Rozdział 12 - Droga ku ciemności
Itachi został wysłany na tygodniową misję, mającą na celu wytropić grupę ninja przebywającą od jakiegoś czasu w Kraju Ognia. Lord coraz bardziej się denerwował i skarżył na ataki kilku ninja w czarnych płaszczach z czerwonymi chmurami.
Znaleźli jednego z nich, ale nie docenili jego siły. Stracił już jednego członka drużyny ANBU, gdy zaczęli go ścigać. Był szybki. Prawie tak szybki jak on, a na swoim ochraniaczu na czoło miał przekreślony znak, co oznaczało, że jest byłym ninja Skały. To miało sens, skoro atakował ich stylem ziemi.
Nagle grunt wystrzelił w ich stronę. Itachiemu udało się tego uniknąć, ale Kruk dał się złapać i wielkie ostre skały wielkości drzew go zmiażdżyły. Został tylko on i Żuraw, ale widać było po nim, że jest zdenerwowany. Już miał na niego warknąć, ale skupił się unikając wielkiego shurikena.
Itachi aktywował Sharingana, gdy tylko wróg znalazł się w zasięgu wzroku. Zaczął tworzyć pieczęcie, a on je skopiował. W tym samym czasie obydwoje krzyknęli:
- Uwolnienie Ziemi: Kamienne Filary!
Wielkie kamienne filary wystrzeliły z ziemi wokół nich, niektóre łączyły się próbując zmiażdżyć przeciwnika między sobą. Jego partner zaszedł okrytego płaszczem ninja od tyłu i przeciął go mieczem. Itachi obserwował jak ciało przeciwnika zamienia się w ziemię i doszło do niego, że był to jedynie ziemisty klon. Już miał zamiar ostrzec towarzysza, gdy kamienne ostrze przeszyło jego klatkę piersiową. ANBU spojrzał w dół zdezorientowany, ale gdy broń została z niego wyciągnięta, padł umierając natychmiast.
Itachi spostrzegł, że ninja miał na sobie coś na kształt ziemistej zbroi na nogach i rękach oraz ostrze na ramieniu. Żałował, że nie zobaczył, jak ninja jej używał, chciał dodać to do swojej rosnącej liczby umiejętności. Wyrzucił kunai z przypiętymi stalowymi linkami, by go unieruchomić. Z zadowoleniem zauważył, że większość drutów przytrzymała go.
- Uwolnienie Ognia: Płomienny Pocisk Smoka! - krzyknął, a wielki płonący smok ruszył na ninja. Dzięki tym drutom nie miał szans, by użyć podmiany, były do tego specjalnie przygotowane. Ale minusem tej techniki było to, że na chwilę traci się z oczu przeciwnika. I właśnie w tej chwili ninja przywołał jakimś cudem więcej ziemi i okrył się skorupą.
Itachi zaczął się irytować, ale zachował swoją kamienną, opanowaną twarz. Nauczył się, że w walce oddzielanie się od emocji i logiczne myślenie pomagało, by się całkowicie skupić. Nie myślał o tym ilu ludzi stracił, ani jak silny był przeciwnik. Myślał tylko o wygranej i o tym jak ją osiągnąć. Chciał uderzyć w kopułę taką ilością ognia, by ją przegrzać, ale na szczęście nie spuścił gardy.
Odskoczył, gdy ninja wyskoczył z ziemi. Miał zadraśnięcie na klatce piersiowej, ale nic poważniejszego.
- Muszę przyznać, że jesteś lepszy od innych - wyszczerzył się ubrany na czarno ninja.
Itachi zamiast odpowiedzieć zaczął tworzyć iluzję wokół ninja. Nie był najlepszy, ale znał parę takich, które dadzą mu szansę do ataku. Kiedy przeciwnik zajmował usuwaniem iluzji Itachi skoczył, wyciągając miecz i atakując z góry.
Ale wróg wydostał się akurat z iluzji i odsunął się. Ostrze zacięło o niego, ale nie wystarczająco, by zabić. Mocne uderzenie roztrzaskało maskę Itachiego i rzuciło go na drzewo. Chciał się ruszyć od razu jak mógł, ale kunai uderzył go w ramię. Skrzywił się, ale dalej walczył, bez przerwy. To był trudny przeciwnik.
Itachi zaczął szukać luki, jakiejkolwiek luki. Użył techniki osunięcia gruntu tak, by ziemia pod ninja stała się niestabilna i rzucił parę bomb dymnych i kunai z eksplodującymi notkami. Wróg wyskoczył z dymu dotknięty, ale nadal żywy.
