XXXIV
30 stycznia 1942 r.
Polska nie miała w życiu wiele okazji to zwiedzania wielu francuskich miast. Niewiele ich poznała, jedynie te co ważniejsze, przejezdnie była w kilku mniejszych. Mimo tak skromnego doświadczenia w tym zakresie mogła stwierdzić, że wszystkie miasta francuskie mają ze sobą coś wspólnego. Tak inne od jej rodzimych miejscowości, te miały w sobie pewien urok. Sądziła więc, że gdziekolwiek we Francji by się nie znalazła, wszędzie będzie tak samo, myliła się jednak. W prawdzie, tam gdzie się była tym razem, ten urok również był wyczuwalny, ale było coś jeszcze. Swego rodzaju aura bezsilności, zupełnie tak jakby mieszkańcy wiedzieli, że Francja w której mieszkają, nie jest ich Francją.
Polska w ogóle nie planowała podróży do Vichy. Jej celem był Berlin, Monachium, Wiedeń, jakieś inne niemieckie lub austriackie miasto, ewentualnie Budapeszt albo Rzym. Po wyruszeniu z Londynu pojawił się jednak problem, a raczej kilka, a byli to sowieccy szpiedzy. Kompetencja tych ludzi zawsze pozostawiała wiele do życzenia, było ich jednak dużo, więc błąd jednego zawsze można było odkupić sukcesem drugiego. Polska była gotowa wyrzynać ich jeden po drugim, ale sprawa była trudniejsza. Szpiedzy jakby uczyli się na błędach swoich poprzedników i stali się o wiele trudniejsi do wykrycia. Im bardziej niezauważalni byli, tym więcej wiedzieli, im więcej wiedzieli, tym więcej wiedział Rosja, im więcej wiedział Rosja, tym większa była szansa, że wpadnie na jakiś głupi pomysł i znowu wejdzie jej w drogę. Dlatego wykorzystała pierwszą nadążającą się okazję. Podczas prowadzonego przy okazji śledztwa, dowiedziała się o Vichy wszystkiego co było jej potrzebne, gdzie zazwyczaj przesiaduje, zarys planu dnia i przede wszystkim kiedy wybiera się do Berlina - wszytko po to by ich spotkanie przebiegło jak najefektywniej.
Ulic tego miejsca nie znała kompletnie. Błądziła między budynkami. Pomimo świtała słonecznego, chodziła jakby po omacku. Nie wiedziała w którą stronę powinna się udać i jaki właściwie był jej cel. Nie znała drogi jaką będzie szedł. Wiedziała tylko tyle, że Vichy wyjeżdżać będzie za jakieś kilkadziesiąt minut. Będzie musiał przejść się po swoim mieście i wtedy właśnie ona go dopadnie. Była pewna, że będzie szedł pieszo, a przynajmniej miała taką nadzieję. Był taki nawyk, który podpatrzyła u swoich miejscowości. Miasta, pomimo możliwości, zawsze wolały spacerować po swoich ulicach zamiast jeździć autem bądź dawniej dorożką lub innym środkiem transportu. Liczyła, że sprawdzi się to i u Vichy.
Gdy znudziło jej się błądzenie, postanowiła sama na niego zaczekać. Przystanęła w pobliżu jednej z dróg, gdzie jak sądziła, przejdzie Vichy. Obserwowała bacznie otocznie, uważając przy tym by i jej zachowanie nie wydawało się dziwne. Koty, psy, dzieci, kobiety wracające z targu - nic co mogłoby ją zaciekawić. Nie było na czym dłużej zawiesić oka to i czekanie się dłużyło. Mimo to nadal pozostała na miejscu nie wychylając się.
Ale w końcu oczekiwanie minęło. Vichy pokazał się. Wyszedł zza rogu. Zatrzymał się, rozmawiał z kimś jeszcze. Polska skupiła na nim swój wzrok, spojrzała przenikliwej. Sądząc po mimice, rozmowa nie zapowiadała się na krótką, co dawało jej jeszcze chwilę na przygotowanie. Swoje wszytkie rzeczy już dawno utopiła w rzece, pozbyła się wszelkich śladów, wyrzuciła broń, jedzenie. Podjerzenie wzbudzał tylko jej strój.
Kilka metrów od niej siedziała kobieta. Wychudzona, zmęczona, brudna, prawdopodobnie bezdomna i posturą podobna do Polski. Biało-czerwona spojrzała w jej stronę.
