VII

Po tym całym "przedstawieniu" w końcu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Czułem się nieco... dziwnie. Nie rozumiałem czemu Uchiha i Haruno zaczęli się tak zachowywać. Tak jakby... Coś ich odmieniło. Są mili, przyjaźnie nastawieni. Dziwne to. Ja jestem dziwny. Dlaczego w ogóle się do nich zbliżyłem? Kiedy zostanę ANBU będę musiał ich skreślić. Nie mogę się do nich bardziej zbliżać. Jednak w środku nie chciałbym ich stracić.

Właśnie płynęliśmy w stronę Kraju Fal. Pan Tazuna powiedział, że w ten sposób będzie bezpieczniej.

Po około dwugodzinnej podróży łodzią cała grupa znalazła się w końcu na terenie Kraju Fal. Uśmiechnąłem się na widok suchego lądu i możliwości normalnej rozmowy. Wioślarz co chwile karcił Kakashi'ego za zbyt głośne gadulstwo. Przecież z doświadczenia powinien wiedzieć, że nie powinien tak się zachowywać. Może było to spowodowane emocjami? Nadal był zły, ale kiedy patrzył na nas. Było w jego oczach coś czego nie da się opisać. Tak jakby pokładał w nas jakąś bliżej nieokreśloną nadzieję. Idąc przez las, każdy szelest i każdy cień stawał się wrogiem.

Za którymś razem w końcu nie wytrzymałem i gdy tyko usłyszałem dźwięk łamanej gałęzi, chwyciłem za kunai i rzuciłem go nagle w stronę krzaków.

-Ty kretynie, co ty wyprawiasz?!-wrzasnął Tazuna.-chcesz nas wydać?!

Byłem jednak był zbyt zajęty namierzaniem swojego celu, żeby zwracać na nich uwagę.

-Coś tam jest...-powiedziałem podchodząc stronę krzaków, w które rzuciłem przed chwilą nożem.- Pokaż się! Mamy przewagę! Nic nas... Króliczek?

Zamarłem w bezruchu, spoglądając na skulone z przerażenia zwierzątko, które patrzyło teraz na mnie szklistym wzrokiem. Nie lubię krzywdzić zwierząt.

-Naprawdę? A już miałem cię za...-Sasuke nie zdążył dokończyć, gdyż mu przerwałem.

-Wszyscy na ziemię!!-jak kazałem tak zrobili. Mało brakowało, a każdy z nas głowy by potracił.

Nad nami śmigło ostrze ogromnego miecza, który wbił się w pobliskie drzewo. W przeciągu kilku sekund na broni stanął mężczyzna ze szczelnie zabandażowaną twarzą. Jedyną częścią która pozostawała odkryta były jego oczy.

Ten jeden element wystarczył, żeby dreszcz przeszedł po plecach wszystkich. Oczy przepełnione żądzą krwi i chłodem. Znałem te oczy. Nie dało się ich zapomnieć. Tego bólu. Moja twarz wyrażała strach, zaskoczenie. Ból strasznymi miesiącami i wspomnieniami. Patrzyłem na niego pustką w oczach, co nie umknęło uwadze drużyny. Powoli wstałem, reszta za mną.

-Naruto... co ci jest?-spytała Sakura patrząc na nie z troską.-Kim on jest?

-Zabuza.-syknąłem. Dało się wyczuć jad w tym jednym słowie.-Jest spostrzegawczy: potrafi przeanalizować techniki wroga nawet jeśli zobaczy je raz. Staje się jednak wtedy zbyt pewny siebie, gdy uważa, że technika jest bezużyteczna. Zabuza jest błędnym wojownikiem, preferował ataki bezpośrednie, nie ucieka się do oszustw, używa raczej Taijutsu i Kenjutsu. Ale jest również bardzo lojalny. Zrobi wszystko dla tego, dla kogo pracuje.

Spojrzeli na mnie z małym niezrozumieniem. W końcu nie wiedzą do czego jest zdolny. Ja się przekonałem.

-Oo... Kogo me oczy widzą. Toż to Naruto. Cóż za miła niespodzianka. Jak tam życie? Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, tego co się stało.-powiedział z rozbawieniem. Mimowolnie złapałem się za lewe ramię.

-Nie. Ależ skąd. Wystarczy, że teraz ja ci zrobię parę ładnych wzorków, co ty na to?-powiedziałem chłodno. 

-Naruto... to wy się znacie?- zdziwiła się Sakura

-Ten człowiek figuruje w księdze Bingo.

-Naruto!- uciął stanowczo Kakashi.- Ten człowiek to zupełnie inna liga od poprzednich ninja. Trzymaj się z daleka. To samo tyczy się was, Sakura, Sasuke. Utwórzcie formację obronną i otoczcie Tazunę.

