Rozdział 10
Sasuke siedział w ciemnej celi, przykuty łańcuchami do obskórnej ściany lochów. Byli tu wszyscy, oprócz Naruto. Zabawne, pomyślał, zwsze to on musi się czymś wyróżniać. To była prawda. Odkąd chłopak pojawił się w wiosce, Sasuke nagle czuł się tak jakby mniej doceniany. Nie chodziło mu o mieszkańców, którzy zresztą unikali byłego członka Korzenia jak menelów spod sklepów. Chodziło o misje, albo raczej o Kakashiego. Dawnej Iruka zwracał na niego dużo uwagi i Sasuke myślał, że będzie tak zawsze, a tu nagle pojawił się nowy gemin. Bez zdanych testów, bez marzeń, zainteresowań (można było pomyśleć, że bez przeszłości). Bez osobowości, a przynajmniej tak mu się wydawało. I każdy skupia się na nowej osobie, a on staje się zwyczajny, tak jak inni.
Ironią było też to, że Sasuke polubił Naruto, choć nie przyznałby się do tego, nigdy. Na początku był nie do zniesienia, ale teraz... Chyba zaczynał się przywyczajać, do tej nutki niebezpieczeństwa, którą charakteryzował się nowy. Tak, to prawda. Naruto przyciągał kłopoty, ale jeszcze lepiej sobie z nimi radził, a jednocześnie sam był nieprzewidywalny, a co za tym idzie - groźny. To że współlokator Uchihy przyciągał ptoblemy, wiedział po pierwszym dniu jako pełnoprawny genin. Kiedy zmywali farbę z twarzy byłych Hokage, okazało się, że lina Naruto była nadgryziona przez szczury i pękła. Oczywiście, chłopak sprawnie poradził sobie z tym problemem i...
Jego rozmyślania przerwał stukot butów. Ktoś zbliżał się do ich celi. Powoli przed kratami pojawiła się czyjaś postać, ciągnąca po ziemi jakieś szmatki. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem, a mężczyzna wrzucił to, co trzymał w ręce do ich celi, prosto pod nogi Sasuke, po czym zamknął kratki i pogwizdując wesoło odszedł.
Sasuke zdziwił się. Myślał, że ktoś się odezwie, powie coś. Ale każdy milczał, zresztą, Uchiha również.
Spojrzał na ziemię, ciekawy leżacego przedmiotu i głośno wciągnął powietrze. Okazało się, że to "coś", to prawdopodobnie Naruto. Był w fatalnym stanie. Uchiha wątpił, aby chłopak miał jakiekolwiek miejce wolne od siniaków lub skaleczeń.
- Naruto? - zapytał słabo i poszturchał delikatnie nogą swojego towarzysza, chcąc potwierdzić informację.
Odpowiedziała mu cisza. Każdy wstrzymał oddech, czekając na jakikolwiek znak.
- Naruto? - powtórzył trochę przestraszony.
Znów jedyną odpowiedzią była cisza.
Nie, proszę. Pomyślał Sasuke. Niech nie sprawdzą się jego przypuszczenia. Naruto nie mógłby umrzeć. Nie teraz, kiedy zrozumiał, że go lubi. Potrzebował jego rad, jego sarkastycznych odpowiedzi, potrzebował jego całego. Nie chciał przechodzić przez to piekło rozpaczy jeszcze raz.
- Naruto? - zapytał z nadzieją.
- Nie - powiedział słabo chłopiec po bardzo długiej przerwie - spokojnie. To ja, twoja wróżka chrzestna.
Sasuke odetchnął z ulgą. Skoro jego współlokator nadal z niego drwił, to powinno być dobrze.
- Na pewno? Myślałem, że moja wróżka chrzestna jest ładniejsza, atrakcyjniejsza i trochę mniej poturbowana. Ekhem.... O wiele mniej poturbowana - Uchiha postanowił kontynuować ich gierkę.
- Teraz mamy dowód na to, że nie powinieneś się wysialać. Myślenie ci nie wychodzi - powiedział Naruto powili, bardzo powoli, podnosząc się do pozycji siedzącej. Oczywiście, zajęło mu to dużo czasu, zważywszy na jego aktualny stan. Sasuke dziwił się, że jego współlokator w ogóle dał radę.
- Więc to tak? W takim razie musisz sobie radzić bez mojego bystrego umysłu, skoro nie nadaję się na myślenie....
- Och, zapewniam cię, że nie będzie z tym problemów. Dam sobie radę sam - oparł się o ścianę i spojrzał uważnie na każdego z osobna, szukając na nich jakichkolwiek śladów z ostatniego czasu.
