Rozdział 5
Naruto od kilku minut przeglądał kartki, które były na biurku Danzou. Znalazł papiery dotyczące jego osoby i schował w kieszeni, ale niestety, nie mógł znaleźć, żadnych przydatnych wskazówek dotyczących ostatnich spotkań jego byłego mistrza. Dosłownie, nie było tutaj niczego o czym wcześniej nie wiedział.
Westchnął opierając się o wygodne oparcie fotelu. I co teraz? Oprócz biura Danzou jego jedyną wskazówką jest ciało zmarłego, ale było już za późno. Pogrzeb odbył się dzisiaj, co oznaczało, że już nigdy nie zobaczy Danzou.
Nieraz ciężko było mu się przyzwyczaić do tej myśli. Ten stary sadysta wyglądał na twardszego. Czasami Naruto myślał, że nie da się go zabić. Nie ważne ile razy próbował, staruch zawsze przeżył i udaremniał jego dalsze próby zabójstwa.
- I jak, Naruto, znalazłeś coś? - zapytał Toshiro.
- Nie, nic nowego - poprawił się na wygodnym fotelu - Myślisz, że w jego pokoju będą jakieś wskazówki?
- Może… - odparł z dziwnym uśmiechem Toshiro. Naruto przyjrzał się dokładnie niebieskookiemu. Coś mu nie pasowało…
- Toshiro, powiedziałeś, że Danzou zmarł w swoim gabinecie? - zpytał, powoli zauważając brakujacy element.
- Mhmm.
- A wy nie mogliście się do tej pory tu dostać?
- Yyy… Jakby to powiedzieć…. Kiedy znalazłem Danzou martwego, to... Yyy... niechcący zamknąłem za sobą drzwi zabierając przy okazji ciało Shimure. A-ale to przez przypadek, przysięgam! Nie wiedziałem, że potem nie będziemy mogli się tutaj dostać - tłumaczył się gorączkowo niebieskooki.
- Zrobiłeś to specjalnie, prawda? - zapytał z wyrzutem Naruto - Mówiłem ci, że masz nie kłamać. Nawet nie umiesz tego robić, więc wyobraź sobie, jak żałośnie to wygląda.
- Naruto, dlaczego jesteś taki okrutny?! - chłopak złapał się teatralnie za serce - Wiesz przecież, że ciebie nigdy bym nie okłamał.
- Taa… - mruknął wątpiąco czerwonooki - Ale dzięki. Przynajmniej mam okazję się tu rozejrzeć.
- Jasne, nie ma sprawy - powiedział Toshiro uśmiechając się.
Naruto wiedział, że chłopak zrobił to specjalnie. Nigdy nie zdarzało mu się robić takich głupstw przez przypadek, zazwyczaj miały one ukryty motyw.Spojrzał tylko na Sasuke i Sakurę, którzy przeglądali aktualnie jakieś książki i ruszył do drzwi po prawej stronie biurka. Ani razu nie był jeszcze w tym pomieszczeniu, ale nie zdziwił się widząc wręcz pedantyczny porządek.
Danzou należał do ludzi uporządkowanych, tak więc Naruto wiedział od razu gdzie należy szukać wskazówek. Nie rozglądając się zbytnio, szybko ruszył w stronę małej szafeczki nocnej. Tam powinny znajdować się wszystkie ważniejsze dokumenty.
Czerwonooki znał się trochę na ludziach, a pomagał mu fakt, że najwięcej czasu spędzał właśnie w towarzystwie przywódcy Korzenia. Wiedział, że większość ludzi zaczęłaby od przeszukania każdej szpary, w jaką mogłaby się zmieścić mała karteczka, ale Danzou nie schowałby czegoś ważnego w takie miejsce. To by było zbyt oczywiste. No i musiał mieć papiery pod ręką nawet w nocy, dlatego szafka nocna to jedyne miejsce, jakie przyszło mu od razu do głowy.
Otwierając szafeczkę przejechał wzrokiem po znajdujących się tam papierach. Na pierwszy rzut oka nie było tu niczego podejrzanego, ale jeśli ktoś się dobrze przyjrzał mógł zauważyć kilka kartek posklejanych w jedną, tak, aby nie było widać ich zawartości. Nie zastanawiając się długo schował każdy podejrzany papierek do kieszeni.
