Rozdział 2
Wchodząc do klasy, Sasuke skierował się w stronę swojego miejsca. Zdziwił się, gdy zobaczył nieznajomego chłopca w klasie na Jego miejscu, a jeszcze bardziej brakiem innych dzieci obok ciemnowłosego. Zazwyczaj gdy działo się coś nadzwyczajnego wszystkie irytujące dziewczyny zbierały się dookoła tego zjawiska. A sądził, że takim zdarzeniem może być pojawienie się nowego ucznia.
Ale kiedy tylko przyjrzał się uważniej chłopcu, zrozumiał zachowanie innych. Może i wyglądał na potulnego baranka z tą swoją przygarbioną postacią, ale roztaczał wokół siebie coś strasznego. Coś, przed czym wszyscy woleli się trzymać z daleka.
Może posłuchałby swojego instynktu samozachowawczego i zostawił to tak, jak jest, ale nieznajomy zajmował Jego miejsce, a on miał reputację do utrzymania. Nie mógł pozwolić na to, aby jakiś obcy zepsuł wszystko tylko dlatego, że wydaje się inny, co same w sobie było ciekawe. Poza tym w ten sposób nie będzie musiał znosić obecności jego fanek. Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.
~*~
Naruto ze zdumieniem obserwował jak ciemnowłosy chłopak podchodzi do jego ławki. Wszyscy inni bali się nawet na niego spojrzeć, a co dopiero podejść do miejsca, w którym przebywa.
- Siedzisz na moim miejscu - powiedział groźnie nowo przybyły. Łał, to było już coś. Bił brawo.
- No i? - zapytał cicho, ale zuchwale. Naruto próbował naśladować inne dzieci, słyszał ich rozmowy i starał się zapamiętać różne reakcje, więc miał nadzieję, że uda mu się nie zachować dziwnie.
- Wynoś się stąd.
Och! Jak on nie lubił takich ludzi! Zawsze tylko rozkazują. Już miał powiedzieć coś zgryźliwego, ale przypominając sobie o zasadach Danzou wstał bez słowa i usiadł zaraz obok.
- Zadowolony? - no co? Przed tym nie mógł się powstrzymać.
- Usatysfakcjonowany.
Naruto zamilkł. Kim był ten chłopak? Nawet w Korzeniu bano się go, a on tak sobie podchodzi i zwraca się do niego jakby był normalny. W pewien sposób było to miłe, nareszcie nikt nie przejmuje się tym, kim jest.
Cholera. Teraz już na pewno nie może pozwolić na to, aby dowiedzieli się, że jest lisim demonem.
- Nie przedstawisz mi się? - odezwał się chłopak trochę zbyt zuchwale, jak dla Naruto.
- Nie... Nie koniecznie. Nie sądzę, aby ta wiedza przyniosła ci jakiekolwiek korzyści.
- Pewnie nie. Rób jak uważasz - zamilkł i po bardzo długim czasie westchnął ciężko zrezygnowany - Mam na imię Sasuke - powiedział nieznajomy i wyciągnął rękę w stronę jiunchuriki.
Naruto kiwnął głową na znak, że rozumie. Problem polegał na tym, że nie miał pojęcia, po co Sasuke wyciąga do niego rękę. Może czegoś od niego chce? Ale czego? Dopiero po chwili zorientował się, że tak witają się normalni ludzie. Podając rękę Sasuke starał się nie pokazać swojej niechęci. Jednak, kiedy dotknął ręki czarnookiego mimowolnie się wzdrygnął. Nic nie mógł poradzić na to, że ma awersję do kontaktu fizycznego. Jakoś dotyk nigdy nie kojarzył mu się z przyjemnymi wspomnieniami.
- A ty? Jak się nazywasz? - zapytał Sasuke. Chciał dowiedzieć się więcej o tym chłopcu. Kim był? Przecież nie wolno pojawiać się od tak w akademii i odstraszać wszystkich uczniów. W dodatku nie mógł udawać, że nie zauważył z jaką niechęcią nieznajomy uścisnął jego rękę.
Chłopak był dziwny. Wyglądał, odzywał się jak jeden z "buntowników", ale polecenie wykonał bez słowa. Tak jakby miał dwie osobowości, które się ze sobą kłóciły.