- Zamienimy się?
•••
2 lutego 1942 r.
Węgry miał informacje raczej szczątkowe. W liście napisano jedynie, że powinien się niezwłocznie stawić. Nie od Niemiec z resztą dostał tą wiadomość, a od Słowacji. Dziewczyna wysłała to ponoć w tajemnicy przed swoim przełożonym, dla własnego bezpieczeństwa nie pisząc nic konkretnego. Jedynym jasnym powodem dla którego jakby miał przyjechać było stwierdzenie „bo może się dziać“. Zostawił więc Budapeszt i po raz kolejny z ciężkim sercem wyruszył do Berlina. Powoli zaczynał mieć wrażenie, że spędza tam więcej czasu niż iż u siebie.
I rzeczywiście, przemierzając dobrze znane mu korytarze od razu wyczuł różnicę, dziwne unoszące się w powietrzu napięcie i tajemnicę. Wszyscy których mijał, począwszy od miast przez żołnierzy aż po mniej znaczący personel, wydawali się osobliwe poruszeni. Zupełnie tak jakby każde z nich wiedziało, że coś się dzieje, ale nikt nie wiedział co dokładnie. Kilka razy wypytał o Słowację, mając nadzieję, że chociaż ona wytłumaczy mu sytuację, ale oprócz jednego śmieszka, który za swoją odpowiedź „W górach, nad Dunajem“ prawie nie oberwał, wszyscy twierdzili, że „jest zajęta“, albo „biega w tę i z powrotem“. Postanowił więc zmienić strategię i od tamtej pory pytał o Bułgarię lub Chorwację, uznając ich za najnormalniejszych z całej tej ferajny, biorąc pod uwagę swoją, a nie słownikową definicję tego słowa. Dowiedziawszy się, że ci są nieobecni, musiał pytać o inne osoby. Wybierając już z grupy tych mniej normalnych pozostawali już tylko Włochy i Rumunia. Tego pierwszego nikt nie widział, a brzemienia imienia tej drugiej nie lubił, więc nie zamierzał nawet go wymawiać, a tym bardziej o nią pytać, co zmusiło go do kroków iście radykalnych. Zaczął pytać o Austrię.
Z jej znalezieniem problemu już nie było. Pierwszy przesłuchiwany spojrzał się tylko dziwnie i od razu podał dokładne miejsce. Dotarłwszy, nawet nie zdziwiła go sytuacja w jakiej ją zastał, jak zwykle podsłuchiwała pod drzwiami do gabinetu brata, zdziwiło go jednak coś zupełnie innego.
Austria nawet na niego nie spojrzała.
Może nie zauważyła? Stał dość daleko, było to prawdopodobnie, ale nadal niespotykane. Austria była istnym radarem do wykrywania Węgrów, zasilanym całą dobę. Zawsze była pierwszą, która go witała i ostatnią, która żegnała. To ona wysyłała mu najwięcej listów, najwięcej o nim mówiła i najbardziej tęskniła. Gdy tylko mogła, chodziła za nim krok w krok, czasami nawet do łazienki nie puszczając go samego. A teraz? Nawet go nie zauważyła. Co mogało pochłonąć Austrię bardziej od jego osoby?
W pierwszej chwili instynktownie chciał wykorzystać moment jej nieuwagi i odjeść póki pozostawał niewykryty, lecz przypomniał sobie, że tym razem przecież to on szukał jej, a nie ona jego. Trochę niepewnie zaczął się więc kierować w jej stronę, aż w końcu przystanął obok niej. Czując się dziwnie nieswojo oparł się o ścianę czekając na jakąś reakcje z jej strony, ta jednak nie następowała. Austria była kompletnie pochłonięta swoim zadaniem i z niewiarygodną wręcz pasją przykładała lewe ucho do drzwi, tym samym patrząc w stronę przeciwną niż ta po której znajdował się Węgry. Madziar czując się z jakiegoś powodu coraz bardziej niekomfortowo, pozwolił sobie odchrząknąć by jakoś zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. Gdy to nie pomogło przypatrywał jej się jeszcze przez chwilę, aż w końcu spróbował bardziej oczywistej metody.
Zapalił papierosa.
- Wiesz, że nie powinno się podsłuchiwać? - zagadnął, wyrzucając gdzieś w bok zużytą zapałkę.