Słysząc kroki jakieś 50 metrów przed gabinetem, Naruto już chciał zamknąć szafeczkę, kiedy zauważył pod jedną z kartek mały zeszycik. Odruchowo złapał za notes i spojrzał na zawartość przedmiotu. Krótki rzut oka pozwolił mu na przeczytanie małego fragmentu. Nie było tam żadnych opisów, tylko przypomnienie o spotkaniu z Orochimaru.
Naruto nie zastanawiając się dłużej schował notes, tak, jak resztę podejrzanych kartek do kieszeni.
Wychodząc z pokoju podszedł do Sasuke i Sakury, kątem oka rejestrując uśmiechniętego Toshiro na fotelu Danzou. Zignorował podniesione brwi czarnookiego i zaczął udawać, że również przegląda jakieś bezsensowne książki. Nie lubił czytać, zdecydowanie wolał działać.
- Toshiro, czy nie mówiłeś, że będziecie czekać na mnie na cmentarzu? - zapytał zaraz po wejściu zdenerwowany Kakashi.
- Taak… Ale…. Yyy…. Mówiąc wprost…. Naruto nalegał, żeby pójść wcześniej. Wiedziałem, że to nie jest dobry pomysł, ale skoro mnie poprosił... No, nie mogłem mu odmówić. Wbrew pozorom, potrafi być bardzo przekonujący iiii... no... Ten tego.... Zabrałem go tutaj.... - tłumaczył gorączkowo członek ANBU.
Naruto spojrzał na Toshiro niedowierzając własnym uszom. Czy jemu się tylko wydawało, czy niebieskooki właśnie zrzucił całą winę na niego? Cholera, znowu! Powinien się już przyzwyczaić. Ale… Jak on mógł? Po tym jak Naruto nazwał go swoim starszym bratem? Co prawda zrobił to w myślach, ale to i tak się liczyło!
- Naruto, to prawda? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć - zapytał niedowierzając Hatake.
Chłopak szybko zaczął szukać w głowie jakiejś wymówki.
- J-ja... C-chciałem tylko zabrać tę książkę - wskazał na trzymaną powieść - Potem mogłoby nie być takiej okazji, a naprawdę bardzo mi na niej zależało. W-więc… pomyślałem sobie, że nic się nie stanie, kiedy przyjdziemy tu wcześniej. Przepraszam - powiedział szybko. Zdawał sobie sprawę jak żałośnie to wyglądało i brzmiało, ale nic lepszego nie potrafił wymyślić na obecną chwilę.
Do Naruto podszedł Hokage i spojrzał na tytuł książki, po czym przeczytał go na głos.
- „Wszystko o genjutsu”? Rzeczywiście, bardzo ciekawa książka. Interesujesz się tym?
- T-tak jakby. To jedyne jutsu, o którym wiem mało. Wolałbym wiedzieć więcej o tych technikach, gdyby wróg znał genjutsu i byłby w tym dobry, niewiele mógłbym zrobić - och! Gdyby tylko mógł zapaść się pod ziemię...!
- Mhm. Rozumiem, ale zdajesz sobie z tego sprawę, że mógłbyś poszukać takiej książki w bibliotece? - zapytał rozbawiony Hiruzen.
- Tak, ale... Yyy... Chciałem mieć również pamiątkę po Danzou. A ta książka nadawała się do tego idealnie.
- W porządku, nie widzę przeszkód, żebyś nie mógł jej zabrać. Swoją drogą, bardzo dużo jest tutaj książek o genjutsu... W każdym bądź razie, dziękuję Naruto za otworzenie drzwi. Ty i twoja drużyna możecie już stąd iść. Resztą my się zajmiemy.
Jak na zawołanie wokół Sarutobiego pojawiło się około piętnastu ANBU i zaczęło przeszukiwać pokój.
- Tak jest - mruknął Naruto i ruszył do wyjścia, a zaraz za nim Sasuke, Sakura oraz Kakashi. Wychodząc usłyszał jeszcze jak Hokage zatrzymuje Toshiro. Cholerny pajac. Znów będzie śmiał się z jego tłumaczeń. Nie, pomyślał Naruto, tym razem nie ujdzie mu to na sucho. Zabiję go.
~*~
Sasuke słuchał wszystkiego rozbawiony. Nie wierzył, że Hokage nabrał się na te bzdury. To było po prostu niemożliwe. Sam kiedy to usłyszał starał się utrzymywać beznamiętny wyraz twarzy, ale było to wyzwanie niemalże niemożliwe do wykonania. Na szczęście był Uchihą, a to oznaczało, że nie ma rzeczy, której by nie zrobił.