- Nie powinno cię to interesować - powiedział chłopiec.
Sasuke zaczął się intensywnie wpatrywać w nieznajomego. Właśnie o to mu chodziło. Niby te czerwone oczka odstraszały innych, ale... Czegoś chyba nie rozumiał.
- Skąd jesteś? Bo raczej nie z Konohy, nigdy wcześniej cię tu nie widziałem.
- I znów: nie powinno cię to interesować.
- Nie jesteś zbyt miły, co? - Sasuke zkrzyżował ręce na piersi.
- Och, wybacz. Mam nadzieję, że nie złamałem przez to twojego serduszka - powiedział udając poruszenie.
- Chciałbyś - zmrużył oczy.
- Jeśli w ten sposób zobaczyłbym cię w rozsypce... Tak, nawet bardzo.
Zapadła krótka cisza.
- Zdawałeś egzaminy? - Uchiha zmienił temat.
Naruto nie wiedział co powiedzieć. O jakie egzaminy chodziło? Pewnie, aby zostać geninem każdy musiał zdać swego rodzaju testy. O nie. On nie zdawał żadnych, czyżby tak naprawdę wcale nie zamierzali pozostawić mu wolnego wyboru? Może sobie z niego żartują? Już wcześniej członkowie Korzenia to robili, ale nigdy na taką skalę. Poza tym, wątpił, aby Danzou kiedykolwiek żartował (a musiałby być zamięszany w takie wydarzenie, prawda?). W każdym bądź razie powinien być ostrożny. Jeżeli był to żart (a mogło tak być, przecież Danzou nie dałby się tak łatwo zabić) to musiał uważać, aby nie popełnić żadnego błędu, a jeśli nie...
Przypominając sobie o Sasuke już zamierzał coś odpowiedzieć, kiedy do sali wmaszerował nauczyciel. Dzieci natychmiast zamilkły ciekawe ostatecznego podziału na drużyny.
- Wszyscy tu obecni zdali test na genina, dlatego... Cisza! - krzyknął Iruka na chłopca z pierwszej ławki, który cały czas gadał - Jeśli mi teraz pozwolicie, to przeczytam do jakich grup zostaliście przydzieleni.
Naruto słyszał jak nauczyciel wyczytuje różne nazwiska, ale niespecjalnie interezował się innymi dziećmi. Dopiero kiedy zostało przeczytane jego imię posłuchał głosu nauczyciela.
- Drużyna 7 to: Natuto, Uchiha Sasuke i Haruno Sakura. Waszym senseiem będzie Kakashi Hatake.
Naruto widział jak różowowłosa dziewczyna piszczy z zachwytu i jak Sasuke krzywi się na ten dźwięk. Więc to z nimi będzie w drużynie. No i z tamtym jouninem. Chwila... Uchiha? Ten klan Uchiha? No nie... Chyba jego własne życie sobie z niego żartowało. Jeden z przeklętego klanu miał być z nim w drużynie? Z tego co wiedział, to zostało tylko dwóch Uchihów. Itachi i... Pewnie Sasuke. Chociaż tyle. Z dwojga złego cieszył się, że to nie Itachi będzie z nim w drużynie. Chociaż.... Ten starszy miał być geniuszem.
Kiedy nauczyciel skończył wyczytywać znów poprosił o spokój i spojrzał na Naruto. Na początku chciał coś powiedzieć, ale kiedy spojrzenie chłopca i Iruki skrzyżowało się przez przypadek, nauczyciel zamarł i po prostu kazał im czekać na swoich senseiów, a sam wyszedł w pośpiechu z klasy.
Naruto natychmiast opuścił głowę niżej niż do tej pory. Może przychodzenie tu bez maski nie było najlepszym pomysłem? Ale Kurama odradzał mu zakrywanie twarzy wśród zwykłych ludzi, zwłacza maską.
Przez chwilę panowała cisza. Potem wybuchł taki chałas, że Naruto musiał zasłonić ręką swoje wrażliwe uszy.Słyszał strzępki rozmów. Głównie mówiono o tym, że odstraszył nawet nauczyciela.
- Więc masz na imię Naruto, tak? - Sasuke cały czas nie odrywał wzroku od nowego.
- Jak na to wpadłeś, geniuszu?