- Mhmm. Właśnie widzę jak sobie radziłeś. Mogę tylko płakać. I mieć nadzieję, że nie doprowadzisz nas do podobnego stanu.
- Więc tylko ja jestem winny? Spójrz na siebie. Żałosny widok sobą prezentujesz - Naruto spojrzał pogardliwie na łańcuchy, które nie pozwalały Sasuke na jakikolwiek gwałtowniejszy ruch.
- Ja przynajmniej będę mógł sam stać na nogach, a ty.... Ledwo siedzisz pod tą ścianą - bronił się Uchiha.
- To akurat nie jest moją winą - odpalił czerwonooki.
No tak. W końcu to przez nich, a głównie przez niego zostali złapani.
- Czego ode mnie oczekujesz? Nie przeproszę cię. Zapomnij - powiedział zgodnie z prawdą. Uchiha nigdy nie przyznaje się do porażki lub pomyłki.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza, podczas której Naruto wpatrywał się uważnie w Sasuke.
- Naruto, co się z tobą działo? - odezwał się Kiba, zanim Sasuke zdążył cokolwiek powiedzieć.
- Nic. Zupełnie nic - powiedział wesoło chłopak. Jak na gust Sasuke, to trochę za wesoło - Piłem sobię herbatkę z naszymi porywaczami. Wiecie, że tak naprawdę, oni są bardzo mili. Dali mi nawet pyszne ciasteczka.
- Mówię poważnie! - obórzył się Inuzuka.
- Ja też.
- Nie, nie mówisz - wtrącił się Sasuke - Co się z tobą działo?
Odpowiedziało im milczenie.
- Naruto? - zapytała delikatnie Hinata.
Znów jedyną odpowiedzią była cisza.
- Nie możesz nam po prostu odpowiedzieć?! - zdenerwował się Uchiha.
- Nie.
- Naruto? - powtórzyła pytanie Hyuuga, tym razem bardziej stanowczo - Co się z tobą działo?
Wzdychając ciężko, za co otrzymał ogromną dawkę bólu, Naruto odezwał się zrezygnowany:
- Chcieli informacji.
- Nie mogłeś tak od razu? - zapytał z pretensjami Kiba - To było aż takie trudne?
- Ale co się z Tobą działo? - tym razem zapytała Sakura. Sasuke zdał sobie sprawę, że przez większość czasu dziewczyna milczała, co było do niej zupełnie niepodobne.
- A jak myślisz? W jaki sposób się wyciąga informacje? - warknął zirytowany.
- Dlatego masz te rany? - zapytała.
- No, gratuluję! Nareszcie załapałaś!
- Czego od ciebie chcieli? - zapytał szybko Uchiha, aby Naruto nie powiedział niczego strasznego dziewczynie. Co jak co, ale nie chciał wysłuchiwać teraz żadnego płaczu.
- Informacji.
- Na Mędrca Sześciu Ścieżek! Współczuję im. Jeżeli w ten sposób zachowujesz się, kiedy ktoś chce się czegoś dowiedzieć, to... - Uchiha wziął głęboki oddech uspokajając się - Jakich informacji?
- Chcieli wiedzieć, gdzie są boczne, albo tajemne wejścia do wioski.
- Co? Przecież nasza wioska nie ma czegoś takiego - powiedział Kiba - Wiedziałbym, gdyby było inaczej. Mój nos niczego nie przeoczy...
Sasuke zamyślił się na chwilę. Niby nie było żadnych ukrytych wejść do wioski, ale... co jeżeli to nie była prawda? Przecież to by bardzo wiele tłumaczyło! Jak morderca jego klanu zdołał dostać się niezauważony przez innych do wioski i jak uciekł? Przedtem nie wiedział, ale co jeżeli wszedł przez ukryte przejście? Teraz wszystko nabierało sensu! To nie musiał być nikt z wioski!
- A co jeżeli to prawda? - przerwał paplaninę Kiby, na co ten fuknął oburzony.
- Raczej nie - powiedział Shino - Gdyby tak było Hokage użyłby ich już wielokrotnie, np. aby uratować wioskę.
- Ratować wioskę? Kiedy? - zapytał Inuzuka.
- Podczas ataku Lisiego Demona - Naruto drgnął lekko słysząc tę nazwę - Nie wiecie o nim?
- No tak, ale co z tego? - zniecierpliwił się Kiba.