Po chwili Austria ocknęła się. Bynajmniej nie na dzwięk jego głosu, a pod wpływem znienawidzonego smrodu. Powoli odwróciła głowę w jego stronę. Węgry w duchu zaczął siebie przeklinać za to posunięcie, oczami wyobraźni już widząc co zdąży się zaraz. Przygotowując się do spełnienia nieprzyjemnego obowiązku przytulenia, włożył papieros do ust i nawet rozłożył nieznacznie ręce. Z westchnieniem zamknął oczy czekając aż mała idiotka się na nim uwiesi.
Ale Austria spojrzała tylko na niego przelotnie.
- To bez znaczenia. - powiedziała prostując się - Przez te drzwi i tak nie da się nic usłyszeć.
Madzira zamurowało. Po pierwsze niedoczekawszy się niemiłej rutynowej czynności, poczuł się w pewien sposób urażony, wręcz odrzucony. Nie ciążyło mu to jakoś bardzo, ale nadal pozostawiało dziwny posmak. Po drugie ta Austria była jakaś inna. Nie chodziło tu już o to, że zawiódł jej radar. Jej zachowanie mniej było krzykliwie, spojrzenie jakby mądrzejsze i głos, choć nadal ten sam nie był już tak irytujący.
Węgry wiedział, że musi się otrząsnąć by przez przypadek nie podjąć jeszcze jakiejś złej decyzji.
- Wszytko dobrze? - wyrwał go z zamyśleń zatroskany głos Austrii.
- Yyymm... Tak. - powiedział szybko, strzepując popiół z papierosa - Szukałem cię...
- Mnie? - przerwała mu zaskoczona, a w jej oczach pojawił się ten złowróżebny błysk.
- Tak. - potwierdził chcąc jak najszybciej przejść do senda - Słuchaj...
- Czyli jednak się stęskniłeś! - krzyknęła rozentuzjazmowana ponownie mu przerywając. Chwilę później już na nim wisiała jak to miała w zwyczaju - Też tęskniłam! Nawet nie wiesz jak bardzo...
- Chyba wiem... - wymruczał niezadowolony. Już myślał, że będzie pięknie, niestety Austria musiała wrócić do normy. Mimo to, też objął ją jedną ręką, poniekąd czując pewną, ale zdecydowanie nieznaczną ulgę - Pewnie nie wiesz, o czym rozmawiają? - zapytał gdy ta w końcu się od niego odkleiła. Austria pokręciła głową, westchnął - Trudno, sam się dowiem.
- Zaczekaj! - zatrzymała go, łapiąc go za dłoń, którą już kierował ku klamce. - Nie możesz tam tak po prostu wejść. Niemcy będzie zły i...
- I co z tego?
Wraz z tymi słowami wyrwał swoją dłoń i złapał za klamkę. Nie trudząc się by chociażby zapukać, otworzył bezceremonialnie drzwi. Na przestraszoną jego zuchwałością dziewczynę nawet nie spojrzał, zaś ta nie próbowała go zatrzymać.
- ...taka obdarta... - usłyszał nim jeszcze Vichy zdążył zamilknąć.
W pomieszczeniu zapadała cisza, a wszystkie spojrzenia wylądowały na nim. Węgier to nie zraziło i sam rozeznał się szybko w sytuacji. Nie robiąc żadnego kroku, ani nie zamykając za sobą drzwi, rozejrzał się po zebranych. W pierwszej kolejności jego wzrok wylądował na siedzącym przed biurkiem Vichy, miasto było widocznie zestresowane. Gdzieś w kącie siedział Włochy, tak samo zmarnowany jak zawsze, z tym samym brakiem chęci do życia. Na przeciwko przesłuchiwanego znajdowały się dwie osoby, Japonia zabijająca akutalnie Madziara wzrokiem i podejrzanie spokojny Rzesza, na którym to Węgry ostatecznie skupił całą swoją uwagę. Emocje pojawiły się na twarzy Niemiec tylko na chwilę, gdy jego spojrzenie powędrowało za plecy przybysza. Patrząc na Austrię piorunowała z niego złość, zupełnie tak jakby obwiniał siostrę o wszystkie swoje dotychczasowe porażki i błędy. Węgry zmarszczył na to brwi i sam odwrócił się w jej stronę, lecz gdy to zrobił Austrii już tam nie było. Chwilę szukał jej spojrzeniem, ale zrezygnował. Nie było sensu się nad tym rozczulać, po prostu zamknął drzwi.