- Wiesz, mam coś takiego w głowie, co ludzie zwykli nazywać mózgiem i potrafię z niego korzystać.
- Och? Naprawdę? Myślałem, że w twojej głowie nie znajdę nic oprócz drobinek kurzu.
- Więc, tak na przyszłość, uważaj o czym myślisz. Nie zawsze możesz mieć rację, a to może się źle skończyć.
- Ooo. Czyżbyś się o mnie martwił? - powiedział uśmiechając się nieszczerze - Słodkie. Naprawdę urocze.
- Co? Nie.... ja.... Przestań! Uchiha nigdy nie jest słodki.
- Więc tylko ty jesteś takim outsaiderem?
- Sasuke nie jest outsaideraem! - wykrzyczała różowa dziewczyna z dolnej części klasy.
Sasuke parsknął śmiechem widząc Sakurę. Zdaje się, że jego taktyka działa. Nareszcie! Może teraz trochę odetchnie. Spojrzał na Naruto. Hmmm.... Gdyby się z nim trzymał, to może miałby spokój i mógłby wreszcie odpocząć.
- Długo masz zamiar się na mnie gapić? - usłyszał głos, który wyrwał go z zamyślenia.
- Tyle ile będzie to konieczne.
- Nie masz ciekawszych rozrywek niż ja? Nie wiem czy mam się czuć zaszczycony, czy oburzony.
Sasuke zostawił tę uwagę bez odpowiedzi.
Po chwili zaczęli pojawiać się nauczyciele. Klasa powoli pustoszała, aż została tylko drużyna Naruto. Po godzinie czekania wreszcie pojawił się siwowłosy mężczyzna.
- Sensei, spóźniłeś się! - wykrzyczała natychmiast różowowłosa.
- Tak, tak. Po prostu pewna staruszka potrzebowała pomocy i... - Kakashi urwał widząc niedowieżające spojrzenia jego podopiecznych - Może przejdźmy na dach.
~*~
Jounin rzucił okiem na Naruto. Dopiero teraz miał okazję przyjrzeć się chłopcu, wcześniej było ciemno i nie widział twarzy ciemnowłosego przez maskę. Zresztą, nie za bardzo interesował się jego wyglądem, ale kiedy blady Iruka wpadł do ganinetu Hokage i powiedział im co widział, Hatake zaciekawił się.
Czyżby dziewięcioogoniasty został w jakiś sposób zapieczętowany w tym chłopcu? Nic innego nie przychodziło mu do głowy. Tylko, że Czwarty zapieczętował bestię w swoim dziecku, ale ono nie żyło. Sam Minato powiedział, że jego syn ma w sobie Kyuubiego, a przecież nie okłamałby ich w takiej kwestii tuż przed śmiercią! Poza tym widział na własne oczy zwłoki dziecka i wszystkie badania wskazywały, że jest to syn Kushiny i Minato.
Chwila, Iruka powiedział, że oczy Naruto są wściekle czerwone zupełnie tak jak Kyuubiego, ale on nie zobaczył niczego takiego, w sumie nawet teraz nie widział twarzy chłopca, miał ją tak pochyloną w dół, iż ciemne włosy zakrywały cały widok. No cóż, trudno. Hatake nie miał zamiaru zagłębiać się w takie sprawy.
~*~
- Zanim zaczniemy, Naruto, to od Hokage - mówiąc to siwowłosy rzucił małą sakiewkę w stronę chłopca.
Naruto zareagował natychmiast. Błyskawicznie wyjął swoją katanę i przeciął woreczek na pół. Na ziemię rozsypały się pieniądze.
- Eh. Nie musiałeś niszczyć sakiewki. Weź nową.
Tym razem podał Naruto mały woreczek cały czas uważnie patrząc na niego. Chłopiec słyszał jak różowowłosa i czarnooki wciągają głośno powietrze.
- Przepraszam, to był odruch.
Zaczął zbierać pieniądze z podłogi, podczas gdy Kakashi kontynuował swoją wypowiedź.
- Zacznijmy, więc od poznania się. No wiecie, co lubicie, czego nie, wasze marzenia, hobby.
- Może Sensei nam pokaże jak powinno to wyglądać - odezwała się dziewczyna.
