IX
-Kurama!-krzyknąłem. Jak mogłem o nim zapomnieć?!
-Kim jest Kurama?-odezwała się cerwonowłosa.
-To... eee... mój przyjaciel. On jest... Muszę z nim porozmawiać.-nie wiedziałem co powiedzieć. Prawdę czy może na razie jej nic nie mówić.
-Ale nikogo innego Pan nie przyniósł. Byłeś tylko ty.-ciągnęła dalej.
-Bo on... Eh. ON jest jakby we mnie.-patrzyła na mnie pytającym wzrokiem. Nie wiedziałem wogóle jak ułożyć zdanie. Bez Kuramy czuję się... pusto.-Opowiem ci pewną historię.. Dawno temu, dokładniej 13 lat temu Konoha-gakure zaatakował Kyuubi. Lisi demon.-dodałem jak zauważyłem, że nie rozumie.-Jedyną metodą by pokonać Bijuu było zapieczętowanie go. Przywódca wioski, Yondaime Hokage, Minato Nimakaze zapieczętował go w niemowlaku po czym zginął w jego obronie. Od tamtej chwili dziecko miało w sobie demona. Przez to był pośmiewiskiem wioski. Nienawidzili go. Nie miał łatwego życia. Jako 4 latek był dojrzalszy, niż nie jeden dorosły. Znęcali się nad nim psychicznie i fizycznie. Gdy dziecko w wieku 5 lat chciało się zabić odciągnął go od tego właśnie ten demon, który tamtego, pamiętnego dnia był kontrolowany. Zaprzyjaźnili się. Kyuubi uczył go różnych technik i pewnego dnia zapytał czy otworzyłby tą pieczęć.-zaśmiałem się cicho gdy zobaczyłem pełną ekscytacji twarz dziewczyny.-zrobił to, jednak nie całkowicie. Zdołał tylko trochę odchylić wrota klatki, w której był trzymany Bijuu, dzięki czemu połączyły się ich energie. Demon w każdej chwili mógł przejąć kontrolę nad dzieckiem. Ale tego nie zrobił. Zamiast tego opiekował się nim. Po złożeniu odpowiednich pieczęci mógł go uwolnić, ale nie całkowicie. Był on wtedy wielkości kota.-uśmiechnąłem się.-Mając osiem lat, chłopiec trafił w nieciekawe miejsce. Pewien mężczyzna naruszył klatkę bestii. Gdy się uwolnili, postanowili, że wraz z demonem postanowili uwolnić resztę Bijuu.
-Resztę?
-Tak... na świecie istnieje dziewięć demonów. I każdy ma określoną liczbę ogonów, które pokazują kto z nich jest starszy i ich moc.
Ichibi Shukaku.
Nibi Matatabi.
Sanbi Isobu.
Yonbi Son Gokuu.
Gobi Koukou.
Rokubi Saiken.
Nanabi Choumei.
Hachibi Gyuuki.
Oraz Kyuubi...
-Kurama.-powiedziała i spojrzała na mnie.-To... ty jesteś tym dzieckiem. Dzieckiem, w którym siedzi demon.-mówiła coraz ciszej, jakby się bała, że zaraz się na nią rzucę.
-Nie musisz się mnie bać... Kurama nikogo nie skrzywdzi, chyba że ktoś będzie mi zagrażał. A teraz muszę jakoś się z nim połączyć. Gdy nie odpowiadał wchodziłem do umysłu i okazywało się, że śpi, ale teraz jest zdecydowanie za cicho.
-Z...za cicho?-wydawało się jakby była coraz bardziej przestraszona. Niby jej powiedziałem, że nic nie zrobię, a jednak.
-Nom... ten rudy wiewiór tak głośno chrapie, że nie da się go nie słyszeć.-mówiłem coraz głośniej z nadzieją pojawienia się Lisa.-eh... to nie działa.
-N...nie działa? A...ale... c...co... t...ty... JESTEŚ NIESAMOWITY!! -rzuciła mi się na szyję przez co oboje wylądowaliśmy na podłodze. Tak trochę niezręcznie się zrobiło.-G..Gomenasai...-powiedziała cicho i cała czerwona zeszła ze mnie.-to znaczy, żeby go "odnaleźć" musisz wejść do umysłu, tak?
-Yup.-przytaknąłem.
-Ale mam pytanie.-kiwnąłem głową na znak by mówiła dalej, gdy się zacięła.-Jak to zrobisz?
-A... więc o to chodzi. Po prostu medytuję. Chcesz ze mną?
-Ja... nie dziękuję. Muszę już iść bo Pan się zezłości.-udała się w stronę drzwi.-jeszcze raz dziękuję za pomoc Naruto.
I wyszła. Zostałem znowu sam. A tamten facet... jak mu było. No... ten... Fenual? Fermual... Fer... Fer... A tak... Ferdek... no. Ferdek. No. No to miałem się z nim spotkać, ale chyba sobie odpuszczę. Byle facet nie będzie mi rozkazywał. Ułożyłem się wygodniej do medytacji i zamknąłem oczy. Błądziłem po moim umyśle, jednak nigdzie nie mogłem znaleźć klatki z lisem. Dopiero w najdalszej części "korytarza" znalazłem małe czerwone drzwi z wzorem złotego lisa na środku. Wszedłem do pomieszczenia i znalazłem się w "kanałach" po kostki wypełnione wodą. Drzwi za mną się zamknęły i zniknęły. Była tylko inna część tych kanałów. Błądziłem i błądziłem, aż w końcu znalazłem. Wielkie stalowe kraty. Nie wiem czemu obwiązane grubymi łańcuchami.
-Kurama?-powiedziałem na tyle głośno, że echo odbijało się od wilgotnych ścian.
Ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Martwiłem się coraz bardziej. Wszedłem, więc do środka pomieszczenia. Szedłem w głąb, aż nie pojawiły się świecące, krwistoczerwone tęczówki na horyzoncie. Podszedłem... Nie. Podbiegłem bliżej, ale to nie był Kurama. W tej klatce był jakiś mężczyzna.. miał czarne długie włosy, ostre rysy twarzy i czarny ubiór. Patrzył się na mnie jakby wyczytując z moich oczu, każdą emocje. Każdy mój następny krok. Wszystko...
-Nie nadajesz się.-usłyszałem zniekształcony głos. Bardzo zniekszałcony. Jakby przemawiała przez niego jakaś siła wyższa.-Nie masz prawa... Musisz... ZGINĄĆ!
To się stało w ułamku sekundy. W tym ułamku zdałem sobie sprawę jak słaby jestem. To nie jest ważne, że już jako dzieciak zostałem ninja w innych wioskach. To pokazuje talent, a nie umiejętności.
Nie czułem nic. Moje ciało ogarniała bezwładność. A on stoi parę centymetrów ode mnie, szepcząc mi do ucha moje grzechy i wciskając broń głębiej w klatkę piersiową. Poczułem spokój. Nie odczuwałem jakiegoś niepokoju, chodź umierałem. Ciepła ciecz spływała mi po klatce na bok i po nim, aż rozlała się po całym udzie. Skapywała spokojnie na ziemię. Ostatni raz uśmiechnąłem się. Chciało mi się śmiać z tego, że się urodziłem. Z tego, że żyłem. Z tego, jak słaby jestem. Z tego... z tego co on mi powiedział. To naprawdę śmieszne. Jaki żałosny jestem. Ale jak ktoś mi powiedział. Skoro się taki urodziłeś. To weź to zaakceptuj i zrób z tego najsilniejszą broń. Ale co zrobić jeśli ta cecha to słabość? Żałość? Chęć popełnienia morderstwa?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top