Zaczął rozglądać się za przeciwnikiem i poczuł ruch po swojej lewej stronie. Wyszczerzył się i uniknął miecza, po czym złapał Itachiego za gardło.
- Czas to zakończyć, mały ninja.
Itachi spojrzał na niego pewnym wzrokiem, jakby wiedział coś więcej.
- Tak, zgadzam się.
Nagle poczuł ostry ból, gdy ostrze przebiło jego pierś od tyłu, przechodząc również przez Itachiego, z tą różnicą, że Itachi po sekundzie zamienił się w chmurę dymu, gdy zniknął cienisty klon. Przeciwnik zdołał spojrzeć za siebie na prawdziwego Itachiego.
- Cholera... złapał mnie na mój własny chwyt...
Ninja padł martwy na ziemię, tak jak wcześniej jego partner. Zaraz po tym poczuł czyjąś obecność za sobą, obrócił się, ale został uderzony w brzuch i twarz mocniej, niż kiedykolwiek.
Itachi zakaszlał krwią czując, że gdzieś z tyłu stracił zęba. Metaliczny posmak krwi rozchodził się w ustach. Spojrzał na nowego przybysza. Ten ostatni był trudny, ale ten człowiek... był na zupełnie innym poziomie. Był lepszy od poprzedniego przeciwnika pod każdym względem, w dodatku Itachi był zmęczony, a on przeciwnie. Było w nim coś dziwnego. Oczy mężczyzny wyglądały jak jakiś limit linii krwi, jak jego własny lub Hyuga. Parę okrągłych linii na bladym tle, nigdy nie słyszał o czymś takim.
- A więc ty jesteś wielkim Itachim. Słyszałem o twoich zdolnościach, a to, że pokonałeś jednego z moich ludzi, oznacza, że jesteś naprawdę silny. Ale nie jesteś potężniejszy ode mnie, mimo to, wygląda jakbyś nadal chciał walczyć. Dlaczego walczysz, Itachi?
- Dlaczego nie? - odpowiedział Itachi wstając. - Nazywam się Itachi Uchiha i jestem najsilniejszy w swoim klanie. Nie mam sobie równych i nie przegram z nikim innym - dodał spokojnie, kumulując więcej chakry.
- Najsilniejszy? A więc nie masz nikogo, kto pchnąłby cię dalej. - powiedział mężczyzna. Itachi zatrzymał się na chwilę, gdy usłyszał coś o czym wiedział od kilku lat. - Tak, znam cię bardzo dobrze, a raczej typ ludzi takich jak ty. Starasz się być idealnym ninja, ale po co? Nawet jeżeli zostaniesz najsilniejszym, bez celu nie ma w tym sensu. Ale zainteresowałeś mnie, więc zaproponuję ci coś. Mogę zaoferować ci umiejętności i zdolności, o jakich nikt nie wie, mogę pokazać ci rzeczy, które sprawią, że naprawdę nikt się z tobą nie zrówna. I mogę dać ci cel, wątpię byś to odrzucił. Zapewne chciałbyś kierować klanem, ale czym jest klan... w porównaniu do całego świata?
Itachi zaczął intensywnie się zastanawiać i przygotowywać. Mężczyzna był oczywiście albo szalony, albo miał wielkie ambicje. Nikt nie byłby w stanie pokonać tych wszystkich znanych krajów. To było niemożliwe, potrzeba do tego prawdziwej mocy. Potęgi, której, musiał przyznać, nie miał. Nie znał żadnej mocy tak wielkiej, by pozwalała komuś rządzić nad światem. Ale po raz pierwszy od dłuższego czasu coś w nim zaiskrzyło. Pokazanie światu jaką posiada moc. Prawdziwa potęga pozwalająca mu kształtować wszystko zgodnie z jego wolą. Był zaskoczony, ale częściowo podobał mu się ten pomysł.
- Mogę nawet dać ci coś, byś się nie wahał - obcy powiedział do niego. - Jak wiele wiesz o Mangekyou Sharinganie?
Itachi wytrzeszczył oczy słysząc to. Nikt spoza wioski nie miał prawa o tym wiedzieć, nawet większość mieszkańców lub członków klanu nie znała tej nazwy.
- Skąd... skąd o tym wiesz?
- Wiem wiele rzeczy, Itachi, wiem nawet jak możesz zdobyć Mangekyou Sharingan.