- No tak. Nazywam się Kakashi Hatake. Lubię dużo rzeczy a to czego nie lubię to... no, w każdym razie moje marzenia to nie wasza sprawa, a moje hobby... jest... interesujące. Teraz wasza kolei.
- Nazywam się Sakura Haruno. Moje marzenie związane jest z... - spojrzała znacząco na czarnookiego i pisnęła - A moje hobby to... patrzenie na pewne osoby... - kolejne spojrzenie i pisk - I nie lubię Ino oraz osób, które się spóźniają!
- Dobrze. To może teraz ty - Hatake wskazał na młodszego brata Itachiego.
- Nazywam się Uchiha Sasuke. Jest niewiele rzeczy, które lubię, za to wiele, których nie lubię. Nie mam hobby. Moim marzeniem, a raczej celem jest odbudowa klanu Uchiha i zabicie pewnej osoby.
- Mhm. Twoja kolei.
- Nazywam się Naruto. I mam jeden cel: ochrona wioski.
- To tak, jakbyś chciał zostać kolejnym Hokage - rzucił prowokująco Sasuke.
- Nie, nie zostanę kimś tak żałosnym - Naruto starał się powiedzieć to swoim zwyczajnym głosem, jednak nie był pewien, czy mu się udało. Był tak zaskoczony tą sugestią, że prawie pozwolił na pokazanie swoich emocji. W Korzeniu nigdy nie kończyło się to szczęśliwie.
Że niby on, bestia, istota, która prawie zniszczyła wioskę miałaby zostać Hokage? Czysta ironia. Po prostu jeden, wielki absurd.
- A twoje hobby i rzeczy, które lubisz? - zapytała się szybko Sakura, zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć.
- Nie mam takich rzeczy, które lubię, ani takich, których nie lubię. A tym bardziej nie posiadam żadnego hobby - powiedział spokojnie Naruto, to pytanie było akutat proste.
Przez chwilę panowała cisza. Naruto poczuł jak jounin przygląda mu się badawczo.
- Dobrze. Może na tym zakończymy dzisiejsze spotkanie. Przyjdźcie jutro na pole treningowe numer 7, o szóstej. I nie jedzcie śniadania, to może się źle skończyć.
- Będziemy trenować? - odezwała się Sakura.
- Tak.
- Po co? Przez całą akademię tylko trenowaliśmy. Nie powinniśmy chodzić teraz na misje?
- To nie będzie zwykły trening. Zresztą, sami się przekonacie. Aaa.... Naruto, masz iść do Hokage.
- Tak jest - rzekł czerwonooki i zaraz zniknął w kłębinach dymu.
Sasuke zamyślił się na chwilę. Ich nowy kolega nie był jednak takim mięczakiem, na jakiego wyglądał. Znaczy się, na mięczaka też nie wyglądał, ale tak się w pewnym stopniu zachowywał. W końcu dał niezły pokaz z tą kataną. Kto by przypuszczał, że ma schowaną gdzieś broń? Nikt nawet nie zauważył kiedy ją wyciągnął.
Podsumowując, Naruto jest dziwnym chłopcem o dobrych umiejętnościach walki, który nie przechwala się swoim talentem. Wygląd, oprócz oczu, przekonuje wszystkich, że to kompletna oferma, ale charakter to istna mięszanka wybuchowa.
Hmmm. Ciekawe, bardzo cieka....
Cholera! Z nowu to robi. Analizuje kolejną osobę. Był Uchihą, nie takie rzeczy powinny zaprzątać jego głowę. Kurde, Itachi miał rację, za bardzo się wszystkim przejmuje.
Odchodząc mamrotał pod nosem wszystkie przekleństwa, jakie tylko znał, nie zwracając przy tym uwagi na trajkoczącą Sakurę.
~*~
Naruto stał przed budynkiem Hokage. Właśnie wyszedł od Hiruzena. Staruszek zadawał jakieś głupie pytania, które miały na celu dowiedzenie się o jego pochodzeniu. Przecież był potworem, nie mógł mieć rodziny, ani nikogo, kto by się nim zajął.