- Gdyby istniały tajemne przejścia, to Hokage kazałby ewakułować mieszkańców wioski, używając ich, a tak, Czwarty musiał pozbyć się bestii sam. Zastanówcie się przez chwilę, o ile szybciej przebiegłaby ewakuacja, o ile mniejsze byłyby straty? Może Czwarty nie umarłby razem ze swoją rodziną?
Co? Czwarty miał rodzinę? I ona zginęła razem z nim? Naruto złapał się za głowę, próbując zaprzeczyć brutalnej prawdzie. Kręcąc głową, starał się przegonić pytania, na które nie znał odpowiedzi. Nie zważał nawet na ból, który towarzyszył jego ruchom.
- Jaką rodzinę? - zapytał ochryple.
Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
- Nie wiesz? - zapytał złośliwie Kiba. Nareszcie, okazuje się, że ten cwaniaczek jednak nie wie wszystkiego, co? Pomyślał, po czym odpowiedział dunny z tego, że jest lepszy od Naruto - Kushina Namikaze i ich dziecko. Noworodek. Podobno nie miał nawet kilku godzin, a już stał się bohaterem!
- N-noworodek? - powtórzył głucho Naruto.
Przycisnął mocnej palce do głowy, niemal wbijając swoje paznokcie w skórę. Czyli był mordercą dziecka? Małego, niewinnego dziecka? Tak bardzo nie chciał, żeby była to prawda. Jasne, zabijał innych, ale nigdy nie dzieci! To byli dorośli mężczyźni, wrogowie Konohy, ale nigdy małe, bezbronne dziecko, które nie potrafiło nawet chodzić!
Nie wiedział! On o niczym nie wiedział! Nikt mu nie powiedział o tym...
- Kurama? - zapytał. Musiał wiedzieć. Musiał. M-może oni się pomylili? Może nie mieli racji?
- Tak? - powiedział, jak na demona, delikatnym głosem, co zaniepokoiło Naruto.
- Słuchałeś?
Na chwilę zapadła cisza.
- Tak.
- To prawda? - chłopak spiął się zadając to pytanie. Tak wiele zależało od odpowiedzi....
Tym razem cisza była dłuższa niż poprzednio.
- Tak - Naruto poczuł jak spada na niego ogromny ciężar, zupełnie jak wyrok, przed którym nie ma ucieczki. Skulił się pod ścianą, teraz mocno wbijając paznokcie w głowę - Ale to nie ty... - zaczął Kurama.
- Przestań! - wykrzyczał zdesperowany, po czym trochę złagodniał - Nie chcę tego słuchać.
- Naruto? Nic ci nie jest? - czyjś głos przywołał go do rzeczywistości.
Tak bardzo nie chciał tu być. Chciał przytulić się do puszystego ogona Kuramy i zapomnieć.
- Naruto? - zbów usłyszał ten natrętny głosik.
- Czego? - warknął zły, ale kiedy zobaczył właściciela głosu, złagodniał. Hinata. Tak bardzo mu ją przypominała. Przestraszona, ale dalej chcąca pomóc. Dziwne, ale kiedy o niej pomyśał, nie czuł się tak źle. Na pewno byłaby zła, że tak sobie tu siedzi i nic nie robi....
Rozluźnił się, a jego ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała. Dobrze. Miał dosyć tego miejsca, czas się stąd wydostać. Spojrzał zdeterminowany na łańcuchy swoich towarzyszy niedoli. Grube, bardzo grube. Gdyby tylko mógł coś zrobić... Sasuke miał rację, w aktualnym stanie nie miał siły nawet podnieść głowy, a co dopiero wstać.
- Nie mówcie nikomu o tym co zobaczycie, dobrze? - powiedział wpadając na pewien pomysł - I... nie krzyczcie.
- Ale co chcesz zrobić? - zapiszczała trochę przestraszona Sakura.
- Po prostu tego nie róbcie, okej?
Kiedy wszystkie głowy pokiwały niepewnie, Naruto wkładając w to nie mały wysiłek wyciągnął rękę w stronę Kiby. Nie było to potrzebne, ale wolał nie pokazywać swoich pełnych umiejętności, a Inuzuka... no cóż, jego najmniej było mu szkoda, więc jeżeli coś stanie się chłopakowi, to nie będzie po nim płakał.
- Ej, co robisz? - powiedział lekko przestraszony Kiba.
- Ciszej - mruknął Naruto skupiając się - Ktoś może cię usłyszeć.
