Rozdział VI
Mijały dni, a nawet tygodnie, a ja używałam Miraculum coraz częściej.
Tej nocy, męczył mnie nieustannie okropny kaszel i nie mogłam zasnąć, a wzrok co chwilę mi się rozmazywał.
Moje płuca przeszywał niewyobrażalny ból, wręcz nie do zniesienia.. Zwijałam się i wierciłam. Czułam jak bym paliła się od środka.
- Ooh.. pani Nathalie? Wszystko dobrze..? - zapytało nagle Kwamii widząc moje cierpienie.
- Nie wiem... Okropnie się czuję.. powinno zaraz przejść, chyba.... - mówiąc to złapałam się ręką za klatkę piersiową, a z mojego policzka poleciała łza.
- Jaki jest tego powód...? - ledwo wypowiedziałam.
- Przykro mi, ale nie wiem.. chyba musisz zawołać Gabriela, bo wyglądasz naprawdę słabo..
- Nie..! Dam sobie radę..
Takie sytuacje zdarzały się teraz o wiele częściej, lecz ja nic nigdy, nikomu nie mówiła. Chyba że źle czułam się przy jakiejś osobie i ta osoba sama to zauważyła.
W tym momencie siedziałam wraz z Władcą Ciem na jakimś dachu, był oddalony od centrum a, szansę że ktoś nas tu znajdzie były minimalne.
Nagle poczułam to okropne uczucie, a widok lekko mi się rozmazał.
- Mayuro.. co się dzieje..? - zapytał opiekuńczo i od razu uklęknął przede mną.
- Nic... Zaraz przejdzie, jak zawsze... Mam taką nadzieję. - powiedziałam z błagalnym wzrokiem.
- A co jeśli to przez używanie Miraculum..? Co jeśli to przeze mnie..? Nie wybaczę sobie tego..
– Spokojnie, to na pewno nie twoja wina.. zaraz będzie dobrze - pocieszyłam go.
- Jak się czujesz..? Oddychaj, wdech.. i wydech.. - posłusznie wykonywałam polecenia i o dziwo nawet troszeczkę to pomogło.
- Mówiąc że zaraz ci przejdzie, jak zawsze.. chcesz mi powiedzieć, że to zdarza się częściej..? - zapytał z troską i powagą w głosie, a z jego oczu odczytywałam strach.
- Tak.. ale, zwykle zaraz przechodzi.. - poczułam jak jego ramiona oplatają mnie.
- Nie pozwolę by coś ci się stało.. w razie czego wiedz że zawsze ci pomogę i nigdy nie zostawię.
– Dziękuję, Kocham cię..
- Ja ciebie bardziej - droczył się słodko.
- Nie możliwe.
– Możliwe, możliwe
Po dziesięciu minutach stwierdziłam że muszę już wracać do rezydencji.
- Na mnie już czas - cmoknęłam go w policzek i rozeszliśmy się.
- Chowaj pióra.. - powiedziałam będąc już w swoim pokoju.
- Duusu, co jeśli faktycznie to przez to Miraculum..?
Duusu posmutniała.
- Nie wiem.. ja nie chcę się z tobą rozstawać.. - powiedziało piskliwym głosem, bliskie płaczu, kwamii.
- Nie rozztaniesz, spokojnie.. - lekko się do niej uśmiechnęłam i wyciągnęłam z komody wcześniej kupione ciasteczka.
Dałam jej jedno, a ona od razu zabrała się za jedzenie.
- Dziękuję!
– Nie ma problemu, smacznego.
Chwilę potem poszłam do kuchni by zrobić sobie kawy.
- Szefie, chce pan może kawy? - zapytałam akurat szkicującego coś na pulpicie, Gabriela.
- Z chęcią i jak już mówiłem, Gabrielu. - poprawił mnie.
- Ahh tak, zapomniałam.
Zrobiłam kawę i mu ją przyniosłam.
- Dziękuję, Nathalie. - powiedział i zaraz po tym słyszałam jak sączy napój.
Ja też zaczęłam pić swój i udałam się do pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top