Była godzina 15, a on nie wiedział co ze sobą zrobić. Nigdy nie miał wolnego czasu, a jeśli już, to polegał on głównie na leczeniu swoich ran. Poprzednie jeszcze się nie zagoiły, chociaż minęły już dwa dni. Naruto nadal czuł ból przy każdym swoim ruchu. Gdyby nie chakra Kyubiego, która szybko go leczyła, pewnie już nie raz byłby martwy.
Nagle przed oczami chłopca zamigotały wspomnienia. Widział Danzou powoli idącego w jego stronę... Swojego pierwszego zabitego człowieka... Ją uśmiechniętą i mówiącą coś do niego... A potem lężącą w kałuży krwi... Nie. Stop. To była przeszłość. Nie powinien o tym myśleć. Nie teraz. Musiał skupić się na treningu, nawet jeśli całe jego życie obróciło się o 180 stopni. Dosłownie.
Potem zajmie się sprawą Danzou. Musiał przecież dowiedzieć się, dlaczego jego dowódca zginął.
Naruto ruszył w stronę polanki za wioską. Kiedyś przez przypadek znalazł ją na jednej z misji. Teraz było to jego ulubione miejsce. Taki skrawek prywatności, o którym zawsze marzył.
Gdy był już na polanie postanowił najpierw porozmawiać z Kuramą. Zamknął oczy i natychmiast ujrzał ogromne pomieszczenie z kratami zamykającymi jego przyjaciela.
- Co tu robisz, dzieciaku? - odezwał się głęboki i nieprzyjemny głos, brzmiący trochę jak dwa kamienie, które ktoś na siłę próbuje zamienić w pył, pocierając je cały czas o siebie.
Inni może byliby przestraszeni słysząc go, ale dla Naruto był to najprzyjemniejszy głos na świecie.
- Mam pytanie. Kuramo, jak myślisz, co stało się z Danzou? Nie mógł od tak sobie zginąć, wiesz, że to niemożliwe.
- Ile razy mówiłem ci, że masz się tak do mnie nie zwracać? Nie jestem twoim kolegą. Powinieneś mnie bardziej szanować - natychmiast powiedział lisi demon.
Z tego, co zdążył zauważyć Naruto, to Kurama był całkiem wrażliwy na punkcie swojego imienia.
- Tak, tak, oczywiście. Ale mógłbyś mi odpowiedzieć - powiedział lekko oburzony chłopak.
- Nie wiem, daj mi spokój - rzekł niechętnie demon - Radź sobie sam. Nie chce mi się zawsze pomagać małemu dziecku. A poza tym powiniwneś się cieszyć, że ten dupek umarł.
- Nie nazywaj go tak. Powinniśmy być mu wdzięczni, że żyjemy. Po tym co zrobiliśmy... - Naruto sam miał trudności z uwierzeniem sobie. Danzou był skurwysynem i tyle. Tylko lata szkoleń kazały mu mówić takie rzeczy.
- A ty nadal o tym? Ile razy mam ci powtarzać, że to nie twoja wina? Słuchaj, Naruto - to natychmiast zwróciło uwagę chłopca na lisa. Demon bardzo rzadko używał jego imienia, więc kiedy to robił, mówił zazwyczaj bardzo poważnie - nigdy nie byłeś odpowiedzialny za zniszczenie wioski i...
- Ale co ty mówisz?! - oburzony Naruto musiał przerwać wypowiedź przyjaciela - Przecież wioskę zniszczył dziewięcioogoniasty demon.
- No właśnie - zgodził się Kurama, chociaż czuł, że przyniesie to ze sobą niechciane skutki.
- A ja nim jestem - powiedział chłopiec. Wierzył, że to prawda. W końcu Danzou zawsze to powtarzał: "Jesteś demonem, który zniszczył wioskę...". No i same jego zdolności i pokłady chakry świadczyły o prawdzie tego zdania.
- Nie zapędzaj się, mały. To mój tytuł i taki dzieciak jak ty, nigdy mi go nie odbierze.
- Ale ty jesteś mną, a ja tobą. Inaczej nie istniałbyś tylko w moim umyśle - no cóż, ostatnio Naruto doszedł do takich wniosków. Skoro on był demonem, i Kurama też był demonem, to musieli być tą samą istotą. Może miał coś w stylu rozdwojenia jaźni? Tylko, że wątpił, aby tak wyglądała ta choroba. Postanowił zapytać - Ej, słuchaj, a może to ludzie nazywają rozdwojeniem jaźni? Jak myślisz?