Poza tym bał się odrobinę o Toshiro, zdążył go nawet trochę polubić. Niestety, wzrok, który posłał mu Naruto mówił sam za siebie i na pewno nie chodziło o dalszą i szczęśliwą przyszłość. A morderczą aurę otaczającą czerwonookiego czuł cały czas, nawet kiedy wyszli już z Korzenia.
Oczywiście, nie znalazł niczego o wymordowaniu klanu Uchiha. Żadnego papierku, dowodu. Może Itachi miał rację? Może powinien przestać węszyć w tej sprawie? Może wioska nie miała z tym nic wspólnego? Ale był tego pewien prawie na 100 ℅. Inaczej zostałyby przeprowadzone dokładniejsze poszukiwania sprawcy, a oni zostawili to niemal bez żadnego dochodzenia! Nie... Miał zamiar poszukać zabójcę klanu na własną rękę, nie ważne co się stanie. On go odnajdzie.
- Okej, słuchajcie. Zobaczymy się jutro na polu treningowym o dziewiątej. Wykonamy kilka misji rangi D, a potem… zobaczymy. Cześć - powiedział jak zawsze znudzony Kakashi i wyciągnął swoją zboczoną książkę, zabierając się zaraz za czytanie.
Chyba tyle wydarzeń naraz bez „Eldorada flirtujących” było za dużym wyzwaniem dla Hatake, ponieważ odchodząc nie zwracał uwagi na nic, oprócz swojej książki, przez co, co chwilę wpadał na przypadkowe osoby.
Zaraz potem Naruto zniknął w białym dymie zostawiając Sasuke i Sakurę samych. Czarnooki natychmiast został zasypany pytaniami przez różowowłosą. Cholera, musi coś z tym zrobić. W obecnej chwili tylko Naruto wydawał mu się jedyną deską ratunku.
~*~
Czerwonooki siedział w domu i przeglądał znalezione kartki. Tak jak wcześniej, nie było tutaj niczego ciekawego. Tylko zapiski o tajnych misjach, o których nikt nie powinien wiedzieć.
Dlaczego Danzou nie prowadził jakiegoś dzienniczka...?! No właśnie! Naruto przypominając sobie o małej książeczce, zaczął przeszukiwać kieszenie. Niestety, nigdzie nie mógł znaleźć małego notesu.
- Cholera - mruknął do siebie - On musi być gdzieś tutaj....
Nie, nie, nie.... Naruto szybko zaczął jeszcze raz przeglądać kieszenie. Tu nie... Tutaj też nie... Niemożliwe. On nie mógł zgubić czegoś tak cennego. Przecież... NIE!!!
Nigdzie go nie było. Notes musiał mu gdzieś wypaść. Tylko gdzie to mogło być...?
Beznadzieja. Czyżby był tak fatalny jako mściciel? Albo jako ten taki... człowiek od... tropienia? Na mędrca iluś tam ścieżek, przecież to się w głowie nie mieściło! Jak mógł zgubić coś takiego?! W porównaniu do reszty materiałów, akurat ten dzienniczek wydawał mu się najcenniejszy.
Dobra. Musi to przemyśleć na spokojnie... Danzou prawdopodobnie został otruty w swoim gabinecie. I miał jakieś tam spotkanie z Orochimaru. Czyli...
Ale to było bez sensu! Przecież oni byli wspólnikami, a Danzou jeszcze nigdy niczego nie zjadł u tego gada! Dlaczego teraz miałoby się coś zmienić?! I w dodatku przywódca Korzenia był tam kilka dni temu. Czy były jakieś trucizny, które działały dopiero po kilku dniach?
Cholera, niczego nie mógł sobie przypomnieć... A na pewno uczył się wszystkich trucizn na pamięć.
Naruto siedział przed biurkiem wyrywając sobie włosy, dopóki nie usłyszał cichutkiego szmeru przy oknie.
- Hej! Co ty wyprawiasz?! Chcesz być łysy przed dwudziestką? - usłyszał czyjś głos.
- Co tu robisz Toshiro? - Naruto obrócił się na dźwięk znajomego głosu. Tak, tak. To prawda, że miał go zabić, ale w tej chwili nie miał siły nawet na to, żeby wygonić niebieskookiego - Nie powinieneś teraz podrywać dziewczyn, albo robić czegoś równie nudnego?