Nie słysząc już żadnego głosu, czerwonooki całkowicie skupił się na swoim zadaniu, zamykając oczy. Słysząc stłumiony okrzyk Kiby wiedział, że mu się udało. Powoli otworzył oczy i spojrzał dumny na swoje dzieło.
Inozuka siedział wolny, a resztki łańcucha leżały na podłodze. Prościzna. Wystarczyło ogrzać metal do odpowiedniej temperatury (w tym przypadku do 1535°C, czyli temperatury, przy której topniało żelazo), nie oparzając przy tym chłopaka. No dobra, nie było to strasznie łatwe, ale nie najgorsze, nie z właściwościami jego ognia.
- C-co ty właśnie zrobiłeś? - zapytał zszokowany właściciel psa.
- Zamknij się - warknął, po czym skupił się na kolejnej osobie.
Uwalniał każdego po kolei, a kiedy wszyscy byli już wolni odezwał się:
- Sasuke, pomóż mi wstać.
- Sam nie dasz rady? - powiedział kpiąco Uchiha, jednak wykonał polecenie.
- I co teraz? - zapytał Kiba - Nawet jeżeli nie mamy tych łańcuchów, to nadal zostały kratki, do którtch raczej nikt z nas nie ma klucza.
Naruto spojrzał w stronę, którą wskazał Inuzuka. Rzeczywiście. Były tam grube, ciężkie kraty. Nie powinni wyważać ich w żaden sposób, to mogłoby narobić za dużo hałasu. Więc musiał powtórzyć swoją technikę.
- Sasuke, pomóż mi podejść do krat.
- Niby dlaczego miałbym cię słuchać?
- Ponieważ od tego zależy czy się stąd wydostaniesz.
Kiedy chłopak niechętnie zrobił to, co do niego należało, Naruto złapał rękoma za żelazne kraty i powoli zaczął rozgrzewać temperaturę pod swoimi dłońmi. Metal zaczął się stapiać, ukazując wąskie przejście.
- Dobrze, że nie ma z nami Choujiego - mruknął Kiba, a Naruto zaczął zastanawiać się dlaczego Inuzuka o tym wspomniał.
Każdy po kolei przechodził przez wąską dziurę. Przyjaciel Kuramy miał z tym niemałe problemy, oczywiście, ale ostatecznie wszyscy przedostali się na drugą stronę.
Wchodząc w ciemny, wąski korytarz, rozejrzeli się, jednak ciężko było coś dostrzec w świetle, jakie dawały pochodnie. Naruto wydawało się, że zobaczył jakiś ruch 20 metrów dalej, ale nie mógł tego potwierdzić ani węchem, ani słuchem. Poza tym, czy to nie było trochę dziwne? Nikt nie pilnował ich celi, nikt nie stał na straży, ani nie było nikogo patrolującego korytarzy. Coś ewidentnie było nie tak, tylko co?
Ruszyli do przodu. Kiba z Akamaru i Shino na początku sprawdzali drogę, a w środku Naruto i Sasuke, potem dziewczyny. Zabawne, junchuriki nigdy nie podejrzewał, że może być kiedyś tak niezdolny do walki, że będzie musiał być chroniony przez innych.
Wszystko przez te dzieciaki. Gdyby ich nie było, to nie musiałby się przejmować tym, że w każdej chwili mogą ich zabić. Uciekłby bez problemu, a tak...
Zakładnicy. Zawsze musiał przez nich cierpieć. Trzeba było uważać na nich, jak na dzieci!
Usłyszał szelest. Kazał zatrzymać się reszcie i nasłuchiwał. Bardzo długo nic, a potem...
BUM!!!
Nagle zapanował chaos. Z każdej strony zaczęli pojawiać się walczący ludzie. Naruto nie był w stanie tego ogarnąć. Poczuł tylko jak ktoś odrywa go od Sasuke i zobaczył jak wszyscy znikają mu z oczu.
- Naruto! - zdołał jeszcze usłyszeć głos Uchihy.
Wielki mężczyzna złapał go i popchnął do tyłu, a potem kolejny i kolejny.... Chwila, czy to nie była ta sama osoba?
Miał wrażenie, że wraz z każdym szarpnięciem jego ciała otwiera mu się nowa rana. Nie wiedział, co się z nim działo, zabierany z ręki do ręki, czy może popychany przez tłum... Pierwszy raz w życiu czuł się tak zdezorientowany.
Próbował wykorzystać swoje czułe zmysły, ale panował zbyt wielki chaos, aby mógł się czegoś dowiedzieć.
Nagle poczuł jak coś uderza go w głowę, a potem zapadł w ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top