XXXVIII
25 czerwca 1942 r.
Obudziły go pierwsze promienie słońca. Będąc zbyt leniwym by wstać i zasłonić okno, kombinował na inne sposoby. Pierwszym odruchem, było przekręcenie się na drugi bok. Choć pomogło na krótki okres czasu, na moment udało mu się ponownie zasnąć. Wraz z tym jak słońce wschodziło coraz wyżej, tym więcej promieni dosięgało jego zamkniętych powiek. Gdy światło stało się zbyt uciążliwe, spróbował innej strategii. Tym razem postanowił zakryć głowę kołdrą. Początkowo było całkiem przyjemnie. Światło aż tak go nie raziło, a pozycja była wygodna. Schody zaczęły się gdy zaczęło brakować mu tlenu. Okazało się że kołdra jest materiałem wystarczająco szczelnym, by ograniczyć dopływ powietrza do minimum. Powstrzymywał się długo, lecz ostatecznie przegrał walkę z samym sobą i zabrał kołdrę ze swojej twarzy, mogąc w końcu nabrać powietrza w płuca.
Czechy wiedząc, że już i tak nie zaśnie usiadł na krawędzi łóżka. Kilka razy przetarł zaspane oczy. Przeczesał dłonią włosy. Zaklął czując ból głowy. Gdy rozbudził się trochę, rozpoczął rozeznanie w sytuacji.
Z poprzedniej nocy pamiętał wiele, lecz tylko do pewnego momentu. Ostatnim co zostało mu w głowie była rozgniewana Francja i jeszcze bardziej rozgniewany krzyk Polski. Później odpłynął. Może i był przytomny, ale raczej nie świadomy, choć co do tego pierwszego nie mógł być pewien. Nie pozostawało mu więc nic więcej, jak domyślanie się co wydarzyło się dalej.
Pierwszą „wskazówką“ było to, że obudził się we własnym łóżku, a nie na podłodze, czy przy stole. Żadna popijawa z Rosją nie kończyła się grzecznym pożegnaniem i pójściem spać, z nim chlało się do nieprzytomności, on sam z resztą dobrowolnie nie opuściłby towarzysza podczas takiego wydarzenia. Wniosek był więc prosty - ktoś musiał położyć go spać. Ciekawostką było również to, że ten ktoś zadał sobie na tyle trudnu, by przed położeniem go, ściągnąć mu przynajmniej buty i marynarkę. Łącząc to w jedną całość wraz z ostatnimi zapamiętanymi wydarzeniami, wychodziło na to, że tajemniczym ktosiem była Francja. Sądząc po tym co ta kobieta zdążyła mu już zaprezentować, dziwił się, że nie obudził się cały nagi i z nią u boku. Cóż, najwyraźniej albo Francja miała w sobie trochę więcej ogłady i samokontroli, albo to on nie był jednak aż tak pociągający dla płci przeciwnej. W obu przypadkach jego samoocena nieznacznie spadała.
Pierwsza część zagadki, którą zdążył już odgadnąć, nie była jakaś przesadnie trudna. Zaczęło się komplikować, gdy postanowił wstać i rozejrzeć się po pomieszczeniu.
Oprócz generalnego bałaganu, pierwszym co zauważył, albo raczej kogo, był Rosja. Przez jego ogromne gabaryty raczej trudno było go pominąć. Komunista leżał rozwalony na podłodze, w pozycji z resztą bardzo niebezpieczniej, bo na plecach. W dłoni, ledwo bo ledwo, ale ściskał jeszcze pustą falszkę, zupełnie tak jakby jego zapijaczona podświadomość miała nadzieję, że gdy się obudzi, ta będzie znowu pełna. Niedaleko niego, pod jego ogromnym sowieckim płaszczem spoczywało coś, czego z tej odległości Czechy nie był w stanie zidentyfikować. Dopiero podchodząc bliżej i zmieniając lekko perspektywę, zauważył wystający spod materiału rozwalony kok białych włosów. Dalej, pod oknem, leżał Kanada. Przewrócony na bok, przykryty jakimś niewiadomo skąd wziętym kocem. Widać było, że całkiem nieźle się trzymał, nawet uśmiechał się przez sen. Kolejnym ciekawym przypadkiem był Słowenia. Skąd się tu wziął i jak dowiedział się o libacji? Czechy nie miał pojęcia, tym bardziej, że jeszcze niecałe dziesięć godzin temu nie było go nawet w Londynie, a i nie zapowiadało się, by miał przyjechać. Jedyne co mógł o nim na razie powiedzieć, to to, że znajdował się akutalnie pod stołem i chrapał niemiłosiernie.