- Niestety, przez ciebie tu utknąłem - powiedział wzdychając członek ANBU.
- Jak to przeze mnie?
- Hokage kazał mi ciebie pilnować. Rozumiesz to?! Dzień i noc, dzień i noc, dzień i noc... - mamrotał niebieskooki.
Naruto słuchał powtarzającego się Toshiro. Cholera, miał ważniejsze rzeczy na głowie niż niańczenie dzieci.
- A nie powinieneś zachować tego w tajemnicy i śledzić mnie bardziej dyskretnie? - powiedział lekko zirytowany.
- Nawet sobie tak nie żartuj, Naruto! Co ja bym robił przez te dwadzieścia cztery godziny patrząc na ciebie? I to w dodatku wtedy, kiedy wyrywasz sobie włosy! Ja po prostu nie mogłem się powstrzymać. To wyglądało tak zabawnie... Hahaha...
- Przestań. To wcale nie jest zabawne - powiedział oburzony Naruto.
- A ta twoja wymówka... Hahaha... Myślałem, że zaraz pęknę ze śmiechu. Hahaha... Może powinieneś zostać aktorem.... Hahaha... ,,J-ja... C-chciałem tylko zabrać tę książkę" Hahaha... Nie! Nie mogę już wytrzymać! Pomocy! Zaraz się zapowietrzę! Ratunku! - krzyczał Toshiro.
- Ja ci zaraz pomogę ty... ty... Zapchlony kundlu! - powiedział Naruto rzucając się na tarzającego po podłodze niebieskookiego.
Kiedy Toshiro przestał się śmiać i rozmasowywał sobie szybko powstające guzy, Naruto usiadł na swoim wcześniejszym miejscu zadowolony z końcowego efektu. Po kilku minutach ciszy odezwał się niebieskooki.
- Ej, Naruto. Tak sobie myślałem...
- To lepiej tego nie rób. Nie za dobrze ci to wychodzi - przerwał mu chłopiec.
- Ja mówię poważnie!
- Ja też!
- W Korzeniu jakoś nie byłeś taki wygadany!
Naruto natychmiast zamilkł. Poczuł dziwny ból w sercu. Nie rozpłakał się. Nigdy tego nie robił. Ale to tak cholernie bolało... Zastanawiał się dlaczego. Zazwyczaj było mu obojętnie jak traktują go inni. A teraz... Teraz było inaczej. Może to dlatego, że zaczynało mu coraz bardziej zależeć na Toshiro?
- S-słuchaj. Przepraszam. Przepraszam, to nie było miłe - powiedział po chwili niebieskooki.
- W porządku - odparł obojętnie Naruto.
- Nie, to nie jest w porządku - Toshiro podszedł do przyjaciela Kuramy i złapał go za ramiona - Nie powinieneś pozwolić, aby ktoś mówił na ciebie takie rzeczy, nikomu. Nawet mi. Zapamiętaj to sobie.
Naruto pokiwał głową. Może to było trochę głupie, ale jakoś tak zrobiło mu się trochę cieplej na sercu. Sercu... Czy potwory mają serce? Czy one mogą w ogóle coś czuć?
Całe życie był uczony, że jest demonem, że wszyscy go nienawidzą, że nie zasługuje na życie, że istnieje, nie żyje, istnieje tylko po to, aby zapłacić wiosce, za to co dla niego zrobiła. A teraz... Wszystko wydawało się być snem. Nierealnym snem. Naruto trochę dziwnie się z tym czuł.
- To jak, zgoda? - widząc potwierdzające kiwnięcie głową Toshiro kontynuował - Wracając. Przedtem chciałem się ciebie zapytać, czy nie zechciałbyś zamieszkać razem ze mną?
- C-co? - wyrwało się czerwonookiemu.
- No bo wiesz, ja muszę ciebie pilnować w noc i w dzień... Pewnie i tak siedział bym tu cały czas, więc... Co ty na to?
- Nie, dzięki. Wolę popatrzeć jak gnijesz na dworze - odparł mściwie czerwonooki.
- Naruto! Słuchasz mnie chociaż trochę? No weź, nie będzie tak źle. Poza tym, mam nawet zgodę Hokage.
- Co? Jak to?
- No wiesz... Skoro mam cię pilnować.... Staruszek powiedział, że nie ma nic przeciwko.