Sakura przełknęła głośno ślinę, po czym wykonała polecenie jounina. Już po chwili stała po środku Sasuke i mnie, otaczając budowniczego.

-Jeśli to on jest przeciwnikiem... to będę musiał użyć tego.- mruknął do siebie Kakashi i chwycił za Hatai-ate na swoim oku. Przesunął ją zręcznie tak aby zasłaniała całe jego czoło i odkryła lewe oko.

-Hatake Kakashi, wojownik sharingan'a...- mruknął Zabuza jakby drwił.

-Sharingan?-spojrzał na kaszalota z wyraźnym zdumieniem Sasuke.

-No brawo. Gdzieś ty się wychowywał?! Przecież Kakashi-sensei jest znany w całym kraju.-zapytałem z uniesioną brwią.

-Kopiujący ninja, Hatake Kakashi. Wygląda na to, że najpierw będę musiał zabić ciebie.– wymamrotał Zabuza, wykonując przy tym serię pieczęci.

Gdy tylko ukończył ruchy dłoni cała przestrzeń w zasięgu wzroku została przysłoniona gęstą mgłą. Nie minęły sekundy, a nikt nie był w stanie zobaczyć coś dalej, niż sięgała ta mgła.

Mój oddech stał się płytki. Dudnienie w klatce piersiowej znowu zaczęło powodować dyskomfort. Prawie jak wtedy. Dziewczyna obok mrugała szybko, chcąc przyzwyczaić się do mgły i poprawić swoją widoczność. Wydawało się jednak, że mgławica wciąż gęstnieje. I tak było.

-Osiem punktów.- dobiegł do nas głos Zabuzy, lecz nikt nie był w stanie go namierzyć. Myślałem, że to niemożliwe, ale mógłbym przysiąc, że głos dochodził z wewnątrz mojej głowy. Chwila.

~Kurama!! Kurama!! Niech to szlak...

Już od jakiegoś czasu wydawało mi się, że jest zbyt cicho. Na łodzi jakoś dziwnie mi się w głowie kręciło i za często drętwiała mi noga. ale Myślałem, że mam po prostu chorobę morską. Spojrzałem na łydkę, gdzie poczułem nagłe pieczenie. Była tam rana. Jak mogłem nie zauważyć?! Zagryzłem boleśnie wargę, powstrzymując się tym samym od wydawania jakiegokolwiek dźwięku. Teraz to świat wirował, kręcił, skakał i co tam jeszcze. Próbowałem utrzymywać równowagę, ale marnie mi to szło. W ten sposób zwróciłem na siebie tylko uwagę trojga ludzi. Wtem, znów usłyszałem głos. 

- Osiem... Wątroba, płuca, kręgosłup, aorta, tętnica, mózg, nerki, serce. Powiedzcie... Gdzie mam zadać zabójczy cios?

Po chwili mgła wokół nas zaczęła się przejaśniać i już byliśmy w stanie zobaczyć to co chcieliśmy. Tuż przed nami pojawiły się wreszcie sylwetki Zabuzy i Jounina, który stał właśnie z rękoma złożonymi w pieczęć.

-Nie martwcie się.- doszedł do drużyny jego głos.- Obronię was nawet, jeśli będzie mnie to kosztować życie. Nie pozwolę zginąć nikomu z mojej drużyny.

Wpatrywaliśmy się w Sensei'a z niezwykłym skupieniem. Miałem nadzieję, że wygra, jednak ta nadzieja wygasła wraz ze złapaniem Kakashi'ego w wodną klatkę. Zaraz po tym Zabuza stworzył wodnego klona i posłał go do nas. Potrząsnąłem głową, by widzieć jednego klona, a nie 4... Coraz bardziej kręciło mi się w głowie, ale w końcu jakoś się otrząsnąłem. Nim zdałem sobie sprawę co się dzieje, wylądowałem 20 metrów dalej, z bólem brzucha i krwią wypływającą z ust. Powoli wstałem lecz nie zdążyłem zareagować i nadciągnął kolejny cios. Tym razem silniejszy, dokładniejszy. Lecz nie poleciałem w tył. Zabuza złapał mnie za szyję i podniósł. Złapałem jego rękę, próbując złapać choć ciut powietrza... Przed oczami tańczyly mi mroczki, a dźwięk stawał się jakby coraz bardziej oddalony.

-Wasza trójka... Nie zasługuje na miano ninja.- przemówił wodny klon Zabuzy, rzucając mną w stronę drużyny.