Dopiero gdy obleciał wzrokiem wszystkie te osoby, jego oczy spoczęły na ostatniej i zdecydowanie najbardziej zadziwiającej w tym towarzystwie postaci. Mianowicie - Francji. Kobieta, ni to przestraszona, ni spięta, zdawała się po prostu nieobecna. Jako jedyna, nie leżała na podłodze, a dzielnie siedziała przy stole w dodatku wyprostowana jak kij od miotły. Ciągle gapiła się w jedno miejsce. Widok ten był co najmniej dziwny, więc Czechy nie podszedł do niej od razu. Najpierw obszedł pół pokoju, by dojść do okna i móc je otworzyć, przy czym wzrok spuścił z niej jedynie na moment, kiedy to musiał wyminąć Kanadę. Podczas gdy świeże powietrze zaczęło dostawać się do pomieszczenia, Czechy zmierzał powolnym krokiem w stronę Francji. Przystanął obok niej, nachylił się. Nie będąc pewnym tego jak kobieta może się zachować, położył dłoń na jej plecach by w razie potrzeby móc ją szybciej złapać. Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu mając nadzieję, że ta sama jakoś zareaguje i da oznakę życia. Nic takiego się jednak nie stało, a on zaczął się poważne niepokoić.
- Francja... Wszytko dobrze? - zapytał niepewnie, uważnie obserwując jej reakcję.
Francja jeszcze przez parę sekund pozostawała w bezruchu. Trochę tak jakby potrzebowała chwilę czasu na przetworzenie danych, albo na zebranie w sobie sił na jakikolwiek ruch. Wyglądało jednak na to, że zrozumiała pytanie, gdyż w końcu zdobyła się na odpowiedź, a raczej na marne kiwnięcie głową na nie.
- Piłaś coś? - zadał kolejne pytanie, równie wolno i ostrożnie, co poprzednie.
Ponownie nie dostał odpowiedzi, a jedynie kiwnięcie, lecz tym razem bardziej niepewne. Widać było, że reszki rozsądku Francji próbowały zmusić ją do zaprzeczenia. W połowie gestu zawahała się jednak i przytaknęła otępiale.
Czechy zastanowił się. Francja była strasznie blada. Choć powieki próbowała trzymać uniesione, te same jej opadały. Wydawała się półprzytomna. Pepik podjerzewał, że kobieta albo po raz pierwszy w życiu przechodzi prawdziwe potężnego kaca, albo nie zdążyła jeszcze nawet wytrzeźwieć i ten etap dopiero przed nią. W każdym z tych przypadków, nie mógł jej tak po prostu zostawić, albo wygonić. Zadał więc ostatnie zasadnicze pytanie, od którego miała zależeć reszta jego działań.
- Chce ci się wymiotować?
Tym razem odpowiedź była szybka, paniczna wręcz. Francja od razu kiwnęła na tak, niezwykle z resztą energicznie jak na stan w jakim się znajdowała. Czechy też nie czekał długo.
- Spójrz na mnie. - powiedział, przekręcając jej głowę w swoją stronę. Mówił, wolno, zupełnie jak do dziecka - Teraz, zaprowadzę cię do łazienki i wrócę za dziesięć minut. A potem pójdziemy spać, tak?
Francja znowu przytaknęła. Czechy podał jej wtedy rękę, objął i tak szedł z nią drobnymi kroczkami, prawie jak ze staruszką, co jakiś czas, nawet ją po prostu ciągnąc. Wiedział, że najłatwiej byłoby ją przenieść, lecz bał się, że zatrzęsie nią za mocno i skończy z nieprzyjemnie brudną koszulą, spodniami i prawdopodobnie wszystkim. Tempo było raczej wolne i spokojne, ale przez toFrancja jakoś się trzymała, a to wystarczyło. Czechy dziękował Bogu, że w tym przeklętym miejscu, każdy miał swoją łazienkę. Dzięki temu, Francji nie musiał wyprowadzać nawet na korytarz, po prostu zabrał ją swojej prywatnej klitki.
Odetchnął z ulgą, gdy udało mu się w końcu zamknąć drzwi łazienki. Francuzkę postanowił zostawić samą sobie. Dumny, że swojego osiągnięcia rozejrzał się po pokoju, by wybrać kolejną ucieśnianą duszyczkę, której warto pomóc. Jego wybór padł na swoją ukochaną siostrzyczkę.
- Pola...? - zaczął gdy przykucnął przy niej. Odkrył płaszcz z jej twarzy - Żyjesz? Pooooolskaaaaaa...
