[07] Itachi & Sasuke - Czerwone chmury
Markotna noc przykryła pola ciemnym całunem. Gęsta cisza wylewała się z uśpionego lasu. Mleczna mgła unosiła się trzy stopy nad zmarzniętą ziemią. Hukanie sowy rozeszło się wśród drzew. Trzepot jej skrzydeł poruszył uśpionymi liśćmi.
Itachi Uchiha wpatrywał się w zasnute mgłą niebo, siedząc na skraju lasu i łąki. Czekał już nieprzyzwoicie długo na spotkanie ze swoją przyszłością. Niemal nieruchomy, prawie niewidoczny; wokół siebie słyszał tylko brzmienie stali przebijającej ludzkie ciało. Dźwięk krwi spadającej, kropla po kropli, na pachnące płynem do czyszczenia tatami. Barwy przeszłości.
Itachi Uchiha dwie noce temu stał się najbrutalniejszym przestępcą Kraju Ognia. Mordercą rodziny. Zabójcą klanu. Obrońcą ukochanej wioski.
Od tamtej nocy każdy jego oddech zamieniał ideały w puste słowa. Wypowiedziane przysięgi blakły w dźwiękach ciszy. Bezsenne noce podważały wybory. Zwątpienie zajęło miejsce pewności.
Nie było na świecie słów, które ukoić mogły jego ból. Nie było na świcie magii, która mogła cofnąć czas, wymazać decyzje. Ojciec powiedział mu kiedyś, że wnętrze człowieka odzwierciedlają wybory, jakich dokonuje. Kim więc był on, Itachi Uchiha, gdy podniósł katanę i w imię obowiązku oraz bezpieczeństwa wioski wymordował klan, który dał mu życie? Kim będzie każdej kolejnej nocy? Duchem klanu brodzącym w ciemności. Cieniem czekającym na odkupienie.
Usłyszał kroki, miękko stawiane na zziębniętej ziemi. Z mgły wyłoniła się wysoka sylwetka osłonięta długim płaszczem. Wiedział, że czarny materiał zdobią czerwone chmury, choć nie mógł ich dostrzec w nocnej ciemności.
Akatsuki. Jego kolejny słuszny wybór.
Brzask przebił się przez antracytowe niebo.
Sasuke Uchiha obudził się o brzasku otoczony szpitalnym szumem. Zziębnięty i spocony, wymęczony dręczącymi go koszmarami. Długo leżał w bezruchu, wpatrując się w biały sufit, a jego serce konało z rozpaczy. Rozrywane nienawiścią, przygniecione bezdennym smutkiem. Nie było na świecie słów, które ukoić mogły jego ból. Chłopak usiadł, ignorując ból pulsujący w potylicy. Patrzył na swoje dłonie, ale widział tylko ręce Itachiego umazane krwią członków klanu Uchiha. Widział martwe ciała rodziców, słyszał swój szloch, czuł zapach drzewa sandałowego zmieszany z wonią krwi.
Gdy uniósł wzrok znad dłoni i wydawało mu się, że znów spoglądał w ciemne oczy brata — jakby patrzył przez mgłę minionych dni. Puste spojrzenie pozbawione uczuć. Ograbione z człowieczeństwa, z sensu istnienia. Twarz zastygła w kamiennym wyrazie, wyprana z emocji. Wystudiowana mimika bezdusznego mordercy.
Łzy kapały na pościel, zostawiając na białej bawełnie mokre plamy. Świadectwo rozpaczy. Sasuke zamknął oczy, zaciskając mocno powieki. Z wielkim wysiłkiem powstrzymał kolejną falę płaczu, a gdy ponownie spojrzał na dłonie, wiedział, że żyje tylko dla zemsty.
Itachi nie zabił go tamtej nocy, ale życie młodego Sasuke skończyło się wraz z nadejściem świtu. Nie był już chłopcem marzącym o chwale i byciu szanowanym ninja. Stał się mścicielem. Po kres swoich dni pełzającym w żalu. Duchem klanu żywiącym się nienawiścią.
Bracia Uchiha jak nikt inny rozumieli, że udręczone stworzenia nigdy nie odnajdują spokoju. Zawsze samotne, złamane i cierpiące.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top