Rozdział 12

Naruto otworzył drzwi od domu. Niewiele się zmieniło odkąd był tu ostatnim razem, a miał wrażenie, że było to dawno temu. Może sama misja nie trwała tak długo, ale pobyt w szpitalu... Cały miesiąc. I to tylko dlatego, że jak to stwierdziły pielęgniarki, bardzo, bardzo szybko leczą mu się rany, inaczej spędziłby tam całą wieczność.

- Naruto! - wykrzyczał Toshiro, kiedy tylko zauważył chłopca i rzucił mu się na szyję - Jak ja cię dawno nie widziałem.

- Widziałeś mnie wczoraj w szpitalu, idioto. Nie przesadzasz trochę?

- Ale w domu, w domu nie widziałem ciebie dawno.

Prychając głośno przyjaciel Kuramy zrzucił współlokatora z siebie i minął go bez słowa. Wszedł do kuchni, gdzie był Sasuke i Itachi. Czuł się trochę dziwnie. Odkąd skończyli misję starszy z braci był kilka razy u Naruto i chłopak miał nawet okazję z nim porozmawiać, ale nadal czuł się jakoś nieswojo w jego towarzystwie, a zwłaszcza w jego domu.

Przynajmniej Itachi nie był jakimś napuszonym i zadufanym w sobie dupkiem, jak to często mieli w zwyczaju robić geniusze. Był raczej cichy, skromny i nie rozmawiał dużo. Nawet ze swoim bratem.

- Już wyszedłeś? Szkoda - powiedział Sasuke - Miałem nadzieję, że będę miał trochę więcej spokoju.

Naruto nie rozumiał młodszego Uchihy. Kiedy leżał w szpitalu przychodził prawie codziennie i przyjaciel Kuramy musiał przyznać, że bardzo dobrze mu się z nim rozmawiało (oczywiście znalazło się tam dużo obelg), mógłby nawet stwierdzić, że znalazł sobie kogoś w rodzaju dobrego kolegi, a teraz nagle słyszał coś takiego. Zupełnie to do siebie nie pasowało.

- Zanudziłbyś się bez mojego towarzystwa.

- Tak myślisz?

- Tak. Jestem zbyt wspaniały i tęskniłbyś za mną - powiedział słodko Naruto, a Sasuke wstał z krzesła i powoli zaczął zbliżać się do kolegi.

- Tylko kiedy chciałbym kogoś pobić i, nie ukrywając, tym kimś byłbyś ty.

Zatrzymał się bardzo blisko twarzy swojego współlokatora i cicho rzucił mu wyzwanie.

- Chciałbyś. Jeszcze nigdy ze mną nie wygrałeś - Naruto wyprostował się tak jak tylko mógł, starając się dorównać Sasuke wzrostem, co marnie mu wychodziło.

- Och, jak dobrze, że to zauważyłeś. Jeszcze.

- Tak. I myślę, że przez bardzo długi czas tak zostanie.

- Tego nie wiesz.

- Nie, nie wiem.

- Yo, dzieciaki - usłyszeli głos dochodzący od strony okna.

A tak. Kakashi.

- Jutro misja o 12 - powiedział, po czym zniknął w głębinach dymu.

Super. Po prostu bajecznie.

~*~

- Naruto! - chłopiec usłyszał czyjś głos za sobą.

Niechętnie obrócił się w tamtym kierunku i zobaczył biegnącego Sasuke w jego stronę.

- Czego chcesz?

- Czy to nie oczywiste? - zapytał Uchiha, kidy dobiegł wreszcie do kolegi - Powiesz mi, co to było, wtedy, tam w więzieniu?

- Nie, niekoniecznie. Jakoś nie mam ochoty na żadne ckliwe rozmowy z tobą.

- Ale ja mam. Idziemy - Sasuke złapał Naruto za rękę i pociągnął za sobą do jednej z małych wąskich uliczek - Tutaj możesz mówić. Nikt nie będzie słuchał.

- To nie ma znaczenia. I tak ci nie powiem.

- Oczywiście, że powiesz. Zależy ci na dyskrecji, tak? Niedługo muszę iść do Hokage i nie wiem, czy czasami nie zapomnę o mojej obietnicy. Wiesz, nie mam dobrej pamięci.

- Najpierw musiałbyś tam dotrzeć.

- A kto mi zabroni?

