A miesiące mijają

Od koronacji minęły już pełne osiem miesiący. Dni mijały spokojnie, bez większych kłótni czy skandali. Pewna szatynka siedziała w swojej komnacie, haftując na szacie swojej przyjaciółki dużego złotego lwa. Miała wrażenie, że czas tutaj dłuży się jej w nieskończoność. Mimo, że kochała Narnie i bardzo dobrze czuła się jako królowa tęskniła za swoim dawnym, zwyczajnym życiem. Gdyby tylko mogła je ze sobą połączyć. To jednak było niemożliwe. Została tutaj. Mimo, że większość istot płci żeńskiej w Narnii marzyło o zostaniu królową nie było ono takie kolorowe. Obowiązki królowej wręcz ją przytłaczały. Wiedziała jednak, że musi dać radę. Kochała swoje rodzeństwo i Grace. Tylko dla nich nie błagała Aslana o powrót. Chociaż jeżeli myśleć logicznie, to była pewna, że on by się nie zgodził. Postanowiła więc cieszyć się życiem. Śmiała się żartowała, a czas umiało jej rodzeństwo i Rudowłosa dziewczyna.
Jeżeli już o Grace mowa, to szatę haftowała już ponad cztery miesiące. Była misternie zdobiona. Naprawdę piękna.
Haftowanie i strzelanie z łuku było dla Zuzanny Łagodnej, pani na Ker-Paravelu i cesarzowej Samotnych Wysp, prawdziwą przyjemnością.
Jej najstarszych brat oraz przyjaciółką prubowali nauczyć ją trudnej sztuki władanie mieczem. Pomysł jednak nie miał przełożenie w czynach, ponieważ już na pierwszej lekcji Córka Ewy się poddała. Przyjemność sprawiał jej jednak widok Rudej i Blondyna razem. Bardzo cieszyła się z tego że się pogodzili i nadal miała nadzieję, że kiedyś będą razem.

Za każdym razem kiedy wspominała o tym Piotrowi ten patrzyła przed siebie rozmarzonym wzrokiem i mamrotał coś pod nosem. Wpadł po uszy.

Za to, kiedy mówiła to samo do Grace ta tylko kręciła głową i mówiła, że to się nigdy nie wydarzy.

Zuzanna wiedziała co tego pamiętnego dnia zrobił Aqit. Był przystojny, to szatynka musiała przyznać, ale zachował się odrażająco. Namawiała Grace, aby powiedział o tym Piotrowi, bo to przecież jego doradca, ale Rudowłosa tylko wzruszyła ramionami i zmieniła temat rozmowy. Postanowiła powiedzieć bratu o wszystkim.

Piotr siedział w swojej komnacie czytając książkę. Na jego twarzy gościł szczery uśmiech. Był szczęśliwy. Pogodził się z Grace, w prawie całej Narnii zapanował pokój i na dodatek miał jeszcze wspaniałe rodzeństwo. Życie toczyło się swoim własnym torem, a on zapominał o Anglii. Z jednej strony go to  martwił, a z drugiej miał tu wszystko czego pragnął. No może oprócz miłość Grace, ale postanowił o tym zapomnieć.

Nagle do jego komnaty kroczyła wysoka kobieta o brązowych włosach upietych w kok, białej koszuli i bordowej, bardzo rozkloszowanej spódnicy wychawtowanej w złote róże i sięgającej do ziemi. Na twarzy postaci gościł szeroki uśmiech.

-Zuziu witaj. - Piotr przytulił siostrę.

-Miło cię widzieć. Możemy porozmawiać?

-Proszę. - Piotr wskazał ręką sofę i razem usiedli.

-A więc?

-Piotr, wiem jakim zaufaniem dażysz Aqit'a swojego doradcę. Wiem, że dobrze wywiązuje się że swoich obowiązków, ale, och no nie wiem jak to ująć.

-Jak najprościej. - zasugerował Wielki Król lekko się uśmiechając.

-On powiedział Grace co do niej czuje, a kiedy ona powiedziała mu, że nic z tego zaczął ją całować i nie dawał się odepchnąć, a kiedy Grace go odepchnęła przyłożył mu kilka razy i pewnie dlatego ma takie siniaki. - powiedziała to wszystko na jednym wdechu i przymknęła oczy czekając na reakcję brata.

