Ślub Nallany i Piotra

Tego dnia Grace wstała wcześnie rano i odrazu wyskoczyła z łóżka. Ubrała zwykłą kremową sukienkę i czym prędzej wyszła z komnaty wiążąc włosy. Skierowała się do sali tronowej. Na tę okazję została udekorowane w kolorach białych złotych czerwonych i granatowych. Z sufitu do ścian przypięte były szarfy w białym kolorze. Jak zawsze do tronów prowadził czerwony dywan. W niektórych miejscach stały stoły z jedzeniem udekorowane czerwono-granatowymi bukietami. Grace przeszła salę wzdłuż i wszesz i zadowolona w jej wyglądu wyszła z pomieszczenia. Skierowała się do jadalni. Stoły wyglądały idealnie. Białe obrusy, porcelanowa zastawa miała złote zdobienia, dekoracje z kwiatów były czerwone i granatowe. Przez duże okna dostawały się poranne promienie słońca. Wszystko wyglądało idealnie. Wyszła i skierowała się do ostatniego miejsca, które musiała sprawdzić. Na olbrzymim tarasie, na pierwszym piętrze stał kobierec ślubny przystrojony białymi kwiatami. Ustawione tam były również krzesła dla gości. Grace sprawdziła wszystko i szybko wybiegła z komnaty. Nie miała dużo czasu. Bycie głównym organizatorem jednak nie było takie łatwe. Szybko znalazła się przed swoją komnatą. Kiedy weszła do środka zobaczyła swoją suknię wiszącą na manekinie i dwie driady, które wcześniej poprosiła o pomoc. Uśmiechnęła się do nich i poszła wziąść krótką kąpiel oraz umyć włosy. Potem założyła sukienkę. Była bardzo rozkloszowana, pudrowo różową. Wszystko przykrywał granatowy tiul, który zastępował rękawy. Górną część sukni zdobiły materiałowe kwiaty. Ruda robiła sobie makijaż, kiedy driady zajmowały się jej włosami. Ułożyły je w luźnego koka i pozostawiły kilka kosmyków do swobodnego opadania. Jedna z nich założyła jej brylantowe kolczyki. Dziewczyna wstała i przejrzała się w lustrze. Zobaczona przez nią dziewczyna za niecały miesiąc kończyła dwadzieścia lat. Uśmiechnęła się i wyszła z komnaty.

***
N

allana wstała trochę puźniej. Była bardzo zestresowana, nawet jeżeli wszystko było dopięte na ostatni guzik. Potem poszła się umyć. Kiedy wyszła służące pomogły jej nałożyć suknię. Była biała, długa i bardzo rozkloszowana. Sprawiała wrażenie jakby warstwy nakładały się na siebie. Na dole sukni były zdobienia. Rękawy były osunięte na ramiona. Kobiety ułożyły jej włosy ułożyły w fantazyjne wzory i wpięły w nie diamentowe ozdoby. Założyła na szyję delikatną kolię oraz kolczyki. Blondynka wstała i kobiety wpięły jej we włosy długi welon i go rozłożyły. Założyły jeszcze diadem. Blondynka oddychała szybko. Bardzo szybko. Stresowała się. Bardzo się stresowała. Kobiety najwyraźniej to zauważyły.

-Kochana Nallany. - powiedziała jedna z nich - Będzie dobrze.

-Napewno?

-Napewno. Nie bój  się.

-Nie boję się. Poprostu się stresuję. Biorą z nim ślub stanę się arcyksiężną. To..przerażające.

-To nie przerażające. To wspaniałe.

-Chyba tak. Dziękuję. - uśmiechnęła się. Wtedy do pokoju weszła Grace.

-Nallano, wyglądasz przepięknie. - delikatnie ją przytuliała.

-Ty też. Dziękuję wam możecie iść- zwróciła się do służących.

-Jesteś piękną panną młodą. Cieszę się, że będziesz żoną mojego przyjaciela. I cieszę się, że wyszłaś z tego świństwa.

-To tylko twoja zasługa. Gdyby nie ta odtrutka..ja nawet nie chce myśleć co mogłoby się stać.

-Oj już nie myśl o tym. Poczekamy jeszcze na Zuzannę i Łucję i możemy iść.

-Perspektywa bycia arcyksiężną mnie trochę..przeraża? To chyba właściwa odpowiedź.

-Ale dlaczego?

-Boję się, że niepodołam. Że ludzie nie będą mnie lubić. Dobrze wiem, jaka jest sytuacja. Lud oczekiwał sojuszu z Kalormenem, albo małżeństwa z jakąś damą z Archenlandii, aby sojusz był jeszcze bardziej pewny. A co dostali? Narnijską damę dworu, która nie zna się praktycznie na niczym co związane z państwem.