- Nie próbuj. - usłyszał nagle zachrypnięty głos z prawej - I tak się nie obudzi.
Czechy odwrócił się. Nie mylił się. Oto zmartwychwstał Rosja. Mężczyzna wyglądał na lewo żywego, czyli prawdopodobnie tak samo jak wszyscy tu zebrani, gdy w końcu się przebudzą. Komunista chciał ponownie zapaść w sen, wyglądało jednak na to, że coś mu przeszkadzało.
- Wody... - wymamrotał nie otworzywszy nawet oczu - Wody mi daj.
Czechy uśmiechnął się litościwe. Oczywiście wykonał polecenie, sam z resztą musiał się nawodnić. Wstał z kucków i podszedł do komody, na której stała przygotowana dzień wcześniej woda. Nikt niestety nie udostępnił im dzbanka albo chociaż kilku szklanek więcej, więc przygotowani po poprzednich tego typu spotkaniach, stwierdzili, że, wodą napełnią butelki po wódce, piwie lub winie. Czechy chwycił jedną z nich. Wracając do cierpiącego towarzysza sam wypił sporą część zawartości. W tym czasie Rosja zdążył podnieść się na łokciach i zakląć kilka razy.
Czechy ponownie kucnął i już miał podawać Rosjaninowi odżywczą ciecz, lecz w połowie się zawahał. Nagle cofnął dłoń.
- Co ty robisz? - warknął słabo komunista, jeszcze bardziej wyciągając rękę. Próbował wyglądać groźnie, był jednak zbyt słaby by choćby sięgnąć trzymanej przez Czecha butelki.
- Wczoraj dużo sobie powiedzieliśmy... - zaczął Pepik - To z Polską to prawda?
- Nic nie mówiłem o Polsce. - wybronił się beznamiętnie, spoglądając kątem oka na wymienioną, by upewnić się, że ta śpi.
- Ale ja mówiłem. - Czechy ściszył trochę ton - I widziałem twój wzrok. Dobrze wiesz, że po pijaku nic nie potrafisz ukryć.
- Naprawdę musimy rozmawiać o tym teraz? - odparł Rosja, pomimo zdenerwowania też zaczął mówić ciszej - Skończ pierdolić i daj mi tej wody.
- Pola nie ma ojca, więc nie ma wam kto udzielić błogosławieństwa, - mówił dalej kompletnie ignorując błagania, gniew i zmęczone wzdychanie rozmówcy - ale ja mogę to zrobić, od brata chyba też powinno się liczyć.
- A po co mi niby twoje
„błogosławieństwo“? I tak robię co chcę.
- A po to, żebym ci nie przeszkadzał. - wytłumaczył z chytrym uśmiechem, już wiedział, że wygrał - A może nawet ci pomógł. Jak na razie sam sobie raczej nie radzisz, co?
Rosja westchnął. Naprawdę chciał się napić tej wody, a i słowa Czecha były całkiem sensowne. Z resztą, nawet jeśli by nie były i tak nie mógłby odmówić. Składając propozycję nie do odrzucenia, Czechy musiał liczyć się z tym, że na niej skorzysta, a że układ sam w sobie raczej nie przynosił mu korzyści, Rosja trafnie przypuszczał, że ta pomoc nie będzie darmowa. Mógł więc żądać tylko jedno pytanie.
- Ile?
Czechy nawet się nie zastawiał.
- Dwie skrzynki piwa i trzy litry wódki.
- Tyle jeszcze mogę dać. - wymruczał pod nosem.
- Czyli stoi? - zapytał Czechy z nadzieją.
Rosja spojrzał na niego, potem na wodę którą trzymał.
- Stoi.
•••
9 lipca 1942 r.
Polska maszerowała najszybciej jak tylko mogła, przy czym zachowywała jak największą ostrożność. Musiała się spieszyć. Rozsypanie tego wszystkiego albo zbyt wolne tępo mógłby ją za bardzo spowolnić. Za kilka godzin razem z Warszawą wracała do stolicy. Nie wiedziała ile tam zabawi oraz czy przy okazji nie będzie jej dane odwiedzenie Berlina, więc wolała domknąć wszystkie możliwe spawy w Londynie. Nie chciała żeby po jej powrocie Brytania miał się do czego przyczepić. I tak już od dwóch tygodni robił nagonkę na każdego kogo akurat spotkał. Nie sądziła, że ten stan rzeczy szybko się zmieni, a ona nie chciała się nadmiernie denerwować po powrocie.