- Gówno prawda - rzekł oburzony lis. No naprawdę, jak ten chłopak doszedł do takich wniosków?!
- Jak uważasz. Nie będę się z tobą kłócił o tak oczywiste rzeczy - chłopiec zamilkł na chwilę - To jak, pomożesz mi w sprawie Danzou? - w odpowiedzi otrzymał tylko prychnięcie. Kurama demonstracyjnie odwrócił się do niego plecami, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
Naruto stał przez chwilę pod kratami po czym usiadł i uśmiechnął się. Kurama był wspaniałym towarzyszem, nawet jeśli często na niego krzyczał i wyzywał go. Za to tylko on potrafił dać mu tę malutką namiastkę wolności. Naruto podejrzewał, że działo się tak, właśnie przez jego wybuchową osobowość. Reszta świata była za nudna, inni trzymali się tylko wyznaczonych regółek, których tak bardzo nienawidził.
Naruto czuł, że tutaj może być kim zechce. Nie musiał słuchać innych i obawiać się kary za swoje zachowanie. Nienawidził tego. Gdyby mógł nie przestrzegał by żadnej z ograniczających go reguł.
Czasami czuł jak dusi się tam na zewnątrz, jak brakuje mu już powietrza, jak umiera i krzyczy, ale nikt nie chce mu pomóc, jak każdy odwraca się do niego plecami albo przygląda z ironicznym uśmiechem i czeka na jego zgon.
Ale tutaj było inaczej. Gdyby nie Kurama i ewentualnue jeszcze jedna osoba, już dawno byłoby po nim. Zabiłby swoje uczucia i stałby się idealną marionetką Danzou. Dopiero lisi demon, ktoś, kto uchodzi za potwora, okazał się mieć najwięcej serca i pomóc przetrwać Naruto.
- No dobra. Przyjrzę się temu - odezwał się w końcu Kurama.
- Dzięki. Jesteś wspaniały.
- Wiem o tym. Ty za to jesteś skończonym durniem. Nie wiem dlaczego w ogóle z tobą rozmawiam i pomagam ci cały czas. Już dawno powinienem zostawić cię na pastwę losu.
- Nie możesz. Jeśli ja zginę, wtedy ty też umrzesz - powiedział dumnie Naruto. Czy to nie był wystarczający dowód, który potwierdzał jego teorię?
- Taa. Odpuść sobie, to powoli staje się żałosne. Dobra, spadaj stąd. Nie chcę cię tu widzieć przez najbliższy czas. Zazwyczaj gdy się tu pojawiasz przychodzisz z kłopotami. Mam własne sprawy, którymi muszę się zająć.
- Mówisz o spaniu i oglądaniu cudzego życia? Rzeczywiście, sprawy nie cierpiące zwłoki - powiedział Naruto i domyślając się, co zrobi zaraz Kurama, zaczął szybko oddalać się od klatki z lisem.
- Hej, wracaj! Powiedz mi to w twarz, tchórzu! - krzyczał demon warcząc groźnie i próbując złapać uciekiniera ostrymi pazurami.
- Jasne. Tylko, że ty nie masz twarzy! - mówiąc to, Naruto natychmiast zniknął i zajął się swoim treningiem.
~*~
Po zniknięciu chłopca lisi demon uspokoił się. Może było to tylko dziecko, ale czasem czerwonooki potrafił tak go zdenerwować... Że miał już dość, dosłownie wszystkiego. W takich chwilach chciał po prostu rozwalić wszystko, co stało mu na drodze, a zazwyczaj były to te cholerne kraty i Naruto. Jak zawsze.
Czy ten dzieciak musiał mu przynosić same zmartwienia? Oczywiście, że tak, przecież był człowiekiem. Pomimo tego polubił tego gnojka. Irytujący, trudny, zabawny, miły dzieciak, z ciężkią przeszłością.
Kurama nigdy nie lubił ludzi, ale teraz... Po tym, co zrobili Naruto... Nienawidził ich. Może nie wszyscy byli tacy jak członkowie Korzenia, ale jak na razie nie miał powodów, aby uważać inaczej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top