- Ja.

- Spróbuj szczęścia.

Naruto błyskawicznie zaatakował. Cóż, to byłoby za łatwe, gdyby Sasuke nie zrobił uniku, prawda? Tak więc walka trwała dalej. Naruto spróbował z lewej strony, a potem z prawej. Kiedy nawet to nie zadziałało, użył nóg.

Przynajmniej na podstawie tej walki mógł zobaczyć, jakie Uchiha robi postępy, a były całkiem spore.

Patrząc na ruchy Sasuke mógł powiedzić, że jego rana nie wyleczyła się w stu procentach. Wykorzystując jego słaby punkt uderzył prosto w brzuch. Uchiha zgiął się na pół, a Naruto wykorzystując okazję złapał go za gardło i przygwoździł do ściany.

- Wygrałem.

- Naruto.... Puść mnie...

Chłopak przez chwilę przyglądał się Sasuke, a potem niechętnie poluzował uścisk. Uchiha zaczął łapczywie łapć powietrze. Żałosne.

- Więc, powiesz mi? - zapytał młodszy brat Itachiego, kiedy wziął się w garść.

- Przecież wygrałem.

- Tak, ale walczyliśmy o to, żebym mógł iść do Hokage.

- I nie pójdziesz do niego?

- Nie.

Naruto zastanowił się na chwilę. Mógłby powiedzieć Sasuke prawdę, ale po co? Nie widział w tym większego sensu. Ta wiedza i tak nie pomogłaby mu w niczym, więc dlaczego? Postanowił zapytać:

- Dlaczego chcesz to wiedzieć?

- Czysta ciekawość. Poza tym, masz mi powiedzieć. Czekałem cały miesiąc, aż sam się odezwiesz.

- Tak? - zapytał opierając się o ścianę i krzyżyjąc ręce na piersi - Niby dlaczego miałbym się sam odezwać?

- No nie wiem, może dlatego, że się przyjaźnimy?

Naruto nie wiedział co powiedzieć. Jasne, rozmawiał z Sasuke dużo i chłopak wiedział o nim najwięcej, nie licząc Toshiro, ale czy to można było nazwać przyjaźnią?

- Więc jak, powiesz mi? - Uchiha spojrzał Naruto prosto w oczy.

Przyjaciel Kuramy westchnął ciężko i odwzajemnił spojrzenie. Skoro się "przyjaźnili"...

- Chcesz wiedzieć, co to było, tak? - zapytał, a kiedy Sasuke pokiwał głową zaczął wyjaśniać - Kiedy byłem w Korzeniu, Danzou chodził do pewnego naukowca. Jestem w pewnym stopniu trochę inny niż reszta, więc często przeprowadzał na mnie eksperymenty. Próbował różnych metod, no i w końcu mu się udało coś zrobić. Teraz mogę wytwarzać ogień i kontrolować go, bez użycia żadnej techniki. To wszystko.

- A ten ogień.... Nie parzy cię?

- Oczywiście, że nie. Jeśli tego nie chcę.

- Powiedziałeś, że jesteś trochę inny od reszty ludzi, tak?

Cholera! Czemu Uchiha znów czepiał się tych rzeczy, których Naruto nie chciał mu wytłumaczyć?

- W pewnym sensie tak, ale to już nie twoja sprawa.

- Kolejna tajemnica?

- Kolejna, o której ci nie powiem.

- Zrobisz to. Jak na razie mam całkiem dobre wyniki w poznawaniu twoich tajemnic, prawda?

- Czyste szczęście. Poza tym to nie ja ci o nich mówiłem, dowiedziałeś się tego dzięki innym.

- Być może, ale to nadal się liczy. Jak to mówią: każdy ma inne środki do uzyskania wyznaczonego celu.

- Więc twierdzisz, że się dowiesz?

- Tak.

- No dobrze, przyjmuję wezwanie. Powodzenia.

Naruto spojrzał ostatni raz na Sasuke i odszedł.

Zabawę czas zacząć.

~*~

Znowu pudło. Sasuke usiadł sfrustrowany na kanapie przy kominku. Minęło kilka miesięcy, a on nadal nie dowiedział się nic o tajemnicy Naruto.