- Jak chcesz. Mnie i tak jest wszystko jedno. Tylko żebyś mi nie przeszkadzał - szybko zastrzegł, w rzeczywistości cieszył się nawet z tego powodu. Wreszcie nie będzie sam! (Nie wliczając Kuramy).
- Tak, tak. Nie będzie z tym problemu. Ale...
- Cholera, wiedziałem, że w tym jest jakiś haczyk - wymamrotał chłopak. Oczywiście, to musiało się tak skończyć!
- Nie przesadzaj, Naruto. Po prostu ten twój kolega, wiesz który? Noo, ten chłopak-emo i jego brat ma mieszkać z nami. Itachi jest już o tym poinformowany, została nam tylko zgoda Sasuke.
- Że co? Sasuke? Dlaczego mam z nimi mieszkać?
- Hokage uznał, że w ten sposób łatwiej będzie ci dojść do siebie. Po całej tej nagłej śmierci Danzou przyda ci się ktoś, kto jest w twoim wieku i może cię zrozumieć. Wiesz o czym mówię?
- O wymordowaniu całego klanu Uchiha. Tak, wiem, wiem - to było mało powiedziane. Każdy w Korzeniu wiedział o przeklętym klanie Uchiha. A Naruto na własne oczy widział śmierć wielu z nich, więc... - Nie życzę sobie, żadnego Domu Sierot, w miejscu, w którym mieszkam - Naruto zamyślił się na chwilę - Echh, no dobra. Tak na przyszłość, to nie ja mu o tym powiem. Twój pomysł, więc ty go do tego namawiasz. Nie chcę mieć z tym nic wspólnego.
- A-ale Naruto...! To twój kolega. No nie daj się prosić - Toshiro znów próbował zrzucić odpowiedzialność na innych.
- Nie.
- No dalej! Naruto!
- Nie! Odwal się ode mnie! - krzyczał chłopak.
- Naruto...!
- Czy ty masz problemy ze słuchem?! Nigdy!
- Naruto~
- Spadaj!
- A jeśli pójdziemy razem? - nalegał dalej Toshiro.
- Nie! Masz załatwić to sam.
- Naruto~ Nie bądź taki.
- No dobra - odparł po dłuższym zastanowieniu - Ale będę tobie tylko towarzyszył. Nic więcej.
- Tak, tak. Przysięgam, z ręką na sercu. - zapewnił szybko członek ANBU.
- W porządku. W takim razie mogę iść. Kiedy wyruszamy?
- Najlepiej teraz.
- Dobra. Miejmy to już za sobą.
~*~
Sasuke siedział właśnie w domu jedząc kolację. Panowała absolutna cisza, ale nie przeszkadzała ona czarnookiemu. Może... tylko trochę. No, może więcej niż trochę. No dobra, nienawidził jej. Odkąd jego klan został wymordowany nienawidził tej przeklętej ciszy tak bardzo...
Dobrze, że miał Itachiego. Inaczej zwariowałby tu sam. Najgorszy był jednak czas kiedy jego brat wyruszał na długie misje, tak jak teraz. Wtedy musiał zadowolić się tylko swoim towarzystwem, ale co mógł zrobić? Jego rówieśnicy wydawali mu się zbyt dziecinni i niedojrzali, tak więc izolował się od ich towarzystwa. W końcu nie wiedzieli nawet, co to jest śmierć bliskiej osoby. Pod tym względem była między nimi ogromna przepaść i to ona głównie mu przeszkadzała. Sasuke był pewien, że połowa z nowych geninów odejdzie, gdy tylko stanie się coś niebezpiecznego.
Kiedy już miał włożyć do ust kolejny kęs kanapki, usłyszał pukanie do drzwi, a raczej walenie. Po jego plecach mimowolnie przebiegły dreszcze. Czyżby znowu tu przyszły? Czasami przychodziły nawet do jego mieszkania. Zazwyczaj udawał wdedy, że nie ma go w domu, ale teraz... Miał dosyć.
Zdenerwowany do granic możliwości wstał od stołu i gniewnie ruszył w stronę drzwi. Otwierając je zaczął się wydzierać.
- Czego ode mnie znowu chcecie?! Nie mogę nawet we własnym domu mieć...! - widząc znajome bezlitosne oczy zamarł. To nie były dziewczyny - Naruto? Toshiro? Co wy tutaj robicie?
- Hej! - odezwał się członek ANBU - Wybacz, jeśli ci przeszkadzamy. Ale... Naruto ma do ciebie sprawę.