-Ale co ty mówisz? Jestem pewna, że ludzie cię pokochają, nie mam racji? - zapytała, bo właśnie w tym momencie do komnaty weszły Łucja i Zuzanna.

-Ależ oczywiście, że tak. - powiedziała trzynastoletnia Łucja i podeszła do Nallany. - chcę Ci powiedzieć, że jestem przekonana, że będziesz wspaniałą żoną i arcyksiężną. Pomijając już fakt, że skakałam że szczęścia, kiedy dowiedziałam się, że wstąpisz do naszej rodziny.

-Łucja ma rację. - dodała Zuzanna.

-Dziękuję wam. Dostałam od losu najlepsze przyjaciółki. - zamknęła je wszystkie w szczelnym uścisku.

Warto dodać, jak w ten ważny dzień prezentowały się córki Ewy. Młodsza miała na sobie suknię z białą górą i pudrowo różowym dołem. Jej włosy upiete były z tyłu w małego koka na bazie warkocza i udekorowane kwiatami. Na szyi miała zawieszony wisiorek z malutką baletnicą, a na uszach brylantowe kolczyki. Miała również bardzo delikatny makijaż.
Zuzanna za to założyła na tę okazję suknię w kolorze przygaszonego błękitu z luźnymi rękawami 3/4 oraz ozdobami w postaci materiałowych kwiatów w kolorach żółtych niebieskich fioletowych i różowych. Miała podobną fryzurę do Nallany, tylko że niższą, zaczesywaną od góry i nie na bazie warkocza. Na jej głowie lśniła korona, a ręce zdobiły złote bransolety.

-Już czas. - powiedziała brunetka i razem wyszły z komnaty.

***

Nadszedł ten długo wyczekiwany moment. Piotr czekał na swoją ukochaną przed ślubnym kobiercem. Na krzesłach zasiadały najznamienitrze istoty. Blondyn żałował tylko, że nie ma wśród nich jego matki. Z nim stał Edmund oraz jeden z centaurów. W tle grała klasyczna muzyka. W pewnym momencie dębowe drzwi otworzyły się i oczom zebranym ukazała się Nallana. Piotrowi opadła szczęka. Jego ukochana wyglądała idealnie. Edmund poklepał go po plecach.
Przy dźwiękach muzyki blondynka podeszła do kobierca dostojnym krokiem. Za nią szła Łucja, która niosła jej welon. Potem szły kolejno Grace i Zuzanna. Kobieta stanęła obok Piotra, a dziewczyny za nią.

-Piotrze..

-Wyglądasz najpiękniej pod Narnijskim słońcem.

-Ty też jesteś niczegosobie. - zaśmiali się i odwrócili się do cenatura, który był najstarszy i to on z polecenia Aslana udzielał ślubów.

-Podajcie sobie prawe dłonie. - zrobili to, co im nakazał.

-Czy ty królu Piotrze Wspaniały, królu Narnij i cesarzu Samotnych Wysp bierzesz sobie obecną tu Lady Nallanę Karsen za żonę i uroczyście przysięgasz jej miłość wierność  uczciwość i zamiłowanie do sprawiedliwość w imię Aslana i Wielkich Czarów?

-Tak, przysięgam.

-Czy ty Lady Nallano Karsen bierzesz sobie obecnego tutaj króla Piotra Wspaniałego za męża i uroczyście przysięgasz mu miłość wierność uczciwość i zamiłowanie do sprawiedliwości w imię Aslana i Wielkich Czarów?

-Tak, przysięgam.

-A więc w imię czcigodnego Aslana, Wielkich Czarów oraz zgromadzonych tutaj istot ogłaszam was mężem i żoną. Należny jest pocałunek.
P

iotr delikatnie zbliżył się do Nallany i złożył na jej ustach pocałunek. Potem rozległy się brawa. Blondynka ujęła jego rękę i przeszli do jadalni. Wszyscy wyszli za nimi. Została tylko Grace patrząc z uśmiechem na odchodzących. Podszedł do niej Henry ubrany w podobny strój co wszyscy, tylko że w innych kolorach.

-Witaj kochanie.

-Cześć. Idziemy?

-Oczywiście. - ują jej dłoń i poszli do jadalni.