-ZABIJE DZIADA!!! - w jego oczach dostrzegła tak żadko występującą u niego żądzę mordu.

-Obawiam się, że nie możesz tego zrobić.

-No tak masz rację. No to odbiorę mu urząd i wyrzuce z pałacu. Co ty na to?

-Niech będzie. - Zuzanna uśmiechnęła się złośliwie. Aqit popamięta, że jej przyjaciół nie można krzywdzić.

Następnego dnia po zamku rozniosła się wiadomości, iż Aqit został zwolniony z urzędu. Grace nie była zadowolona, że Zuza powiedziała Piotrowi, ale potem stwierdziła, że to może dobrze? Przynajmniej nie będzie widzywać codziennie byłego już doradcy króla.

Po południu Rudowłosa razem ze swoim przyjacielem Piotrem wybrali się na przejażdżkę konną. Zapuścili się daleko od Latarnianego Pustkowie.

-O czym muślisz Ruda? - Król przerwał chwilę ciszy.

-O wszystkim i o niczym. - wyszczeżyła swoje zęby w szerokim uśmiechu.

-Czyli?

-O tym jak dalej potoczy się nasze życie, twoje, moje, Zuzanny, Edmunda i naszej małej Łusi.

-Normalnie. Życie będzie biegło swoim rytmem, aż w końcu się zestażejemy i umrzemy. - popatrzył w jej zielone tęczówki.

-Bardziej miałam na myśli to, że każdy z was znajdzie sobie partnera życiowego, nawet u Łucji kiedyś to nastąpi. Myślę też, że zapomnicie o waszym dawnym życiu, o rodzicach.

-Pewnie tak. - Piotr przemyślał to wszystko o czym mówiła jego przyjaciółka. Tylko, że on u swojego boku widział właśnie ją. Jej rude włosy i te piękne zielone oczy w które mógłby wpatrywać się godzinami.

-Co się tak na mnie gapisz, mam coś na twarzy? - Grace zaczęła się śmiać i wycierać całkiem czystą twarz rękawem szaty.

-Nie, nic poprostu się zamyśliłem. - zamrugał kilka razy.

-Piotruś ja wiem co ci jest. - Grace parsknęła śmiechem.

-Tak? Co?

-Zakochałeś się.

-Niby w kim?

-Wiem, że jest taka jedna dziewczyna. Jasnowłosa dziewczyna w twoim wieku, niebieskie oczy. Czyż nie mam racji?

-Nallana?

-Tak Nallana. Rozmawiałam z nią raz. Wydaje się miła, chociaż bardzo nieśmiała.

-Nie powiem jest ładna.

-No właśnie. Podoba Ci się?

-Może trochę.

-No to zagadaj do niej. - Ruda uśmiechnęła się szczerze.

-Może. - Piotr chciał spróbować, bo chciał zapomnieć o swojej przyjaciółce.

-To jedź.

-Nie zostawię cię tu samej

-Wątpisz w moje umiejętności? - podniosła brwi.

-W żadnym razie, tylko obawiam się, że coś może Ci się stać.

-Dam radę, potrafię się obronić. Pa.

-Pa! - Piotr pognał w stronę zamku.

Lady Grace siedziała na leśnej polanie i plotła wianki z kwiatów. Jeden był dla niej, z róż i konwalii, drugi był dla Zuzanny. Składał się on z fiołków i stokrotek, oraz liści dęby. Wianek Łucji zrobiony był z słoneczników. Na tej polanie bowiem rosły wszystkie rodzaje kwiatów. Biały koń, na którym przyjechała, zajadał się wysokimi trawami.
Nagle Ruda usłyszała świst strzały. Sięgnęła po łuk, ale zaraz wypadł jej z ręki. Poczuła przeszywający ból w prawej ręce. Osunęła się na ziemie. Koń pobiegł do zamku. Przed oczami zobaczyła znajomą i jakże znajomą twarz. Potem była już tylko ciemność.

Oto kolejny rozdział. Jak widzicie nasza Grace została zaatakowana. Jestem pewna, że wiecie, przez kogo, ale możecie pisać w komentarzach. Ostatnio mam Wene, więc rozdziały pojawiają się dość często. Buziaki i wybaczcie błędy ortograficzne. Na górze podobizna Nallany⬆️Wzorowałam ją na wyglądzie Elli Wahlestedt.

Do następnego
pannaGranger

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top