Sasuke niepewnie spojrzał na czerwonookiego i natychmiast się przestraszył. Wydawało mu się, że oczy Naruto ciskają błyskawicami. Na szczęście ta furia nie była skierowana na niego.
- Co? Stęskniłeś się za mną? - zapytał prowokująco - Wiedziałem, że nie możesz żyć beze mnie.
- Tego jeszcze nie wiemy. Sprawdźmy to. Jeżeli po twojej śmierci będę rozpaczał, to przyznam ci rację.
- Naruto... - zaczął starszy chłopak.
- Może wejdziecie? - zapytał Uchiha starając się uniknąć przyszłej kłótni.
- Tak, chętnie - odpowiedział Toshiro i natychmiastowo wszedł do środka.
Zaraz za mim ruszył Naruto, a na końcu Sasuke zamykając drzwi.
- Więc, o co chodzi? - zapytał się Sasuke, kiedy byli już w kuchni. Zaczął przygotowywać herbatę dla gości, popijając ten sam napój, który miał przygotowany dla siebie wcześniej.
- No, Toshiro. O co chodzi? - zapytał czerwonooki głosem wypełnionym zabójczym jadem.
- N-no bo widzisz Sasuke... - zaczął Toshiro, również wyczuwając niebezpieczeństwo ze strony Naruto - Wpadliśmy na taki pomysł, znaczy się, j-ja. Ja wpadłem na taki pomysł. Żebyśmy wszyscy razem zamieszkali we czwórkę, co ty na to?
Słysząc to Sasuke wypluł swoją herbatę na Naruto, który aktualnie stał przed nim. Sądząc po minie czerwonookiego właśnie dolał oliwy do ognia.
- Co ty robisz?! Nienormalny jesteś?! - wykrzyczał czerwonooki.
- Ja? Ja jestem nienormalny?! - zapytał niedowierzająco Uchiha - To wy przychodzicie tutaj i pytacie się, czy będę z wami mieszkał! Nie straciłem jeszcze rozumu! Nigdy tego nie zrobię!
- I bardzo dobrze! Nie chciałbym mieć w domu lamy!
- Nie jestem lamą! - natychmiast zaprzeczył.
- Tak? Och, wybacz. Po prostu zmylił mnie ten twój wielki wzrost, długa szyja, krzywe zęby i co najważniejsze, twoje plucie na ludzi!
- Chłopaki, jeśli mogę... - wtrącił się cichutko Toshiro.
- NIE!!! - krzyknęli równocześnie genini, tylko po to, aby później mierzyć się wzrokiem.
- Ej, nie przesadzajcie.... Nic się nie stało. Naruto, przecież to zaraz wyschnie. To jak Sasuke? Zamieszkasz z nami? Itachi już wyraził zgodę.
Czarnooki zamyślił się na chwilę. Jego brat już się zgodził? A nie miał wyruszyć czasem z rana na misję? Więc może nie powinien mieć nic przeciwko? Poza tym to byli członkowie Korzenia, musieli znać wiele technik. No i przynajmniej pozbyłby się tych natrętnych dziewczyn z okolic jego domu. Hmm...
To mogłoby się sprawdzić. W dodatku im będzie bliżej Naruto, tym szybciej odgadnie jego tajemnicę, a naprawdę był ciekawy, co takiego skrywa nieznajomy, bo samo przynależenie do Korzenia, to na pewno nie koniec.
- Ehh. Dobra, zgadzam się. Ale mam kilka warunków - powiedział po dłuższym czasie - Po pierwsze, nauczycie mnie różnych technik. Po drugie, mieszkamy u mnie i Itachiego, nigdzie się stąd nie wyprowadzam. I po trzecie, najważniejsze, musicie znaleźć sposób na pozbycie się dziewczyn.
- Dziewczyn? - zapytał zainteresowany Toshiro.
- Tak, dziewczyn. Ciągle tu przychodzą.
- W porządku. Z drugim warunkiem nie będzie problemów. Nauką zajmie się Naruto. A dziewczyny zostawcie mnie - powiedział z dziwnym uśmiechem były zastępca Danzou.
Kąciki ust Sasuke mimowolnie uniosły się ku górze, kiedy Naruto znów zaczął narzekać na członka ANBU. Może teraz coś się zmieni? Nareszcie na lepsze...
~*~
Na zdjęciu jest Toshiro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top