- Możecie kontynuować. - zezwolił zuchwale, opierając się o mebel niedaleko wejścia.
Węgry sądził, że po takim zdaniu Niemcy poczuje się chociaż w drobnym stopiu urażony, czego w ogóle nie było po nim widać. Żaden mięsień na twarzy nazisty nawet nie drgnął, a ruch ciała widoczny był tylko przy oddychaniu. Chwilę tak na niego spoglądał wzrokiem tak przenikliwym, że aż wyżerającym w Madziarze dziurę.
- Mów dalej. - rzucił w końcu, przenosząc spojrzenie na Vichy.
- Eee... - miasto zmieszało się, spodziewając się innego rozwoju spraw. Widząc zniecierpliwienie na twarzy na przełożonego, ogarnął się - Jak już mówiłem, zachowywała się jak obłąkana. Ciągle gadała od rzeczy. Mówiła, że musi jak najszybciej się tutaj dostać bo inaczej ją znajdą. No i... - zatrzymał się na chwilę, Rzesza ponaglił go spojrzeniem - Nie wiem czy to ważne, ale... Cały czas mówiła tylko po niemiecku. Nawet nie przeklnęła w swoim języku.
- Przeszukaliście okolicę? - zapytał od niechcenia Włochy. Przejął inicjatywę widząc zamyślenie na twarzy przyjaciela - Wszystkie rzeki, stawy, jeziora, lasy...?
- Tak, oczywiście!
- A w jakim promieniu...?
- Nie wiem... - Vichy znowu się zmieszał - Pięciu kilometrów od miasta?
Włochy parsknął śmiechem. Japonia spojrzała na niego, niemo zgadzając się z tym o czym właśnie mógł pomyśleć.
- Powiedz mi, - zaczęła spokojnie Azjatka - a wiesz jaki dystans zdrowy człowiek jest w stanie przejść pieszo w jeden dzień? Nie mówię już nawet o podróży koleją...
- Nie...
- Och, szkoda. - Japonia sztucznie się zatroskała - Nic straconego, jeśli chcesz zawsze możemy to sprawdzić. - uśmiechnęła się, Vichy powoli zaczął się rozluźniać - Tyle, że dla dobrego pomiaru powinieneś chodzić tak nieustannie przez... trzy tygodnie?
- Cztery. - wtrącił się Włochy.
- Cztery tygodnie. - jej głos nadal wydawał się niewinny i łagodny, było w nim jednak coś strasznego. Vichy znowu zaczął się stresować - Żeby wynik był wiarygodny musiałbyś oczywiście maszerować w warunkach podobnych co nasza mała flądra. Bez jedzenia, picia, prawdopodobnie bez broni...
- Tak. - odezwał się nagle Niemcy. Skierował oczy na zegar, zaraz potem mówił dalej - Możesz zacząć już teraz.
- To z-znaczy? - zapytało niepewnie miasto, pomimo spokoju na twarzy Rzeszy, nadal kuląc się na krześle.
Tymczasem Węgrowi skończyła się cierpliwość.
- To znaczy, że masz wypierdalać. - powiedział, otwierając jeszcze drzwi.
Vichy nie był co do tego pomysłu pewny. Dopiero reszta państw rozwiały jego wątpliwości. Nie tracąc czasu na pożegnanie, wręcz wybiegł z pomieszczenia, by nie ryzykować narażeniem się u kogokolwiek. Węgry zatrzasnął za nim drzwi.
- Co tu robisz? - zapytał do razu Rzesza.
- Przyjechałem do Austrii. - skłamał bez mrugnięcia okiem.
- Prędzej uwierzę Cyganowi, który powie, że chce mu się pracować.
Węgry przewrócił oczami.
- Dowiedziałem się, że coś się dzieje, więc przyjechałem sprawdzić. - tym razem wyjaśnił, wzruszając ramionami. Nie chciał wydawać Słowacji.
Rzesza uśmiechnął się litościwe.
- Ciekawe skąd. - powiedział, zaraz po ten uśmiech zniknął z jego twarzy. Znów spojrzał na zegarek - No nic, za chwilę i tak się dowiesz.