Nikt nie chciał mówić. Wszyscy powtarzali, że nic nie wiedzą, a kiedy był już tak zdesperowany, że poszedł do Hokage, ten powiedział mu, iż nadal nie znalazł żadnych dokumentów o Naruto, a przynajmniej nie takich, które mogłyby coś zdradzić. Toshiro milczał i zawsze uciekał wzrokiem w bok, a inni członkowie Korzenia, których udało mu się wytropić, udawali, że nie znają kogoś takiego jak Naruto.

Jedyną wskazówką, jaką zdobył były oczy chłopca. Wiedział, że były powiązane z jego tajemnicą, ale jeszcze nie wiedział jak. W jaki sposób się tego dowiedział? Proste. Wystarczyło, że zawsze śledził wzrok Toshiro. Były zastępca Danzou zazwyczaj spoglądał na oczy Naruto, kiedy pytał o jego tajemnicę. No i to co zobaczył na pogrzebie...

Ale poza tym wiedział tyle, co noworodek.

Chyba, że... Był pewien sposób na dowiedzenie się więcej i on miał zamiar go wykorzystać.

~*~

Sasuke skradał się po cichutku do pokoju Naruto. Była północ. Wszyscy spali, sam to sprawdził.

Miał zamiar dowiedzieć się, nad czym jego towarzysz tak dzielnie pracuje przy swoim biurku. Może to będzie niewielka wskazówka, ale lepsza niż nic.

Powoli otworzył drzwi i spojrzał na śpiącego współlokatora.

- O kurwa - przeklnął cicho.

Naruto siedział na łóżku i patrzył prosto na niego.

W pierwszej chwili chciał uciec, ale zorientował się, że coś jest nie tak. Chłopak w ogóle nie reagował. Domyślając się, że jest to iluzja rozproszył ją.

Zadziałało.

No proszę, kto by się spodziewał, że Naruto używa genjutsu? Nawet jeśli było marne, to i tak całkiem pomysłowe.

Usiadł przed biórkiem i zaczął poszukiwania.

Nie... Nie... Nie...

Żadna z kartek nie była przydatna. Zresztą Sasuke ciężko było coś dostrzec w świetle jakie panowało, czyli w blasku księżyca.

Kolejna szuflada.... Pudło. Kolejna półka.... Pudło. Czy było tutaj cokolwiek o Naruto?! Wszystko dotyczyło jakichś tam misji z Korzenia, ale gdzie była jakaś wskazówka?

Uderzył pięściami w biórko, robiąc przy tym nie mały chałas. Do jego szyi natychmiast zostało przyłożone ostrze katany.

- Sasuke... - zaskoczony Naruto spojrzał na niego - Czego tutaj szukasz?

- Szczęścia. Nie wiesz, gdzie takie sprzedają?

- To bez znaczenia. Tobie nic już nie pomoże - warknął rozeźlony czerwonooki, kiedy zdał sobie sprawę, że Uchiha grzebał w jego rzeczach.

- Możesz zabrać ten mieczyk? - zapytał wesoło - Trochę mi przeszkadza w oddychaniu.

- Możesz mi powiedzieć, dlaczego jeszcze żyjesz? - chłopak naśladował ton głosu brata Itachiego - Trochę mi przeszkadzasz swoim istnieniem.

- Naruto... - zaczął Uchiha poważniej.

- Sasuke....

- Zabierz to.

- Nie - chłopak przycisnął mocniej katanę do gardła swojego towarzysza - Powiedz mi, czego szukałeś.

Członek przeklętego klanu zastanowił się. Czy warto zdradzać powód, dla którego się tutaj pojawił? Kiedy ostrze powoli zaczęło przecinać jego skórę, stwierdził, że warto.

- Szukałem czegoś, co mogłoby zdradzić mi twoją tajemnicę.

- Aż tyle ona dla ciebie znaczy? Czuję się zaszczycony.

- Taa. Uznałem, że nawet ty możesz chcieć chociaż raz czuć się wyjątkowy.

Naruto zabrał katanę z szyi Sasuke. Zaśmiał się sztucznie.

- Zabawne... A teraz się stąd wynoś. Jest środek nocy i dla twojej wiadomości, ja też potrzebuję snu.

- Ale...

- Wynocha! - wrzasnął.

Sasuke powoli wstał z krzesła i skierował się w stronę wyjścia.

- Jeszcze nie skończyłem. Pamiętaj o tym - odchodząc usłyszał melodyjny śmiech chłopca.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top