Zgromadzeni usiedli do posiłku. Słychać było rozmowy, niekiedy śmiechy. Grace siedziała obok ukochanego, który zapatrzony był w nią jak w obrazek. Potem przyszedł czas na pierwszy taniec. Ruda przeprosiła na chwilę Henrego i poszła do blondynki, aby odpiąć jej welon, z takim długim naprawdę trudno było tańczyć. Potem wróciła do swojego chłopaka i stanęła z nim i resztą w niewielkim odstępie od parkietu. Kiedy muzyka się zaczęła Piotr ują dłoń blondynki i zaprowadził na środek parkietu. Potem się rozłączyli, ona dygnęła, a on się ukłonił. Potem zaczęli tańczyć. Powoli, delikatnie, każdy ruch był perfekcyjny. Po zakończonym tańcu znowu ukłon i brawa. Niektórzy goście podeszli do stołow z jedzeniem, a niektórzy zaczęli tańczyć. To tych drugich zaliczała się także Grace. Henry grzecznie poprosił ją do tańca.

-Mówił Ci ktoś już że jesteś piękna? - zapytał, chodź dobrze znał odpowiedź.

-Tak, ty. Wiele razy. Dlaczego pytasz?

-Tak chciałem się upewnić. Dlaczego zakryłaś piegi?

-Tak jakoś wyszło, nie zabardzo pasowały do sukni i..

-Ale wiesz, że są śliczne?

-Tak kochanie, wiem.

-To dobrze. Chciałbym, żebyś poznała moją mamę. I tatę.

-Twoją mamę? Tatę? Przecież my się znamy. To znaczy, nie aż tak dobrze..

-No i chciałem, żebyście się lepiej poznali. To źle?

-Nie, tylko poprostu zaskoczyłeś mnie i się trochę stresuję?

-Będzie dobrze, chodź. - pociągną ją za rękę.

Evrana stała ze swoim mężem i rozmawiała z królem Archenlandii.

-Mamo, tato, to moja dziewczyna, Grace Arington.

-Dzień dobry. Miło mi państwa poznać. - powiedziała delikatnie speszona.

-Witaj, miło mi cię poznać zwłaszcza, że Henry dużo nam o tobie opowiedał. - ojciec ucałował jej rękę.

-Ja również jestem rada. - powiedziała Evrana, ale jej twarz wcale nie wyrażała zadowolenia.

-To my już pójdziemy. - powiedział Henry i pociągną ją za rękę w stronę stołu z napojami. Potem nalał do dwóch kieliszków czerwone wino. Podał jedną Grace.

-Twoja mama chyba mnie nie polubi.

-Chyba tak. Przepraszam cię za nią. - spóścił głowę w dół.

-Nie mart się. Uśmiechnęła się do niego. A teraz idę znaleźć naszą Pannę młodą.

-Dobrze, ja pójdę do Piotra. Znajdę cię potem. - pocałowała go w policzek i poszła poszukać Nallany. Szła umiarkowanym krokiem, gdy na jej drodzę stanął Edmund trzymający za rękę swoją dziewczynę.

-Może się już kiedyś widziałyście, ale chciałem ją oficjalnie przedstawić. Grace to..

-Rivradera, miło cię poznać jak się masz?

-Dobrze, Lady Grace. - dziewczyna mówiła cicho i widać było, że się stresowała.

-Oj, dla ciebie poprostu Grace, a teraz wybaczcie. - przytuliła przelotnie Edmunda i podeszła do Nallany.

-Witaj kochana. Jak się czuje świeżo upieczona mężatką?

-Dobrze, nawet bardzo dobrze.

-Przebierasz się już, czy jeszcze nie?

-O zachodzie słońca, czyli jeszcze trochę czasu.

-A gdzie twój mąż?

-Mąż? A tak, Piotr. Nie mogę się dalej do tego przyzwyczaić. Poszedł porozmawiać z jakimś ważnym gościem. Powiedział, że od jutra tytuł arcyksiężnej będzie mi przysługiwał oficjalnie. Będziemy mieli też wspólną komnatę. Moja będzie od tej pory stała pusta i w przyszłości będzie przysługiwać naszemu dziecku,tak myślę. Jego zaś będzie od tej chwili wolna. Tamta nowa jest o wiele większa i..

-Planujecie dzieci?

-Tak, to znaczy..Grace muszę Ci coś powiedzieć, ale tak, żeby nikt nie usłyszał, chodźmy na balkon. - przeszły na balkon.

-Coś się stało? - zapytała Ruda kiedy obie oparły się o złotą barierkę.

-Grace ja..ja jestem przy nadziei. Rozumiesz? Spęłni się moje największe marzenie, będę mamą.

-Na Aslana, Nalli, to wspaniała wiadomość! Ale to dziecko Piotra?