- To niemożliwe! Nikt o tym nie wie, wymazano to z historii, a ci, którzy próbowali zawiedli! Jedynie paru znanych zdobyło tę moc, ale nigdy nie wiadomo było jak do tego doszło - Itachi przypomniał sobie czasy, gdy szukał informacji na temat swojej linii krwi. Było tam parę wspominek o Mangekyou i różnych innych zdolnościach, ale nigdy nie było napisane jak je zdobyć. Tak jakby ta informacja została wymazana długi czas temu z nieznanych powodów.
- Oh, ale ja to wiem, Itachi. Ludzie mają powody, by o tym nie mówić. Aby zdobyć tę umiejętność, musisz coś poświęcić. Ale nie byle co... musisz zabić swojego najlepszego przyjaciela. Gdy zerwiesz tę więź osiągniesz swój pełny potencjał.
Itachi nigdy by nie pomyślał, że by zdobyć ostateczną moc swojego klanu będzie musiał zrobić coś tak... prostego.
Było to tak proste, ale rozumiał dlaczego nikt tego nie próbował, ani o tym nie mówił, a tę moc posiadali tylko nieliczni. Większość zdobyła to pewnie przypadkowo. Dzięki swojemu treningowi i wiedzy, jaką posiadał ten mężczyzna wiedział, że to musi być prawda. Nie wyczuł, że kłamie, więc zapytał go o więcej.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Oferuję ci wybór, Itachi, możesz dołączyć do mnie i mojej grupy. Nie masz po co żyć w swojej wiosce, twoje umiejętności i talenty się tam marnują. Chcę byś był częścią przyszłości. Mam zamiar panować nad światem i wiem jak tego dokonać. Na świecie są ukryte moce, zapieczętowane demony. Chcę zawładnąć ich mocą i użyć jej jako ostatecznej potęgi, której nic nie stanie na drodze. Tak jak mówiłem, zainteresowałeś mnie, więc wróć do domu i wybierz. Jeżeli chcesz tej mocy, zabij swojego przyjaciela. Jeżeli chcesz porzucić swoje tamtejsze życie, jako dowód swojego posłuszeństwa musisz pokazać mi, że nic cię tam nie trzyma. Musisz zniszczyć swoje przeszłe życie jako dowód, że poszukujesz przyszłości - mężczyzna odwrócił się i zaczął iść, ale zatrzymał się. - Zastanów się nad tym Itachi, bo jeżeli się nie zgodzisz, przy naszym następnym spotkaniu zginiesz.
Nagle zniknął, zostawiając Itachiego razem z jego martwymi towarzyszami, by przemyślał swoją przyszłość.
Konoha
Sasuke miał dobry dzień. Prawie się zabił ćwicząc jutsu, które podpatrzył u brata, aż w końcu po paru dniach je opanował. Nawet jego ojciec wydawał się zadowolony, ale coś nadal było nie tak. Z jakiegoś powodu powiedział, by nie podążał ścieżką swojego brata. Nie rozumiał tego. Czy jego brat nie był najsilniejszy w klanie? To nie miało dla niego sensu, ale zauważył, że mimo iż jego ojciec do pewnego stopnia ignorował go przez całe życie, nie był ani trochę bliższy swojemu bratu.
Właściwie zbliżył się bardziej do swojego ojca niż starszego brata, co było dziwne. W rezydencji też zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Zaczęło się parę dni temu, gdy jeden z nich popełnił samobójstwo, o czym nigdy nie słyszano w ich klanie. Z tego co było wiadomo utopił się, zostawiając list pisany własnoręcznie w swoim pokoju. Reakcja jego ojca była inna niż się spodziewał. Zamiast być wściekłym, że jeden z klanu okazał taką słabość, czy chociażby pocieszać rodzinę, co było jego obowiązkiem jako głowy klanu, wydawał się być bardzo zamyślony.
Sasuke nic z tego nie rozumiał, ale był zbyt szczęśliwy, że jego ojciec wreszcie go uznał, by się przejmować. Po raz pierwszy w życiu będzie go trenować osobiście, więc będzie mógł sprawić, że go zaakceptuje.
Po drugiej stronie wioski inny syn trenował pod intensywnym okiem swojego ojca. Naruto wreszcie zaczął trening kontroli chakry, a przynajmniej próbował. Miał na ręce głupiego liścia, który miał się poruszać, ale gdy użył za mało chakry nie robił nic, a gdy za dużo, palił się. Za nim był już cały stos spalonych liści.