Choć aktualnie powinna myśleć nad tym jak rozmówić się z kilkoma osobami, tak by zajęło jej to jak najmniej czasu, to jej myśli zajęte były czymś innym - ktoś ją obserwował. Czuła na sobie czyiś wzrok od kiedy wyszła na korytarz z tą kupą dokumentów i gdyby nie one, już dawno policzyłaby się z nachalnym jegomościem. Niestety, każdy mniej rozważny ruch mógł okazać się zgubny dla papierów. Mogła jedynie domyślać się, kto chodzi za nią z taką pasją. Jej pierwszym skojarzeniem byłby Rosja, często wpadał na takie dziwne pomysły, co naturalnie czyniłoby go podejrzanym. Problem był jeden - aktualnie był u siebie, w Londynie przebywał jedynie Moskwa, który i tak miał dziś zabrać się razem z nią i Warszawą. Jeśli nie Rosja, Polska podjerzewałaby brata. Czechy był jednak zbyt wprawiony w tego typu rzeczach, więc była pewna, że gdyby ten rzeczywiście ją obserwował, nawet by nie zauważyła. Pozostawała ostatnia opcja, jak dla niej, dość oczywista, która potwierdziła się z resztą już po chwili.
- Może ci pomóc?
Finlandia nagle pojawił się przy niej. Zapytał się miło, choć bez przesadnego entuzjazmu. Polska nawet nie spojrzała w jego stronę. Po części dlatego, że nie mogła, a po części po prostu nie chciała. Często bywała oziębła, lecz względem niego wyjątkowo.
- Idziesz za mną od trzech minut i pytasz się dopiero teraz? - zapytała podejrzliwie.
- Wiedziałem, że to powiesz... - westchnął - Zastanawiałem się czy w ogóle podejść. Wiem, że za mną nie przepadasz.
- Oj, nie bierz tego do siebie. - rzuciła beznamiętnie - Osobiście cię bardzo lubię, przynajmniej nie odzywasz się bez potrzeby. Aktualnie jednak nie zamierzam być uprzejma, bo wiem, że jesteś szpiegiem.
- Nie jestem. Ile razy mam to powtarzać? - oparł zmęczonym tonem - Już to mówiłem, ale powiem jeszcze raz. Jak chcesz możemy sobie wszytko wyjaśnić, na spokojnie porozmawiamy. Umówimy się, nie musimy się nawet spotkać tylko we dwójkę. Chcesz weź ze sobą Warszawę, Czecha, Rosję, Amerykę, kogokolwiek, a nawet ich wszystkich.
- Ależ ja w żadnym wypadku nie chce marnować na coś takiego czasu! Ja wiem swoje i będę się tego trzymać.
- To jak inaczej mam ci udowodnić, że jestem niewinny, co?
Polska przystanęła nagle, a Finlandia razem z nią.
- Otwórz drzwi. - rozkazała szorstko. Fin posłuchał się, bardziej z grzeczności niż uznania jej wyższości. Gdy kobieta przekraczała próg, odpowiedziała na pytanie - Spokojnie, niedługo będziesz mieć okazję by pokazać po czyjej stronie jesteś. Już ja się o to postaram.
Polska poszła w głąb swojej tymczasowej sypialni, nie zwracając już więcej uwagi na Finlandię. Mężczyzna zrozumiał najwyraźniej, że jest tu nieproszony i już po chwili usłyszała za sobą dźwięk zamykających się drzwi. Polka podeszła do stołu, gdzie już na nią czekano i rzuciła wszystkie niesione do tej pory dokumenty.
- Sporo tego... - usłyszała od razu zmieszany głos swojej stolicy - I to wszystko mam zrobić ja...?
- Nie. - rzuciła szybko, potem spojrzała na drugie miasto - To zrobi Moskwa.
- Co? - oburzył się Rosjanin - Nie będę zajmował się waszymi sprawami.
- Będziesz. W dodatku nie ostatni raz. Przyzwyczaj się do tego. - odparła zimno. Jej wzrok przeniósł się na Warszawę - A ty dostaniesz inne zajęcie. - widząc pytający wzrok Polaka, zapytała - Znasz Helsinki?
- Nie osobiście... - odparł niepewnie. Warszawa znał ten wzrok i ton. Nie wróżyły one nic dobrego.
- To będziesz miał okazję ją poznać.
______________________________________
Wiem, że krótkie, nawet bardzo, ale zamierzam się wziąć akutalnie za coś innego. Chyba. Jeśli nie, to i tak taki właśnie podział bardziej pasuje mi do następnego rozdziału. Mam ochotę napisać jakiś one shot, może dokończyć któryś z już zaczętych, nie wiem. Jak w trakcie stracę do tego chęci, to po prostu dostaniecie kolejny rozdział tutaj i tyle.
Miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top