-No tak, Piotra. A kogóż by innego. Dzisiaj miną tydzień od tego powiedzmy zdarzenia. No i tak jakoś wyszło.

-Nie będę wnikać w szczegóły - tu obie się zaśmiału. - Powiedziałaś mu?

-Nie, jeszcze nie. Po za tym, nie wiem czy on chce mieć ze mną dzieci. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. A co jeśli nie? Jeśli nie chce mieć dzieci? Aslanie, przecież ta kruszynka - tu dotknęła swojego brzucha - nie była planowana. A jeżeli on nie będzie jej lub jego chciał?

-Na Boga, Nalli oczywiście, że będzie chciał, tylko mu powiedz. - uśmiechnęła się. - Przyprowadzić go tutaj?

-Gdybyś mogła. - uśmiechnęła się i kiedy Ruda się oddaliła popatrzyła w stronę widniejącego na niebie słońca.

Po kilku minutach  zjawił się Piotr.

-Witaj żono. - obją ją rękami od tyłu.

-Witaj mężu. - położyła jego ręce na brzuchu jakby to był zwyczajny gest - Mam pytanie.

-Jestem cały twój.

-Zapytam prosto z mostu. Czy chcesz mieć ze mną dzieci? - patrzyła nie na niego, ale na lasy i słońce.

-Jeżeli ty będziesz chciała, to ja też. Oczywiście nie teraz, bo ty chyba nie chcesz teraz, ale ja mogę zostać ojcem w każdej chwili. To znaczy. Chcę mieć dzieci, ale nie wiem, czy ty chcesz..

-Chcę. - odwróciła się do niego przodem. - Piotrze, będziemy mieli dziecko. Ja jestem w ciąży.

-Naprawdę? Aslanie to wspaniała wiadomość! - podniósł ją do góry i zaczą się kręcić wokół własnej osi, a potem pocałował ją.

***

Nadszedł wieczór. Grace i Zuzanna poszły razem z Nallaną do jej komnaty, aby przebrać suknię. Zamiast niej założyła jednolitą prostą i w kolorze kości słoniowej. Miała średniej głębokości dekold i długi rękaw. Na plecach było rozcięcie. Suknia miała też w niektórych miejscach brylantowe zdobienia. Grace poprawiła makijaż Nallany, a Zuzanna jeszcze raz nałożyła diadem i poprawiła kolczyki. Blondynka zmieniła także buty. Z białych szpilek na białe baleriny.

-A wy panny się nie przebieracie? - dodała nacisk na trzecie słowo.

-Nie, po pierwsze, a po drugie panny? Serio? - Zuzanna właśnie układała suknię główną na manekinie.

-No tak, serio serio Zuziu. Mimo, że to ty jesteś odrobinę starsza, to ja wyszłam pierwsza za mąż.

-I to jeszcze za mojego brata. No moja droga wygrałaś zakład.

-Jaki zakład. - zapytała Grace.

-Kiedy się zakolegowałyśwy założyłyśmy się o to, która pierwsza wyjdzie za mąż. No i wypadło na Nalli. Dlatego teraz Nalli wybiera kobietę która następna się ożeni. No i jeżeli trafi dobrze to dalej ona, a jeżeli ona to ja będę "obstawiać" - zrobiła cudzysłów w powietrzu.

Zabawa trwała do samego rana. Wreszcie o szóstej nad ranem skonana, ale wytańczona i wygadana za wszystkie czasy Grace ściągając z siebie suknie, myjąc się i gładąc się na łóżko prubowała spać. Ale dziwne było to, że niemogła. Myślała o całym tym zdarzeniu. O nowożeńcach, o rodzeństwie Pevensie, o tym jak Łucja wyrosła, o gościach. Ale najchętniej myślała o swoim ukochanym. O Henrym. O tym jak go kocha, o tym jak on jest zapatrzony w nią jak w obrazek. I o ich pożegnanie. Odprowadził ją pod same drzwi i na pożegnanie przygwoździł do ściany i namiętnie pocałował. Ona oczywiście oddała pocałunek, po czym mówiąc dobranoc weszła do komnaty.

Witam serdecznie! Jak widzicie chwila bardzo uroczysta. Jest to też najdłuższy rozdział z całej tej książki. Też chciałam was poinformować, jaki jest rozkład jazdy na następne rozdziały. Jeżeli nic się nie zmieni w lipcu będzie jeden, w sierpniu też, a od września do grudnia będą po dwa na miesiąc. W styczniu będzie ostatni rozdział i epilog. W styczniu zaczęłam i w styczniu chce skączyć. Buziaki.

Do następnego
pannaGranger

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top