Madziar jedynie zmarszczył brwi. Zachowanie Niemiec było co najmniej specyficzne. Ukradkiem oglądając się po reszcie próbował odgadnąć czy i oni to zauważyli. Japonia była jednak zbyt ciężka do odczytania, a Włochy jak zwykle wyglądał jakby nic go nie obchodziło. Przez pewien czas siedzieli w ciszy, dopóki Węgrowi nie znudziło się mielczanie.
- Więc, co wy tutaj robicie? - zadał pytanie nurtujące go od początku tego spotkania.
Japonia tylko spojrzała na niego z pogardą, komunikując mu tym samym, że nie zamierza odpowiadać na żadne jego pytanie. Włochy zaś westchnął.
- Też chciałbym wiedzieć... - mruknął ledwo słyszalnie. Westchnął jeszcze raz, tym razem ciężej niż poprzednio - Nie ważne, i tak zamierzałem już iść.
Włochy podniósł się ciężko z fotela. O ile Japonia miała to kompletnie gdzieś, tak Niemcy spojrzał na niego spod byka, jakby chcąc go tym zatrzymać. Fasztysta oczywiście nic sobie z tego nie zrobił, wyglądał na kompletnie niezdolnego do jakiekolwiek reakcji, zupełnie tak jakby nie widział świata dookoła, albo się nim nie interesował. Od zawsze był mniej lub bardziej pogrążony w melancholii, lecz od ostatniego czasu było z nim znacznie gorzej. Węgry nie był całkowicie bezduszny, widząc, że coś się dzieje próbował zaprosić go na papierosa i wypytać. W odpowiedzi dostał tylko smutny uśmiech i stwierdzenie „I tak mi nie uwierzysz“. Od tamtej pory już nie próbował, jedynie obserwował i musiał stwierdzić, że jego byt wydawał się po prostu marny, co można było zauważyć nawet teraz. Włochy będąc o krok od drzwi, już wyciągał rękę w ich kierunku. Ktoś z drugiej strony zdążył je już jednak otworzyć za niego. Pchnięcie było tak energiczne, że kraj nie zdążył zareagować. Jego głowa zderzyła się z drzwiami z taką siłą, że cofnęło go aż o krok. Zaklął pod nosem.
Węgry uśmiechnął się mimowolnie. Rozbawienie szybko mu przeszło gdy tylko spostrzegł kto wszedł do pomieszczenia. Pierwsza minęła go Słowacja, która od razu gdy tylko spostrzegła Włochy doskoczyła do niego z przeprosinami i pytaniami o potrzebę pomocy. Ważniejsza była dopiero druga przybyła osoba.
Madziar widząc Polskę musiał aż zamrugać kilka razy nie wierząc swoim oczom. Dlaczego tu była Pojmali ją? Rosja by na to nie pozwolił. Dostała rozkaz? Nie wykonałaby go. Stwierdziła, że to jedyne wyjście? Czechy by ją od tego odwiódł. Węgrowi przychodziło do głowy tylko jedno wyjście. Znał ją. Nie znalazłaby się tutaj gdyby sama nie chciała.
Rozejrzał się po pozostałych. Spojrzenie Japonii zmieniło się na trochę bardziej wrogie. Włochy nawet nie przejął się obecnością Polski, znając jego zamiłowania do kobiet, prawdopodobnie próbował wykorzystać okazję, zaciągnął Słowację gdzieś na korytarz. Rzesza nawet nie drgnął, przyglądał się w skupianiu przybyłej, nie zamierzał rozpocząć dialogu.
Z samą Polską udało się Węgrowi wymienić spojrzenia jedynie na ułamek sekundy. Choć nie było to wiele, już wtedy mógł stwierdzić, że coś było nie tak. Utwierdził się w tym tylko, gdy podczas chwili ciszy jaka zapadała, dziewczyna nie podniosła dumnie głowy jak to miała w zwyczaju, a spuściła już wstydliwie. W jej postawie widocznych było wiele emocji takich jak skrucha, niepokój, żal, Madziar wiedział jednak, że są one fałszywe. Polska mogła zwieść wszystkich, ale nie jego.
- Przepraszam.
Choć słowo to było ciche, rozległego się niczym krzyk na pustej hali. Polska skuliła się po tym jeszcze bardziej. Japonia z wrażenia zaczęła się aż ksztusić powietrzem. Po Niemcu pozornie nie było widać nic. Węgry nie znał go bardzo dobrze, ale wystarczająco by zauważyć ledwo widoczne drgnięcie prawej powieki, by pod maską wykutą z lodu zobaczyć emocje, których prawdopodobnie sam ich właściciel nie potrafił zdefiniować. Wyznanie Polski nie wywołało reakcji tylko w jej przyjacielu, on jedynie dalej obserwował.