Kakashi siedział na tarasie za domem czytając jedną ze swoich zboczonych książek. Mimo że wyglądało jakby czytał, tak naprawdę myślał. Naruto miał tyle problemów z tak prostą rzeczą. Każdy załapałby to dawno temu, a on stracił już jedną czwartą liści i małe drzewko. Zaczął zastanawiać się, czemu to było tak trudne dla jego syna. Jedną z odpowiedzi było to, że Naruto nie miał umiejętności kontrolowania chakry, ale biorąc pod uwagę kim byli jego biologiczni rodzice, to nie miało sensu. Innym powodem mogło być to, że Naruto miał duże zbiory chakry w sobie i było dla niego o wiele trudniejsze, by ją skumulować. W końcu dzieci w jego wieku miały jej o wiele mniej.
A nawet lepiej, część początkujących chuuninów nie miała tyle chakry. Jeszcze innym powodem była chakra lisa. Kakashi nie był pewny jak wpływa ona na system Naruto, ale na pewno nie była normalna, była o wiele potężniejsza. Jeżeli coś z tego wpływało na chłopca, oznaczało to, że będzie musiał naprawdę z nim popracować nad kontrolą.
Westchnął, gdy jego syn spalił kolejnego liścia i zaczął na niego krzyczeć, tracąc cierpliwość. Była jeszcze przed nim długa droga, ale były też plusy. Naruto nigdy się nie poddawał i ciężko pracował, ciężej niż ktokolwiek. Nie zatrzymywał się dopóki czegoś nie osiągnął lub nie padł z wyczerpania. Również fakt o tym , że trenował sam, ćwiczył trochę taijutsu z Gaiem i cokolwiek co go nie zabiło z Anko, sprawiał, że Kakashi dostawał zawrotów głowy na myśl o tym, czym Naruto może zostać gdy dorośnie.
Jego syn miał potencjał, jedyne co zostało to zastanowienie się nad tym czego go nauczyć. Spokojnie mógł mu pomóc z Akademią, ale chciał, by miał wyzwanie. Było tyle technik, których chciał go nauczyć. Jego własna technika chidori, albo technika jego ojca; rasengan. Naruto był jego adoptowanym synem, więc chciał nauczyć go jego własnej techniki, ale był pewien, że Minato chciałby, by jego syn używał rasengana.
Uczył się go kiedyś, ale w prawdziwej walce użył 3 razy. Dla jego organizmu to było za dużo. Za każdym razem jego ręka była wyczerpana, potrzeba było do tego mnóstwo chakry.
Pamiętał, że gdy pierwszy raz udało mu się zrobić idealnego rasengana wylądował w szpitalu przez wyczerpanie chakry. Trzymał to w zanadrzu tylko wtedy, gdy nie było innego wyjścia. Oczywiście, że miał teraz o wiele więcej chakry, prawie najwięcej wśród jouninów, ale nadal nie był blisko ilości jego senseia. Nawet teraz byłby w stanie zrobić go nie zużywając całej chakry, ale byłby po tym bardzo słaby i nie dałby rady zrobić następnego.
Dlatego zostawał przy swojej własnej technice, nie była tak potężna jak rasengan, ale działała dobrze i mógł jej używać parę razy na dzień.
Była tylko jedna osoba, która mogła nauczyć Naruto rasengana, ale nie było go tu od wieków. To wielka szkoda, bo Kakashi miał kilka książek, na których bardzo chciał mieć jego autograf. Kupił jedynie limitowaną edycję pierwszej serii z autografem i mimo że kosztowało go to tyle co miesięczne oszczędności, była tego warta.
Naruto rzucił na ziemię kolejny spalony liść, a Kakashi myślał nad kolejnymi ćwiczeniami, które pomogłyby chłopcu.
Później w nocy, gdy słońce zaszło, Fugaku przechadzał się po rezydencji, próbując rozwikłać dręczącą go zagadkę. Śmierć Shisuiego go dotknęła, szczególnie dlatego, że znał chłopca i wiedział, że na pewno nie był samobójcą. Ale kolejna rzecz również go gnębiła. Shisui składał raporty dotyczące jego syna, Itachiego i tego co robił. Zachowywał się dziwnie od czasu powrotu z misji, którą jako jedyny przeżył.