Czekałem, aż uderzę o twarde podłoże, ale nic takiego nie nastąpiło. Poczułem zaś oplatające mnie dwie pary rąk.

-Naruto.. Naruto!-słyszałem głos Sakury. Czemu mam takiego pecha, że to ja muszę tracić przytomność?!

-Ej... Ej młotku! Słyszysz mnie?!-teraz Sasuke.

-Nie... nie słyszę. Już miałem nadzieję, że się dogadaliśmy, a ty mnie od młotków.-zaśmiałem się słabo i powoli wstałem. Oczywiście za pomocą Sasuke i Sakury.-Damy radę. Musimy współpracować.

-Okej. To zaczynamy.-uśmiechnął się groźnie kompan.

Otrząsnąłem się i mimo bólu przygotowałem się. Bez żadnych zbędnych słów przystąpiliśmy do ataku. Nie rozumiałem jakim cudem Sasuke zdawał się przewidywać każdy mój następny ruch i się do niego dostosowywać. Nie rozumiałem jak to możliwe, że współgraliśmy ze sobą, jakbyśmy robili to od lat. Wiedziałem tylko, że pracowaliśmy razem niczym dobrze naoliwiona maszyna. Nie potrzebowaliśmy słów, aby się porozumieć. Jedno dokonywało decyzji, a drugie wiedziało o niej w przeciągu sekund, zwyczajnie dzięki zwykłemu spojrzeniu. Mimo ciągłego bólu poruszałem się niczym w transie. Ognisty atak Sasuke, atak moich klonów, podanie chłopakowi noży i użycie jutsu przemiany. Jakikolwiek strach jaki czułem na początku został zastąpiony adrenaliną i ekscytacją. Ale czy na jednym, zwykłym klonie można się zemścić, za wiele dni, miesięcy bólu? Tortur? 

Gdy dzięki Sasuke znalazłem się wreszcie za wodnym więzieniem, w którym przetrzymywany był Kakashi, rozproszyłem technikę przemiany i rzuciłem w ich stronę kunai’em.

Ostatnie co widziałem, nim uderzyłem w taflę wody to Kakashi-sensei wydostający się z uwięzi.

Później... chyba tonąłem. Nie miałem już siły. Jakby wraz z uwolnieniem nauczyciela, całą siła zeszła że mnie. Płuca paliły mnie niemiłosiernie. Czułem te uczucie. Chciałem się zemścić, jednak nie dałem rady. Muszę się stać silniejszy. Może i umiem jakieś tam techniki. Ale nie umiałem ich wykorzystać w prawdziwej walce. Ten trening jest mi potrzebny, bardziej niż kiedykolwiek!

Poczułem jak ktoś mnie wyciąga z wody. Znowu ktoś mnie ratuje. Ja to mam szczęście. Czemu cały czas ktoś musi mnie ratować?! Naprawdę... jestem słaby.

Gdy Kakashi-sensei wyciągnął mnie na brzeg zacząłem kaszleć i głęboko oddychać. W tle zauważyłem leżącego we krwii Zambuze. Wstałem powoli i poczułem... Wstyd? Irytację? Nie wiem. 

-Naruto!!-podbiegła do mnie Sakura, przytulając.-nic ci nie je...-niedokończyła, tylko przyłożyła mi rękę do czoła.-Naruto! Masz wysoką gorączkę!! 

-Nic mi nie jest...-uśmiechnąłem się słabo.-Muszę tylko...

Czułem się jakbym znów stracił wszystkie siły. Ledwo zrobiłem krok, a już leciałem na twarz. Złapał mnie Sasuke i oparł o siebie. Wszystko jakby wyparowało. Przypomniały mi się słowa Kuramy. Mogłem bardziej uważać. Ostrzegał, że może się to źle skończyć jednak, mówił też by mu zaufać.

Nie miałem już siły. Wszyscy do mnie podbiegli, Kakashi przyłożył mi rękę do czoła, a jego oko się rozszerzyło. Powoli wskazałem na moją lewą nogę. Tylko on to zauważył. Podwinął nogawkę, na której zauważył krew. Była tam nieduża rana. Ledwo draśnięcie, ale całe spuchnięte i rozpalone.

-Naruto... posłuchaj. Opatrzymy cię w domu pana Tazuny. Już z nim rozmawialiśmy. Ale nie waż się zamykać oczu.-mimo, że nie chciałem, oczy stały się takie ciężkie, że nie mogłem już się powstrzymywać. Powoli zamykałem oczy. 

Potem słyszałem jakieś głosy, ale nic więcej. pamiętam jeszcze chłód. Ten nieprzyjemny chłód. Kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem to. Łańcuchy... Czy to wszystko to był sen?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top