- Ja... przepraszam... - powtórzyła rozstrzęsiona, w jej oczach pojawiły się nawet łzy - Byłam głupia, ale... ale teraz wiem, że nigdy nie powinnam chcieć stąd uciekać. - unikała wzroku zebranych, sprawiając wrażenie zagubionej, nerwowo bawiła się palcami - Bo oni... Z nimi nie będę mieć nic. Zaprowadzą mnie tylko do klęski... A ty... Ty chcesz stworzyć mnie od nowa, na swoje podobieństwo. To była moja wina, że w Gubernatorstwie działo się źle, bo nie byłam posłyszna. Nie widziałam tego, jak idelane jest to co stworzyłeś... to co robisz. Wiem... wiem, że z tobą wygram coś więcej niż wojnę...
Węgry wiedział, że to wszytko było sztuczne, naśladowane tylko na tyle umiejętnie by uchodziło za prawdziwe. Reszta państw o tym jednak nie wiedziała, albo była zbyt głupia i naiwna by to zauważyć. Polska spojrzała w końcu na Rzeszę swoimi przeszklonymi oczyma. Lodowa maska Niemiec nadal nie stopniała, ale w jego spojrzeniu było już coś innego, uleciała z niego pewna surowość, choć nadal nie można go było nazwać łagodnym. Japonia spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Chyba nie zamierzasz jej uwierzyć? - zapytała zbulwersowana - Już od dawna wiedzieliśmy, że tu przybędzie. Pamiętasz co mówił...
- Pamiętam. - przerwał jej ostro. Dopiero jego spojrzenie uświadomiło jej jaki błąd popełniła - Węgry? - szybko przeniósł wzrok na wymienionego - Możesz ją zabrać i zostawiać nas samych?
Choć Madziar zazwyczaj nie wykonał czyichś rozkazów, tym razem skinął twierdząco głową i machnął na Polskę, by ta szła za nim. Dziewczyna smutno wykonała polecenie, lecz gdy tylko drzwi od gabinetu się za nimi zamknęły, jej samopoczucie magicznie się poprawiło. Madziar od razu zaciągnął ją w inny korytarz.
- W co ty pogrywasz? - zapytał bez ogródek.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - wzruszyła ramionami - Mówiłam szczerą prawdę.
- Taaaak... - odprał ironicznie - A potem przyleciał smok i zgwałcił twoja matkę.
- Ja nie mam matki. - skrzywiła się.
- No właśnie. Ich możesz okłamać, ale mnie nie.
- O co ci chodzi?
Węgry westchnął.
- Pola, wiesz, że jesteś dla mnie jak rodzina. - powiedział trochę zrezygnowany - Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało. Po prostu wiedz, że to co robisz jest w kurwę niebezpieczne.
- Wiem, ty dla mnie też jesteś już rodziną. - odparła, jej ton znacznie złagodniał - Nic mi się nie stanie, obiecuję.
- Teraz będziesz szpiegowała jeszcze perfidniej niż wcześniej. Wiesz, że nie mogę puścić tego mimochodem. - zrobił pauzę, spojrzał w bok, uspokoił się - Słuchaj, nie powiem nikomu o tym co robisz - zdecydował - ale nie oznacza to, że nie będę cię sabotować.
Polska spuściła wzrok, zamyśliła się na chwilę. Gdy znów go podniosła uśmiechnęła się szeroko, tym razem już całkiem szczerze.
- Czy to wyzwanie?
- Może.
______________________________________
Wydaję mi się, że chęci nieco mi wróciły. Szczególnie energii do pisania dostałam po pewnym, że tak się po polsku wyrażę, krzyżującym epizodzie w pewnym artbooku. Nie wiem co będzie na przykład za tydzień,. miesiąc czy nawet jutro. Na razie staram się po prostu wrócić do codziennego pisania, tak jak to robiłam kiedyś, a co zanikło mi ostatnimi czasy.
Nie wiem co życzyć na Wszystkich Świętych, Halloween uważam za najgorsze plugastwo więc zrobię inaczej:
Niechaj wasze ognisko podczas Dziadów nie wygasa do rana!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top