Przez to, że chłopiec tak nagle umarł zaczął myśleć, że Itachi może mieć z tym coś wspólnego. Naprawdę nie miał pojęcia co dzieje się z jego synem, ale przed śmiercią chłopca Itachi szukał czegoś w rodzinnej bibliotece. Jego najstarszy syn nie był widziany od czasu, gdy znaleziono ciało Shisuiego i musiał zwołać członków rodziny. Jeżeli był w to zamieszany, będzie potrzebował siły, by się z nim rozprawić.
Jego syn był bardzo obiecujący i Fugaku zastanawiał się gdzie popełnił błąd. Mógłby poprowadzić ich klan ku wspaniałości, ale z tego co było widać, stał się tylko ich wielkim wstydem. Za to Sasuke zaskoczył go umiejętnością, jaką opanował. Może nie powinien był zaniedbywać swoje młodszego syna, tylko dlatego, że nie rozwijał się tak szybko jak Itachi, ale zdolności Sasuke były bardzo obiecujące. Miał zamiar pomóc w treningu swojemu młodszemu synowi i przekazać mu klan i może to było dla nich najlepsze.
Nigdy nie był blisko ze swoimi synami, ale Sasuke potrafił zrozumieć. Teraz pozostawała tylko sprawa z Itachim do załatwienia. Szedł przez ciemny dom, gdy nagle poczuł coś dziwnego. Noc była spokojna. Jakby śmierć wisiała w powietrzu. Wolno odwrócił głowę w stronę okna i spojrzał na niebo.
Zauważył, że księżyc ma lekko czerwonawy odcień. Krwawy księżyc. To był zły znak, a jego instynkt oszalał. Zauważył też coś jeszcze. Normalnie po ulicach wałęsały się patrole, ale nie było nikogo. Teraz był już pewien, że coś było nie tak. Zaczął biec przez rezydencję, zastanawiając się, kiedy zrobiło się tak cicho.
Wpadł do pokoju Kai'a Uchihy, który zajmował się strażnikami, ale zatrzymał się od razu. Na środku pokoju leżał Kai, jego żona i dwójka dzieci, wszyscy martwi. Wyglądało jakby matka próbowała zasłonić dzieci własnym ciałem. Nikomu nigdy wcześniej nie udało się zajść tak daleko w głąb domu Uchiha i popełnić takiego morderstwa. Osoba, która mogła to zrobić musiała być bardzo dobrze wytrenowana i znać doskonale rezydencję.
Odpowiedź uderzyła go nagle i pobiegł, by sprawdzić co z resztą jego rodziny. Wszedł do pokoju wspólnego i widok, który go spotkał złamał jego prawie obojętną maskę. Stał tam Itachi w swoim stroju ANBU i zakrwawioną kataną, a na podłodze leżała jego żona. Jego serce skamieniało widząc jej nieruchome ciało. Jako głowa klanu musiał zawsze całkowicie się kontrolować i nie dopuszczać do siebie emocji, ale ten widok go złamał.
Nie mówił tego za dużo, ani za często, ale kochał swoją żonę, a widok jej martwej z rąk ich własnego syna złamał mu serce. Postąpił parę kroków patrząc na jej bladą twarz, po czym przeniósł wzrok na syna, ale był zaskoczony widząc jego oczy. Sharingan był inny. Zajęło mu chwilę myślenie, ale to mogła być tylko jedna rzecz.
Jego syn znalazł sposób by aktywować ostatni poziom Sharingana, coś co potrafiła zrobić tylko garstka ludzi, czego nie dokonano od kilku pokoleń. Ale nie obchodziło go to. Stał wpatrując się w swojego syna kamienną twarzą.
- Dlaczego?
- Coś nie tak, ojcze? - Itachi zapytał tym samym tonem.
Nie powiedział nic patrząc wrogo na młodego mężczyznę.
- Mogłeś zostać głową klanu, może nawet pewnego dnia Hokage. Dlaczego chcesz to porzucić i odwrócić się od swojego klanu i rodziny?
Itachi patrzył na niego przez chwilę.
- Dlaczego miałbym zadowalać się tą wioską, kiedy na zewnątrz czeka cały świat do zawładnięcia. Ta wioska jedynie mnie spowalnia. Znalazłem inną ścieżkę do znalezienia siły. Myślałem, że już jestem silny, ale są inni, potężniejsi ode mnie. Nigdy nie zdobędę więcej, z tym co mam. Teraz ta wioska nic dla mnie nie znaczy, muszę ruszyć na przód, a żeby to zrobić... muszę zniszczyć wszystkie więzi, które trzymają mnie tutaj.
