach? Po prostu wysadź to ustrojstwo w powietrze, rozumiesz? - chłopak niemal widział szaleńczy uśmiech Kyuubiego.
Naruto zrozumiał. Kiwając głową wypuścił chakrę Kuramy do bariery. Kiedy była już rozprowadzona po całej powierzchni, a chłopak prawie wszędzie miał bąble, podpalił podarunek lisa i odskoczył jak najdalej.
Wybuchło.
Naruto stracił przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top