Zacisnął pięści słysząc słowa syna. Spojrzał na niego i aktywował swojego Sharingana.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gdzie indziej w rezydencji Sasuke biegł. Nie mógł znaleźć nikogo i wiedział, że coś jest nie tak. Biegł przez korytarze szukając matki i ojca, zastanawiając się dlaczego rezydencja była tak opustoszała. Skierował się do pokoju wspólnego, którego często jego rodzina używała i otworzył drzwi akurat widząc, jak jego ojciec zostaje nadziany na katanę. Zastygnł w bezruchu patrząc, jak Fukagu umiera przed nim. Po tym zauważył swoją matkę na podłodze i twarz zabójcy, gdy ciało ojca upadło na podłogę i zatrzęsło to jego światem.
- B-Bracie? Postawił krok w przód na trzęsących się nogach patrząc na ich martwe ciała i czując łzy w oczach. Spojrzał na swojego starszego brata. - Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego?!
Itachi podszedł do swojego młodszego brata, bez żadnych emocji na twarzy, jakby zastanawiał się nad czymś.
- Ponieważ byli słabi i na to zasługiwali.
Sasuke próbował go uderzyć, ale Itachi łatwo zatrzymał jego pięść.
- Ty też jesteś słaby, Sasuke,. Pozwól, że pokażę ci moją nową moc... Tsukuyomi! W tym krótkim momencie Sasuke przeżył trzy dni piekła oglądając, jak jego rodzina umiera, w kółko i w kółko. Kiedy to się skończyło spojrzał na swojego starszego brata.
- Nie jesteś warty, bym cię zabił. Jeżeli chcesz zabić mnie musisz nienawidzić mnie całym sobą. By być silnym musisz żyć nienawiścią, Sasuke.
Po tym zdaniu Sasuke stracił przytomność przez psychiczny stres jakiego doznał. Itachi patrzył jak upada i stwierdził, że te słowa są wystarczające, by zwrócić jego brata na właściwą drogę. Chciał dać mu pełną motywację, by stał się tak silny, jak on jest teraz. Pewnego dnia zobaczy, czy jego młodszy brat da radę z nim walczyć i dowie się, która droga ninja jest najlepsza. Ale teraz musiał już iść i wykończyć wszystkich tych, którzy przetrwali, zanim ktoś zauważy ich śmierć.
Gdy nastał świt Itachi był już daleko poza wioską, która niegdyś była jego domem. Opuścił ją i ani razu się nie odwrócił. Podjął decyzję, był pewien, że właściwą. Posiadał legendarną moc swojego klanu, która dawała mu niesamowite zdolności, a teraz był na drodze by zdobyć więcej. Wrócił tam, gdzie pokonał dziwnego ninja czekając na drugiego.
Nie musiał czekać długo.
- A więc zdecydowałeś się do nas dołączyć. Muszę przyznać, że zamordowanie swojego klanu było bardzo imponujące.
- Byli słabi i próbowaliby mnie odnaleźć, co tylko by wszystko utrudniło. Poza tym, dzięki temu nikt więcej nie spróbuje zdobyć mocy, którą posiadam ja - nie wspomniał o tym, że zostawił swojego brata przy życiu, nie z powodu uczuć, a po prostu uważał Sasuke jako jedynego, który być warty by dalej żyć nienawiścią. Zobaczy, czy będzie w stanie sprawić, że jego brat będzie tak samo silny jak on i przekonać się, która droga ninja jest skuteczniejsza.
Odcinanie się od emocji czy ich używanie.
- A więc będziesz potrzebował tego, Itachi - postać rzuciła mu płaszcz, który od razu założył, a po chwili zauważył, że mężczyzna wyciąga w jego stronę otwartą rękę, na której leżał pierścień - Należał do tego, którego pokonałeś, więc zajmujesz jego miejsce.
- Nadal nie powiedziałeś mi za dużo o tej swojej grupie - powiedział Itachi, zakładając pierścień.
- Nazywa się Akatsuki, a ja jestem Pain- powiedział mężczyzna prowadząc go ku przyszłości.
************************************
Sorki, że "Itachi" tak często się powtarza, a tak po za tym to mam nadzieję, że się podoba chociaż w skali 2/10. :')
PS. Przepraszam za opóźniony rozdział...
Znowu...
Już za tydzień pierwszy dzień Naruto w akademii!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top